Znaleziono 3172 wyniki
- 5 kwie 2024, o 08:14
- Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
- Temat: Prośby do administracji
- Odpowiedzi: 2225
- Odsłony: 69796
Re: Prośby do administracji
Akcept
- 4 kwie 2024, o 18:04
- Forum: Misje i Fabuły
- Temat: Wycena Fabuły
- Odpowiedzi: 546
- Odsłony: 31292
- 3 kwie 2024, o 23:24
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [EVENT] - Finał
- Odpowiedzi: 167
- Odsłony: 4400
Re: [EVENT] - Finał
Ostatnia Bitwa o Kōtei Yami
Czas na odpis Yamiego: do kiedy chcesz, ale nie zwlekaj za bardzo
- 1 kwie 2024, o 22:37
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Siedziba władzy
- Odpowiedzi: 291
- Odsłony: 28199
Re: Siedziba władzy
Minako pokazała Reiowi mniej więcej co i jak, jeżeli chodziło o Kinkotsu oraz Siedzibę Władzy, która była wielkim, potężnym budynkiem. Rei powinien znać ten budynek, w końcu przecież był stąd. Nawet jeżeli jakiś czas był poza granicami miasta i w ogóle prowincji czy Unii. Z jakiegoś powodu wiedział też, że był poszukiwany.
W każdym razie, Minako pokazała mu, gdzie był gabinet liderki Maji (sama nie będąc świadomą, że liderki w nim nie ma), a sama poszła do Jou, raczej nie zwracając uwagi na urzędników, którzy podnieśli się z miejsca, żeby ją zatrzymać. Ona jednak bardzo musiała się spotkać z Jou i widać było, że jednym ze zwojów, którzy trzymała w rękach była gotowa komuś przyłożyć, jeżeli by ją zatrzymał. Dlatego zniknęła za potężnymi drzwiami gabinetu.
Tego nie można było powiedzieć o Reiu. On został zatrzymany przed naciśnięciem klamki do drzwi gabinetu liderki klanu Maji.
- Jeszcze raz, jak się nazywasz? Podejdź tutaj - powiedział urzędnik. Był to młody i wyjątkowo przystojny mężczyzna w białej, luźnej szacie odpowiedniej na pustynię. Rei zauważył, że całkiem spora część umięśnionej klatki piersiowej była wyeksponowana w tym stroju. Kiedy się rozejrzał, więcej podobnych mężczyzn kręciło się jako urzędnicy Maji, w kontraście do urzędników Sabaku, którzy wyglądali o wiele bardziej profesjonalnie (oraz bezsilnie po tym, jak Minako wtargnęła do gabinetu Jou). - Uta… Rei… - mruknął mężczyzna i przejrzał kilka zwojów i ksiąg, w poszukiwaniu nazwiska. - Kirino-sama… Kirino nie ma, została zamknięta w więzieniu za zdradę stanu. Jou-sama cię przyjmie, tymczasowo pełni funkcje lidera klanu. Tylko proszę, powiedź, dlaczego przybywasz do lidera, bo musimy to przekazać tym dupkom od Sabaku.
- Sami jesteście dupki - odpowiedziała mu urzędniczka w średnim wieku, siedząca po stronie Sabaku. - Jakby Kirino nie zaatakowała Ichirou-sama, to nie siedziałaby, a jakbyście wy byli bardziej ogarnięci, szybciej byście zorientowali się, kto do was przyszedł i nie byłoby rycia w dokumentach.
- Widzisz, co tutaj mam? - mruknął mężczyzna. - Szkodliwe warunki pracy. Potrzebuję podwyżki. O tutaj… - nagle mężczyzna urwał, mając otwartą jedną z ksiąg. - Uta Rei. Jesteś poszukiwany za zdradę klanu Maji. Straże! - zawołał, a strażnicy, którzy stali przy drzwiach i w korytarzu natychmiast ruszyli do Reia.
Tymczasem w gabinecie Jou
Gabinet Jou był miejscem na tyle przyjemnym, że kiedy lider klanu Sabaku nie miał ochoty na pracę, miał szansę rozłożyć się na kanapie z tyłu swojego gabinetu, sączyć wino i jeść daktyle, będąc owiewanym ciepłym wiatrem zza okna. Jego włosy były rozrzucone na oparciu kanapy, a oczy zasłonięte ramieniem. Jedna noga była zgięta w kolanie, a druga oparta o podłogę.
Być może był to czas na drzemkę i lider sobie spał?
Minako zauważyła, że jego typowy strój był nieco rozpięty przy kołnierzyku, przez co Minako już z daleka widziała łuk jego szyi. Jego koszula była tez nieco podwinięta i młoda kobieta też mogła dojrzeć nieco skóry mężczyzny oraz krzywiznę przy kości miednicy, która chowała się w jego spodniach, prowadząca wzrok ku obszarom jego ciała, których zwykle nie widywało się, kiedy Jou siedział za biurkiem.
- 1 kwie 2024, o 21:57
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [EVENT] - Opis sytuacji
- Odpowiedzi: 8
- Odsłony: 1383
Re: [EVENT] - Opis sytuacji
WAŻNE INFO Jako, że kilka wątków wciąż na evencie trwa, ale widać już koniec i to, co się wydarzy dalej tak naprawdę jej ważne tylko dla kilku postaci, które są zamieszane w to, co się dzieje - jesteście wolni i możecie napisać post z z/t. Osoby chcące pozostać w temacie, wciąż porozmawiać z NPC i podociągać wątki - jak najbardziej mogą zostać.
Event zakończy się razem z Symbolicznym Pogrzebem i spisem ludzi, którzy przeżyli. Nie musicie tam być personalnie, zaznaczcie w poście, że byliście i się odznaczyliście, a potem przeczytacie jak to wyglądało.
- 1 kwie 2024, o 17:36
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
- Odpowiedzi: 130
- Odsłony: 3553
Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Ostatnia Bitwa o Kōtei Ario i Orochi
Hoshi, poproszona o opowiedzenie o Kropli tak przystojnemu mężczyźnie, jak Orochi, spowodowało, że się zarumieniła i ukłoniła, nieco speszona.
- Tak, ja… bardzo chętnie opowiem. I pomogę. Mam doświadczenie w takich sprawach.
- W takim razie dziękuję, Hoshi- oraz Ario-san. Wierzę, że mój syn się wami zajmie i zleci, co trzeba. Ja tymczasem się oddalę. Należy się zająć symbolicznym pogrzebem jutro rano, zanim odeślemy wszystkie delegacja do domów. Zajmij się wszystkim, chłopcze i pomóż Masahiro-dono.
Mężczyzna formalnie pożegnał się z Ario, synem i kurtuazyjnie ukłonił się Hoshi, a następnie odstąpił od trójki, zostawiając ich samym sobie.
Sugiyama Kuroyami
Mężczyzna podszedł do niebieskowłosej kobiety - Kiyomi - która była dowódcą jego osobistej straży (po prawdzie straży jego posiadłości, ale chwilowo ta nie istniała), która z grupką podległych jej strażników czekała na rozkazy.
- Przyprowadźcie mojego Konia, następnie upewnijcie się, że Nara, Yamanaka, Akimichi oraz kapłan Rintaro wiedzą, że mają miejsce na noc u Takedy. Sprawdźcie też, czy Kaguya zechce przyjąć gościnę. Kiyomi-san, trzymaj oko na Masahiro-dono razem z Orochim. Jest teraz bardzo roztrzęsiony.
- Sugiyama-sama, wolałabym zapewniać bezpieczeństwo tobie, tak, jak powinnam - odezwała się Kiyomi, ale odczytała minę swojego pana bardzie szybko. - Tak jest, Sugiyama-sama.
Odwróciła się do swoich ludzi i zaczęła wydawać im rozkazy. W międzyczasie do Sugiyamy został dostarczony jego koń. Mężczyzna poklepał konia po łbie, następnie wsiadł na niego i odjechał. Ruszył w stronę posiadłości Takedy, mijając żywe, ruchliwe i przepełnione Sarufutsu, które od jakiegoś czasu przyjmowało ogromne ilości uchodźców z Kotei i okolic. I będzie nadal ich przyjmować, może nawet z większych obszarów Sogen. Jeszcze nie było wiadomo, gdzie Dzicy mieli pójść dalej oraz co zrobiliby inni sąsiedzi Sogen. Sugiyama miał nadzieję na wynegocjowanie od Ryuzaku linii od Sarufutsu, ale Takeda już się tym zajmował. Cóż, było pewne, że poza obroną ludzi, Takedzie - oraz drugiemu panu feudalnemu tych okolic - Nakano - nie chcieliby oddać swoich terenów.
Sugiyama w ciągu kilkunastu minut dojechał do posiadłości Takedy, gdzie miał zatrzymać się na jakiś czas. Strażnicy Takedy wpuścili go do środka przez bramę, a kiedy dojechał do głównego budynku i zsiadł z konia, służący natychmiast zajął się zwierzęciem.
Niemal w tej samej chwili głośno zaszczekał pies i z posiadłości Takedy wypadło czarne jak noc zwierzę, merdając ogonem jak szalone i zaczęło skakać wokół mężczyzny, przeszczęśliwe.
- Inugami, siad - powiedział Sugiyama, następnie pochylił się i pogłaskał łeb psa, następnie pogłaskał go za uchem. Zwierzę siedziało przed nim i radośnie zamiatało ziemię ogonem. - Dobry pies.
- Sugiyama-san - odezwał się Uchiha Kurou, wychodzący za psem z posiadłości Takedy. Miał długie, czarne, lekko siwiejące włosy związane na karku, a na jego twarzy było widać trochę zmarszczek, ale on sam wyglądał sprawnie, może nieco nostalgicznie. Nosił fioletowe kimono. - Dobrze cię widzieć.
- Kurou-san. Ciebie też. Saiki-san żyje?
- Tak, ale został ranny. Na razie śpi, ale jego żona przy nim czuwa. Razem z medykiem.
- A Yaseichi?
- Też odpoczywa, ale nie wiadomo, czy przeżyje. Okazjonalnie się budzi i można z nim rozmawiać. Pewnie chciałbyś się dowiedzieć, dlaczego utrzymywał to wszystko w tajemnicy, prawda?
- Nie muszę. Ma pieczęć, która powstrzymuje go od dzielenia się informacjami zza Muru. Katsumi powiedziała mi i Masahiro przed wszystkim. Gazo zza Muru nie mogli zdradzać żadnych tajemnic. Ale najważniejsze, że przeżył.
