Misja wykonana pomyślnie!
Znaleziono 1476 wyników
- 30 paź 2023, o 21:15
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Posterunek straży
- Odpowiedzi: 44
- Odsłony: 1243
Re: Posterunek straży
- 29 paź 2023, o 16:31
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Posterunek straży
- Odpowiedzi: 44
- Odsłony: 1243
Re: Posterunek straży
Izuro
Misja rangi D - "Przesłuchanie"
13/15
Lato, 394 roku Kłamstwa, strach o własne życie, nienawiść, zemsta. Można powiedzieć, że te cztery słowa idealnie opisywały pobyt za kratami. Nie było to więzienie. Jeszcze nie. Tam byłoby dużo gorzej. Tam już nie było nadziei na szybkie wyjście. Tajima była członkiem ekipy Takeshiego. Ale czy aby na pewno? Czy wiedziała czym zajmuje się jej dziadek i czy popierała go w tym? Dla Izuro nie miało to znaczenia. Jej dziadek skrzywdził go. Przez niego trafił do tego miejsca. Dlatego chciał się zemścić. Nawet jeśli niewinna dziewczyna miała przez to ucierpieć. On chciał jak najszybciej wyjść. Chciał zapomnieć. Wrócić do normalności.
Jeśli dziewczyna była niewinna, to trafiła na wyjątkowo podłego człowieka. Jeśli była winna, to trafiła na kogoś równie zepsutego co ona. Takeshi wykorzystał jego. On zamierzał wykorzystać Tajimę. Jedyną wartością jaką dziewczyna posiadała była wiedza o możliwej kryjówce jej dziadka. Wiedza, którą tak ochoczo oddała. Powodowało to, że obecnie nie posiadała prawdopodobnie żadnej wartości. Była zbędna. Jej los był dla naszego bohatera całkowicie obojętny. Nie zamierzał jej pomagać. Czy to z obawy, że mogłaby coś mu zrobić. Czy to ze zwyczajnej chęci zemsty. Nieważne. Tajima nic nie zrobiła. Wysłuchała tylko krótkiego przemówienia chłopaka. I nagle do niej dotarło o co chodzi. Zdradziła mu sekret, o który tak długo wypytywali strażnicy. Teraz on im go poda. Jeśli była przerażona, to nie dawała tego po sobie poznać. Zacisnęła zęby i wycedziła kilka słów:
- Jesteś podły, wiesz? - W jej głosie można było wyczuć irytację i gniew. Tak jakby go karciła. - Myślisz, że Nobuku cię wypuści jak mu powiesz co chce wiedzieć? Rozwiąż mnie i razem pomyślimy jak stąd uciec...
Czy miała plan, czy nie miała planu, to nie miało znaczenia. Mogła go mieć od samego początku. Mogła go wymyślić dosłownie minutę temu. Mogła go nie mieć i liczyła na to, że "co dwie głowy to nie jedna" i wspólnymi siłami coś wykombinują. To prawda, że póki co w Atsui nie miał żadnego przyjaciela i co najwyżej samych wrogów. Może to była idealna okazja, by się w końcu z kimś zaprzyjaźnić? Powiadano, że "prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie". Przyjaźń z Tajimą mogła dać chłopakowi pewne benefity, o których dużo mężczyzn mogłoby tylko marzyć. A przyjaźń z Nobuko? Czy w ogóle była możliwa? To była jedyna szansa, by się wycofać i by nie wołać strażników.
(Jeśli Izuro nie zawoła strażników, to pomiń następne akapity) Izuro zarządał rozmowy z Nobuko. Przez dobrą minutę, może dwie, może trzy nic się nie działo. Nikt mu nie odpowiedział. Jednak po chwili drzwi otworzyły się ze zgrzytem, który rozdarł otaczającą naszego bohatera ciszę. Tajima spojrzała na stojącą w nich postać. Kapitan Nobuko był jak zwykle w pełnym wyposażeniu. Wyglądał groźnie. Serce dziewczyny zaczęło bić mocniej. Bała się. Chociaż to trudno było zauważyć. Kapitan spojrzał na chłopaka, a jego mina zdradzała zniecierpliwienie.
- Mam nadzieję, że masz dla mnie jakieś ciekawe informacje - przemówił, a jego głos zdawał się grzmieć niczym grom. A może to była tylko iluzja wywołana chwilą i odpowiednim nastrojem tego pomieszczenia. - Czy zawołałeś mnie tylko po to, bo chce ci się srać? Albo jej?
Wskazał palcem na dziewczynę. Ta już zaprzestała swojego dziwnego tańca. Może już jej się nie chciało. Może to ukrywała. A może po prostu od początku łgała. Kapitan nie dbał o potrzeby fizjologiczne. On chciał konkretów. On chciał informacji. Czy jednak Izuro zdecydował się mu powiedzieć? A może zachował sekret dla siebie?
(Jeśli Izuro nie przekaże kapitanowi informacji, to pomiń następne akapity) Kapitan uśmiechnął się. W końcu dopiął swego. Zdobył interesujące go informacje. Wiedział już gdzie można szukać Takeshiego. Dlatego nie potrzebował Izuro. Ani Tajimy.
- A więc kryjówka w Shigashi no Kibu - podsumował. - Miasto śmieci idealnie pasuje dla takiego śmiecia jak Takeshi. Prawda?
Kapitan Nobuko nie miał nic do Takeshiego. Nawet szacunku. Dla niego tamten człowiek był "wrzodem na dupie zdrowego społeczeństwa". Przynajmniej tak mawiał pewien bardzo mądry pijak. Nobuko zaklaskał w ręce. Widać było, że się cieszy. Było mu naprawdę do śmiechu, ale nie dał tego po sobie poznać. Zachowywał pełen profesjonalizm. Do śmiechu natomiast nie było Tajimie. Dziewczyna wiedziała, że raczej już stąd nie wyjdzie. A przynajmniej nie szybko. Jej obawy zaczęły się spełniać. Kapitan dobył katany, a miecz z pewnością był ostry. Ostrze odbijało płomienie świecy i połyskiwało lekko. Nie zwrócił uwagi na Izuro, tylko przeszedł obok niego. Zbliżył się do Tajimy i uniósł katanę w górę. Dziewczyna instynktownie zamknęła oczy. Nobuko bynajmniej nie celował w liny, które krępowały dziewczynę. Celował w jej szyję. Jeśli Izuro widział jakąś wartość w pozostawieniu piękności przy życiu, "to powinien przemówić teraz lub zamilknąć na wieki". Ewentualnie zrobić coś innego.
- Wkrótce spotkasz się z Takeshim w piekle - powiedział z nienawiścią w głosie, a następnie jego ostrze zaczęło zmierzać niczym strzała do celu. Był to tylko krótki, aczkolwiek zabójczy świst...
Wychodziło, że dziewczyna przekaże pozdrowienia od Izuro dopiero w piekle, bo tam miała się spotkać ze swoim dziadkiem. Oczywiście o ile nasz bohater niczego nie zrobi. Bo zrobić mógł. Miał na to chwilę czasu. A więc co teraz?
