Znaleziono 1884 wyniki

autor: Natsume Yuki
3 wrz 2021, o 12:21
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: PORT
Odpowiedzi: 626
Odsłony: 51000

Re: PORT

Trudno tu nie było przyznać odrobiny racji. Dzisiejszy świat był naprawdę popapranym i pokręconym miejscem, w którym nic nie było takie jak powinno być na pierwszy rzut oka. Kiedy wszystko było otoczone wojną, stare ideały i mentalność praktycznie całkowicie zanikały, ustępując miejsca brutalności i pomijaniu podstawowych zasad etyki i praw. Żołnierze mogli sobie pozwalać na zbrodnie, bo przecież "walczą dla dobrobytu swojego klanu". Politycy obracają kota ogonem, przedstawiając sytuacje godne potępienia jako bohaterskie czyny, warte powielania. Zwykli cywile, popchnięci do ostateczności przez biedę, głód lub tragedie których byli świadkami, zapominali o swoim człowieczeństwie, przestawiając się na czysty instynkt i chęci przetrwania. W głowie Natsumego ponownie pojawiło się to samo pytanie, które wcześniej zadał sobie widząc płonącą Fuyuhanę podczas Zimnej Wojny.
"Czy człowiek oszalał?"
-Nie szkodzi, przypuszczam że większość z tego co się słyszy z pogłosek to jest mieszanka wszelkich teorii z tylko małym ziarnem prawdy - powiedział, lekko wzruszając ramionami. - A to z rekinami to też bardzo dobra analogia. Dlatego właśnie na scenie politycznej nie można okazać nawet najmniejszej oznaki słabości - jeżeli sobie się na to pozwoli, to zostanie się rozszarpanym na strzępy. I dokładnie to dzisiaj widać w Sogen. Uchiha popełnili błąd, który zachwiał ich balans - i sąsiedzi bezlitośnie to wykorzystali.
Polityka światowa. Może i wciąż była to polityka, czyli temat który dla Natsumego był wypełniony kłamstwami, spiskami i innym gównem, ale na tym akurat pochylał się znacznie chętniej niż nad wszelkim mikrozarządzaniem i wykłócaniem się z przedstawicielami frakcji. Głównie dlatego, że polityka światowa polegała w głównej mierze na analizie i poznawaniu oponenta. Sprawiało to, że jeśli miało się chociaż niewielki wgląd w ogólną sytuację, można było mniej więcej poznać plany poszczególnych frakcji. W porównaniu do wszelkich innych form polityki, ta światowa była najbardziej przewidywalna... i możliwa do zarządzania. Dlatego też zdarzało mu się przeglądać mapy świata, analizować informacje o przywódcach klanów i rozważać, z którymi warto utrzymać kontakt, a których lepiej trzymać na dystans... a z czasem, można nawet zacząć zauważać punkty osłabień, które można było wykorzystać do przeprowadzenia ofensywy, czy to politycznej, czy to wojskowej.
Może dlatego tę wersję zarządzania tolerował. Była logiczna w swoim chaosie, przewidywalna w swojej nieprzewidywalności. Można było się na niej skupić, ignorując demagogię doradców i kłamstwa pochlebców.
Na następny komentarz Mei, Natsume zareagował tylko cichym śmiechem.
-Srał pies pałace, pomieszkałem w jednym przez kilka lat i nie zamierzam się dać w nich więcej zamknąć. Mi do radości w zupełności wystarczy moja mała pagoda na uboczu. Tak jak ta w której mieszkałem na Hyuo.
Podszedł do jednej z beczek i wyciągnął z niej mały pakunek, w którym znajdowały się ryżowe krakersy senbei - standardowa przekąska na okrętach ze względu na ich długowieczność i dość przyzwoity smak. Chwilę podróżowali, więc uznał że dziewczyna może będzie chciała coś przekąsić - więc zaproponował jej gestem, aby się częstowała. Sam zaś ponownie łyknął odrobinę alkoholu.
Kiedy dziewczyna najpierw ujęła jego rękę, a później podciągnęła żeby zamknąć go w uścisku, początkowo okazał na twarzy lekkie zaskoczenie - oraz poczuł delikatny wstyd z faktu, że jego wyszkolone do granic możliwości ciało chciało instynktownie wydobyć z karwasza ukryte ostrze do obrony. Ostatecznie jednak udało mu się powstrzymać instynkty, i nie dobył żadnej broni - wiedział przecież, że ze strony Mei nic mu nie grozi, i podobnie on nie chciał żeby on był zagrożeniem dla niej. Dlatego, kiedy się do niego przytuliła, Natsume początkowo po prostu stał, nieco zaskoczony, lecz w końcu również objął dziewczynę jedną ręką, a drugą położył na jej głowie. Może i on sam był na tym etapie już wyzuty z większości emocji, ale rozumiał że są one bardzo ważne - i że dziewczyna teraz potrzebowała jakiegoś oparcia z jego strony. Dlatego po prostu przez chwilę tak stali, objęci, lecz w końcu Natsume delikatnym ruchem odsunął się i pozwolił sobie na spokojny uśmiech.
-Skoro widzisz przebłyski światła, to nigdy więcej ich nie zgub - powiedział wesoło. - Pozwól Twojej dumie utrzymać Cię nie tylko przy swojej sile, ale też przy swojej wartości.
Przez chwilę stanął prosto, widocznie się nad czymś wahając. Ostatecznie jednak, sięgnął za swoje plecy w kierunku paska - i odpiął od niego coś, co z zewnątrz wyglądało jak laska wędrowca, a co obydwoje doskonale wiedzieli że jest ukrytym w pochwie shirasaya miecz chokuto. Shiroi Shi - tachi dzierżone przez ich matkę, liderkę rodu Yuki, które później przeszło na Natsumego i towarzyszyło mu przez prawie dwadzieścia lat życia jako ninja. W tym mieczu znajdował się duch całego ich rodu - ich przodków, ich matki, teraz także i część ducha Natsumego. Samurajowie nazwaliby ten oręż "mieczem ducha" - i takie właśnie znaczenie powinien mieć dla dzierżącego. Sam i tak aktualnie głównie używał zdobytego przed laty artefaktu rodu, Hakuhyo - Shiroi Shi zaś powinien trafić dalej, do następnego, kto wie czy ostatniego członka ich Rodu. Dobył też z torby małą tsubę w kształcie płatka śniegu - tę samą, która znajdowała się na tej katanie przed jej złamaniem pod Sachu no Senjo. Po przekuciu Shiroi Sou na Shiroi Shi przestał używać tsuby, by miecz wyglądał bardziej jak zwykły kij - jednak zachował tsubę, by móc ją zawsze założyć z powrotem.
-... wydaje mi się, że to jest odpowiedni moment, by ci go przekazać. Służył naszym przodkom z rodu Yuki, był też dzierżony przez naszą matkę. Nosiłem go przez prawie dwadzieścia lat, i wielokrotnie uratował mi życie. Niech Shiroi Shi przypomina Ci o Twojej dumie.
Parsknął śmiechem, gdy dziewczyna spytała o sposób na powstrzymanie demona.
-Bijuu? Och, istnieją, jak najbardziej. I tak potężnej siły w życiu nie widziałem. Sześcioogoniasty wyglądał jak wielki ślimak, który wypuszczał z siebie obłoki silnie żrącego śluzu. No i tworzył olbrzymie bomby z chakry, z której jedna byłaby w stanie znieść z powierzchni ziemi ćwierć, może jedną trzecią Ryuzaku no Taki. Przeżyliśmy tę walkę tylko dlatego, że Han stwierdził że mimo wszystko zależy mu na Oniniwie - i pomógł nam w walce i pieczętowaniu.
autor: Natsume Yuki
2 wrz 2021, o 13:03
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: PORT
Odpowiedzi: 626
Odsłony: 51000