- Pieczęć… sprytnie - mruknął Kurou.
- Musimy zająć się symbolicznym pogrzebem i odesłaniem armii z innych Prowincji. Zajmij się z kilkorgiem ludzi przygotowaniem stosu pogrzebowego na polu na północy Sarufutsu.
- Będziemy palić tylko stos? Nie braliśmy żadnych ciał, kiedy się ewakuowaliśmy, co mnie bardzo martwi.
- Życie ludzi było ważniejsze. Zobaczymy. Może będziemy mieć zwłoki do spalenie i to takie, które będzie odpowiednim symbolem. Niczego jednak obiecać nie mogę. Ale na razie zajmij się stosem - stwierdził Sugiyama i Kurou skinął głową, po czym ruszył aby razem z ludźmi przygotować stos pogrzebowy.
Kiedy Sugiyama wszedł do budynku i zdjął buty, usłyszał szybkie kroki, a następnie służka otworzyła drzwi na korytarzu, już na kolanach i głęboko się ukłoniła mężczyźnie. Ten skinął głową.
- Przygotujcie pokój do obmycia i zabalsamowania zwłok, oraz kogoś, kto się tym zajmie.
Kobieta potwierdziła, że rozumie i już miała iść, żeby wykonać polecenie, ale Sugiyama zatrzymał ją, zastanawiając się nad czymś.
- Gdzie leży Yaseichi?
- Zaprowadzę pana - odparła kobieta, wstając i ze spuszczoną głową prowadząc Sugiyamę przez posiadłość Takedy, aby zaprowadzić go do pokoju na uboczu. Otworzyła przed nim drzwi, a Sugiyama wszedł do środka.
Pokój nie był duży i był zacieniony. Na tatami leżał futon, a przy nim stało kilka świec oraz paliło się kadzidło, które miało wspomóc leczenie oraz odgonić złe duchy.
Yaseichi leżał na futonie, przykryty po szyję, a na jego czole była wilgotna szmatka - niedawno zmieniona. Ktoś czuwał nad nim.
- Yaseichi-san, czy śpisz? - zapytał Sugiyama, wchodząc do środka, siadając w seiza oraz krzyżując ręce, chowając je w rękawach swojego kimona.
- Nie, Kuroyami-san, nie śpię. Raczej umieram, ale to było do przewidzenia po spotkaniu z królami.
- A jednak sam chciałeś tam iść. Pozwolenie ci na to teraz nie wydaje się dobrą decyzją.
Yaseichi pokiwał głową, dokładnie rozumiejąc o czym mówi Sugiyama. Próbował się podnieść do pozycji siedzącej, ale skrzywił się z bólu i Sugiyama go powstrzymał.
- Jednam dziękuję za szansę. Był cień szansy, że zdecydują się być przez nas przyjęci. Już im to przecież zaoferowaliśmy kiedyś. Chciałem jeszcze raz to przedstawić, nie chcąc, żeby przez Kaminari i Inuzuka i ich niechęć i wojny, które o to wywołali, oni i my mamy cierpieć. Szkoda, że nie udało nam się otworzyć bram Shi no Geto.
- Trzeba było wtedy otworzyć bramy, ale, niestety, przegraliśmy i tam. To teraz nieważne. Straciliśmy dom i miejmy nadzieje, że dalej cofać się nie będziemy.
- Myślę, że nie. Jeżeli będą mieli miejsce do życia z dala od terenów za Murem, nie powinni nas niepokoić. Ale, Kuroyami-san… Kaminari wykorzystają sytuację na pewno.
- Teraz nie jesteśmy w stanie bronić żadnych naszych terenów. Po prostu ściągniemy ludzi tutaj - to już zdecydował Masahiro i Takeda. Tych, którzy będą chcieli zostać… cóż, nie pomożemy wszystkim na siłę. Yaseichi-san… przez czym oni - i wy - uciekaliście?
- Zablokowano większość tego, co mógłbym powiedzieć. Ale to chaotyczne zło. Przygotujcie się na wszystko.
Sugiyama westchnął, nie dowiadując się zbyt dużo, ale nie liczył na żadne informacje. Chciał po prostu sprawdzić, co było z jego towarzyszem. Posiedział z nim jeszcze trochę, a później, kiedy Yaseichi wydał się senny, wyszedł.
Służka zaprowadziła go do innego budynku, gdzie przygotowane było pomieszczenie do oczyszczenie i balsamowania zwłok. Były tam dwie młode służki o ładnych twarzach. Na środku było ułożone posłanie, obok misy z wodą i mydłem oraz buteleczki z olejkami do balsamowania. Poza tym leżał tu biały całun do owijania zwłok. Pomieszczenie było oświetlone świecami, a w wielu miejscach były powieszone talizmany ze świątyni Susanoo, darowane przez kapłanów bóstwa.
- Jesteśmy gotowe, Sugiyama-dono.
- Dobrze. Stańcie przy ścianie. Stan ciała może być kiepski, jeżeli uda mi się je przywołać. Pamiętajcie jednak, że jest on bohaterem i tak go traktujcie.
Kobiety wykonały polecenie i cofnęły się do ściany, a Sugiyama naciął swój palec, a kiedy pojawiła się na nim krew, złożył kilka pieczęci i położył dłoń na posłaniu, czując, że jego chakra się skupia.
- Kuychinose neko no tame no keito no jutsu!
Sugiyama tak naprawdę nie spodziewał się żadnego efektu. Jednak, ku jego zaskoczeniu, biały dym pojawił się w miejscu, gdzie przyłożył dłoń. Dym się rozszerzył, owiał całe posłanie, a z zewnątrz rozległo się wściekłe szczekanie i warczenie Inugamiego.
Kiedy dym się rozwiał, na posłaniu leżał wymizerniały mężczyzna o białych włosach, nieco wychudzonej sylwetce. Jego ciało było blade, a ubranie brudne od zaschłej krwi, potu oraz błota.
- Jest w całkiem dobrym stanie - powiedział Sugiyama, odchylając się do tyłu. - Zacznijcie od zdjęcia jego ubrania…
- Ale… on oddycha… - powiedziała nerwowo jedna z kobiet, wskazując na klatkę piersiową mężczyzny, która poruszała się w górę i dół.
Sugiyama spojrzał na ciało, następnie na jego twarz - otwarte oczy i idiotyczny uśmiech na twarzy.
- Cholera, ciebie nie da się zabić, chłopcze - burknał Sugiyama, ale mino tego, że wydawał się naburmuszony, w jego głosie było słychać rozbawienie. - Cholerny bohater. Dobra robota, Shiroyasha!
- 30 mar 2024, o 23:22
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
- Odpowiedzi: 130
- Odsłony: 3553
Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Ostatnia Bitwa o Kōtei Mijikuma i Kubomi
Kaori przez chwilę jeszcze płakała w ubranie Mijikumy, ale kiedy pojawiła się Kubomi, dziewczyna oderwała głowę nieco od piersi brata i spojrzała na kobietę z lekko zmrużonymi oczami i lekko się naburmuszyła. Chwyciła ubranie brata trochę mocniej, jeszcze chwile przy nim stała, ale potem odstąpiła i przyglądała się Kubomi podejrzliwie. Sztywno się ukłoniła i przywołała na twarz nieco zbyt słodki uśmiech, który nie obejmował jej oczu.
Całkowicie zmieniła swoje podejście, kiedy Mijikuma zwrócił się bezpośrednio do niej. No, chociaż łypała na kulkę ryżową, którą jej brat wziął od lalkarki. Była szansa, że chciała mu ją wytrącić z ręki, ale chyba się powstrzymała.
- Przyszłyśmy tutaj już jakiś czas temu i mamy przydzielone maleńkie mieszkanko w samym mieście. Nie jest duże, sporo rodzin tam mieszka, ale wydaje się w porządku, przynajmniej na razie. Podobno Takeda-sama ogłosił, że miasto będzie rozbudowywane i że dzicy tutaj nie przejdą, bo armie z Ryuzaku przyjdą i wszystko będzie dobrze - odpowiedziała Kaori.
Kiedy Mijikuma powiedział, że przedstawi Kubomi swojej matce, Kaori niemal się zapowietrzyła.
- Czy to twoja dziewczyna?
Hana
- Momentami, kiedy obserwowałem, jak wygląda ucieczka, poza tym, że atakowali żołnierzy na końcu, żeby szybciej się ewakuowali, ale nie wydawało mi się, żeby jakoś zapalczywie starali się ich… cóż, was, zabić. Na pewno dali spokój rannym i medykom. No, przynejmniej z tego co wiem.
Mujin na Hanę patrzył łagodnym wzrokiem, był spokojny i wyważony. Za każdym razem, kiedy unosiła na niego swój wzrok, uśmiechał się do niej życzliwie - głównie oczami, jako że resztę twarzy miał zakrytą. W jego głosie i w sposobie, w jaki mówił, widać było, że próbuje zaangażować Hanę.
- Chyba dobrze, że nie byłaś w punkcie medycznym. Naprawdę wydawało mi się, że słyszałem tam twój głos i niemal oderwałem się od mojej bardzo ważnej pracy, Hana-san, żeby się upewnić, jak się miewasz. No ale dobrze, że zajął się tobą doświadczony medyk na polu bitwy. Chociaż narażałaś się na to na podwójne niebezpieczeństwo. Wracaj do szpitala następnym razem. Proszę.
Głos Mujina brzmiał, jakby faktycznie był zainteresowany dobrobytem Hany.
- Możesz być lepsza i bez blizny. Naprawdę, mógłbym coś temu zaradzić. I nie ma nic złego w dbaniu o wizerunek. Może nie jest to aż tak istotne jak siła czy umiejętności oraz ta blizna tak naprawdę cię nie szpeci - jesteś wyjątkowo piękną kobietą. Zawsze byłaś. Z blizną czy nie. Ale faktycznie, mogę pomóc tylko w Ryuzaku. No ale masz tam przyjść i tak, więc jeżeli zechcesz, poprawimy to. Jeżeli nie, i tak będę się radował na twój widok.
Na słowa o oku i nodze, Mujin pokręcił głową.