- 28 paź 2023, o 13:33
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Posterunek straży
- Odpowiedzi: 44
- Odsłony: 1243
Re: Posterunek straży
Izuro
Misja rangi D - "Przesłuchanie"
11/15
Lato, 394 roku Izuro nie chciał zrobić niczego głupiego. Jednak robił. Głupotą były próby analizowania motywów i zachowania Takeshiego. Takeshi był przestępcą. Kogo obchodziło czy chciał uratować dziewczynę, a może coś ukraść? Albo to czy sobie wszystko poukładał czy miał zwyczajnie szczęście lub zwyczajnego pecha. W sumie co by mógł zyskać na tym, że Izuro trafi do więzienia? Chociaż czy nie on sam go tam wysłał? Nie. On go wysłał, by ten zwyczajnie odwrócił uwagę. To w ilu miejscach naprawdę zaszkodził pozostawało zagadką. Jednakże Nobuku wyraźnie powiedział jak Takeshi działa. Rezultat był prosty. Kupcy zostawali przez niego okradzeni. Takeshi był złodziejem.
Prawdą było, że stróże prawa czasami nadużywali władzy. Czasem nawet prawo było okrutne, złe i krzywdzące. "Twarde prawo, ale prawo" jak to zwykło się powiadać. Czy tak mogło być w tym przypadku? Stan dziewczyny mówił, że tak. Jednak Izuro nie mógł ślepo wierzyć własnym oczom. Nie w takiej sytuacji. Nasz bohater wyciągnął dość dobry wniosek. Któraś ze stron kłamała. Pozostawało tylko pytanie która. Dziewczyna dla Izuro była świadkiem, ale przecież świadka nia trzyma się w taki sposób. W oczach strażników była zwyczajnym przestępcą, z którego chciano wyciągnąć informacje nawet w najbardziej brutalny sposób, jeśli byłoby trzeba. Jej sytuacja była naprawdę trudna. Izuro zdołał powstrzymać swoje zapędy i nie skrzywdził dziewczyny w żaden sposób. Jednak czy mógł mieć pewność, że strażnicy także zdołali? Wystarczyło sobie wyobrazić strażnika mającego bardzo ciężki dzień: mnóstwo uganiania się za durnymi zbirami, wypełniania papierkowej roboty i ciężkiej fizycznej pracy, polegającej na przenoszeniu czegoś skądś dokądś. W perspektywie miał powrót do domu i do zrzędliwej starej jędzy, której kiedyś - a był to oczywiście największy błąd w jego marnym zasranym życiu - się oświadczył, a później nazywał żoną. Teraz była tylko "starą jędzą" lub "głupią kurwą". Od miłości do nienawiści wiodła droga. Czasem prosta i szybka. Czasem krzywa i długa. Ale wiodła. Inną opcją był półnagi i skrępowany więzień. Odpowiedź nasuwała się sama. Izuro był dżentelmenem. Być może pragnął tej kobiety, ale nie w ten sposób. Być może pragnął, by i ona pragnęła jego. Marzenia i pragnienia miały to do siebie, że od czasu do czasu lubiły się spełniać.
Neutralnie podejście do sprawy z początku było dobre. Jednak na końcu i tak musiał opowiedzieć się za jedną z dwóch stron. Nawet jeśli udałoby mu się pozyskać wymagane informacje, to przecież mógł zdecydować. Powiedzieć Nobuko czy nie powiedzieć? Informacja to był skarb, którym mógł się podzielić albo który mógł zachować tylko dla siebie. Nobuko nawet by nie zauważył, że wysłany przez niego "szpieg" jednak posiada jakieś informacje. Mógł kłamać, mówiąc: "nic mi nie powiedziała". Mógł też pomóc dziewczynie, jeśli ta zdecydowałaby się o coś poprosić. Tajima nie rozumiała do końca relacji jej dziadka i Izuro. Co to znaczyło "dobrym znajomym"? Kochankiem? To było obleśne. Wspólnikiem w interesach? No może... Czy spalił się w jej oczach? Niekoniecznie. Może nawet zdobył trochę zaufania.
- Rozumiem - odpowiedziała i nie zadała więcej żadnego pytania. Widać było, że całe przerażenie uleciało z jej oczów. Już się Izuro nie bała. - Gdybym miała jakiś plan, to już dawno bym stąd wyszła... Nie stoję tutaj dla przyjemności.
Nie odwzajemniła jego uśmiechu. Nie miała się z czego śmiać i z czego być zadowolona. I tak... stała. Ręce miała tak ułożone i skrępowane, że nie było możliwości, by usiadła. Albo, żeby się położyła lub samodzielnie załatwiła swoje potrzeby fizjologiczne.
- Dziadek Takeshi czeka gdzieś w Shigashi no Kibu zapewne. Znam takie jedno miejsce... - Tutaj podała opis miejsca, w którym zazwyczaj spotykała się z dziadkiem, gdy byli poza granicami Atsui. Shigashi no Kibu było miastem, które kontrolowały trzy mafie. Idealne miejsce dla takiego przestępcy jak Takeshi. Zastanawiający był fakt, że dziewczyna tak szybko podała tą informację. Niczym na srebrnej tacy. Może chciała się uwiarygodnić, tak jakby mówiła: "Jesteśmy w tej samej drużynie. Nie wierzysz? Udowodnię Ci! Takeshi mieszka tam i tam, lubi jeść to i to. W zeszłym tygodniu pieprzył się ze starą brunetką spod dziesiątki! A dwa tygodnie temu miał w łóżku trzy młode blondynki". Ewentualnie uznała, że nawet jeśli Izuro jest wspólnikiem Takeshiego, to może nie znać wszystkich jego kryjówek? A może chciała, by nasz bohater ją tam zabrał? Czyżby zaczynała mu ufać?
W pewnym momencie zaczęła się ruszać w pewien charakterystyczny sposób. Dziewczyna zachowywała się tak jakby chciało jej się sikać. W obecnej jednak sytuacji nie mogła jednak ściągnąć majtek i siąść na dziurze. A inny sposób był dużo bardziej krępujący.
- Nie wołaj strażników - poprosiła niemalże ze łzami w oczach. - Widzisz jak mnie przywiązali? Nie mogę sama załatwić swoich potrzeb... do tego niesamowicie bolą mnie ramiona... Czy mógłbyś mnie rozwiązać? 5 minut mi w zupełności wystarczy... Potem przywiążesz znowu...
Wiedziała, że strażnicy nie daliby jej takiej łaski. Izuro jednak był inny. Może on zgodzi się jej pomóc... Bardzo oczekiwała chwili wytchnienia... Jeśliby nasz bohater przyglądnął się lepiej linom, to mógłby stwierdzić, że bez problemu da radę je rozwiązać. Liny krępowały Tajimę do tego stopnia, że ona nie potrafiła tego zrobić. Ale dla kogoś nieskrępowanego była to bułka z masłem. Co teraz? Jaka będzie decyzja?
- 27 paź 2023, o 00:10
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Posterunek straży
- Odpowiedzi: 44
- Odsłony: 1243
Re: Posterunek straży
Izuro
Misja rangi D - "Przesłuchanie"
9/15
Lato, 394 roku Miejsc na świecie było dużo. Niektóre były piękne, inne natomiast brzydkie. Jedne - pełne dobroci i ciepła, drugie - pełne nienawiści, cierpienia i chłodu. Taki stan rzeczy dyktowały trzy rzeczy: matka natura, szczęście i człowiek. Ten ostatni miał niesamowity wręcz wpływ. Człowiek mógł sprawić, że mała wioska stanie się wielką stolicą imperium. Człowiek mógł doprowadzić piękne miejsce - jak chociażby wielkie bogate miasto - do całkowitego zniszczenia. Człowiek dawał drugim pozytywne emocje, ale też i te negatywne. Jego wpływ był co najmniej tak wielki, a może i jeszcze większy, jak pozostałych sił rządzących tym światem. Izuro mógł szukać lepszego miejsca niż jego własna prowincja. Być może dane mu było takie znaleźć. Być może miał znaleźć jeszcze gorsze. A być może miał nie opuścić tego miejsca, w którym aktualnie przebywał. Zło rozlało się po świecie i ciężko było znaleźć miejsce, które jest pozbawione zbrodni i przemocy. Nawet jeśli na pierwszy rzut oka takie się zdawało... Światło słońca oślepiało i ukrywało. "Za dnia pięknością." Mrok pozwalał odzyskać wzrok i odkrywał prawdę. "W nocy zaś szkaradą." W dzień przestępcy zgrywali porządnych obywateli. W nocy uwalniali swe demony.