Re: PORT

Ponownie sięgnął do niewielkiej gurdy postawionej na stole, napełnił sobie czarkę kolejną porcją alkoholu, i wychylił ją powoli, delektując się smakiem moreli. Niektórzy mogliby pomyśleć, że przez hardkorowy styl życia przyzwyczaił się do spożywania napitków, być może nawet popadając w nałóg - w końcu zarówno podczas ich ostatniego spotkania, jak i teraz, Yuki często popijał różnego rodzaju napoje wyskokowe. W sumie pośród shinobi nie było to nic dziwnego: niektórzy, co bardziej wrażliwi, poszukiwali w procentach jakiejś odskoczni i utopienia własnego sumienia - inni zaś po prostu pili dlatego, że mogli, gdyż używali przepychu który zdobyli własnymi rękami. Jak zaś było z Natsumem? Cóż... najprawdopodobniej była to opcja numer trzy. Po pierwsze, nie pijał wcale tak wiele, dwa - robił to głównie nudów i dla faktu że z delikatnym szumieniem w głowie łatwiej było mu układać sobie natłok myśli który kolebał mu się między uszami. Może brzmiało to dziwnie, że alkohol pomagał mu w myśleniu... ale jeżeli taka była prawda, to jak inaczej to nazwać?
Plus, wbrew pozorom, łatwiej mu było zachować czujność. Głównie dlatego, że miał bardzo mocną głowę, a przeciwnicy widząc kogoś pijącego zakładają, że ten łatwiej popełni błąd.
Natsume lekko zmarszczył brwi, słysząc słowa dziewczyny na temat początku konfliktu między Kaminari i Uchiha. Zaraz, to Uchiha zaatakowali pierwsi? Jakoś ciężko mu było uwierzyć że prowokatorami konfliktu byłby już osłabiony przez porażkę pod murem klan. A przynajmniej o ile dobrze pamiętał, ówczesna liderka Uchiha nie była głupia - nie zrobiłaby tak podstawowego błędu jak wywoływanie wojny której na pewno nie byłaby w stanie wygrać, lub przynajmniej utrzymać własne ziemie.
-Jakoś ciężko mi uwierzyć, że to czerwonoocy zaczęli wojnę - powiedział, popijając kolejny łyk napitku. - O Uchiha można powiedzieć wiele rzeczy, ale o tak skrajną głupotę bym ich nie oskarżał. Strzelam że to Kaminari tutaj wykorzystali osłabienie Uchiha po fiasku pod murem, i postanowili przelać swoje frustracje na konflikt. Albo zainscenizowali atak Uchiha na siebie, żeby światu pokazać że "odpowiadają na agresję". Słyszałem o takiej taktyce, tchórzliwej ale czasami skutecznej.
Natsume spojrzał na Hachiro, który zaczął swoje wywody na temat możliwej pomocy od szlachcica co do przechowania Mei przez najtrudniejsze momenty - i zmrużył nieco oczy, zastanawiając się jak w ogóle powinien zareagować na tego typu rewelacje. Z jednej strony odczuł lekkie ukłucie nieufności, kiedy okazało się że ten szlachetka "darzy Mei uczuciem", gdyż po prostu jego wewnętrzny pragmatyzm nauczył go że takie zagrywki były zazwyczaj tylko sprytnym oszustwem ze strony dwulicowego mężczyzny wiedzionego ciekawością. Z drugiej jednak... tak jak wspomniał wcześniej, nie może prowadzić dziewczyny i narzucać jej swoich opinii jako te, których powinna wysłuchać i być może się nimi kierować. Jedyne co może jej dać, to rady i swój wgląd w sytuację - czy je wysłucha i weźmie do serca, czy odrzuci i pójdzie swoją drogą, należało tylko do niej. Białowłosy po prostu odczuwał że widział dostatecznie dużo, żeby móc podzielić się doświadczeniem ze swoją siostrą - by nie musiała przeżywać czegoś, czego da się uniknąć.
Spojrzał w stronę Mei, która zbeształa swojego czworonożnego kompana, a później sama przedstawiła swój punkt widzenia co do tego szlachcica z Shinrin. Yuki lekko kiwnął głową na znak że zrozumiał co ma na myśli - lecz jego wyraz twarzy ani trochę się nie zmienił. Nawet gdyby próbował (a nie próbował), to i tak by nie ukrył faktu że zupełnie nie ufał "wyższej strefie". Tak jak wilk nie zrozumie człowieka, tak wojownik nie zrozumie szlachcica. Szlachcic nigdy nie pozna brudu życia człowieka walczącego o każdy dzień, a wojownik nie odnajdzie się w wymuskanym i zakłamanym świecie bogaczy, polityków i obłudników.
-"Towarzysz", huh. - mruknął, po czym westchnął ciężko. - Być może dał Ci troskę dlatego, że rzeczywiście był szczery - a być może zrobił to dlatego, że widział że tego potrzebujesz, i dał Ci to tylko dlatego że sam zamierzał później na tym zyskać. Po wyższych sferach nie można się niczego spodziewać. - Prychnął cicho. - Przynajmniej miej pod ręką jakiś sztylet, na wypadek gdyby zaczął sobie pozwalać na zbyt wiele. Granie na emocjach to ich specjalność.
Następnie zaśmiał się gorzko.
-Gdybym dostał jeden Ryo za każdy raz kiedy słyszałem tego typu słowa od polityków w pałacu, to mógłbym sobie postawić drugi zamek w Hanamurze. Albo i trzeci, gdybym dostawał dwa za każde takie słowa bez szczerości.
Ostatecznie jednak westchnął ciężko.
-I tak wiem że cokolwiek powiem, i tak będziesz planowała tam powrócić gdy tylko będziesz mogła. Nie mogę Ci też narzucać decyzji, gdyż tak jak mówiłem - to Twoje życie. Po prostu... nie chcę, żebyś zderzyła się ze ścianą rzeczywistości, gdyby się okazało że moje słowa są prawdziwe. Żebyś nie dała się zaślepić emocjom i uzależniła od niego. Trafiła w jego sieć.
Wstał i podszedł do dziewczyny, kładąc jej rękę na ramieniu.
-Jesteśmy nie tylko potomkami szlachty Juugo, ale przede wszystkim - jesteśmy rodziną liderów rodu Yuki. Może w dzisiejszych czasach nie każdego obchodzi honor, ale istnieje coś ważniejszego. DUMA. - Uśmiechnął się delikatnie. - Tylko duma trzyma shinobi przy życiu, niezależnie w jak głębokim gównie jest. Jeżeli pozwolimy innym odrzeć nas z dumy i wolności... to tracimy wszystko, czym tak naprawdę jesteśmy.
Cofnął się o krok, i wrócił na swoje miejsce siedzące po drugiej stronie biurka.
-Czy współpracuje?... - Podrapał się lekko po podbródku. - Cóż, nie nazwałbym tego współpracą, a służbą. Nie wiem jak z armią, ale na pewno ma swój oddział czterech Jeźdźców - przybocznych o niezwykłej sile i bezwzględnej brutalności. Jednego z nich spotkałem pod Oniniwą - NES. Tak psychopatycznego szaleńca dawno nie widziałem... - Wzdrygnął się lekko. - Świr wypuścił na nas Sześcioogoniastego, tylko dlatego że mógł. Uznał że to będzie zabawne. A ukrył to pod "chęcią" Hana do wymazania Oniniwy z oblicza świata.
autor: Natsume Yuki
1 wrz 2021, o 14:37
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: PORT
Odpowiedzi: 626
Odsłony: 51000