- Bardzo często ograniczenia w leczeniu wynikają tylko i wyłącznie z umiejętności medyka. Ja, że nieskromnie powiem, potrafię zrobić takie cuda, jakich większość medyków nie potrafi. Dlatego szkoda, że mnie tam nie było. Oczywiście, są sposoby na poprawę życia osoby po utraceniu kończyny lub oka, ale… Hana-san, wolę o takich rzeczach nie mówić na głos. Musiałbym porozmawiać z pacjentką. Poza tym, takie rzeczy muszą pozostać tajemnicą. Musiałabyś się u mnie podszkolić, a wszystkiego bym cię nauczył.
Misae, Kuroi, Nana
Kiedy Masahiro oderwał się od Misae, pozbierani i uspokojeni, Misae poruszyła wątek Kitashiego. Kolejnego przyjaciela, który tutaj zaginął - a może nawet stracił życie. Masahiro słysząc jednak, że Misae traktuje to trochę lżej, znaczyło, że albo wierzyła, że Kitashi żyje albo zaprzeczała w swojej głowie, że zginął. Masahiro nie miał zamiaru drążyć sprawy.
Tak samo, jak nie miał zamiaru drążyć sprawy z ojcem Misae i ta rozwiązała się szybciej, niż przypuszczał. Misae niemal go zignorowała, więc on sam tylko lekko się skłonił i sięgnął po dłoń Misae, lekko ją łapiąc i trzymając w bezpiecznym chwycie.
Kto wie, może coś by jednak powiedział, gdyby nie zamieszanie, które rozegrało się zaraz obok.
Masahiro uniósł głowę i spojrzał na Takeru i odpowiadającego mu Kuroia, stojącego tam Kaguya Taisho oraz kapłana Rintaro. Z Takeru był tutaj niespokojny, niewielki oddział Uchiha, który wcześniej był w grupie szturmowej.
Kuroi nic sobie nie zrobił ze słów i prośby o spokój. W swoim mniemaniu przecież nie zrobił niczego złego. Absolutnie też nie miał zamiaru robić tego, o co został bardzo agresywnie poproszony przez Takeru. Dla niego - dowódcy byli idiotami i cała sytuacja była ich winą oraz ich głupich planów i pomysłów.
Odmowa posłuchania rozkazów rozwścieczyła Uchiha i przewodzącemu im Takeru. Pierwszy zaczął mówić kapłan Rintaro, który zachował spokój.
- Ktoś by powiedział, że jesteś wystarczająco dorosły, żeby zrozumieć…
Nie skończył jednak, bo ktoś splunął pod nogi Kuroia, a Takeru dopadł do niego i złapał za poły jego stroju, stawiając się mu w twarz. Swoje słowa niemal wykrzyczał, plując przy tym śliną, tak bardzo był poruszony.
- Słuchaj, jebany skurwysynu, pójdziesz z nami, czy ci się to spodoba czy nie. Wiesz, chuju, ilu dobrych ludzi zginęło tylko dlatego, że nie potrafisz słuchać jebanych rozkazów? Skuć go!
Takeru wyraźnie liczył, że Kuroi nie będzie się bronił, kiedy dwóch Uchiha do niego zaczęli podchodzić.
- Słuchajcie, popełnił błąd, ale to Unia… - zaczął Taisho, kładąc dłoń na ramieniu Takeru, żeby trochę deeskalować sytuację.
W międzyczasie pojawiła się Nana razem z Tomoe, ale ciężko było jej się wbić w sytuację, kiedy wszyscy obserwowali to, co się działo.
- Misae-san, to twój znajomy - mruknął do niej cicho Masahiro i spojrzał na nią bezsilnie. - Jako lider klanu Uchiha, tylko to eskaluję. Ty, jako przyszła liderka klanu… wierzę, że tobie uda się to załatwić lepiej. Wierze w Ciebie.
Mówił cicho, dając Misae szanse na reakcję. Było bardzo oczywistym, że Masahiro jej ufał . Być może, ufał jej naiwnie.
- Nana-san - odezwał się do drugiej kobiety. - Proszę, zostań chwilę, kiedy to zostanie załatwione, porozmawiamy. Oboje dziękujemy ci za przyniesienie Tomoe.
Anzou
Grupa medyków, która była najbardziej rozpoznawalna była grupą z Ryuzaku. Można było ich rozpoznać po charakterystycznych strojach i lekkiej niechęci oraz zniecierpliwieniu wypisanym na ich twarzy. Kręcili się przy rannych - wyraźnie tych, który tak, jak oni, byli z Ryuzaku.
To do nich Anzou podszedł i im zadał pytanie. Nie chcieli mu odpowiedzieć. Rzucili tylko po sobie spojrzenia i pokręcili głową.
- Daj spokój, chłopcze. Najlepiej przygotować drewniana nogę i przejść w stan spoczynku. Oko też można z drewna zrobić. Jeżeli ktoś ci innych rzeczy naopowiadał, to go nie słuchaj.
Spojrzenie zostało rzucone na mężczyznę, który siedział niedaleko pod drzewem i łypnął na nich resztę medyków i na Anzou. Miał biało-zielone włosy oraz bardzo brzydką i charakterystyczną bliznę na twarzy, ale Anzou nie potrafił określić, jakiego typu rana mogła zostawić taką bliznę. Wyraźnie słyszał to, o co Anzou zapytał i machnął do niego ręką, żeby ten podszedł bliżej.
- Noga i oko mówisz? Absolutnie idiotyczne, ale to nie jest coś, czego nie da się zrobić. Bardzo chętnie się tym zajmę, ale musisz mi wszystko opowiedzieć - mężczyzna powiedział. W tym samym czasie wyciągnął maleńką saszetkę i zażył proszek z jej zawartości, popijając to czymś, ze swojej manierki. Anzou uderzył zapach alkoholu. - Musisz też zdobyć sam komponenty. Najlepiej bardzo świeże i zanim zrobią spis ludzi, którzy przeżyli. Wybierz kogoś podobnego i z taką samą naturą chakry. Tylko świeże. Poradzimy sobie ze świeżymi komponentami bardzo dobrze.
Shinichi, Osamu, Tetsuro
Ciemnowłosy chłopiec o złotych oczach wyglądał bardzo niepewnie, kiedy Shinichi chciał go przekonać do rozmowy z Nara Lei. Wyglądał, jakby zeszło z niego całe powietrze. Spojrzał na ziemię i zaczął kopać stopą kępkę trawy, powoli wyrywając ją z korzeniami. Nie odpowiedział - nie wiedział co odpowiedzieć. Przynajmniej nie od razu.
Kiedy już otwierał usta, żeby odpowiedzieć, do grupki przytuptała Ai, ciągnąc ze sobą swojego ojca - Tachibana Haibane. Mężczyzna był około czterdziestki, może trochę młodszy. Ai była trochę do niego podobna - miała tak samo blond włosy, jak on i oboje mieli urodę trochę odbiegającą od typowej urody ludzi z Sogen.
Mężczyzna przedstawił się jako ojciec Ai, uśmiechając się. Jednak nie dało się nie zauważyć pewniej podejrzliwości, jeżeli chodziło o spojrzenie rzucone Shinichiemu. Do Tetsuro się uśmiechnął.
- Nie widziałem grupy wsparcia, nie wiem, kto w niej był, tak naprawdę, znam tylko moich towarzyszy z frontu, jeżeli chodzi o inne osoby czy klany. Co do osób z Pustyni… - spojrzał ponad ramię Tetsuro, następnie na samego Tetsuro ponownie - chyba tutaj się zbierają? Nie widziałem nikogo innego nigdzie indziej, więc chyba nie pomogę. Ale na pewno ją znajdziesz. Z tego co widzę, ludzie się cały czas odnajdują, ale przestrzeń jest spora. Jak nie wcześniej, to przy spisie na pewno się siostra odnajdzie. W każdym razie, dziekuję za zaopiekowanie się moim słoneczkiem.
Haibane zgarnął do siebie bliżej Ai.
- Więc to jest Shii-nii, którym tyle opowiadałaś? Zupełnie nie zdawałem sobie sprawy, że jest to dorosły mężczyzna - powiedział Haibane, dość skutecznie przejmując uwagę, która wcześniej była dla Chirou. - Czy potrafiłbyś mi wyjaśnić, dlaczego jesteś najlepszym przyjacielem mojej trzynastoletniej córki?
Chirou wyglądał na przeraźliwie zagubionego w tej chwili i chyba wyglądał, jakby chciał stamtąd uciec. O ile ktoś na niego zwracał uwagę.
- 22 mar 2024, o 18:33
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
- Odpowiedzi: 130
- Odsłony: 3553
Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Ostatnia Bitwa o Kōtei Hana
Hana i Mujin ruszyli przez obóz, rozprostowując nieco kości i mogąc przyjrzeć się rzeczom, które działy się wokół. Rozmowy, spotykające się rodziny, rozmaite kłótnie, żałobę. Wszystko wydawało było bardzo chaotyczne i bardzo smutne, szczególnie teraz, kiedy nie było nikogo, kto zarządzał wszystkim. Była chwila przerwy, chwila na to, żeby się faktycznie przemyśleć to, co się wydarzyło i to, co miało się wydarzyć dalej.
- W miarę pomyślnie, bym powiedział. Uważam, że dałoby się i ewakuację i to wszystko, jak szpital polowy, o wiele lepiej przeprowadzić. No i nie dopuścić do wygranej przeciwnika. Ale to nie była moja walka.
Górował nad nią, kiedy szli. Nie wydawał się też brzydki, jego głos był spokojny i głęboki, nawet jeżeli trochę przytłumiony przez maskę. Długie włosy lśniły w słońcu, a on wydawał się bardzo elegancki. Hana zauważyła jego długie palce, tajemnicze spojrzenie, ten nieznaczny uśmiech, który było widać pod maską.
Tak różnił się od Anzou, był chyba jego zupełnym przeciwieństwem.
- Cieszy mnie, że podnosisz swoje umiejętności. Przykro mi, że musiałaś walczyć, ale jestem szczęśliwy, że przeżyłaś. Odwiedzałaś szpital polowy? Wydawało mi się, że wychwyciłem twój głos, Hana-san, ale nie mogłem oderwać się od swojej pracy, żeby móc sprawdzić co jest z tobą. Chyba nie zajmował się tobą Hazama, prawda? Chyba bym nie zniósł myśli, że taki konował kładzie na tobie swoje ręce. Swoją drogą, konował zostawił ci tę bliznę na twarzy. Dało się to zrobić lepiej - stwierdził mężczyzna.