Nasz bohater nie zauważył nic niezwykłego w ścianach, wyjściu i dziewczynie. Ściany były solidne, ale raczej nie przetrzymałyby wysoko poziomowego jutsu. Wyjście zamknięte, ale silny shinobi zdołałby wyłamać zawiasy. Dziewczyna jak stała tak stała. Była piękna i miała podobno potrzebne informacje. Była nieuchwytna, ale została złapana. Nie chciała mówić, więc może coś powie. Izuro mógł złapać jej nieuchwytne słowa, tak jak strażnicy złapali jej ciało. Wydobycie informacji mogło być bardzo trudne. Czy zasłużyła na takie traktowanie? Jeśli tak, to będzie kłamać. Jeśli nie, to ciężko stwierdzić. Która wnuczka wydałaby swojego dziadka? Warto było nawiązać jakąś rozmowę, bo bez tego nie było szansy na pomyślne zaliczenie tego zadania. A co by się wtedy stało, to już tylko bogowie wiedzieli. Podobnie jak wiedzieli co by się stało gdyby odmówił i nie poszedł na współpracę.- Rozumiem... dziadek lubił... opowiadać o świecie... - odpowiedziała. Skinęła głową, słysząc, że gdy "będzie potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, to tylko słowo", a także na informację o możliwym podsłuchiwaniu. Ona się tym jednak nie przejmowała. Co jej mogli zrobić nad to co do tej pory zrobili?
Sprawienie, żeby Tajima mu zaufała było mądrym posunięciem. To była gra. On chciał zdobyć jej zaufanie. Ona chciała zdobyć zaufanie jego. Przynajmniej tak by było, gdyby naprawdę współpracowała z Takeshim. Sprawić, by jej zaufał, a potem wykorzystać. Czy nie tak działał jej dziadek? Izuro miał się dowiedzieć gdzie Takeshi się ukrywa. Albo gdzie znajduje się jego kryjówka. Przecież nie było powiedziane, że Takeshi będzie akurat w miejscu wskazanym przez Tajimę. Mógł wyjść na spacer, na kolejną akcję, do baru lub sklepu. Miejsc było dużo. Niektóre piękne. Inne brzydkie. Może nawet został pojmany lub zabity.
- Akurat odwiedzałam dziadka, jak przyszli - odpowiedziała. - Dziadek kazał mi się ukryć, a sam odciągnął ich uwagę. Obiecał, że po mnie wróci. Nie wrócił. Poszłam go szukać i tak wpadłam.
Historia brzmiała bardzo przekonywująco. Dziadek uciekł. Zostawił wnuczkę. Nie był więc dobrym dziadkiem. Może użył jej jako zasłony dymnej? W tym też miał doświadczenie. Tajima była w opłakanym stanie, ale jej wewnętrzna ciekawość została pobudzona. Może nawet bardziej pobudzona niż żołnierz Izuro. Dlatego postanowiła zapytać:
- Jesteś jednym ze zbirów mojego dziadka? - W jej oczach pojawiło się przerażenie. Jej mina mówiła jasno i wyraźnie: "nie wiedziałam czym on się zajmuje... tak naprawdę nigdy nie znałam tego człowieka... zawsze nosił maskę..." Nie wypowiedziała tych słów na głos. Wiele pytań było otwartych i wiele wątków rozpoczętych. Wiele osób nosiło maski, a tylko nielicznym udawało się poznać prawdę i pozostać w jednym kawałku - zarówno tym psychicznym jak i fizycznym.
Mijały kolejne minuty. Gra trwała w najlepsze. Drzwi ani drgnęły. Nikt też nie wszedł do środka. Nikt im nie przeszkadzał. Nawet kapitan Nobuko. Gdyby to zrobił, to cały plan pewnie by spalił na panewce. Trzeba było przyznać, że Izuro zbliżał się nieubłaganie do rozwiązania całej tej sprawy. Było ono niemalże na wyciągnięcie ręki, ale ciągle nieuchwytne i ulotne. Dziewczyna zaczęła nerwowo przebierać nogami, tak jakby tańczyła jakiś dziwny taniec. Szczerze mówiąc, był on naprawdę popularny w jej stronach, a może i nawet na całym świecie. Przywoływał dobrą pogodę, przynosił ludziom szczęście i pomagał uciekać z więzienia. Przynajmniej tak mówiły legendy. Były to bajki, w które normalny dorosły mężczyzna nie powinien wierzyć. Kobieta miała problem, jednak istota problemu była póki co nieznana. A może i znana? Może Izuro wiedział co ten specyficzny taniec oznacza i co Tajima próbuje zrobić? Może to jakiś specjalny kod wymyślony przez bandę Takeshiego? Może uznała, że Izuro powinien go znać? Co teraz się stanie? Kto wie? Kto wie?
- 24 paź 2023, o 07:38
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Posterunek straży
- Odpowiedzi: 44
- Odsłony: 1243
Re: Posterunek straży
Izuro
Misja rangi D - "Przesłuchanie"
7/15
Lato, 394 roku Do kapitana w końcu dotarło pytanie Izuro. Wzruszył tylko ramionami i odpowiedział krótko:
- To starzec, ale bardzo irytujący przestępca. - Tak jakby Izuro o tym nie wiedział, a wiedzieć przecież musiał. Przecież widział tą irytację w zachowaniu kapitana. - Wydaje mi się, że jest liderem grupy przestępczej, a może ma po prostu silną charyzmę i co najmniej kilku popleczników. Jak działa? Zawiera umowy z handlarzami, bierze pieniądze z góry i tyle go widziano.
Nie brzmiało to groźnie, ale być może Takeshi był dużo groźniejszy niż na to wyglądało. Sam fakt przynależności do grupy przestępczej dodawał mu tej złowieszczej aury. Czym jego banda się zajmowała tego Nobuko nie powiedział. Może nie chciał zdradzać tajemnic śledztwa. Może zwyczajnie nie wiedział. Wiedział tylko, że osobnik ten musi zostać powstrzymany. Brał tą sprawę osobiście.
- Dobra sugestia. Kontakt z innymi wioskami to dobry pomysł - dodał. Izuro nie mógł jednoznacznie stwierdzić czy dopiero zamierzają się skontaktować czy już się skontaktowali. Kapitan powiedział tylko, że to "dobry pomysł".
Izuro niechętnie (prawdopodobnie) zgodził się na współpracę. Miał dość tego koszmaru. Chociaż "koszmar" był pojęciem względnym. Dla niektórych takie więzienie było jak najpiękniejszy sen i spełnienie marzeń. Nie było takie złe jak mogło się wydawać. Nie było salą tortur. W powietrzu nie było czuć żadnego odoru śmierci czy nawet metalicznego zapachu krwi. Czy mógł pokonać kapitana? Z pewnością bez sprzętu byłoby to bardzo utrudnione. Nie było jednak wykluczone. Pomoc kapitanowi była jego przepustką na wolność i szansą na dokonanie zemsty na Takeshim.