Re: PORT

Natsume skinął lekko głową, chcąc w ten sposób wyrazić że rozumie co dziewczyna ma na myśli. Wyciągała jak najbardziej prawidłowe wnioski - to, że wszystko zależy od perspektywy patrzącego na konflikty, i że nie istnieje coś takiego jak czyste dobro, gdyż takowe nie może istnieć - zakładałoby to przecież, że istnieje również czyste zło. Każda istota rozumna mogła zostać wpisana w spektrum pomiędzy czernią i bielą, lecz nigdy nie byłaby ona w stanie sięgnąć żadnego ekstremum, gdyż to nie było wykonalne. Czyste dobro było osiągalne tylko i wyłącznie dla bogów, którzy nie mają żadnego prywatnego interesu w czynieniu tegoż dobra; czyste zło było zaś siłą natury, niepowstrzymane i niemożliwe do zrozumienia, czyniące chaos tylko dla samego siania chaosu. Nie było żadnego szaleńca, który wszedłby na ten poziom - nawet NES, który był najbliższym sile natury z wszystkiego co widział w swoim życiu. A co do życia w swojej bańce... z tym nie do końca by się zgodził, bo chociaż wielu rzeczywiście ma tak zakrzywione odczuwanie rzeczywistości, istnieje równie wielu ludzi którzy z takich baniek się wydostali - czy to z własnej woli, przez swoje decyzje, czy zostali z niej wydarci siłą przez zderzenie ze światem i doświadczeniem czegoś czego by się nie życzyło nikomu innemu. Nie zamierzał jednak w jakikolwiek sposób narzucać komuś swojej opinii - może z czasem ona sama również zacznie zauważać ten brutalny świat nieco inaczej niż teraz.
W końcu na tym polega osobisty rozwój.
-Trudno zaprzeczyć - stwierdził w końcu w odpowiedzi na ostatni argument. - Ludzie to istoty napędzane żądzą krwi. Niezależnie od czynników czy tego po czyjej stronie leży racja, konflikty prędzej czy później i tak zawsze się pojawią - ludzkość zawsze znajdzie powód by rzucać się sobie wzajemnie do gardeł. Nawet jeżeli uda się złamać to koło, z czasem i tak zostanie ono naprawione bądź odbudowane. A jeżeli ktoś próbuje powstrzymać to szaleństwo - zwykle kończy z łatką szaleńca lub głupca.
Wzruszył ramionami. Świat nigdy się nie zmieni.
Uśmiechnął się lekko, gdy dziewczyna potwierdziła że Yuki nigdy nie zakładał że jest dobrym człowiekiem. Bo i za takiego zupełnie się nie brał. Był wyszkolony do tego, by być zabójcą. I niezależnie od tego czy miał swoje powody - czy to rozkazy od przełożonych lub zleceniodawców, czy to powody prywatne, czy to usprawiedliwienia własnych czynów - nie zmieniało to faktu, że na jego rękach spoczywała krew dziesiątek, jeśli nie setek ludzkich istnień. Nawet jeśli tymi którzy padli od jego oręża byli bandyci lub zbrodniarze, nie zmieniało to faktu że on sam na swój sposób też do nich dołączył. Najgorsze w tym wszystkim zaś było, że nie odczuwał wyrzutów sumienia z tego powodu - robił co uważał za słuszne lub to co do niego należało, nie mniej, nie więcej.
Na następne pytanie Yuki początkowo nie odpowiedział.
-... byli dziećmi poprzedniego lidera Senju - stwierdził w końcu. - Lider ten jednak abdykował i opuścił klan, dlatego możliwe że będą na taką "znajomość" patrzeć krzywo. Potomkowie zdrajcy, co z tego że Shigeru zginął na misji dla klanu...
Wtedy usłyszał słowa Hachiro, który wyjaśnił sytuację Mei i możliwość ukrycia jej. Yuki lekko skinął głową, lecz na jego twarzy pojawił się lekki wyraz niechęci.
Politycy.
-W obecnej chwili, ale na jak długo? - stwierdził, po czym pokręcił lekko głową. - Politycy to parszywe węże, które zmieniają swoje zdanie i nie zawahają dźgnąć Cię w plecy, jeśli tylko zauważą że mogą na tym coś zyskać. Wolałbym już zaufać mafiozie niż politykowi - mafioza miałby przynajmniej na tyle honoru, by dźgnąć Cię od przodu.
Westchnął.
-Dla polityków i szlachty ludzkie życie to zabawka, którą mogą wykorzystywać - lub zniszczyć - dla własnych celów i dla własnej rozrywki. Nie mają honoru, nie mają skrupułów - uznają je za zbędne utrudnienia na swojej drodze. Owijają Cię wokół swojego palca i liczą, że będziesz tańczyć tak jak oni Ci zagrają - a jeśli okażesz wystarczająco honoru lub dumy, by nie dać się wciągnąć w ich gierki, okazują swoje prawdziwe oblicze: reagują wściekłością i natarczywością, bo w ich oczach to Ty robisz coś złego, sprzeciwiając się ich woli.
Machnął ręką.
-Miałem do czynienia z politykami dostatecznie długo, by nie czuć wobec nich ani grama szacunku. A nawet wyhodować w stosunku do nich czystą pogardę.
W końcu napełnił swoją czarkę jeszcze raz, i wypił kolejną porcję umeshu. Odetchnął lekko, zadowolony, po czym w końcu wyciągnął z jednej z toreb mały zwój, w którym zapisywał część swoich notatek.
-Juugo to... bardzo specyficzny klan. Poprzez wpływ tajemniczej chakry, są w stanie swobodnie kontrolować własne ciało, przerabiając je na wszelkie formy jakie tylko im są potrzebne. Stworzenie olbrzymich pazurów lub ostrza na przedramieniu? Żaden problem. Tarcza na plecach? Proszę bardzo. Wyrzutnia chakry? Żaden problem. Są nieludzko silni, potrafiąc bez problemu przebić granice ludzkich zdolności. - Westchnął. - Nie przychodzi to jednak bez ceny. Energia jest tak duża, że jej natłok na ciało jest w stanie wprawić ich w stan szaleństwa, w którym nie kontrolują swojej agresji i mordują wszystko wokół siebie. Dlatego każde użycie tej mocy wiąże się dla nich z olbrzymim ryzykiem.
autor: Natsume Yuki
31 sie 2021, o 02:08
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: PORT
Odpowiedzi: 626
Odsłony: 51000

Re: PORT

Natsume lekko się uśmiechnął, słysząc odpowiedź Mei na jego dość dziwne pytanie. Rzeczywiście, w przypadku shinobi ciężko było określić, gdzie zacierała się linia między tymi dobrymi a tymi złymi - wszystko zależało tylko i wyłącznie od perspektywy, z której się patrzyło. Dla niebieskowłosej, która otrzymała od tego nieznajomego pomoc, będzie się on kojarzyć raczej z pozytywnym obrazem - jednak w rzeczywistości, gdyby chwilę później okazało się że może ona być w jakiś sposób zagrożeniem dla jego stronnictwa, nie zawahałby się jej zabić na miejscu. I to wszystko również potwierdzało pierwszą teorię, którą jej przedstawił jako pożywka dla myśli. Nie istnieje coś takiego, jak biel i czerń. Nie ma zer i jedynek. Istnieje tylko szara masa pomiędzy nimi, ułamki postawione bliżej lub dalej definicji "dobra" i "zła". Jednak można z tego wycisnąć znacznie więcej filozofii, niż tylko takie proste i dość negatywne obrazy otaczającego ich świata. Ciekawiło go nieco, jak by zapatrywała się na temat powiązany z tym.
-Przyznasz więc, że nie da się jednoznacznie powiedzieć, że ktoś jest "dobry" lub "zły" - powiedział wesoło, utrzymując na twarzy lekki, krzywy uśmiech. - I prawdą jest, że shinobi, którzy kroczą krwawą ścieżką, okazują sobą różne odcienie szarości. Czy jednak shinobi - o którym mówimy że gdy walczy dla swojego klanu, to nie zawsze jest "dobrym" - zabija na polu walki innych shinobi, walczących po innej stronie, nie eliminuje w ten sposób innych "nie zawsze dobrych"? Zwalcza zło złem, czy dobro dobrem? I czy można założyć, że którakolwiek ze stron ma "niewinne osoby" walczące w swoich szeregach?
Uśmiechnął się lekko i skinął głową z rozbawieniem. Rzeczywiście, jednym z ich ostatnich spotkań, jeszcze na Hyuo, była wspólna pomoc handlarzom z Sabishi, od których zresztą otrzymał plany mechanizmu na nadgarstkowe ostrze którego teraz bardzo lubił używać. I rzeczywiście - kiedy mieli do czynienia z bandytami, Natsume wymordował prawie wszystkich z nich. Nie zamierzał się z tego tłumaczyć ani spowiadać, bo i nie miał z czego: dziewczyna dobrze pamiętała fakt, że najpierw nakazał on rozbrojenie rabusiów, przesłuchanie ich i puszczenie wolno - dopiero gdy okazało się, że skazali oni handlarzy na śmierć przez uduszenie i spróbowali mimo wszystko oszukać duet shinobi Yukich, Natsume pokazał im konsekwencje ich czynów. Otrzymali wybór, i z niego nie skorzystali - teraz mogli tylko krążyć po Yomi i pluć sobie w brodę, że byli takimi idiotami.
Ostatecznie jednak pogładził się lekko po zarośniętym podbródku.
-Czy kiedykolwiek twierdziłem, że jestem dobrym człowiekiem?
Następnie skinął lekko głową, gdy dziewczyna spytała o możliwość zadawania pytań podczas szkoleń.
-Zadawanie pytań to przecież główny sposób na naukę - stwierdził. - Tylko poprzez analizowanie nauk i wyciąganie własnych wniosków, można rzeczywiście osiągnąć to co się chce. Mogę pokazać różne ścieżki, jednak to Ty zdecydujesz w jaki sposób i którą chcesz zmierzać. A właśnie przez pytania i rozmyślania nad odpowiedziami znajdziesz tę drogę, która najbardziej będzie Ci odpowiadała.
Następnie lekko uniósł głowę, zastanawiając się nad kolejnym pytaniem. Cóż, w tej sytuacji generalnie nie będzie żadnego dobrego rozwiązania. Mei co prawda była tylko zwykłym Doko w oczach Yukich, ale miała wiedzę na której mogłoby im zależeć - krew Antykreatora, to raz, znajomość miejsca ukrycia Natsumego, to dwa. Samo to może wystarczyć, by próbowali jej nie wypuszczać z własnych łap. Ale z drugiej... bez konfrontacji, będzie zmuszona do tego samego rodzaju tułaczki co on sam. Albo tej innej, którą niegdyś przyjęła Reika gdy wpuścił ją do Cesarstwa jako najniższej rangi kunoichi. Nie każdemu życie uchodźcy odpowiada - ciężko było powiedzieć, czy niebieskowłosa by sobie poradziła z życiem z przesadną ostrożnością i paranoją na każdym kroku. Czyli w podobny sposób jak Natsume teraz.
-... Nie wiem czy to będzie takie proste - odpowiedział w końcu. - Najbezpieczniejszy, lecz zarazem niepewny sposób to po prostu udanie się na Hyuo i prośba o zwolnienie ze służby. Jednak sama wiesz, że nie tylko mogą się nie zgodzić, ale wręcz zareagować... gwałtownie.
Westchnął.
-Drugim, znacznie mniej komfortowym sposobem byłoby po prostu zniknięcie. W podobny sposób jak ja - ukryć się gdzieś na dłuższy czas, w miejscu gdzie ciekawskie oczy nie sięgają. Powrócić, gdy wszystko się uspokoi, stać się nową osobą. - Podrapał się po potylicy. - Najlepsze w fabrykowaniu śmierci są Kruki, ale prędzej uciąłbym sobie obie ręce niż zaufał tym czarnopiórym skurkowańcom. Istnieją też Feniksy, ale... kontakt z nimi bywa utrudniony. Nie wiem jak z klanami - oni zawsze postawią interes frakcji ponad dobro jednostki, zwłaszcza "nie swojej".
Na ostatnie pytanie zaś podrapał się po potylicy.
-Niestety, nie znam szczegółów co do przeszłości Hana - jedyne co widziałem w Oniniwie, to jego wspomnienie w którym odwiedzał swój rodzinny dom. Widziałem tam drzewo genealogiczne rodu szlacheckiego Suzumura, uwzględniające liczne imiona - między innymi Ryuichiego, naszej dwójki, Inuzuki Yoichiego, Nanatsuki Youmu. Potomkowie Hana, zrodzeni przez niegdysiejszego Jeźdźca Głodu, Kabuto. - Westchnął. - O samym Hanie też nie wiem dużo. Ot, był bękartem rodu który przeżył tragedię w mieście. Do tego... jest martwy, ale żyje. Wspominał coś o tym, że "jak poznał śmierć, to przestał się jej obawiać". Poza tym... wygląda bardzo młodo. Maks trzydziestka, długie rude włosy, złote oczy.
Podrapał się po potylicy.
-A co do ich umiejętności... daj mi moment, muszę sobie przypomnieć.
autor: Natsume Yuki
27 sie 2021, o 22:46
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: PORT
Odpowiedzi: 626
Odsłony: 51000