Odeszli trochę na bok, tam gdzie była droga wylotowa z Sarufutsu. Nadal ciągnęły tłumy ludzi ewakuowanych z Kotei, ale nie było tu już takiego ścisku i można było zobaczyć okolicę. A była ona piękna. W tle lasy, wokół miasteczka złote pola, które zaraz miały być koszone. Nie było tu źle.
- Jeżeli twoja towarzyszka potrzebuje pomocy, bardzo chętnie coś dla niej zrobię. A jeszcze chętniej nauczę cię, jak sama będziesz mogła pomóc jej… lub podobnym w potrzebie, w przyszłości. Ciągle miałbym nadzieję, że zechciałabyś dołączyć do mnie w mojej klinice, pomagać tam i dodatkowo się szkolić.
Shinichi, Osamu i Tetsuro
Chirou, kiedy trzech starszych mężczyzn zebrało się przy nim i zaczęli rozmawiać, wyjątkowo się najeżył. Po pierwsze nie podobało mu się, że ktokolwiek jemu mówił, co ma robić. Po drugie - strasznie mu się nie podobał ton Osamu. I to Osamu stał się ofiarą jego słów. Oczywiście - wyglądało to zabawnie, kiedy młody nabrał w usta powietrza i może nawet wydawało się, że piasek zaczął się wzbijać wokół niego - a może to była tylko sugestia spowodowana tym, że dzieciak był z klanu Sabaku.
Za którego się nie uważał.
- Masz jakiś problem do klanu Nara, cwaniaczku? - zapytał Chirou i stanął po stronie Shinichiego. - Ja wiem, że wy z Pustyni raczej nie jesteście zbyt bystrzy, ale chyba nie na tyle, żeby przy mnie najeżdżać na klan, z którego pochodzę.
Dzieciak odwrócił się do Shinichego.
- Po co tu przyszli? Po co mnie wołają? Hatagi przecież zaniósł do klanu informację, że mnie Asahi wziął do Jou-jii. Ktoś tutaj jest? Są.. Źli? Za… za tatę? - dodał chłopiec, już o wiele ciszej, zaciskając ręce i patrząc w bok, próbując powstrzymać zaczerwienienie oczu.
Orochi i Ario
Kiedy Orochi zaczął odpowiadać ojcu, broniąc się przed jego zarzutami, wydawało się, że Stary pęcznieje ze złości, ale zeszło z niego powietrze, kiedy Orochi zrozumiał, że został pochwalony. Gdzieś tu była szansa na przemyślenie swojego zachowania, próbę poprawienia stosunków ojca z synem, zrozumienia tego, co między nimi tak naprawdę było nie tak.
No ale nie.
Stary, po wspomnieniu imienia Hoshi, przeniósł na nią wzrok, a kobieta głęboko i z szacunkiem się ukłoniła, mamrocząc, że to był jej obowiązek oraz, że już czuła się lepiej. Mężczyzna odpowiedział jej eleganckim ukłonem ze swojej strony, ale skupił się na tym, co mówił jego syn i o czym rozmawiał z Ario. Hoshi nie była nikim ważnym, nie była godna większej interakcji oraz zauważenia ze strony Sugiyama Kuroyamiego.
- Postaraj się zacząć od tych, którzy tutaj przybyli. Musimy do jutra rana zorganizować symboliczny pogrzeb, pozwolić tym, co mają gdzie wracać odejść, a potem, kiedy będziesz już gotowy ze spisem zmarłych, kolejną ceremonię pogrzebową.
Stary Sugiyama wysłuchał dokładnie Ario. Na komentarz o wąsie tylko przewrócił oczami, odniósł się za to do spraw Pustyni.
- Wdawanie się w tego typu dyskusje są niebezpieczne, chłopcze. Nie odmawiam ci odwagi ani siły, ale musisz uważać, bo łatwo się wplątać w politykę, wyplątać się jej trudno. Mówię z własnego doświadczenia. Jedyne, czego chciałem to mieć pewność, że klan Uchiha będzie dobrze zorganizowany, a teraz pomagam w przewodzeniu nim. A tutaj… nie wiem, czy nie wejdziesz w gniazdo węży. Uważaj na siebie. Jeżeli będziesz potrzebował schronienia, znajdziesz je u Takedy. Handlują z Ayatsuri i są najważniejsi jako punkt między Ryuzaku… i kiedyś Murem. Będziesz mógł liczyć na niego. My, oczywiście, jako klan Uchiha niczego nie oferujemy. Jako Ayatsuri znajdziesz też schronienie u pana Takedy na noc, jeżeli zechcesz zabawiać marionetkami jego syna.
Ai
- Też cię tak bardzo kocham, Ai - odpowiedział mężczyzna, głaszcząc córkę po włosach i pozwalając jej płakać w swoje ubranie. Absolutnie nie przejmował się, że inni na nich patrzyli, a ona trochę brudziła jego ubranie. - Oczywiście, że tu jestem. Obiecałem, że nic mi się nie stanie. Nie mógłbym cię zostawić. Szczęśliwie tutaj jesteś. Kiedy widziałem, jak twierdza się zawala… no ale jesteś. Moja bohaterka. Nadal jestem z ciebie bardzo dumny, że dzięki tobie zdołaliśmy się przygotować.
W końcu puścił ją, kiedy dziewczynka była gotowa. Kilka osób wstało, podeszło do niej i ją uściskało również, ciesząc się, że nic jej nie było. Ot, rodzina. A może nie tyle rodzina, co osoby, z którymi dzieliła pasję i umiejętności. Osoby ciemnowłose - nauczone zdolności, jak ona oraz osoby o nieco innym wyglądzie - z tautażami. Ci, którzy kiedyś przybyli zza Muru, przynieśli te zdolności i nauczyli ludzi po tej stronie. Wszyscy, co znali Ai, cieszyli się na jej widok, na to, że przeżyła.
Była jedną z nich.
- Shi-nii. Myślisz, że w końcu będę mógł poznać tego, który się tobą zaopiekował? - zapytał ojciec. - Chciałbym mu podziękować. A dziewczyną się nie przejmuj. Nic jej nie jest. Ot, rozmawiamy o misji, która się nie udała, ale rozumiesz, nie powinniśmy mówić o tym, bo zwykle misje powinny zostać tajemnicą. Dlatego już nikt nie będzie o tym wspominał. Teraz może zaprowadzisz mnie, żebym poznał twojego przyjaciela? Chciałbym teraz spędzić z tobą trochę czasu, zanim nas znowu wezwą na jakieś zadanie. Zjadłaś coś? Nie potrzebujesz wody? Czegokolwiek?
Tsuyoshi
- No. Zdecydowano się na nią, bo miała najwięcej doświadczenia jako kunoichi, a reszta to tylko normalni ludzie, bez mieszania chakry. Wcześniej niby wystarczyło, ale teraz, skoro będzie nas tutaj więcej… - brat Tsuyoshiego spojrzał na grupę, która dotarła do obozu uchodźców z pewnym obrzydzeniem.
Nie było to nic dziwnego, tak naprawdę - ta mina. Najbliższa rodzina Tsuyoshiego nie przepadała za obcymi, nawet za resztą klanu Uchiha. Nie wyrażali tego aż tak dosadnie, jak w stosunku do innych, ale nadal trzymali dystans i starali się, żeby polityka stolicy aż tak na nich nie wpływała. Oczywiście, o dobro klanu dbali - jego siła i przetrwanie były wartością nadrzędną.
- Dlatego wzięli ją, żeby tak porządnie wziąć się za to wszystko, co się tutaj dzieje - dokończył Hiroto i westchnął lekko.
Oboje wyglądali niekomfortowo, kiedy Tsuyoshi ich zganił za krytykowanie dowództwa.
- Nie krytykujemy otwarcie, tylko do ciebie… - mruknęła Haruka defensywnie, ale widać było, że było jej głupio. - Nie wiesz, bo tam ciągle siedziałeś. Nawet już śmierdzisz rybą. - zaatakowała ze swojej strony.
O tym, jak przebiegały walki, brat i kuzynka słuchali niemal z otwartymi ustami, nie spodziewając się, że takiego typu ludzie i walki mogły się odbywać. Oni wiedzieli tylko o takiej "normalnej" wojnie i bandytach. Tego typu oblężenie było dla nich pierwsze.
- To niesamowite, że można było zobaczyc takie ogromne stwory, jak bijuu! I wężowi ludzie? Naprawdę, jesteś odważny! Matka na pewno cię udusi za bycie tam! Ale super, że wróciłeś. - Brat poklepał go po ramieniu, a następnie westchnął, kiedy Tsuyoshi pokazał mu swój sharingan. - O rany, serio… Dobra robota! Jesteś już mężczyzną. - Jego oko też błysnęło sharinganem. - Szkoda, że dopiero w tak późnym wieku!
Misae i Minoru
- Nie wiem. To wszystko jest takie niesprawiedliwe. Nienawidzę tego wszystkiego, co się stało - odpowiedział Masahiro, trzymając Misae blisko przy sobie. W tej chwili nic innego wydawało się nie mieć znaczenia, jak tylko kobieta w jego ramionach i upewnienie się, że była bezpieczna i miała szansę na wyrażenie tego, co czuje. On też poczuł, że z oczu spływają mu łzy i z trudem powstrzymał drżenie.
Przez chwilę tak stali, przez chwilę w swoim świecie, próbując sobie poradzić z tym, co ich spotkało. A Minoru to obserwował i nie było mu łatwo. Ot, pojawił się on i teraz już zupełnie nic nie było możliwe. A to bolało. I była złość. I nienawiść.
Masahiro wypuścił Misae ze swojego objęcia dopiero, kiedy kobieta była na to gotowa. Kiedy już się wypłakała, kiedy już się trochę uspokoiła. Nie miało znaczenia, ile to trwało. Kiedy już to zrobił - spojrzał jej w twarz, uśmiechnął się smutno, wyciągnął dłoń i otarł jej łzy, żeby potem dotknąć jej policzka. Po chwili nachylił się i przyłożył swoje czoło do jej czoła w czułym geście, po czym się wyprostował, wziął głęboki oddech i odwrócił się do Minoru.