- Nie wierz w żadne jej słowo. Świetnie kłamie - poinformował Nobuko na chwilę zanim wepchnął go do celi, w której przebywała tajemnicza dziewczyna. Tam gdzie ją uwięzili. - Staraj się zapamiętać wszystko co ci powie i potem zdaj mi raport. Ja ocenię, które z tych informacji mogą być prawdziwe.
Cel wydawał się wyjątkowo niepodatny na jakiekolwiek próby wyciągania informacji za pomocą rozmowy. A takie oto właśnie zadanie czekało naszego bohatera. Cała zabawa polegała na tym, by przeprowadzić konwersację. Niby proste zadanie, ale z pewnością wymagało odpowiedniego podejścia, strategii i ważenia każdego słowa.
Nawet jeśli kłamała, to jej ciało kłamać nie mogło. Z pewnością dostała kilka razy, a może nawet więcej. Pozycja, w której się znajdowała była z pewnością bardzo niedogodna. Rany tak nie bolały jak sznury. Czy jest coś w czym mógł jej pomóc? Ona także chciała się wyrwać z tego koszmaru. Może w tym? Jednak ona pokiwała tylko przecząco głową.
- Tajima - odparła, z trudem wymawiając swoje imię. - Na razie... nie...
"Na razie nie". Na chwilę obecną nie potrzebowała pomocy, ale nie wykluczała jej w przyszłości. Była taka jedna sytuacja, w której z pewnością pomoc Izuro byłaby nieoceniona.
Milczenie trwało chwilę. Chwila ta mogła zdawać się wręcz wiecznością. Chwila ta mogła być wyjątkowo krótka. W zależności z jakiej pozycji się na nią patrzyło. W końcu kobieta postanowiła przerwać milczenie. Izuro - o ile patrzył w tamtą stronę - mógł zaobserwować, że jej klatka piersiowa unosi się, czerpiąc strasznie dużo powietrza. A było na co popatrzeć. Po chwili wypuściła je z lekkim świstem. Brzmiało to tak jakby gwizdała, ale zbyt nieudolnie, żeby nazwać to gwizdanie pięknym. Z pewnością nie tak pięknym jak ona.
- A... więc... znasz... mojego... dziadka... - Mówiła z wielkim trudem i każde z tych pojedynczych pięciu słów sprawiało jej ból. Jednym zdaniem czarnowłosa odpowiedziała na jedno z zasadniczych pytań. "Co łączy ją z Takeshim?". Więzy krwi. Czy nie było naturalne, że wnuczka odwiedza dziadka? Nawet jeśli dziadek jest przestępcą, to dziewczyna mogła nie mieć niczego wspólnego z tym procederem. Czyżby Nobuko posunął się aż tak daleko, żeby wymuszać zeznania na tej biednej dziewczynie? Z drugiej jednak strony ona także była nieuchwytna. Gdyby nie uciekała, to by jej nie gonili. Ucieczką przyznawała się do winy. Była współwinna. Nobuko ostrzegał naszego bohatera przed nią. Czy jednak nie było tak, że każdy kto miał kontakt z Takeshim był niebezpieczny?
Tajima nie zwróciła uwagi na to, że chłopakowi "miło było ją poznać". Gdyby spotkali się w innych okolicznościach przyrody, to może i byłoby miło. Teraz tylko on czuł się "miło". Mógł popatrzeć na cudowny widok i zrobić co z nim chciał. Dla Tajimy pobyt na posterunku straży był wyjątkowo trudny i niezbyt miły. Dlatego nie podzielała opinii swojego rozmówcy. Pomyśleć, że Izuro mógłby skończyć podobnie, gdyby nie poszedł na współpracę. I może skończy, jeśli nie dostarczy wspomnianego przez kapitana raportu. Miał trochę więcej informacji niż się spodziewał. Mógł je jakoś wykorzystać. Wiedział czym Takeshi się zajmował i mniej więcej znał "status społeczny" tego człowieka. Czas tykał i - uwaga zaskoczenie - z każdą sekundą było go coraz mniej. Nobuko oczekiwał przełomu w śledztwie i z pewnością za jakiś czas przyjdzie i zapyta. Tik, tak, tik, tak. Jakie kroki poczyni teraz nasz bohater?
- 21 paź 2023, o 15:16
- Forum: Sansei (Wioska Terumi, szczep Sanjin)
- Temat: Pracownia i posiadłość Masamune
- Odpowiedzi: 13
- Odsłony: 2296
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
Czasy były niepewne. Miałem tego świadomość. Sam fakt, że co najmniej 90% ludzi chodziło z bronią u pasa mógł co u niektórych słabszych psychicznie powodować zawroty głowy. Mogłem wyczuć ten niepokój w zachowaniach ludzi i posłyszanych skrawkach rozmów. Nie przysłuchiwałem się im zbytnio i nie analizowałem. Ludzie bali się wielu rzeczy i bać się będą bez względu na to ile nieszczęść przetrwali. Nawet najbardziej zahartowaną stal można było złamać. Kowal, który naprawiał wozy i wykonywał rzeczy dla miejscowych, a czasem nawet i podróżnych, musiał mieć tego świadomość. W końcu obcował ze stalą na codzień. Była jego czułą kochanką. Czasem ją rozgrzewał. Czasem ostudzał. Czasem po prostu pukał. Albo stukał. Nie ważne kiedy dzień zagłady nastąpi. Jedyne co możemy zrobić to być przygotowanym.
Pracownia mistrza Masamune robiła wrażenie. Krzątało się tutaj więcej ludzi niż mógłbym się spodziewać. Oni nie byli przygotowani na nadchodzący kataklizm. Nie przejmowali się nim. Robili rzeczy tak prozaiczne jak przenoszenie koszy, ścinanie trawy i dbanie o porządek. Nie ujmowało im to w niczym. Nie każdy musi ciąć mieczem bambusowe kijki, czekając na jakiegoś niewidzialnego wroga. Trzeba żyć. Trzeba jeść. Trzeba podkuwać konie i wytwarzać motyki. Świat musi się kręcić niezależnie od tego co mu zagraża. A walczyć będą inni. W razie potrzeby.
W końcu udało mi się znaleźć mężczyznę, którego szukałem. Masamune wyglądał bardziej jak wojownik niż jak kupiec czy nawet rzemieślnik. Mogłem to zrzucić na karb lat ciężkiej pracy. Głowę bym jednak dał, że gdyby mężczyzna chciał, to mógłby pogruchotać kości każdemu początkującemu samurajowi. Może nawet ja miałbym z nim problemy. Jego ręka dzierżąca młot z pewnością była zdolna zrobić krzywdę, jeśli by się tym młotem oberwało. Zwróciłem też uwagę na jego ubranie. Było oznaką zamiłowania do tradycji. Wykuwał broń. Z pewnością będzie to piękny i zabójczy miecz. Miecz narodzony w piekle i stworzony przez samego diabła. Chociaż Masamune był zbyt miły lub zbyt pomocny, bym mógł nazywać go diabłem. Gorąco potrafiło powalić niejednego człowieka. Póki co wytrzymywałem, ale gdyby przyszło mi walczyć w takich warunkach dłuższy czas, to miałbym problemy. Powietrze było niesamowicie ciężkie i parzyło płuca. Było niesamowicie duszno i miałem trudności z oddychaniem. Nie byłem przyzwyczajony do takich warunków. Póki co nie dawałem tego po sobie poznać. Na mojej skórze wykwitło kilka lub kilkadziesiąt lub kilkaset kropel wody. Kowal i jego dwóch młodych asystentów widocznie nie miało z tym problemów. Dwóch chłopców po chwili opuściło pomieszczenie.