Re: PORT

Natsume przeszedł się spokojnie po wnętrzu kabiny kapitańskiej, sprawdzając na szybkości czy wszystko co tu pozostawił nadal jest na swoim miejscu. W takich miejscach jak to, pozostawienie okrętu bez opieki często oznaczało albo utratę statku na korzyść jakiegoś złodzieja, albo przynajmniej pomniejsze straty materialne poczynione przez kogoś ze zbyt lepkimi rękami. Co prawda nie miał tutaj niczego co mogłoby mieć dla jakiegokolwiek złodzieja nawet szczątkowej wartości - w głównej mierze jakieś losowe notatki lub zapiski na temat własnych obserwacji, czasem tylko z dodatkiem planów na czas wykonywania zleceń wymagających szczegółowego planowania. Żadnych pieniędzy, żadnych cennych przedmiotów, zero ryo czy innych fantów które dałoby się opchnąć. A jednak, mimo tej względnej biedoty to właśnie tutaj Natsume czuł się jak u siebie. Nie licząc kilku fantów zdobycznych na tajemniczych agresorach z Hyogashimy, których zamordował i przejął ich okręt by powrócić na kontynent, całość była dokładnie tak jak mu się marzyło - i tak jak to wyglądało nawet w jego małej pagodzie na uboczu Hyuo.
Minimalizm. Tak właśnie trzeba było żyć. Po co komu przepych, skoro i tak za kilka dni można było skończyć jako zwłoki w rowie - im mniej się pozostawi, tym mniejsze ryzyko że czegokolwiek będzie się żałowało przy utracie.
Przeszedł się pomiędzy nielicznymi meblami, i podszedł do stojącego w rogu biurka które niegdyś stało na środku pomieszczenia - główny stół każdego kapitana. Ominąwszy go, przysiadł na moment na pozostawionym za nim krześle, i korzystając z chwili w której Mei odkładała swoje wyposażenie na jeden ze stojaków, zaczął przeszukiwać półeczki - by ostatecznie wydobyć z nich małą gurdę z zabutelkowanym umeshu. Sięgnął też po dwa niewielkie naczynka, które postawił na blacie. Nie pytając, napełnił oba morelowym alkoholem i odstawił napitek na bok. Jeżeli Mei nie będzie chciała pić, to po prostu nie będzie po to sięgać, i tyle. Sam chętnie podniósł naczynko i wychylił je, wypijając napój jednym haustem; następnie odetchnął z satysfakcją i odłożył kubek z powrotem na stół.
-Cóż, teraz jak jesteśmy już w zamkniętej przestrzeni, to raczej można rozmawiać spokojnie - powiedział wesoło. - Okręt jest zabezpieczony, żadna hołota pod pokład się nie dostanie bez klucza który mam przy sobie. Specjalnie też postawiłem statek na uboczu, żeby nikt nie zawracał sobie nim głowy. Tutaj można się czuć komfortowo.
Można było zauważyć, że Natsume zaczął preferować przebywanie w zamkniętych, odosobnionych przestrzeniach, do których ciężko się dostać w sposób inny niż taki o którym wszyscy przebywający w środku będą wiedzieć. Najpierw pagoda na Hyuo, później zapomniana świątynia w Antai, a teraz to? Znowu można byłoby pomyśleć, że mężczyzna całkowicie dał się złamać własnej paranoi - chociaż zupełnie nie było to prawdą. Był po prostu wyjątkowo skrupulatny w swoich taktykach zachowywania bezpieczeństwa. W końcu już trochę życia spędził na tym lataniu po świecie jako shinobi, miał możliwość nabycia doświadczenia w tego typu sprawach.
Yuki wysłuchał Mei przedstawiającej mu jej powody do chęci udziału w konflikcie, i pokiwał lekko głową na znak że rozumie jej argumenty. Czy będzie próbował ją powstrzymywać? Absolutnie nie - podawał jej powody dla których sam nie zamierzał się zbliżać do pól walk, i wcześniej już odradzał. Nie zamierzał układać jej życia ani decydować co do tego, co powinna robić dalej. Jeżeli chce coś zrobić, to niech po prostu to zrobi - a później żyje z konsekwencjami własnych decyzji.
-Po czym poznałaś, że ta osoba jest "dobrą"? - zadał podchwytliwe pytanie, uśmiechając się krzywo. Ostatnimi czasy miał takie zapędy do zadawania niepotrzebnych pytań. Być może jego nauczycielowanie obudziło w nim filozofa, chcącego by ktoś namyślił się na temat ich własnych wypowiedzi. - Czy potwierdził to swoimi słowami, czy byłaś świadkiem dobrych czynów? I jeśli jego "dobrem" jest walka w imię Antai, to czy dla niewinnych ludzi drugiego stronnictwa również będzie "dobry"?
Wyszczerzył lekko zęby.
-Niestety, wszystko jest szare - nie istnieje czerń i biel. Z czasem zaczniesz zauważać, jak bardzo parszywy jest świat shinobi, ich zbędne wojny i gloryfikacja śmierci.
Ostatecznie jednak wzruszył ramionami, nadal się uśmiechając.
-Nie musisz mnie przekonywać na siłę co do słuszności swojej chęci w udziału w wojnie, jak również nie potrzebujesz przecież do tego mojego błogosławieństwa. Nie przeżyję Twojego życia za Ciebie - sama będziesz decydować za siebie, i będziesz musiała brać pod uwagę wszystkie plusy i minusy tych decyzji. Jeżeli uważasz, że Twoje powody do brania udziału w walkach są słuszne, to nie wahaj się.
Przeciągnął się lekko, i wypił kolejny kieliszek umeshu.
-Ja mogę tylko Cię przeszkolić w kilku sztuczkach, które pomogą Ci przeżyć. I przedstawić te cechy, które w moim mniemaniu znacząco przedłużą Twój żywot.
Lekko tylko uniósł brew, gdy Mei stwierdziła że chce służyć zarówno klanowi Senju, jak i Yuki.
-Obawiam się, że to jest balansowanie na bardzo cienkiej nitce - stwierdził. - Jeżeli tylko Cesarstwo dowie się o tym że służysz też komuś innemu, mogą Cię oskarżyć nawet o zdradę... i wysłać skrytobójców. A zaufaj mi - skrytobójców to akurat mają dobrych. Wiem, bo sam nadzorowałem ich szkolenie.
autor: Natsume Yuki
27 sie 2021, o 00:46
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: PORT
Odpowiedzi: 626
Odsłony: 51000