- Rakurai Minoru-san, prawda? - zapytał, po czym ukłonił się przed nim bardzo głęboko. Zaskakująco głęboko, jak na osobę na jego stanowisku. - Dziękuję. - Po czym się wyprostował. Górował nad Minoru wzrostem, ale był w bardzo podobnym wieku. - Dziękuje, Minoru-san, za wszystko, co zrobiłeś. Za pomoc klanowi Uchiha w walce. Przykro mi z powodu poniesionych strat oraz urazów. A przede wszystkim dziękuję za lata wsparcia, jakich udzieliłeś Misae-san, za bycie jej ukochanym przyjacielem. Wiem, że Misae-san nie potrzebuje ochrony, jest bardzo silna - Masahiro spojrzał na Misae z podziwem - ale potrzebuje przyjaciół. I ty…
- Jak to nie potrzebuje ochrony? To młoda kobieta. Chyba po to tu jesteś, żeby ją chronić? Obaj - burknął ojciec Misae.
Masahiro się do niego odwrócił i spojrzał nań zdziwiony, następnie spojrzał na Misae i potem na Minoru, ciekawy ich reakcji, a tak naprawdę czekając na reakcję któregokolwiek z nich. Nie chciał być pierwszym, który odpowiada ojcu Misae, chociaż po jego wyrazie twarzy było widać, że miałby całkiem sporo do powiedzenia.
Mijikuma
Siostra i matka Mijikumy oddaliły się z Kotei na tyle wcześnie, że już jakiś czas tutaj były. Znalezienie ich wymagało dotarcia do tych, którzy już znaleźli miejsce zamieszkania. Nie było to łatwe, bo wszystkich wszędzie było pełno, a takie nawoływanie raczej nie było szczególnie efektywne. No ale co mu pozostało?
Tyle miał szczęścia, że był cholerne charakterystyczny wśród całej reszty. Nawet wśród białowłosych. Wyglądał w końcu bardzo niezdrowo - jego skórze brakowało pigmentu, przez co wybijały się na jego skórze. Dzięki temu był rozpoznawalny.
- MIJI-NII!
Bez problemu zorientował się i wyczuł jak ktoś biegł pomiędzy ludźmi i rzuca się na jego plecy, obejmując mocno ramionami i niemalże płacząc.
- Szukam cię odkąd ludzie zaczęli się schodzić! Ciebie i taty! Nie mogłeś tu szybciej przyjść? - niemalże krzyczała, chowając głowę na plecach starszego brata. Słychać było, jak bardzo się bała wcześniej i cieszyła teraz.
Keion i Nana
Keionowi udało się wcześniej spotkać z Ryuujinem i dogadać w sprawie liska. Dzięki temu dostał całkiem ciężki mieszek pieniędzy, co dla medyka z kraju Kupieckiego właściwie było niezłą zapłatą. Oczywiście, czekał go jeszcze żołd od samego Ryuzaku. No ale lisek znalazł właściciela, wszystko dobrze się skończyło.
Już na miejscu, Keion dołączył do Nany oraz rodziny Uchiha, którą już poznał. Przede wszystkim chodziło o to, że Kazuki wciąż był jego pacjentem i chciał on go pilnować i upewnić się, że się wyliże (nie jak Shinichi).
- Ach, znacie właścicielkę. Doskonale - stwierdził z uśmiechem Kazuki. Delikatnie wyciągnął fenka z kieszeni, chwilowo niechętnego, żeby iść do kogokolwiek innego. Chciał być z Misae lub z Kazukim - chwilowo on był bezpieczny. - Chętnie oddam szkodnika, chociaż już zdążyłem przyzwyczaić się do myśli, że zostanie tutaj z nami.
Mężczyzna delikatnie przekazał Nanie zwierzaka, następnie spojrzał na Keiona.
- Jeszcze raz dziękuję za pomoc, bardzo to cenię. Miałbym jednak jeszcze jedną, delikatną sprawę. Tak naprawdę nie chcę robić zbyt dużego zamieszania, ale potrzebowalibyśmy z żoną porozmawiać z medykiem, jeżeli jest to możliwe. Możemy poczekać, ale… tyle się działo…
- 21 mar 2024, o 19:52
- Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
- Temat: Prośby do administracji
- Odpowiedzi: 2225
- Odsłony: 69796
Re: Prośby do administracji
Akcept.Ryuujin Kodai pisze: ↑19 mar 2024, o 13:55 Sprawa: Chce nowy multik za Manjiro
Uzasadnienie: Ogólnie to wiadomo, że głównie raczej gram sobie na Ryuujinie ale multiki ratują życie jak z jakiegoś powodu jest się przyblokowanym. Wobec tego dla zwiększenia chęci do spedzanania czasu wolnego na forko
Akcept.Yami pisze: ↑21 mar 2024, o 18:55 Ukryty tekst
- 18 mar 2024, o 23:24
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
- Odpowiedzi: 130
- Odsłony: 3553
Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Ostatnia Bitwa o Kōtei Ario i Orochi
Masahiro, kiedy Ario się do niego odezwał i zrezygnował z zaczepiania Starego Sugiyamy, kiwnął do rudego kilka razy głową i uniósł rękę, którą mu przeszczepiono, po czym zamachał nią kilkakrotnie. Wyglądało to tak komicznie, że Stary oraz pan Takeda na niego spojrzeli, a Masahiro tylko wzruszyła ramionami. Nie chciał być tam teraz, chciał ruszyć w tłum i robić to, co mógł, żeby ułatwić swoim ludziom życie. Tkwił jednak przy ustalaniu rzeczy i musiał zdać się na Orochiego.
Orochi radził sobie z Ario całkiem dobrze, do tego wydobył od niego szereg ważnych informacji oraz perspektywę Ario na to, co się działo. Bo jeżeli pomyślało się o tym, jak wielu ludzi do walki przysłał cały świat, to okazało się, że było ich niewielu. Po prawdzie jedynie Sogen oraz armia Ryuzaku wysłała porządne siły. Yamanaka wysłali odpowiedni - dla swojego działania - oddział, a Yuki Mikoto wysłała, kogo mogła. Reszta klanów posłała ochłapy. Trochę Kaminarich, trochę Akimichich. Przybyli Nara, ale w niezbyt dużej ilości. Senju, Inuzuka, Aburame, Shigashi oraz reszta Karmazynowych Szczytów przysłała albo jednostki, albo nikogo. Nie mówiąc już o Cesarstwie.
Największy zawód spowodowała Pustynia. Owszem, pojawił się oddział żołnierzy, ale nie był duży i nie był szczególnie przeszkolony. Shinobich było niewielu. Pojawiły się takie perełki jak Chiroi czy Wuja Kaguya, ale nadal brakowało obecności ludzi z Pustyni. To była sprawa, która z całą pewnością miała być w przyszłości poruszona.
Hoshi, kiedy Orochi zaproponował, żeby Ario jeszcze trochę został i spisał wszystko, pokiwała głową.
- Zresztą myślę, że nie musisz wracać na Pustynię. Masz tutaj wielu marionetkarzy, którzy moją wrócić do waszej liderki i zdać raport. Nie przyszedłeś z Pustyni, tylko z Kropli. Musimy pomóc ludziom, poza tym też musimy wracać. Zostawiłeś swoją matkę w siedzibie. Sasame-chan i Kisuke-kun teraz się nią opiekują. Nie możesz ot tak jej porzucać na zbyt długi czas.
Kobieta wyglądała na dość zaniepokojoną, ale następnie spojrzała na Orochiego, lekko się kłaniając.
- Spróbuję, żeby Ario-kun został jeszcze trochę. Przynajmniej, żeby był w stanie zrobić te notatki.
W międzyczasie obok nich przeszła niebieskowłosa kobieta z nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Kiedy podeszła do Orochiego, położyła my dłoń na ramieniu.
- Księżniczka się znalazła, idę mu powiedzieć - powiedziała Kiyomi, po czym podeszła do Masahiro, szepcząc mu coś na ucho. Mężczyzna lekko się wyprostował, podziękował kobiecie, po czym przeprosił Starego Sugiyamę oraz Takedę i bez słowa ruszył przez obóz.
Stary i Takeda zakończyli swoją rozmowę. Takeda wydał kilka rozkazów swoim ludziom, następnie odszedł. Stary za to poszedł do swojego syna oraz Ario, górując nad oboma mężczyznami.
- Nasze kwatery są w posiadłości Takedy-dono. Znasz drogę. Nawet oddają ci twój stary pokój - oznajmił do Orochiego. - Można przydzielić już ludzi do tymczasowych kwater. Rodziny z dziećmi do drewnianych szałasów, chore i ranne osoby do medycznego, młode i zdrowe osoby do wspólnych namiotów. Są przygotowane też listy mieszkańców Kotei oraz żołnierzy i ninja, którzy zgłosili się do walki. Trzeba zrobić spis tych, którzy przeżyli. Zajmij się i zorganizuj obie te sprawy. Ja nadal muszę zająć się Narami, Yamanakami, ludźmi z Ryuzaku i Akimichi. Masahiro-sama na razie niech zostanie przy ludziach i swojej narzeczonej. Trzymaj na niego oko. Tylko mnie nie zawiedź… tak, jak mnie nie zawiodłeś w czasie ewakuacji. Dobra robota, Orochi.
Mężczyzna położył dłoń na ramieniu syna, ale tylko na sekundę, następnie bardzo szybko przeszedł do innych spraw. Spojrzał na Ario.
- Kunisaku. Cieszę się, że ponownie walczyłeś za sprawę Kotei. Rozumiem, że omówiłeś najważniejsze kwestie z moim synem. Zapewniam cię, że mi wszystko przekaże. Ale musze przyznac, że Pustynia wysłała niewielkie siły. Czy wiesz dlaczego twoja liderka i Unia przysłali tylko garstkę ludzi do obrony kontynentu?
Shinichi, Osamu, Tetsuro
- Kość ci w oko! - burknał Chirou, zrobił minę oraz bardzo nieprzyzwoity gest w stronę Kaguya Taisho i odmaszerował od mężczyzny. Taishio - pieszczotliwie zwany Wuja Kaguya - lekko przewrócił oczyma i pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć "nastolatki", następnie oddalił się do jakiegoś mężczyzny, który właśnie do niego podchodził i z nim po cichu rozmawiał. Obaj mężczyźni zniknęli po chwili.