Nie miałem zamiaru oszukiwać Masamune Kambeia. Umknął więc mojej uwadze fakt, że mężczyzna jednak nie dał się oszukać. Kowal wydawał się jednak człowiekiem bardzo opanowanym i charyzmatycznym. Gdy powiedział, że "słyszał o moim rodzie", zrobiłem wielkie oczy. Westchnąłem.
- Bardzo bym chciał wiedzieć co Pan słyszał o naszym rodzie, bo my nie jesteśmy zbytnio znani nawet na Yinzin - odparłem, wzruszając ramionami. - Jednak goni mnie czas, więc może kiedyś będzie dane nam dłużej porozmawiać.
Ukłoniłem się i wysłuchałem tego co miał do powiedzenia na temat Hitsugekich. Jak to opowiadał to mogłem przez chwilę dostrzec niepokój i zmartwienie. Jednak dosłownie przez chwilę. Mężczyzna potrafił ukrywać swoje emocje.
- Proszę się nie martwić, Masamune-sama. Nie jestem shinobi. Ineko to samurajowie. Nie zostałem też przysłany przez Państwa Hitsugekich. I nie w sprawie wozu. Jakiś czas temu spotkałem ich córki - Sayakę i Hinę. Dziewczynki były zupełnie same bez żadnego opiekuna. Teraz są w miejscowym szpitalu. Obiecałem, że odszukam ich rodziców.
Wyjaśniłem pokrótce całą sprawę. Jak mężczyzna mówił o Bateimurze to mogłem wyłapać pewne emocje. Nie mogłem ich jednoznacznie zidentyfikować. Mógł się niecierpliwić, bo zabierałem mu cenny czas. Mógł się złościć, bo Państwo Hitsugeki go nie posłuchali. Mógł im współczuć, bo wiedział z czym wiąże się wizyta w tamtym miejscu. To były tylko domysły. A może nie lubił "towaru", którym Hitsugeki handlują? Brzmiało to tak jakby Masamune sugerował, że towar ten nie jest do końca legalny. Narkotyk? Bardzo możliwe... biedni ludzie zrobią wszystko by tylko uciec od nędznego świata. Nawet jeśli ucieczka będzie tylko pozorna. Nawet jeśli będzie oznaczała przyjęcie kolejnej dawki opium.
Zdobyłem trochę informacji o tej całej Bateimurze. Biedna wioska. Totalne zadupie. Musiałem udać się tam jak najszybciej i unikać przebywania tam po zmroku. Mówił o bandytach? Uczniów mistrza nie wypytywałem. Nie czułem takiej potrzeby. I oczywiście rozumiałem, że jest człowiekiem zapracowanym. Było to widać. Chociażby po ilości sprzętu, który wisiał w jego kuźni. Nie zamierzałem zabierać mu więcej czasu niż to było potrzebne.
- Udam się do Bateimury od razu. Ostatnie pytanie: czy ma Pan konia do wynajęcia? - Był człowiekiem bogatym. A przynajmniej na tyle bogatym, że gdzieś tam mógł mieć czworonożne zwierze, które mogło pomóc mi się dostać do celu. - Dziękuję za pomoc. Do zobaczenia.
Ukłoniłem się i opuściłem posiadłość Masamune. Mój cel był prosty. Bateimura. Jeśli udało mi się wynająć konia od kowala, to dobrze. Jeśli nie, to starałem się konia wynająć w innym miejscu. Nie wyobrażałem sobie, by taki kawał drogi iść pieszo. Zwłaszcza, że zakładałem możliwość, że będę musiał uciekać wraz z dwójką innych ludzi. Chociaż podobno oni mieli wóz...
- 21 paź 2023, o 11:26
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Posterunek straży
- Odpowiedzi: 44
- Odsłony: 1243
Re: Posterunek straży
Izuro
Misja rangi D - "Przesłuchanie"
5/15
Lato, 394 roku Świat wydawał się Izuro obecnie niezbyt piękny i ponury. Dostał robotę, wykonał ją i trafił do więzienia. Nie był świadomy oszustwa, które na niego czekało. Trafił do celi i każdy szmer i każde uderzenie o podłogę oznajmiało wszem i wobec, że Izuro jest winny. Sam bardzo szybko przekonał się do swojej winy. Co mógł począć? Oczywiście współpraca ze strażnikami mogła zwrócić mu wolność. A może nawet wiązała się z jakimiś dodatkowymi benefitami. Może dzięki tej współpracy Izuro ugra coś więcej? Może jego świat stanie się piękniejszy? Taka możliwość istniała, ale zależała od przyszłych poczynań naszego bohatera.
Kapitan Nobuko wstał. Wysłuchał kolejnych zeznań Izuro. Zmarszczył czoło. Gdyby tylko drugi więzień był tak wylewny jak chłopak, to sprawę miałby dawno załatwioną. Izuro gadał i gadał i gadał.
- A więc Tsurai jeszcze nie zaznało krzywdy od Takeshiego... ewentualnie nie jest świadome. - Pogładził się po brodzie tak jakby udawał, że myśli. - Takeshi jest sprytny, to prawda. Niestety dla mnie. - Tamten mężczyzna był przestępcą i należał do przestępczej grupy, więc był problemem dla całej prowincji, a może i świata. Niemniej jednak Nobuko brał sprawę bardzo personalnie. Takeshi uraził jego dumę. Ewidentnie. - A ty za dużo się tłumaczysz. A wiesz co? Tylko winny się tłumaczy.
To, że Izuro był winny to już było ustalone. Jak bardzo winny? Im więcej się tłumaczył, tym sprawiał wrażenie coraz bardziej podejrzanego. Przecież kapitan już przyjął do wiadomości - gdzieś tak w przybliżeniu z milion razy - że chłopak został wrobiony. Nie musiał wiedzieć co Takeshi kazał mu robić. O ile nie było to nic nielegalnego. A pomoc opisana przez naszego bohatera do czynów nielegalnych nie należała. Rzeczy chłopaka oczywiście przeszukał i rzeczywiście nie znalazł żadnych powiązań z organizacją przestępczą. A do Tsurai była daleka droga. Nie było czasu na udanie się tam, przesłuchanie świadków i zebranie dodatkowych dowodów. Takeshi i jego banda ciągle działali.
- Z pewnością nie ochroniłby cię przed nami - powiedział kapitan z lekkim smutkiem. - Mało tego. Zabiłby cię bez problemu. On albo ktoś z jego zbrodniczej grupy. Wiesz, na zasadzie: "bądź przydatny albo giń".
Może kapitan trochę przesadzał. Czy starzec mógłby być bezwzględnym mafiozą, który eliminuje wrogów bezwzględnie, a sojuszników jeśli nie są przydatni? Czy zachowanie Takeshiego na to wskazywało?
Kapitan oczywiście rozumiał obawy Izuro odnośnie przesłuchania drugiego więźnia. Chłopak nie był szpiegiem. Mógł się niczego nie dowiedzieć. Druga obawa oczywiście również nie była bezpodstawna. Tutaj jednak kapitan miał bardzo dobre wytłumaczenie.
- Widywano ich razem. Bardzo często. Kilka razy próbowaliśmy ich złapać, ale za każdym razem się wymykali. Jakie jest inne wytłumaczenie, jeśli nie to, że współpracują?
Zrobił chwilę przerwy, by zaczerpnąć powietrza i po chwili kontynuował:
- Miesiąc temu Takeshi nam się wymknął, ale tą drugą mamy. Kurwa nie chce gadać. Idziemy?