Re: PORT

Kiedy jeszcze wędrowali, Natsume tylko wzruszył nieco ramionami na komentarz co do jego stronienia od udziału we wszelakich konfliktach. Głównie dlatego, że w tym przypadku dziewczyna po prostu stwierdziła fakt - obydwoje doskonale wiedzieli, że Natsume nienawidzi udziału w dużych wojnach, zwłaszcza kiedy obie strony były mu najzwyczajniej w świecie obojętne. Jako shinobi miał dostatecznie dużo czasu by nie tylko uczestniczyć w licznych misjach, ale też wziąć udział w niejednej bitwie. W tym tej najważniejszej - o Fuyuhanę, stolicę rodu Yuki. I to właśnie tam, kiedy zobaczył tak wiele zgonów niewinnych ludzi i wojowników walczących tylko i wyłącznie o honor swojej frakcji, zrozumiał że te wojny na dłuższą metę były zupełnie bezcelowe. Politycy stroszyli piórka, przeliczając tylko plusy i minusy swoich decyzji, pozostawiając życia służących im żołnierzy jako statystykę którą zawsze można dopasować. Właśnie dlatego nie potrafił zaufać któremukolwiek z zarządców Cesarstwa. Bydlaki niby podlizywali się jak tylko mogli, doradzali różne ruchy które mogą działać dla dobra społeczeństwa, a jednak gdyby tylko znaleźli okazję, to byliby pierwszymi którzy wbiliby mu nóż w plecy. A odrzucanie życia tysięcy wojowników, którzy zostali zmuszeni do walk? "W imię wyższych celów"?
Ech. Wojna. Wojna nigdy się nie zmienia.
-Dlaczego uważasz, że Kaminari-Inuzuka powinni wygrać? Chodzi o personalne preferencje, niechęć do drugiej strony, czy może jeszcze inne, głębsze przyczyny? - Uśmiechnął się delikatnie. - Oczywiście że unikam wojen. Po obejrzeniu takiego konfliktu z bliska stwierdzam, że nie ma w nich ani trochę chwały. Ludzie są chrzczeni w krwi swojej i cudzej, na polach walki gdzie zamiast heroizmu można znaleźć tylko chłodny uścisk Shinigami.
Westchnął ciężko i na moment opuścił wzrok. Zdawał się patrzeć w bliżej nieokreśloną przestrzeń, bez większego celu.
-Pomimo tego że bitwa była prawie dekadę temu, nadal widzę ją przed oczami. Słyszę te wszystkie krzyki, spoglądam na kałuże krwi na śniegu. Kiedy zasypiam, często zdarza mi się widzieć te sceny na nowo, jak gdybym znowu tam trafił. I znowu, z mieczem w ręku, pozbawiam życia wielu ludzi którzy na śmierć nie zasłużyli. - W końcu spojrzał ponownie na Mei. - I za każdym razem słyszę tylko swoje własne pytanie na widok płonącej Fuyuhany. "Czy ludzkość oszalała?"
Westchnął, sięgnął do gurdy przy pasku i wypił odrobinę przetrzymywanego w niej alkoholu. Odetchnął z ulgą, i znów spokojnie spojrzał na swoją siostrę, uśmiechając się delikatnie. Nauczył się żyć z własnymi wątpliwościami i brutalnymi wspomnieniami z Zimnej Wojny. I miał tylko nadzieję, że ona nie będzie musiała tego przeżywać. Ani tym bardziej - nie będzie próbowała szukać na polu walki tego, czego tam nie znajdzie. Między innymi satystakcji ze zwycięstwa.
Następnie kontynuowali z dalszymi tematami. Co do tego, że znowu nie będą mogli utrzymywać kontaktu, Natsume tylko lekko skinął głową - cóż, to było nieuniknione. On zamierzał prowadzić swój koczowniczy i unikający kontaktu z cywilizacją tryb życia, który po części mógł wyglądać na szalony, lecz... jemu osobiście bardzo odpowiadał. Ona zaś będzie mogła odnaleźć samą siebie, znaleźć nowe życie i nabyć doświadczenia, których przy nim nie miałaby szans na uzyskanie. Być może tak będzie lepiej - kiedy on zniknie, ona po prostu uzyska wolność.
Na pytanie o klan Senju, Yuki tylko parsknął cichym śmiechem.
-Są bardzo... nietypowi - stwierdził wesoło. - Moi pierwsi przyjaciele spoza klanu pochodzili właśnie z Shinrin. Shigeru i Reika. Pierwszy był zawsze bardzo uprzejmy i honorowy, chociaż czasami zachowywał się tak sztywno jak gdyby miał bardzo solidny konar w rzyci. Reika zaś cały czas się zmieniała, głównie z wyglądu.
Wypuścił nieco głośniej powietrze przez nos.
-Niestety, obydwoje już nie żyją. Zginęli podczas misji dla klanu.
Podrapał się po podbródku.
-A jako ludzie, z czysto politycznego punktu widzenia... są dosyć sztywni, że tak powiem. Niezbyt chętnie podchodzą do tematu zmian, tradycjonaliści bez zapału. Ale przynajmniej są dość pokojowi i da się z nimi pogadać normalnie, towarzysko. Nie wiem jak jest z nimi aktualnie, ale kiedyś byli dość cennymi sojusznikami. - Wzruszył ramionami. - O wyższych sferach się nie wypowiem, bo nie miałem z nimi kontaktu... i być może dobrze. Jako shinobi i najemnik, nigdy nie dogadywałem się dobrze ze szlachcicami.
Skinął głową, przyjmując do wiadomości że to on ma wybrać miejsce.
I tak zamierzał.

Kiedy w końcu dotarli do Ryuzaku no Taki, Natsume powrócił do udawania wędrownego mnicha shukke. Pozdrowił strażników, spokojnie został wpuszczony do środka, i poczekał aż Mei do niego dołączy. Kiedy w końcu byli w mieście, Natsume pokazał jej gestem żeby podążała za nim. Zaczął ją prowadzić ulicami, ignorując zarazem wszelkich handlarzy próbujących im wcisnąć jakieś zupełnie zbędne towary. Kilkanaście minut później Mei mogła już zauważyć, gdzie zmierzali - zbliżali się do dzielnicy portowej, punktu w którym dokowały wszystkie okręty i aktualnie przechadzali się wszelacy strażnicy, handlarze i marynarze. Dziewczyna mogła też zauważyć, że na twarzy Natsumego pojawił się nawet delikatny uśmiech - zawsze uwielbiał obserwować naturę, ale to właśnie widok morza sprawiał mu największą frajdę. W końcu pochodził z wysp, więc jego lubość do rozległych wód nie powinna nikogo zaskakiwać.
Zamiast trzymać się głównych części portu, Yuki pokazał dziewczynie gestem aby ruszyła za nim w stronę jednego z doków na uboczu - bliżej nieco bardziej szemranej dzielnicy, jednak na tyle blisko głównych molo żeby nie musieć się obawiać o własne bezpieczeństwo. Wtedy też Natsume pokazał dziewczynie niewielki okręt typu kitamaebune, zadokowany nieopodal.
-Morigan. Chyba ze dwa-trzy lata jej nie widziałem. - Zaśmiał się. - Od swojego zniknięcia jest to miejsce najbliższe temu co mógłbym nazwać domem. Co prawda pewnie będę musiał wymienić żagle i sprawdzić czy wszystkie deski są w dobrym stanie, ale raczej z tym nie będzie problemu - to solidny okręt.
Wszedł na pokład jednym susem i rozejrzał się, czy wszystko było bezpieczne i na swoim miejscu. Wyglądało na to, że tak, więc po prostu sięgnął po trap i ustawił go tak, by dziewczyna mogła wejść na pokład. Następnie pokazał jej wejście do kabiny kapitańskiej.
W środku wszystko było ustawione na sposób bardzo w stylu Natsumego - minimalistycznie, lecz zarazem wygodnie. Poza solidnym, przymocowanym do podłoża drewnianym futonem na którym sypiał, w środku były porozstawiane stojaki na broń i pancerze, stolik z kilkoma poduszkami mającymi działać jak siedziska, kilka półek na których leżały porozrzucane zwoje, mniejsze przedmioty i elementy wyposażenia. Był też wyznaczony mały fragment na palenisko, oddzielony od reszty okrętu w taki sposób by nie ryzykować pożaru przy zagrzaniu. Dało się też znaleźć kilka grubszych koców i futer, mających działać jako dodatkowe opatulenie podczas żeglugi na zimnym morzu.
-Ach. Tak, w końcu czuję że jestem tam gdzie być powinienem.
autor: Natsume Yuki
26 sie 2021, o 01:45
Forum: Shinrin
Temat: Szlak transportowy
Odpowiedzi: 357
Odsłony: 36565