Sam Chirou szedł przez chwilę tupiąc nogami, jakby chciał wszem i wobec pokazać, jaki jest obrażony na Kaguyę oraz na cały świat, aż nieomal nie wpadł na Shinichiego. Z lekką niepewnością spojrzał na mężczyznę i widoczny medalion, następnie skrzyżował ręce na piersi i się wyprostował, starając się wyglądać na pewnego siebie.
- Oczywiście, że przeżyłem. Do tego chroniłem całą armię przed deszczem z żelastwa. To ja się dziwię, że ty przeżyłeś, jak spadłeś z tego muru. Bo uderzyło w tą ścianę, nie? - chłopak wyglądał przez chwilę niepewnie, ale potem nabrał powietrza w płuca. - To nie moja pierwsza bijudama ani walka. Ostatnio udało mi się kilka osób ochronić i do tego pomogłem walczyć z Antykreatorem. I pomogłem w jego pokonaniu. Oczywiście, że nie zginę tutaj.
Przez chwile posłuchał Shinichiego i nawet już otwierał usta, kiedy pojawił się Osamu, zadając Shinichiemu ważne pytanie o bycie z klanu Douhito. Chirou spojrzał na Osamu swoimi dużymi, złotymi oczami i jeżeli Osamu znał jakiekolwiek plotki o wyglądzie Ichirou - tutaj stała jego mini-kopia. A jakby tego było mało, jeszcze Tetsuro podszedł do grupy - znając dwoje z trzech rozmówców.
Dzieciak wydawał się już zupełnie nie wiedzieć, co zrobić.
Tsuyoshi
- Jestem już wystarczająco dorosły - Hiroto wszedł w defensywę, nie do końca łapiąc żartobliwy ton brata. Zauważył jednak jego minę i prychnął lekko, przewracając oczyma. - No wiesz ty co? W każdym razie mama jest wściekła, ale pewnie, standardowo, po prostu ucieszy się, że wróciłeś, a potem będzie cię okładała mokrą ścierką. Harumi-oneesan jest dowódcą w Sarufutsu, trudno, żeby przejęła tutaj, jak tutaj na razie będzie reszta klanu, wiesz. Została, bo jest kunoichi, strażnikom się to nie podoba. Pewnie znajdziesz ją na głównym posterunku. Tata… - Hiroto spojrzał na Haruki, następnie z powrotem na Tsuyoshiego. - Ma się dobrze, ale pogadamy na osobności. Tu nie wiadomo, kto słucha.
- A Takeda-sama się rządzi, tak. Zawsze było wiadomo, że ma kontakty z Pustynią i Ryuzaku i jest bogaty, a teraz także dostał władzę. Przyjechał tutaj i zaczął wszystko organizować. Nie musimy zachowywać dla siebie tego, że Kotei padło, myśmy to wiedzieli, zanim bitwa się zaczęła. Właśnie przez Takedę. Bo po wieściach o Murze przyjechał z Kotei i zaczął wszystko szykować. Obóz uchodźców, na samym początku. Zorganizowanie lepszej straży. Zlecił zaplanowanie i budowę nowych domów oraz dzielnicy klanu Uchiha, sobie wyobrażasz? Przychodzi i zachowuje się jak pan i władca. Ja wiem, że brzmi to dobrze, ale… - Nachyliła się nieznacznie do Tsu. - Niech sobie radzą. Poddali miasto Dzikim. Jak tak można!
- Ale to, że tam byłeś i pomagałeś… niesamowite - stwierdził Hiroto. - Nawet jeżeli tylko ochraniałeś cywili. W końcu nie masz Sharingana, to normalne. Ale no, oni naprawdę mieli Kyuubiego? Wiesz coś? Jacy oni byli?
Cóż, Tsuyoshi w czasie drogi do Sarufutsu słyszał dużo, łącznie z tym, jakie klany brały udział w walce po stronie Dzikich.
Hana
Doktor Mujin wstał i uśmiechnął się do Hany. Jego twarz była obwiązana bandażami, dlatego nie widziała jego ust, ale oczy wyraźnie się do niej uśmiechnęły.
- Tak, pamiętam, Hana-san. Dobrze cię widzieć. Właściwie spędziłem już większość dnia zgięty w pół, więc moje plecy potrzebują trochę wytchnienia - powiedział, prostując się i trochę wyciągając, starając się rozprostować napięte mięśnie. - Przechadzka dobrze mi zrobi, jeżeli masz na nią ochotę. Chodziliśmy przez ostatnich kilka dni, ale chodzenie jest zdrowe.
Jeżeli Hana miała ochotę, Mujin zaczął się z nią przechadzać przez obóz.
- Musiałem tutaj być, nie da się ukryć, że chociaż szpital polowy był pełen, to i tak było za mało doświadczonych medyków. I ściągnęli cholernego Hazamę, ale nie widziałem go, może spadł na niego jakiś odłamek i zdechł w błocie, jebany kurwiarz… co ja? A tak, praca medyka jest dla mnie bardzo ważna i cieszę się, że mogłem pomóc, a także zdobyć trochę interesujących informacji. A jak ty się miewasz? Przeżyłaś. Wyglądasz dobrze. Czy nadal masz takie same plany, jak wtedy, w czasie Turnieju?
Ai i Mijikuma
Shizaki chciał coś odpowiedzieć Ai, ale ta już ruszyła przed siebie, do swojego ojca. Dlatego chłopak spojrzał na Mijikumę i powiedział:
- Żywe złoto.
Jednak w momencie, kiedy zorientował się, do kogo mówi - kiedy rozpoznał chłopaka, przełknął ślinę i odwrócił wzrok. Mijikuma był charakterystyczny, łatwo rozpoznawalny. Może białe włosy nie były niepopularne, ale nadal albinos to było coś charakterystycznego. I Shizaki wiedział, kto to jest.
Tym bardziej, że Mijikuma zadał swoje pytanie.
- Bardzo mi przykro, Mijikuma-kun. Ja… niewiele osób przeżyło z oddziału i… nie byliśmy w stanie nic zrobić. Próbowaliśmy, ale… przykro mi.
Następnie chłopak - niewiele starszy od Mijikumy - spojrzał w ziemie, jakby zawstydzony, że przekazuje takie wiadomości.
Ai jednak przebiła się przez grupę Gazo, żeby podbiec do swojego ojca. Nie zwracała uwagi na rozmowy i szepty, chociaż, kiedy była bliżej, kilka słów wpadło jej do ucha.
- …gdyby złapali dziewczynę…
- Ai! - zakrzyknął jej ojciec, a szepty natychmiast się urwały. Mężczyzna zerwał się ze swojego miejsca i wybiegł naprzeciw dziewczyny, żeby złapać ją w ramiona i przytulić mocno do siebie. Kiedy to zrobił, trząsł się nieco, płacząc ze szczęścia, że jego córka - ukochana córka - przeżyła.
- Jesteś. Jesteś. Masz się dobrze. Och, jak się cieszę, kochanie. Wiedziałem, że nic ci nie będzie, czekałem tutaj i wiedziałem, że mnie znajdziesz. Martwiłem się o ciebie, Ai, ale jesteś taka silna i… tak bardzo…
Jego głos drżał, kiedy do niej mówił, tuląc ją do siebie mocniej, niż kiedykolwiek wcześniej.
Misae, Kuroi, Minoru
W takich obozach, jak ten, sensorzy - chociaż ze wszystkich stron atakowani bodźcami sensorycznymi - mieli o wiele łatwiej jeżeli chodziło o znalezienie ludzi, których szukali. Niestety - łatwo też nie znajdowali tych, których nie było.
Sygnatura chakry Kitashiego była niewyczuwalna.
Minoru za to był pierwszy, żeby dopaść do Misae i dać jej wielkiego, ogromnego przytulasa na powitanie, niemal rozklejając się. Chciał z nią porozmawiać. Zamienić kilka słów, tyle powiedzieć, tyle wyjaśnić. Chciał spędzić trochę czasu ze swoją przyjaciółką.
Niestety, nie było mu to dane.
Nie tylko on wyczuł Misae i nie tylko on do niej biegł.
Meduki, kiedy Minoru tylko poluzował uścisk, niemal odepchnęła go siłą od swojej córki i chwyciła w swoje objęcia, mocno do siebie przyciskając.
- Coś ty zrobiła, dziecko? Czemu tam poszłaś? - zapytała, przyciskając córkę mocno do siebie.
- Porozmawiamy sobie poważnie, młoda damo - dodał jej ojciec, też tam będąc i też - na chwilę - przytulając obie kobiety, po czym dumnie odstąpił od nich. Jego oczy na chwilę spoczęły na Kuroiu, a następnie odwrócił się i złożył pieczęć.
Meduki jednak nadal była bardzo emocjonalna i spojrzała na Minoru.
- Co się z tobą stało, kochanie? - zapytała go bezsilnie i również uściskała. - Cieszę się, że nic ci nie jest. Włosy odrosną, a teraz lepiej widać twoje ładne oczy. Tak się cieszę, że obojgu z was nic nie jest. Ale bardzo, bardzo nie powinno was tutaj być. Twój narzeczony pewnie będzie wściekły, że tak się narażałaś.
Wokół Misae w tej chwili było tyle bodźców, że ciężko było się zorientować co się dzieje, dodatkowo widziała, że w jej stronę zmierza mężczyzna o czarnych, rozwianych włosach, wymijając ludzi i patrząc prosto na nią. On też, kiedy pojawił się blisko, nie dał jej odetchnąć, tylko objął ją i przyciągnął do siebie.
- Tak mi przykro, Misae-san. Tak strasznie mi przykro - wyszeptał Masahiro, trzymając Misae w swoich ramionach. - Serce mi pęka, i na myśl o tym, że odszedł i na myśl o tym, jak ty się czujesz. Tak mi przykro.
Kuroi w tym wszystkim mógł się wydawać całkowicie niepotrzebny, oderwany, ot, stał i patrzył na dramaty, jakie się przed nim działy. Nie było mu jednak dane zaznać prawdziwego spokoju, bo dość szybko kątem oka zauważył Takeru, który zmierzał w jego stronę. Takeru nie był sam - był z nim ten kapłan Jashina, kilkoro Uchiha oraz kilkoro innych, z Ryuzaku.
Z zupełnie innej strony, osobą, która podchodziła do Kuroia był Kaguya Taisho ze zdeterminowanym wyrazem twarzy. Zanim jeszcze Takeru podszedł, stanął on obok Kuroia, krok z przodu.