Gdy tylko Izuro zgodził się pójść, to kapitan strażników wyprowadził go z celi i przeprowadził na drugi koniec budynku, gdzie znajdowała się cela z tym drugim więźniem. Po drodze coś tam wspominał, żeby Izuro miał się na baczności i nie dał się omamić. Wspominał też o tym, że z góry przeprasza, ale chce być realistyczny. Co mógł mieć na myśli? Nasz bohater wkrótce mógł się o tym przekonać. Gdy stanęli przed właściwą celą, Nobuko wrzasnął:
- Wszystkie psy Takeshiego w jednej klatce, cholera!!! - Otworzył drzwi celi i popchnął Izuro tak mocno, że chłopak nie zdołał utrzymać równowagi i wleciał do celi niczym strzała. Poza drobnymi otarciami nic wielkiego mu się nie stało. Nie można było powiedzieć tego samego o drugim więźniu. Izuro na niego nie wpadł. Tamtego poturbowali już wcześniej. Pomieszczenie było trochę większe od celi Izuro, ale w porównaniu z królewskimi sypialniami w odległych zamkach - bardzo niewielkie. Nie było tutaj łóżka. Pokój oświetlały dwie świece osadzone we wbitym w ścianę świeczniku.
W świetle tych świec Izuro mógł dostrzec drugiego więźnia. Była to piękna kobieta o długich, kruczoczarnych włosach i szarych jak popiół oczach. Miała na sobie jedynie czarną bieliznę. Stała na ziemi, a jej ręce były ustawione tak, że wraz z tułowiem tworzyły krzyż. Prawa ręka przywiązana była do prawej ściany za pomocą grubej liny. Lewa - do lewej. Izuro mógł zobaczyć kilka sińców na brzuchu dziewczyny, podbite lewe oko i rozciętą wargę. Jej obrażenia mogły być większe.
- Co? Nic... nie... powiem... - Kobieta od razu zaznaczyła, że nic nie powie. Tak jakby wiedziała po co chłopak przyszedł. A może mówiła to typowo z przyzwyczajenia? Za każdym razem jak drzwi się otwierały, to wiedziała, że pora na przesłuchanie i że z pewnością nie będzie ono przyjemne. Nobuko widać miał lekką obsesję na punkcie osób powiązanych z Takeshim. Czarnowłosa chociaż była trochę poobijana, to nie ujmowało jej to uroku. W więzieniu nie było żadnych gorących prętów. No może za wyjątkiem tego jednego w spodniach Izuro. Co teraz nasz bohater uczyni?
- 20 paź 2023, o 12:19
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Posterunek straży
- Odpowiedzi: 44
- Odsłony: 1243
Re: Posterunek straży
Izuro
Misja rangi D - "Przesłuchanie"
3/15
Lato, 394 roku Jeśli człowiek chciał szczycić się mianem "shinobi", nie mogł narzekać na coś tak prozaicznego jak "ciepło" czy "gorąco". Musiał przyjąć wszystkie przeciwności na klatę i wyjść zwycięsko z każdego starcia. Jednakże oczywiście posterunek trzymał odpowiednią temperaturę. Nie było ani zbyt zimno, ani zbyt gorąco (jak na warunki pustynne). Nikt też nie mówił, że pobyt w więzieniu (ale trzeba podkreślić, że nie było to więzienie!) musiał należeć do przyjemnych. Generalnie chodziło o coś wręcz przeciwnego. Pobyt w więzieniu miał być na tyle nieprzyjemny na ile mógł być. Miała to być kara. Robiłeś nieprzyjemne rzeczy innym ludziom, to teraz my zrobimy coś podobnego tobie. Najgorzej jednak było jeśli - przynajmniej w swoim mniemaniu - byłeś niewinny. Oczywiście, że większość więźniów siedziała "za niewinność". Większość nie potrafiła przyznać się do błędu i swojej zbrodni i udawała wielce pokrzywdzonych. I taki błąd popełnił też Izuro. Nie było istotne czy wiedział czy nie. Istotne było, że pomagał przestępcy, a więc był winny. Teraz tylko należało ustalić jak wielka była jego wina. Czy po opuszczeniu posterunku od razu uda się do tego całego Takeshiego i będzie dla niego dalej pracował? Czy może wróci w swoje rodzinne strony i zapomni o tym całym syfie?
Nobuko nie był nieprzyjacielem Izuro. Był po prostu mężczyzną, który wykonywał swoją robotę. Chociaż z drugiej strony podczas wojny wojownicy przeciwnika również mogli o sobie tak powiedzieć. Również wykonywali swoją robotę. I byli nazywani wrogami. Różnica była taka, że Nobuko oprócz uwięzienia naszego bohatera, nie zrobił nic gorszego. Nie bił, nie torturował, nie poniżał. Nie zabił... jeszcze. Po prostu uwięził. Ciężko też było stwierdzić czy powodem uzbrojenia Nobuko jest sam Takeshi czy po prostu kapitan ubiera się tak niezależnie od więźnia, którego wizytuje. Fakt, że Takeshi nacisnął mu na odcisk był niezaprzeczalny, ale przecież po tym świecie chodziło mnóstwo ludzi, którzy potrafili korzystać z chakry. Chodziło też mnóstwo ludzi, których można było określić mianem "świr". Przecież nawet gołymi rękami można było ukatrupić człowieka.
Jednakże Izuro mógł sobie myśleć co chciał. Dla kapitana liczyły się fakty. Nasłuchał się tłumaczeń więźnia po wsze czasy. I za każdym razem słyszał tą samą śpiewkę. O tym, że staruszek go wykorzystał. To był niezaprzeczalny fakt. Ale co z tego? Czego to dowodziło? Niczego. Mężczyzna siedział na więziennej pryczy i tylko założył nogę na nogę. Jego wzrok przeniósł się na osadzonego. Przemówił:
- Nic nie zrobiłeś? - W jego głosie wyczuwalna była nieprzyjemnie kpiąca drwina. - Oczywiście wy nigdy nic nie robicie i każdy więzień jest niewinny. Ale dobrze powiem ci co zrobiłeś. Pomogłeś Takeshiemu. Odwróciłeś naszą uwagę i dzięki temu on mógł bez przeszkód okraść moje biuro. Czy nie tak było?
Kapitan dał Izuro czas na przygotowanie odpowiedzi. Po prostu starał się ustalić fakty. Nie zamierzał nikogo trzymać w areszcie, jeśli ten sobie na to nie zasłużył. Zanim jednak Izuro odpowiedział, Nobuko dodał kolejne zdania:
- To, że jesteś winny pomocy Takeshiemu nie ulega wątpliwości. To co trzeba ustalić to to jak bardzo jesteś winny. Mówisz, że nie wiedziałeś co Takeshi planuje ani kim jest. Masz na to jakieś dowody? Możesz udowodnić, że on cię oszukał? Zepsuło wam się koło. Nie wydało ci się to dziwne, że Takeshi wysłał cię na posterunek straży zamiast do kowala?
Opcje były dwie. Albo Izuro wiedział co Takeshi planuje i zgodził się mu pomóc, albo zwyczajnie był idiotą i dał się nabrać. To samo kapitan mógł powiedzieć o sobie.
- Gdyby głupota była zbrodnią, to teraz obaj byśmy siedzieli w celi - rzucił żarcik dla rozluźnienia sytuacji. Bądź co bądź, chciał, żeby Izuro z nim współpracował. Nie ufał mu do końca, ale współpraca była więcej niż wskazana, biorąc pod uwagę sytuację... - Tak jak mówiłem. Masz trzy opcje. Długa odsiadka, przyznanie się do winy lub udzielenie mi pomocy. Na twoim miejscu wybrałbym opcję numer trzy. Chodzi o to, że pojmaliśmy kolejną osobę, która współpracowała z Takeshim. Podobno wie gdzie ten staruch się znajduje, ale nie chce powiedzieć. Nie nam. Jeśli naprawdę zostałeś przez niego oszukany, to będziesz chciał się zemścić i pomożesz nam zdobyć tą informację. A wtedy cię wypuszczę.