Re: Szlak transportowy

Natsume lekko przymrużył oczy, by lepiej przyjrzeć się gestom i mimice Mei. Dziewczyna na początku była bardzo nieufna wobec nieznajomego mnicha zbliżającego się w jej stronę - co było oczywiście jak najbardziej naturalną i normalną reakcją, którą on sam również by okazał. Później, kiedy rozpoznała jego oblicze, była widocznie zaskoczona nagłym pojawieniem się jego osoby w tak nieoczekiwanym miejscu. Ostatecznie zaś okazała najpierw konsternację, która równie dobrze mogła być zamaskowaną irytacją, by ostatecznie przejść do uśmiechu. Czy ten gest był wymuszony? Ciężko było powiedzieć. Zresztą, nawet jeśli byłby, to niewiele by to zmieniało - dziewczyna miała prawo być poirytowana nagłym pojawieniem się białowłosego w tym miejscu. W końcu skoro mieli się spotkać gdzie indziej, to z zewnątrz takie "przypadkowe" spotkanie tutaj było cokolwiek dziwne. Tu Yuki miał tylko jedno wytłumaczenie, które też nie dla każdego miało sens: po prostu nie potrafił usiedzieć długo w jednym miejscu, i nie mógł pozwolić sobie na długoterminowe planowanie.
Jeżeli nie ma się tej elastyczności w zdolnościach planowania, to tylko ściąga się na siebie kłopoty, czyż nie? A szczególnie, jeśli trzeba zawsze rozglądać się na wszystkie strony przez bycie na liście poszukiwanych. Dla jednych paranoja - dla innych zupełna codzienność.
Oczywiście, wyczuł od dziewczyny lekką niechęć do faktu, że przedstawił się jej w tak zdystansowany sposób, przybierając na siebie maskę mnicha zamiast rozmawiać z nią jak rodzeństwo. Z jednej strony to rozumiał - skoro nie widzieli się tak długo, to mogliby pozwolić sobie na lekkie poluzowanie i rozmowę tak jak niegdyś. Z drugiej jednak... ostrożność zawsze mu podpowiadała, że niezależnie z kim się spędza czas i co się robi, ściany, drzewa, wzgórza i wszystko inne może mieć uszy. Zwiadowcy, szpiedzy i inne cholerstwo nigdy nie śpi, a jeżeli chciało się zachować jakieś formy swobody, trzeba było je zostawiać na momenty kiedy miało się chociaż odrobinę prywatności. Kiedy zatrzymają się na jakiś postój, być może dotrą do Ryuzaku i na spokojnie usiądą albo na mieszkaniu Mei, albo pod pokładem jego kitamaebune zacumowanego w porcie - wtedy będzie mógł pozwolić sobie na normalne rozmowy. Teraz po prostu charakter mu podpowiadał, że należy zachować zimną krew.
... Na litość, Natsu. Chociaż tak bardzo tego nie chciałeś, chyba ostatecznie stałeś się tym, na co Cię wychowywano w klanie. Istotę działającą tylko na logice, uznającą emocje za zbędny utrudniacz...
... Ale czy trudno mu się dziwić?
Uśmiechnął się lekko, słysząc odpowiedź dziewczyny. Cóż, rzeczywiście, to ona miała bardziej prawo na zadawanie pytań gdzie do cholery tak w ogóle zmierzał. Takową informację i tak zamierzał jej udzielić, a nawet jeśli by go nie spotkała - znalazłaby wiadomość w świątyni. Ale przynajmniej mogła potwierdzić fakt, że orientuje się w aktualnej sytuacji w świecie zewnętrznym.
-No proszę, a ja akurat dla świętego spokoju opuszczam Antai właśnie przez bliskość wojny - stwierdził z lekkim rozbawieniem w głosie. - Może i walki dzieją się w Sogen, ale lepiej zawczasu się wycofać póki jeszcze ma się taką możliwość.
Następnie skinął lekko głową na potwierdzenie słów niebieskowłosej.
-Słuszna dedukcja - Podrapał się po podbródku, uśmiechając się. - Planuję się przedostać do Ryuzaku no Taki. Tam spędzę jakiś czas, po czym planuję kontynuować podróż.
Podszedł krok bliżej, tak by móc mówić cichszym tonem.
-Skoro wiem że mogę mieć ogon, to nie mogę zostawać na zewnątrz przez długi okres czasu. Cały czas będę musiał zmieniać swoje położenie - pierwszym celem będzie Hyogashima, przynajmniej do czasu aż wszystko się uspokoi. Na razie Ryuzaku zadziała dobrze - sporo ludzi, dużo miejsca by się ukryć, pod latarnią zawsze jest najciemniej.
Westchnął lekko, pozwalając sobie na kolejny lekki uśmiech.
-Aż tak krótkiej pamięci jeszcze nie mam. Skoro i tak zmierzałem do Ryuzaku, to planowałem iść najsensowniejszą drogą omijającą zamknięte granice - podejrzewałem, że gdzieś tutaj mogę Cię spotkać.
A nawet jeśli nie, to i tak zostawiłem wiadomość, dodał w myślach. Tego jednak wolał nie dodawać na głos, bo jeszcze mogłaby się obruszyć decyzjami białowłosego. Może i byli rodzeństwem, ale jedno zdecydowanie nie byłoby w stanie w pełni zrozumieć drugiego. Mei mimo wszystko była bardziej emocjonalna i zwracała uwagę na to, co mogą czuć inni - Natsume zaś był czysto logicznym konstruktem, który podążał za tym co jest najlepszą i najbezpieczniejszą decyzją - która jednak dla innych ludzi mogła być niemalże bezduszną lub olewającą.
Czy ktoś barwny potrafi zrozumieć kogoś pustego? Czy ktoś pusty może zrozumieć kogoś żyjącego w kolorach?
autor: Natsume Yuki
25 sie 2021, o 17:24
Forum: Shinrin
Temat: Szlak transportowy
Odpowiedzi: 357
Odsłony: 36565

Re: Szlak transportowy

Do diabła, przez te liczne miesiące spędzone w zapomnianej przez bogów świątyni Susanoo rzeczywiście oderwały go od rzeczywistości. Dopiero teraz, kiedy białowłosy próbował przedostać się przez Antai i Yusetsu, dowiedział się że klany zamieszkujące te tereny zaatakowały Sogen i przeszły w stan wojenny. Przez to wędrówka na bezpieczne terytoria stały się zasadniczo utrudnione - gdziekolwiek się nie obrócił, wszędzie kręciły się straże i wojska, patrolujące okolicę na wypadek ataków poza terenami Sogen. Co tak nawiasem Natsumego dość mocno bawiło - skoro teatr wojny znajdował się w krainie Uchiha, to raczej wątpliwe że przenieśliby oni kolejne batalie na tereny zamieszkiwane przez klan Inuzuka. Musieliby najpierw przebić się przez Antai żeby tam dotrzeć; a Uchiha, pozostawieni samym sobie, na pewno nie mieli dostatecznie dużo sił by tak daleko wyjść poza własne, okupowane terytoria. W efekcie, tylko podróżnicy tacy jak on mieli utrudnione życie - żeby nie pokazywać się za mocno, mężczyzna był zmuszony złamać ostrze Kubikiriboucho i wrzucić je do jeziora po drodze, a rękojeść schować do torby. Pozostały oręż zaś miał przy sobie - Shiroi Shi jak zwykle działał dobrze jako udawana laska podróżnika, a do jednej katany nikt nie przywiązywał uwagi. Zwłaszcza że Yuki nosił na sobie strój mnicha shukke, którzy to mają pozwolenie na noszenie oręża do samoobrony. A kostium ten działał też na jego korzyść dzięki szerokiemu kapeluszowi, który ograniczał widoczność jego twarzy.
Między innymi zawsze nosił przy sobie tego typu przebranie. Łatwiej podróżować i przedostać się w inaczej niedostępne miejsca, jeśli z zewnątrz wygląda się na kogoś innego niż jest się naprawdę.
Cóż, przynajmniej tyle że w końcu zaczął wychodzić na prostą. W momencie w którym przekroczył granicę Shinrin, przedstawił się strażnikom jako wędrowny mnich służący Dōsojina, kami traktów i podróżników. Jako że za młodu był bardzo ciekaw tematyki religijności i wiary na całym świecie (w końcu pierwotnie miał się stać właśnie mnichem, nie shinobi), mężczyzna bez problemu przekonał strażników do swojej tożsamości kapłana i został na spokojnie wpuszczony na terytoria klanu Senju. Raczej nikt tutaj nie powinien go pokojarzyć z osobą jaką niegdyś był - białe, długie włosy związane w kucyk z tyłu głowy, zapuszczona broda przysłaniająca dolną część twarzy, szeroka blizna przez jedno z oczu... przypominał bardziej najemnika który nawrócił się z powrotem na stronę bogów, niż na byłego przywódcę jednej z największych frakcji znanego świata.
I dobrze.
Mężczyzna wędrował sobie spokojnie głównym szlakiem podróżnym, co jakiś czas tylko witając się z niektórymi wędrowcami, kłaniającymi się mnichowi i proszącymi o błogosławieństwo na dalszą wędrówkę. Aby utrzymać iluzję, oczywiście takowej udzielał - może kami i śmiertelnicy mu wybaczą takie drobne oszustwo.
Dopiero kiedy przybył na trakt w pobliżu głównej osady i stolicy klanu Senju, Hayashimury, zobaczył coś czego nie do końca się spodziewał - ale na dłuższą metę było szczęśliwym zrządzeniem losu. Otóż na jego drodze stanęła znana mu osoba niebieskowłosej kobiety, zmierzającej w stronę przeciwną niż ta gdzie kroczył on. Zatrzymał się na moment i złapał dłonią za szeroki kapelusz, który miał na głowie.
-Pozdrowienia Dōsojina na Ciebie, podróżująca - powiedział spokojnie tym samym tonem, którego używał podczas rozmów z innymi wędrowcami. Podniósł jednak nieco kapelusz, żeby mogła lepiej przyjrzeć się jego twarzy... i rozpoznać kim tak naprawdę jest. - Dokąd zmierzasz?
autor: Natsume Yuki
24 sie 2021, o 00:41
Forum: Antai
Temat: Szlak transportowy
Odpowiedzi: 348
Odsłony: 27794