- Postaraj się nie pogarszać sytuacji - powiedział cicho, kiedy Takeru, wraz ze swoją świtą, stanęli przed nimi.
- Kuroi Kuma-san, idziesz z nami - warknął Takeru do Kuroia.
Nana
- Azuma - odpowiedziała kobieta z dumą w głosie. - Jesteśmy bardzo z niego dumni. Trochę mi przykro, że teraz z nami go nie ma, ale trochę się cieszę, że akurat jest na bardzo ważnej misji.
- Prawdopodobnie miałby moje miejsce w grupie szturmowej, gdyby nie to, że go nie było - dodał mężczyzna, wzdychając lekko. - Może nie padłby ofiarą jakiegoś cholernego węża i nie miałby teraz chorej nogi - dodał. - Ale dobrze, przynajmniej młodzi żyją. To ważne, dla przyszłości naszego klanu.
Para zrobiła miejsce Nanie, żeby ta przysiadła z nimi i podzielili się posiłkiem. Nie mieli dużo, racje żywnościowe i wodę.
- A gdzie ty walczyłaś? - zapytała kobieta. - Ja ewakuowałam miasto, z innymi kobietami, które już dawno oddały odznakę Kunoichi. Masahiro-dono jednak przyjął mój pomysł na to, żebyśmy się włączyły do pomocy i stwierdził, że to bardzo dobry pomysł. Mam nadzieję, że dzięki temu udało się wydostać tylu ludzi. Mogło być o wiele gorzej. Znaczy… z mojej perspektywy. Strasznie mi przykro z powodu Kyoushiego-sana i Katsumi-sama. Była dobrym przywódcą, kimś, kogo potrzebowaliśmy wtedy… A Kyoushi-san… to bohater. Nawet jeżeli ostatnio w Kotei moc mu się wymknęła spod kontroli i trochę mi ogród zniszczyła.
Widać było, że kobieta próbuje jakoś Nanę zagadywać, może trochę otworzyć. Może trochę pomóc jej z przejściem przez to wszystko, co się stało.
- A ty, gdzie walczyłaś?
Za to Kazuki był ciekawy i prostolinijny.
Jeżeli Nana chciała odpowiedzieć to rozmawiali jeszcze przez chwilę, aż nie nastał temat fenka w kieszeni Kazukiego.
- Chyba należy do medyczki o jasnych włosach, nie jestem pewien, miałem wysoką gorączkę zanim mi nie podano antidotum. Przybyłem tu z jeszcze jednym lisem, ale uciekł mi gdzieś teraz. Mam nadzieję, że wiedział, co robi. Nie do końca podoba mi się, co symbolizują te stwory, po tym, co się stało, ale przecież nie porzucę czyjegoś zwierzątka.
- 17 mar 2024, o 15:15
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [EVENT] - Finał
- Odpowiedzi: 167
- Odsłony: 4400
Re: [EVENT] - Finał
Ostatnia Bitwa o Kōtei Yami
Czas na odpis Yamiego: do kiedy chcesz, ale nie zwlekaj za bardzo
- 13 mar 2024, o 16:02
- Forum: Misje i Fabuły
- Temat: Wynagrodzenie za misje
- Odpowiedzi: 3824
- Odsłony: 373329
Re: Wynagrodzenie za misje
Fajna Misja, bonus doliczony.Wynagrodzenie :
- Minoru : 72 PH podstawy, 15 PH bonusu i 15 PH za jakość - Łącznie = 102 PH i 780 Ryo
- Mukutaro : 91 PH podstawy, 19 PH bonusu i 15 PH za jakość - Łącznie = 125 PH i 780 Ryo
WOJNAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA MAFIIIIIIIIII
Do sprawdzenia:
- 12 mar 2024, o 23:08
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
- Odpowiedzi: 130
- Odsłony: 3553
Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Ostatnia Bitwa o Kōtei
Tsuyoshi
Kilka spojrzeń skierowało się na Tsuyoshiego, ale pewnie dlatego, że nie wiedzieli, że ktoś może być stąd. Zwykle nie mówiono o innych gałęziach klanu, które siedziały na jakiś zadupiach. Liczyło się Kotei i… może Mur.
Ciekawe, że obu już nie można było liczyć.
Spojrzenia jednak nie były tym, na co obecnie Tsuyoshi zwracał uwagę - w końcu była tu jego najbliższa rodzina.
- Tsu-niisan - zawołał Hiroto, promieniejąc na widok brata. Niemal oderwał się od swojego zadania i podszedł go uściskać, ale ostatecznie utkwił na swoim stanowisku. Nic nie było stracone, sam Tsuyoshi uściskał brata i kuzynkę. - Cholernie długo cię nie było! Chyba nie miałeś tak długo zostawać w Kotei. Mama się zamartwia… ale zamartwia się wszystkimi od czasu wiadomości o Murze. Bardzo dużo roboty mamy od tego czasu.
- No, Takeda zaczął się rządzić strasznie. Nakano-sama nie jest zadowolony, ale co zrobić? - wzruszyła ramionami Haruka. - I tak wszyscy musieli ruszyć do pracy. Musieliśmy obstawić bardziej posiadłość Takedów, obsadzić posterunki straży. Harumi-nee została dowódcą straży teraz, co się nie podoba strażnikom, ale nic nie mogą poradzić. Część z nas obstawia i pomaga w postawieniu tego obozu, część pilnuje obozu cesarskich. Nadal nie wiemy, po cholerę ich sprowadzali. Niepotrzebni nam obcy na naszych ziemiach.
A jak było tam? - dopytał się Hiroto.
Ario i Orochi
Ario nic sobie szczególnego nie robił z tego, że ot tak próbował podejść do Sugiyamy Kuroyamiego, chwilowo jednego z najważniejszych osób w obozie. Wprost przeciwnie, nie dość, że podszedł ot tak, to jeszcze w momencie, kiedy ten próbował porozmawiać z innym mężczyzną w eleganckim kimonie. Uchiha Masahiro, którego Ario również rozpoznał, dał rudemu znać gestem, że to nie jest moment na podchodzenie, a Stary zdążył się już naburmuszyć i nabzdyczyć. Gdyby nie reakcja Orochiego, który natychmiast wyczuł nastrój swojego ojca i przejął Ario zanim ten tak naprawdę się rozkręcił, to może poleciałoby kilka ostrych słów. Szczęśliwie - Stary zajął się swoimi sprawami (Ario i Orochi właściwie słyszeli, że on, Masahiro i mężczyzna zwany Takedą rozmawiają o tym, że obóz był przygotowany i można powoli ludzi wpuszczać - a jednocześnie kwatery i Sugiyamy i Masahiro były gotowe), a Orochi chwilowo rozmawiał z Ario, próbując zagadać i dowiedzieć się kilku rzeczy od marionetkarza.
Nie było tak, żeby Ario i Orochi całkowicie mogli zostać sami w tym momencie. Orochi (bo Ario stał tyłem) dość szybko zauważył, że Hoshi tak naprawdę szybko zmierza w stronę marionetkarza i uśmiecha się do niego przepraszająco, a czerwonowłosa Misaki (którą być może Orochi pamiętał z Turnieju Pokoju, chociaż może niekoniecznie), również stanęła obok. Obie na razie nie przeszkadzały, ale wydawało się, że Hoshi była dość nerwowa, być może próbując przypilnować Ario. A może chciała tam być z zupełnie innych powodów.
Na razie młodzieńcy mogli ze sobą porozmawiać.
Nana
Nana kręciła się po obozie, kiedy już dotarli na miejsce. Byli tutaj trochę wcześniej niż inni, dlatego dostała już miejsce do spania - niewielki namiot i obiecany później pokój w domu wielorodzinnym, zanim nie wybudują czegoś bardziej odpowiedniego. Wyglądało na to, że resztki klanu Uchiha oraz cywile z Kotei, które się tutaj zebrały, będą mieszkały na kupie. Oczywiście, sama Nana, kiedy jeszcze nie było tutaj reszty armii i ludzi widziała, jak mieszkańcy Sarufutsu, zarządzani przez ludzi Takedy (pogłoski chodziły, że on ma być liderem resztek obywateli z Sogen, a Masahiro tylko klanem miał się zajmować), uwijają się i rozbudowują swoje miasto.
Ba! Nawet słyszała coś, że trzeba by sprowadzić Senju, ale o tym lokalni Uchiha nie chcieli słyszeć. Lokalnych Uchiha było całkiem sporo, chyba chronili to miasto. Łypali też na Takedę.
Nana była jednak skupiona głównie na swoim bólu i świadomości, że jej matka nie przeżyła. Do tego, kiedy tylko zjawiły się inne grupy z Kotei, przyszły wieści o śmierci Shiroyasha Kyoushiego i utracie bijuu.
- Miyuki-san, widziałaś tego przeklętego lisa? - zapytał mężczyzna oparty o drewnianą laskę, kiedy podeszła do niego Nana. Widać było, że kulał, ale z jego kieszeni wyglądał fenek, który ciekawie się rozglądał dookoła.
- Gdzieś pobiegł, może do właściciela, Kazuki-san - odpowiedziała mu kobieta. Mogła mieć około czterdziestki, kiedy jej mąż był dziesięć, może troche więcej, lat starszy. Podeszła do niego i do Nany, uśmiechając się smutno. - Pytasz o Katsumi-sama? Wieści bardzo szybko się rozeszły. Zginęła broniąc naszego odwrotu do ostatniej chwili. Wraz z Shiroyasha-sanem. Oby wiatry Susanoo zaprowadziły ich dusze w bezpieczne miejsce.
Kiedy kobieta zobaczyła minę Nany (nawet jeżeli ta próbowała zachować rezon), wyraźnie się zaniepokoiła i podeszła bliżej, kładąc dłoń na jej ramieniu.
- Może zostaniesz z nami jakiś czas? Uchiha Miyuki, a to mój mąż, Kazuki. Przydałoby się nam trochę towarzystwa i później pomoc, kiedy już nam coś przydzielą. Kazuki-san jest ranny i marudny, a mnie przydałaby się pomoc, bo szybko się męczę - dodała. - Poza tym, będzie nam miło, bo brakuje nam naszego syna, a wydajesz się w jego wieku. Nic mu nie jest, został wysłany jakiś czas temu poza Sogen na misję, więc jest bezpieczny w Saimin… proszę, zostań.