Sprawa była bardzo prosta. Trzeba było pobawić się w szpiega i to wszystko. Izuro jednak mógł nie być najlepszym szpiegiem w historii, bowiem nie udało mu się uzyskać odpowiedzi na proste pytania: "Kim jest Takeshi?", "Co Takeshi zrobił?". Kapitan na ten temat całkowicie milczał. Może zwyczajnie zapomniał powiedzieć. Może nie chciał.
- Więc jak będzie? - ponaglał. - Pomożesz mi czy nie? Dla twojej informacji już jest około północy. Chciałbym wiedzieć gdzie szukać Takeshiego jutro z samego rana. Nie masz więc zbyt dużo czasu.
Czas naglił. Izuro musiał też mieć świadomość tego, że nie zgadzając się na te warunki, jednoznacznie przyznałby się do współpracy z Takeshim. Dlatego w tym wypadku niebiosa apelowały o zdrowy rozsądek. Co postanowi nasz bohater?
- 19 paź 2023, o 20:08
- Forum: Atsui
- Temat: Szlak transportowy
- Odpowiedzi: 422
- Odsłony: 50754
Re: Szlak transportowy
teraz tutaj: viewtopic.php?p=213199#p213199
- 19 paź 2023, o 20:08
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Posterunek straży
- Odpowiedzi: 44
- Odsłony: 1243
Re: Posterunek straży
Izuro
Misja rangi D - "Przesłuchanie"
1/15
Lato, 394 roku Lato. Pustynia. Z pewnością było gorąco. Zawsze gorąco, bez względu na porę roku. Izuro jednak to nie przeszkadzało. Jego ciało było skutecznie - a przynajmniej dostatecznie - chłodzone przez chłodne - albo przynajmniej nie gorące - mury więzienia. Jego cela była niewielka. Gdzieś w rogu znajdowała się dziura, na której można było usiąść i zrobić co potrzeba. A gdy już się usiadło i wyprostowało nogi, to dosięgały one praktycznie do więziennej pryczy. Przynajmniej osadzony nie musiał tracić dużo cennych sił na chodzenie do toalety. Pojedyncza świeca oświetlała jego nowy dom. Drzwi nie były w żaden sposób kobiece i nie miały w sobie żadnych dziur. Izuro nie mógł więc wyjrzeć nawet na korytarz i gdyby nie nikły płomień świecy, to siedziałby teraz w całkowitych ciemnościach. Ewentualnie wpadłby do szamba.
Nie wiedział co się dzieje na zewnątrz. Może dolatywały do niego jedynie przytłumione piaskowymi ścianami dźwięki, ale nic ponadto. Nie mógł też stwierdzić czy to jego cela została tak luksusowo przygotowana, bo był "ważnym gościem i wspólnikiem Takeshiego" czy może było to ogólny standard i wszystkie cele zasługiwały na conajmniej sześć gwiazdek (z lekkim minusem). Wiedział natomiast, że nie było to więzienie. Oczywiście większość ludzi nie widziała różnicy pomiędzy miejscem, w którym przebywał, a więzieniem do którego mógł trafić. Różnicę tą znali głównie ci, którzy opuszczali więzienie po zakończeniu kary - bez względu na to czy władza wyraziła na to zgodę czy nie - i po jakimś czasie wracali do niego ponownie. Nie było ich dużo. Znajdował się na posterunku. Ideą tego miejsca było przesłuchiwanie wstępne więźniów. Można było opuścić to miejsce bardzo szybko, o ile strażnicy uznali, że jest się niewinnym lub niegroźnym. Można było opuścić to miejsce równie szybko, jeśli zostało się uznanym za winnego i groźnego. Różnica była taka, że w pierwszym przypadku można było pójść do parku, a w drugim szło się do prawdziwego więzienia. Budynek ten był tylko przystankiem w podróży.
Izuro przebywał w celu. Mogło mu się nudzić? Mogło. Mógł być przerażony? Mógł. Mógł spać? Mógł. Mógł załatwiać potrzebę? Mógł. Kapitana Nobuko średnio to obchodziło. Nie zapukał nawet tylko od razu otworzył drzwi. Zawiasy trzasnęły. Ktoś ewidentnie zapomniał o oliwie. Trzask rozniósł się echem po ciasnym pomieszczeniu, a nasz bohater mógł zobaczyć kapitana. Ten stał w drzwiach przez chwilę i lustrował pomieszczenie wściekłym wzrokiem. Takeshi widać mocno zaszedł mu za skórę i pewnie ciągle zachodził i tkwił tam, powodując furię. Oprócz wściekłego wzroku kapitan nie przejawiał innych objawów wścieklizny. Nie pluł pianą z pyska, nie uderzał ręką o ściany, nie próbował pobić więźnia. Nic z tych rzeczy. Zamknął za sobą drzwi i usiadł na łóżku. Był ubrany w tradycyjny mundur straży z dodatkowymi elementami w postaci stalowego napierśnika, naramienników i nagolenników. U pasa wisiała jego towarzyszka niedoli - stalowa i ostra jak brzytwa katana. Niedolą kapitana był Takeshi i pozostałe ludzkie ścierwo, które burzyło idylliczny spokój prowincji. Nie ufał osadzonemu. Przynajmniej nie w pełni. I chociaż wcześniej pozbawił go każdego możliwego uzbrojenia, które obecnie znajdowało się w jednym z pomieszczeń magazynowych, to i tak wolał zachować wszelakie środki ostrożności. Stąd to całe uzbrojenie. Dodatkowo chciał budzić respekt i postrach. Więźniowie musieli wiedzieć, że nie warto z nim zaczynać.
- No - zaczął. - Nie znaleźliśmy dowodów na twoją winę. Nie ciesz się jednak zbyt wcześnie. Bo dowodów na twoją niewinność także nie dostrzegam. Możesz tu siedzieć bardzo długi i w końcu znajdę dowody winy. Możesz też od razu się przyznać i oszczędzić sobie i mi tej niewiarygodnej straty czasu. Możesz też pomóc mi w pewnej sprawie i wtedy cię wypuszczę?
Kapitan widział trzy opcje rozwiązania tego impasu. Problem był taki, że wydawał się lekko uprzedzony w stosunku do Izuro. Dla Nobuko każdy kto miał kontakt z Takeshim był skażony grzechem przestępstwa. Czy można mu było wierzyć? Było to pytanie, na które nasz bohater musiał bardzo szybko znaleźć odpowiedź, bo widać było, że kapitan się niecierpliwi. Siedział na pryczy i rytmicznie stukał piętą o podłogę, wydając charakterystyczny dźwięk. Robił to najpierw prawą nogą, a gdy już się zmęczyła, to lewą. Prawa, stuk, stuk, stuk, stuk. Lewa, stuk, stuk, stuk, stuk. Potem znowu prawa i znowu lewa i tak na zmianę.
Izuro mógł zauważyć, że świeca jest prawie na wyczerpaniu. Była specjalnie tak wykonana, że paliła się przez około 17 godzin. Zapalona o godzinie 6 rano, gasła dopiero jedną godzinę przed północą. Wskazywała tym samym upływ czasu. Dzień ustępował miejsca swojej siostrze. Noc wkrótce miała wziąć świat w panowanie. Słońce miało ustąpić miejsca Księżycowi. Za parę godzin nastanie nowy dzień. Czy jednak Izuro miał tyle czasu? Czy mógł być pewny, że przeżyje? Nic jednak - za wyjątkiem świecy - nie mówiło o porze dnia. W celu nie było okien. Kapitan czekał i czekał. Ile czasu minie zanim straci cierpliwość? Co teraz?