Re: Szlak transportowy

No, trzeba przyznać że minęło sporo czasu od kiedy ostatnio opuścił terytoria w pobliżu świątyni Susanoo. Przez ostatnie miesiące zdążył się już przyzwyczaić do dość rygorystycznego, lecz monotonnego stylu życia opiekuna świątyni i nauczyciela - i o ile taka rutyna w życiu była dość przyjemną odmianą od normalnego chaosu, z czasem jednak zaczął u siebie zauważać chęć powrotu na szlak. Jednak życie w stałości, przebywając tylko i wyłącznie w jednym miejscu przez całe życie, dosyć szybko robiło się nużące i bezsensowne. Perspektywa kolejnej wędrówki zaś sprawiała, że Yuki coraz chętniej i w coraz szybszym tempie maszerował w stronę traktu. Nawet jeśli ta podróż była nieco wymuszona przez fakt, że mógł być pod obserwacją, i tak czuł się dobrze z faktem że ponownie wędruje.
Ach, i to jest życie jakiego potrzebował. Kiedy tylko zechce, po prostu wstaje, przyodziewa się w całe wyposażenie jakie może mu się przydać po drodze, i rusza w świat. Przecież jeszcze jest tyle miejsc w których nie był!
... Ale najpierw i tak musi się zadekować na Hyogashimie. Uprzednio zahaczając też o Ryuzaku no Taki.
Przez ostatnie miesiące nie miał za bardzo możliwości kontrolowania swojego wyglądu, co zresztą często spotykało się z dezaprobatą Mikoto - jego włosy nieco się wydłużyły, w efekcie dosięgając do jego ramion, a zarost na jego twarzy osiągnął już rozmiary przyzwoitej brody. Takie jednak było jego zamierzenie - im bardziej będzie się różnił jego wygląd aktualny od tego z którego go znano jako Cesarza, tym mniejsza szansa że ktokolwiek go rozpozna. Dodatkowa blizna przez oko, zarost, podróżne ubranie mnicha - to wszystko miało wspomóc jego "kamuflaż" w normalnego podróżnika po świecie.
To teraz tylko ominąć wszystkie pola walki, i dotrzeć do Ryuzaku.
... Bogowie, to będzie chwilę trwało.

z/t

Dokąd: Ryuzaku no Taki (przystanek w Shinrin)
Przez: Yusetsu, Sakai, Shinrin, Midori
Środek transportu: Szybkobiegacze palestyńskie zwane też sandałami
Czas podróży: 1:30 do Shinrin (przybycie 02:10 24/08)
autor: Natsume Yuki
17 sie 2021, o 23:07
Forum: Dzienniki graczy
Temat: Riłorki i inne gunwo
Odpowiedzi: 19
Odsłony: 1421

Re: Riłorki i inne gunwo

autor: Natsume Yuki
17 sie 2021, o 22:33
Forum: Antai
Temat: Zapomniana świątynia Susanoo
Odpowiedzi: 236
Odsłony: 18569

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

-Nie było to łatwe, zważając na to że nie mogliśmy używać technik chakrowych. Dopiero wyczerpanie jej chakry poprzez cięcie odpowiednią ilość razy zadziałało jak należy - stwierdził, wzruszając ramionami. Rzeczywiście, tam ta walka mogłaby być ciekawym widowiskiem, gdyby nie to że została utrzymana we względnym sekrecie. Nie chciano, żeby publika dowiedziała się o wewnętrznych przepychankach o władzę nad Cesarstwem, ani żeby czyjakolwiek przegrana nie została uznana jako oznakę słabości swojego klanu. Zresztą, Yukiemu wtedy nieszczególnie zależało na zarządzaniu całymi frakcjami, co też zresztą dość szybko odbiło mu się czkawką. Dlatego nie przywiązywał szczególnej wagi do tego, jak ta walka wyglądała - walczyli, wygrał, tyle.
Na następne stwierdzenie, na temat tego że pozwolił Cesarstwu w ogóle powstać, Natsume lekko pokiwał głową, chociaż jednocześnie wydał z siebie lekkie westchnięcie. Cóż, trudno zaprzeczyć że pomysł na stworzenie wieloklanowej frakcji wyszedł właśnie od niego - pozostali zapewne najpierw patrzyliby na zapotrzebowania własnych klanów, zanim zaczęliby patrzeć na większy obraz. Po prostu wszystko dobrze się ułożyło pod tym względem, że to klan Yuki właśnie miał najmniejsze straty podczas tej poronionej wojny, a ich przywódca zgodził się nie tylko nie atakować korzystając ze słabości, ale wręcz przeciwnie - wyciągnął dłoń. Przypuszczał że gdyby Gareki nie wymordował Rady i został przywódcą Yukich, cała sytuacja mogłaby się potoczyć zgoła inaczej. Kantai trafiłaby pod władzę Yukich, a osłabieni przez Novum Ordo Hozuki nie mieliby nic do gadania. No ale - właśnie to że był znany jako założyciel też było ważne, aby zachować narrację że Natsume zginął: gdyby się okazało że "ojciec" narodu dalej żyje i po prostu nawiał, mogłoby to nieco podłamać morale całej frakcji.
-Prędzej czy później i tak się nie uniknie konfliktu - kontynent nie patrzy na wyspy chętnie, a fakt że Cesarstwo jest militarną autokracją też nie daje jej pozytywnego widoku. Grunt żeby moi następcy byli dobrymi zarządcami i sprytnymi generałami; wtedy będzie można mieć pewność, że Cesarstwo się utrzyma.
A znając Satoshiego? Za niedługo i tak pewnie coś walnie. Waneko wiedział o problemach Cesarstwa, takich jak problemy z żywnością przez niedobór żyznych ziem, a jego rozwiązania były dość radykalne - nawet jeśli skuteczne. Jeżeli mężczyzna zobaczy szansę na powiększenie ziem Cesarstwa by pomóc obywatelom - na pewno to zrobi.
Ale o tym już nie wspomniał na głos. Nie trzeba wypunktowywać tego za każdym razem, że za niedługo pewnie i tak nadejdzie sztorm.
Mężczyzna skinął głową, kiedy Mikoto potwierdziła że zamierza opanować chociaż część z technik które jej przedstawił w sprezentowanym zwoju. Cóż, po to przecież jej go dał.
-A, właśnie - powiedział. - Za jakiś czas może się tu pojawić moja siostra, Mei - poznasz ją po niebieskich włosach. Jeżeli jej nie znajdę po drodze, rzecz jasna. Gdyby tu dotarła, powiedziałabyś jej lub zostawiła wiadomość że szpiedzy Cesarstwa zmusili mnie do wycofania i jestem w Ryuzaku?
Tam już Mei będzie wiedzieć gdzie szukać dalszych informacji. Na jakiś czas może zadekuje się nawet w swoim starym mieszkaniu - później będzie planować co dalej.
Razem z Hyohiro odwrócili się, i ruszyli w stronę szlaku. Na ostatnie pożegnanie tylko podniósł rękę, nie odwracając już głowy.
-I niech Ciebie również prowadzą, Yuki Mikoto. Stań się burzą która zmiecie Twych wrogów.

z/t
autor: Natsume Yuki
16 sie 2021, o 00:05
Forum: Antai
Temat: Zapomniana świątynia Susanoo
Odpowiedzi: 236
Odsłony: 18569