Ai i Mijukuma
Ludzie z Kotei wyruszyli w grupach, dlatego tak naprawdę dopiero po wszystkim dziewczynka mogła spróbować znaleźć swojego ojca. Zaczęło się od znalezienia ojca Orochiego oraz Orochiego, który rozmawiał z rudowłosym chłopakiem z salamandrą na plecach. Widziała jak zmierza do nich czarnowłosa, blada kobieta i jak lekko rumieni się, rzucając spojrzenia na Orochiego. W tym wszystkim Ai zauważyła - teraz kiedy byli obaj w polu widzenia - jak bardzo Orochi był podobny od Lorda Sugiyamy. Jak ojciec i syn.
Co jej tym bardziej przypomniało, że musi znaleźć swojego ojca.
Im bardziej go szukała, tym bardziej go nie było. Widziała różne grupy ludzi - Uchiha, którzy raczej nie rozmawiali, Tsuyoshiego - rozmawiającego ze strażnikami przy bramie, żołnierzy Ryuzaku, zebranych w jednym miejscu, czekających na dalsze rozkazy i informację o powrocie do domów. Grupę pustynną - mało liczną (Ai nie mogła wiedzieć, czy naprawdę było ich tak mało od początku, czy poumierali), gdzie Wuja Kaguya dowodził, a szczeniak z gurdą na plecach wydawał się lekko obrażony i chyba coś mu pyskował. Było kilkoro Akimichich, kilkoro osób z innych klanów, ciemnoskórzy Kaminari, gdzie Shigemi pomagał, a Kubomi poszła zaoferować coś dodatkowego. Yamanaka zebrani do kupy, wraz z Meduki i jej małżonkiem (wyglądających tak, jakby małżonkami wcale nie byli). Wszędzie pomiędzy nimi byli cywile, którzy stracili swoje domy.
W trakcie swoich poszukiwań, dołączył do niej Mijikuma.
Gazo nie było.
Aż ich nie znalazła.
Członkowie klanu Uchiha, którzy albo przyszli zza Muru albo nauczyli się umiejętności od nich, siedzieli na samym skraju obozu. Rozmawiali cicho, właściwie nawet chyba się kłócili. Niedaleko nich siedział brązowowłosy chłopak, Shizaki - Ai znała go z widzenia i wiedziała, że chłopak był jednym z głównych posłańców. Tak samo, jak ona - był wyuczony fachu, ale był od niej wyraźnie starszy.
- Hej, żyjesz. Dobrze! - ucieszył się i wstał, żeby do niej podejść.
Ai jednak zauważyła, wśród rozmawiających swojego ojca, który jej jeszcze nie widział.
Anzou, Shigemi, Kubomi i - częściowo - Hana
- No kurwa mać, ja pierdolę! Musieliście mi odciąć moją pierdoloną nogę! I jak ja teraz wyglądam? I jak ja teraz będę przewodzić naszemu klanowi?! Było iść po rozum do głowy i zostawić mnie tam na śmierć, przynajmniej zginęłabym dla Uchiha, jak mój ojciec i te durnie musieliby nas szanować. A nie, jeszcze poprosiłeś tego cholernego lalusia, żeby mnie wyciągnął. Czy ty, Anzou, masz w ogóle pojęcie, co żeś zrobił?
Chino nie była w najlepszym stanie. W sensie jej noga - już amputowana - oraz oko - usunięte i obandażowane, wszystko zostało zaleczone na tyle, na ile się dało i teraz, po pomocy medyka, z Shigemim u boku, pod czujnym okiem Hany i pod jej delikatnymi dłońmi - kobieta dochodziła do siebie.
Jej głos i charakterek chyba najszybciej doszły do siebie.
- Znajdziesz mi tego pierdolonego marionetkarza i zrobi mi nogę na cacy, a potem… - swój głos, skierowany do Anzou, cichy i tylko on to słyszał - zdobędziesz mi oko. Może być cholernego Uchihy. Tyle ich padło, a ja potrzebuję oka. Nasz klan tego potrzebuje. To rozkaz.
W międzyczasie Hana zdołała się oddalić od krzykliwej Chino i poszukać zupełnie innego medyka niż Shigemi, który rozmawiał z Kubomi. Sam Shigemi wcześniej pozbył się sporej ilości pigułek żywnościowych, karmiąc podróżnych po drodze. Wydawało się więc, że propozycja Kubomi była bardzo w tym momencie na miejscu.
Hana (sama)
Hana wyruszyła na poszukiwanie medyka - Mujina - o którym słyszała, że tutaj był - owszem, był tutaj. Raczej nie zauważyła jego szczupłej, wysokiej sylwetki stojącej w tłumie, ale wśród ludzi, którzy jeszcze potrzebowali pomocy (a było ich wielu), klęczał i używał swojej chakry, żeby leczyć rany.
- Jak tak dalej pójdzie, wybuchnie tutaj jakaś zaraza - mruknął do siebie, ale Hana, już blisko, go usłyszała.
Miała szansę, żeby do niego podejść i porozmawiać.
Shinichi oraz Osamu
Szukanie piaskowego gówniaka w tłumie wydawałoby się niemożliwością, ale jakoś tak się złożyło, że Pustynia trzymała się razem. Shinichi, widząc ile ich tutaj było, był w stanie powiedzieć, że liderzy Pustyni wcale nie wysłali na pomoc do Sogen wielu ludzi. Ot, ochłapy, nie licząc kilku zdolnych Shinobich.
Chirou, chłopiec, maksymalnie trzynastoletni, stał obok wysokiego, ciemnoskórego mężczyzny z szarymi włosami, którzy patrzył na niego z góry, i chyba się kłócił. Dzieciak wydawał się bardzo oburzony i niemalże wymachiwał ramionami, krzywiąc się brzydko, chociaż był to bardzo ładny dzieciak.
Osamu, już obmyty widział co się dzieje. Nie wiedział o co się kłócą, ale zauważył Shinichiego, wpatrującego się w dzieciaka. Być może zauważył też dłonie Shinichiego - jeżeli ten ich nie chował - o charakterystycznych otworach gębowych. Strój Shinichiego jednak nie sugerował przynależności do Pustyni. Osamu też go nigdzie nie widział wśród żołnierzy pustynnych.
- 8 mar 2024, o 07:45
- Forum: Ogłoszenia Administracyjne
- Temat: Dzień Kobiet i Mężczyzn 2024
- Odpowiedzi: 39
- Odsłony: 1262
Dzień Kobiet i Mężczyzn 2024
Spotlight: Świętujemy Postaci, które Zmieniły Naszą Grę
Witajcie, wspaniali Shinobi i cudowne Kunoichi!
Wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Kobiet dla wszystkich Pań oraz z okazji Dnia Mężczyzn dla wszystkich Panów!
W związku z Dniem Kobiet i Dniem Mężczyzn, pragniemy uczcić te wyjątkowe okazje w sposób, który się nieco różni od naszego typowego rozdawnictwa. Chcielibyśmy, żebyście - aby otrzymać PH i Ryo - wybrali swoją ulubioną kobietę i ulubionego mężczyznę!
Jak to działa?Dlaczego to ważne?
- Wybierz postać: pomyśl o postaciach z naszego świata - może to być gracz albo NPC, kobieta i mężczyzna - którzy na stałe zapadli Ci w pamięć. Ktoś, kto zainspirował Twoje przygody, kogoś podziwiasz, lub po prostu postać, która sprawiła, że Twoje doświadczenia na Shinobi War stały się niezapomniane.
- Podziel się ichstorią: Napisz krótką charakterystykę wybranej postaci, ale przede wszystkim opowiedz nam, dlaczego ta postać do Ciebie przemawia. Co sprawia, że jest wyjątkowa? Jak wpłynęła na Twoją grę lub interakcje w naszym świecie? To może być historia o sile, odwadze, mądrości, niezłomności, a może nawet humorze, który przynosi światło do naszych przygód.
Tym wydarzeniem chcemy nie tylko uczcić Dzień Kobiet i Dzień Mężczyzn, ale także podkreślić siłę i różnorodność naszej społeczności. Każdy z nas ma inną historię, każda postać wnosi coś wyjątkowego do naszego świata. Przez wspólne dzielenie się tymi historiami, możemy lepiej zrozumieć siebie nawzajem i pogłębić nasze połączenie z światem ninja, w którym jednak spędzamy wiele czasu.
Jak wziąć udział?
Napisz swój post w tym wątku, zawierając opis postaci i swoje refleksje.
Podziel się z nami swoją historią do 22 Marca 2024 i odbierz 30 PH oraz 1000 Ryo* za podzielenie się swoja historią. Czekamy z niecierpliwością na Wasze historie i na to, jak te wyjątkowe postaci wpłynęły na Wasze życie w naszym świecie.
Do dzieła, Shinobi i Kunoichi! Pokażcie niesamowite postacie tworzymy i spotykamy w naszych przygodach!
*Ryo można wymienić na skrócenie treningów - 100 ryo = 625 znaków
- 6 mar 2024, o 22:45
- Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
- Temat: Siedziba władzy
- Odpowiedzi: 291
- Odsłony: 28199
Re: Siedziba władzy
Jou nie odpowiedział na zjeżenie się dziewczyny oraz jej słowa. Przyglądał się jej, wysłuchał do końca, ale nie zrobił żadnego gestu, który powiedziałby jej, że jej odpowiedź była przyjęta. Po prostu na nią patrzył.
Kiedy zakończyła, wstał i skinął do niej lekko głową.
- Zastanów się, co chcesz robić i czy istotnie wolisz zostać tutaj. W końcu jesteś zwiadowcą - uśmiechnął się lekko, następnie pokręcił głową. - Nie mam dla ciebie rozkazów chwilowo, dopiero co wróciłaś. Cieszę się, że mogliśmy zjeść w spokoju. Pomyśl nad swoją przyszłością, bo myślałem o tym, żeby zmienić dowódcę mojej straży osobistej. Wtedy bezpośrednio będziesz mnie mogła bronić przed Oroborosem, prawda? W końcu się nimi martwisz.
Wstał od stołu i wskazał Minako wyjście, tak, aby podążała za nim. Rozmowa się skończyła, aczkolwiek był jeszcze czas na zadanie dodatkowych pytań.
Mimo wszystko, cała ta sytuacja była taka jakaś inna niż by się można było spodziewać. Taka jakaś normalna, niemal jak między zwykłymi ludźmi.