- 12 paź 2023, o 15:06
- Forum: Sansei (Wioska Terumi, szczep Sanjin)
- Temat: Szpital
- Odpowiedzi: 8
- Odsłony: 935
- 12 paź 2023, o 15:05
- Forum: Sansei (Wioska Terumi, szczep Sanjin)
- Temat: Pracownia i posiadłość Masamune
- Odpowiedzi: 13
- Odsłony: 2296
Re: Pracownia i posiadłość Masamune
Trzy desery i zero informacji póki co musiało mi wystarczyć. Wróciłem do szpitala i mogłem się zobaczyć z dziewczynkami. Czułem się za nie odpowiedzialny, więc kamień spadł mi z serca, widząc, że mają się w miarę dobrze. W szpitalu została im zapewniona fachowa opieka. Była też jeszcze jedna rzecz.
- Powiedziano mi, że rządzący tutaj klan Terumi również zaangażuje się w poszukiwania Waszych rodziców - przekazałem im dobre informacje i zjadłem równie dobry kawałek ciasta. Byłem bardzo pozytywnie zaskoczony tą prowincją. Posiadano tutaj wybitnie dobrych cukierników i bardzo pomocnych, miłych i sympatycznych ludzi. Oczywiście miałem świadomość tego, że nie byłem tutaj wystarczająco długo, by wywlec wszystkie brudy tej prowincji na wierzch. W sumie nie znalazłem jeszcze niczego konkretnego. Miałem nawet dziwne szczęście, by nie napotkać żadnego pijaka, który szukałby guza z jemu tylko wiadomego - a może nie? - powodu. Nie miałem do dziewczynek żadnych pytań. Małe pacjentki były w dobrych rękach. Wiedziałem o tym. Nie zamierzałem zamęczać ich pytaniami i postanowiłem po prostu dać im odpocząć. Nie wiedziałem nawet o co miałbym je pytać, a nawet gdybym wiedział, to wątpliwe było, by dziewczynki znały odpowiedzi.
- Ja również poszukam Waszych rodziców. Odpoczywajcie i do zobaczenia - powiedziałem, ukłoniłem się i wyszedłem. Moje spotkanie z Hiną i Sayaką nie trwało wcale długo, jednak pozwoliło mi się trochę uspokoić. Zaufałem w pełni personelowi szpitala i władzom prowincji. Mieli zapewnić ochronę i wsparcie w poszukiwaniach. Czy przyjdzie mi współpracować z shinobi z rodu Terumi? To zależało w co wplątali się rodzice dziewczynek.
Nie mogłem spocząć, więc wyszedłem ze szpitala i skierowałem swe kroki w stronę posiadłości Pana Masamune. Miałem pewne przypuszczenia na temat tego co mogło stać się z Państwem Hitsugeki, niemniej jednak równie prawdopodobnym było, że udali się po prostu w dalszą podróż i sprzedają swoje towary gdzieś na drugim końcu świata. Może nawet na Teiz lub Yinzin, bo z tego co pamiętałem, Yusetsu miało połączenie morskie z samurajskimi wyspami. Masamune - z tego co słyszałem - był kowalem. To było pierwsze miejsce, które chciałem sprawdzić. Było najbliżej. Poza tym, jeśli poprosili Masamune o naprawienie wozu i wóz został naprawiony, mogło to znaczyć, że opuścili już Yusetsu. Jeśli natomiast Masamune ciągle naprawiał ten wóz, to raczej ciągle gdzieś tutaj byli. Problem z kupcami był bardzo prosty. Oni pracowali, podróżując. Oznaczało to, że nawet jeśli byliby znani na całym świecie, to i trzeba było mieć cholerne szczęście, żeby akurat trafić na osobę, która wie dokładnie gdzie w danej chwili się znajdują. Przypominało to szukanie igły w stogu siana. Jeśli w Yusetsu nie uda ich się znaleźć, to będę po prostu musiał zabrać dziewczynki do domu i liczyć na to, że ich rodzice wrócą w pewnym momencie. Średnio miałem ochotę ganiać za nimi po całym świecie, ciągając za sobą malutkie istoty.
Z pewnością po jakimś czasie udało mi się odszukać pracownię Pana Masamune. Na pierwszy rzut oka nie mogłem wiele powiedzieć o tym człowieku. Być może widziałem jakiegoś z jego uczniów, ale wziąłem go za zwyczajnego pracownika. Udałem się do części sklepowej. Nie zamierzałem okazywać nietaktu i przeszukiwać prywatne kwatery. Gdy tylko wszedłem do budynku, postanowiłem podpytać jakiegoś człowieka (o ile takiego znalazłem).
- Mam sprawę do Pana Masamune - powiedziałem. Nie było istotne czy był to Masamune we własnej osobie czy ktoś z jego uczniów, pracowników lub rodziny... Nie wiedziałem jak kowal ten wyglądał, ile miał lat i czy był mężczyzną czy kobietą. To była pierwsza rzecz, którą trzeba było ustalić. Gdy już to ustaliłem i miałem pewność, że rozmawiam z właściwą osobą, ukłoniłem się.
- Ineko Yasuo - powitałem kowala. - Szukam Państwa Hitsugeki. Czy wie Pan(i) gdzie teraz mógłbym ich zastać, Masamune-dono?
Dałem sobie spokój z wypytywaniem o wóz, bo mój rozmówca mógłby nie skojarzyć o co mi dokładnie chodzić i nie udzielić mi żadnych konkretnych informacji. Dlatego zapytałem wprost i wyczekiwałem na odpowiedź.
Wyczekując tak na odpowiedź, kątem oka starałem się badać otoczenie. Może zbyt mocno powiedziane. Po prostu oglądałem przedmioty, które wystawione były na sprzedaż. Czy mogłem zobaczyć tutaj przeróżne metalowe narzędzia pokroju nożyc, podków, noży, a także broń? Jeśli tak, to stwierdziłem, że ten człowiek zna się na swoim fachu, bo wszystko wyglądało na naprawdę solidną robotę. Oczywiście kowalem nigdy nie byłem, ale wprawne oko wojownika pozwoliło mi wydać bardzo trafną ocenę. A mianowicie: mógłbym wziąć dowolny z tych metalowych przedmiotów i przywalić nim komuś w głowę co najmniej dwa razy, nie ryzykując zniszczenia przedmiotu. Po prostu te wyroby nie wyglądały tak jakby miały rozlecieć się w chwili, gdy zostaną ściągnięte ze ściany lub podniesione z półki. Masamune był(a) kolejnym przykładem "kupca-rzemieślnika". Sam wytwarzał towary i sam je sprzedawał. Ciekawe czy opuszczał to miejsce. Wyczekiwałem odpowiedzi.
- 9 paź 2023, o 01:01
- Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
- Temat: Prośby do administracji
- Odpowiedzi: 2230
- Odsłony: 69982
- 2 paź 2023, o 08:22
- Forum: Bank
- Temat: [ Ryō ] Yasuo
- Odpowiedzi: 46
- Odsłony: 6572
- 1 paź 2023, o 23:30
- Forum: Sansei (Wioska Terumi, szczep Sanjin)
- Temat: Sklep z wyposażeniem
- Odpowiedzi: 4
- Odsłony: 1129