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Cóż, przynajmniej tyle że Mikoto była w stanie zauważyć jak poważna była sytuacja związana z jego osobą. Bo i rzeczywiście, gdyby stało się cokolwiek co by dało szpiegom Cesarstwa jakiekolwiek powiązania między Mikoto a nim, dziewczyna byłaby w dość dużym niebezpieczeństwie - może nie próbowanoby jej zgładzić, ale z pewnością agenci nie zaprzestaliby w staraniach aby ją pojmać i przesłuchać, by wyciągnąć z niej informacje na temat Natsumego. Teraz zaś, kiedy wiedziała wszystkie szczegóły na temat jego zniknięcia i decyzji jaką podjął, będzie wiedziała w jakich momentach mieć się na baczności. Może rzeczywiście wyszło na lepsze z tym, że przez przypadek jego prawdziwe imię zostało przez nią odnalezione jeszcze w jego obecności. Mógł przynajmniej wytłumaczyć sytuację, zamiast zmuszać białowłosą do domysłów.
Westchnął ciężko. Ech, Natsu. Ta paranoja na punkcie własnego bezpieczeństwa tylko zaczyna ci przyćmiewać umysł.
-Cieszę się, że rozumiesz mój punkt widzenia - stwierdził w końcu, pozwalając sobie na krzywy uśmiech. - Nie po to dałem się poturbować pod Fuyuhaną, wpierniczyłem liderce Hozuki i siedziałem zamknięty w pałacu przez kilka lat swojego życia, żeby teraz przez kilka własnych decyzji cały plan odratowania wysp poszedł się kochać.
Przeszedł kilka kroków w bok, drapiąc się po podbródku.
-A inna sprawa, że będąc wychowanym na shinobiego-skrytobójcę, takie cesarzowanie to była istna mordęga. Wychowano mnie do tego, żebym był blisko centrum akcji, trzymając się z boku. Wykonywanie ciężkich zleceń, podróżowanie z miejsca na miejsce, aktywna praca na zysk dla klanu. Hanamura była dla mnie jak klatka. Nieważne jak piękna, pozłacana i z najlepszą opieką - zawsze będzie klatką. Dopiero teraz, niepowstrzymany przez nikogo, mogę pokazać na co tak naprawdę stać kogoś z klanu Yuki.
Hyoken odwzajemnił powitanie jeszcze jednym ukłonem, po czym stanął obok Natsumego i spojrzał zarówno na niego, jak i na Hyohiro. Tygrys-samuraj pod jednym względem miał mnóstwo cech podobnych do szermierzy z całego świata: widać było, że pragnął nie tylko powalczyć z Natsumem, ale też spróbować się w pojedynku z Mikoto. W końcu najlepiej poznać nowopoznanego człowieka, a zwłaszcza takiego z którym miało się w przyszłości współpracować, właśnie poprzez pojedynek; kiedy ostrza mieczy stykały się z donośnym szczękiem, okrzyki walki wzbijały się w powietrze razem z pyłem spod stóp - to właśnie wtedy można było zobaczyć prawdziwe oblicze stojącej naprzeciw osoby. Zresztą, Mikoto mogła być tego świadkiem nie tylko podczas spotkania Natsumego z Kakitą, kiedy obaj cały czas przekomarzali się również na temat kolejnego pojedynku, ale też kiedy Yukiemu zdarzało się często trenować z Kaiko. Po prostu łatwiej im było się zrozumieć poprzez walkę, niż gdyby wszystko trzeba było tłumaczyć słowami.
Szermierze to dziwne istoty.
Przez resztę dnia Mikoto trenowała usilnie korzystanie z techniki przywoływania - przez ten czas Natsume kontynuował spis notatek na temat technik które poznał, a które również mogą się w przyszłości przydać białowłosej. Hyoken powrócił już na Hyogashimę, a Hyohiro siedział koło ławki i spał w najlepsze. Co jakiś czas Natsume tylko podnosił głowę, by spojrzeć na dziewczynę i rzucić w jej kierunku kolejne wskazówki na temat tego, jak najlepiej zastosować Kuchiyose; wszystko zależało od tego, jaką ilość chakry wpompowywała w pieczęć podczas aktywowania techniki. Na początku, kiedy stosowała za małą jej ilość, przywoływała tylko kępy futra - z czasem przywoływanie szło coraz lepiej, aż w końcu pod wieczór dziewczyna zdołała odpowiednio przywołać nieco zaskoczoną Hyotai. Natsume zaś, widząc to, wstał z ławki i zaklaskał.
-Znakomicie, Mikoto - powiedział spokojnie. - I w ten sposób poznałaś wszystko, co na ten moment byłbym w stanie Ci przekazać. Resztę będziesz musiała wywnioskować sama... chociaż, Tygrysy również postarają Ci się pomóc, wystarczy tylko spytać. No i oczywiście nie zostawię Cię z tym wszystkim samej.
Z lekkim uśmiechem na twarzy, podał dziewczynie zapisywany przez ostatnie dni zwój. W środku zaś znajdowały się notatki na temat wszelkich technik które poznał za czasów służby w klanie Yuki, jak również wiele własnych pomysłów i jutsu przekazanych mu przez Kamiru. W notatkach były też zapiski na temat jego stylu walki, Sengiri no Kokyuu, wraz z wszystkimi Oddechami; nie przypuszczał żeby dziewczyna była tym zainteresowana, ale jeżeli przez te notatki znajdzie się ktoś kto spróbuje opanować tę sztukę szermierczą, to tylko tym lepiej. W końcu obiecał Zjawie, że gdy opanuje swój poziom do mistrzostwa, będzie go przekazywać dalej.
Uśmiechnął się lekko.
-Cóż... nigdy nie byłem dobry w pożegnaniach. - Wsiadł na grzbiet Hyohiro, który leniwie wstał i przeciągnął się. - Byłaś wyjątkowo światłą uczennicą.
autor: Natsume Yuki
15 sie 2021, o 21:19
Forum: Antai
Temat: Zapomniana świątynia Susanoo
Odpowiedzi: 236
Odsłony: 18569

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Hyohiro lekko kiwnął głową, gdy dziewczyna podziękowała za rozwianie jej wątpliwości, po czym na spokojnie zajął się kontynuowaniem przygotowywania procesu podpisania paktu. Rozwinął zwój i zaczął sprawdzać wszystkie formułki i pieczęci, czy cały zwój nadal jest w dobrym stanie i nie trzeba czegokolwiek poprawiać w zapiskach. Natsume zaś tylko stał obok i przyglądał się spokojnie, uprzednio podając dziewczynie jeden z karambitów w celu nacięcia sobie palca - do rozcinania go za pomocą zęba dopiero będzie musiała się przyuczyć, zwłaszcza patrząc na jej awersję do bólu. W pewnym momencie zauważył jednak, że dziewczyna zamarła, widząc zwój z paktem. Natsume zmrużył lekko oczy, nie do końca rozumiejąc powód takiego zachowania, i chciał już podejść i spytać Mikoto czy wszystko jest w porządku - lecz wtedy zauważył co mogło spowodować ten jej szok. Dokładniej - jego własne imię zapisane w zwoju paktu.
... No i chuj.
-... Ou.
Cóż, trzeba było przyznać że było to jak najbardziej niefortunne. Nie zamierzał się do czegokolwiek przyznawać, jako że dzięki temu miał szansę na jakiekolwiek bezpieczeństwo zarówno własne, jak i Mikoto - jeżeli nie wiedziała, że uczył ją właśnie on, to nie byłaby w stanie tej informacji przekazać Cesarstwu - czy to świadomie, czy nie. A teraz, skoro wszystko się wydało, to nie miał już za bardzo wyjścia, jak tylko wytłumaczyć przyczynę swojego zniknięcia: jeżeli białowłosa zostanie pozostawiona bez konkretnych odpowiedzi, może komuś się przyznać do tego z kim miała do czynienia przez ostatnie tygodnie. A to jest akurat coś, czego zdecydowanie wolał uniknąć. Dlatego też ostatecznie pozwolił sobie na ciężkie westchnienie, i stanął przed Mikoto, gdy ta zakończyła podpisywać zwój własną krwią i złożyła ostatni element pieczęci w formie odbitki swoich pięciu palców. Hyohiro w tym czasie zwinął zwój i przypiął go z powrotem do swojego siodła, przyglądając się sytuacji.
Na twarzy Natsumego widać było bardzo surową powagę.
-To nie jest plotka, Mikoto. Lepiej będzie zarówno dla mnie, jak i dla Cesarstwa, jeżeli Yuki Natsume pozostanie uznany za zmarłego.
Ze zrezygnowaniem, swoim nieco już zapomnianym gestem zaczesał swoje włosy do tyłu, nadając im znowu fryzury z którą najpewniej był kojarzony.
-Podczas przeglądu portu w Hanamurze, zostałem przywołany przez Tygrysy w celu pomocy - zostali zaatakowani przez jakichś przybyszów, którzy poranili jednego z wojowników klanu i prawie zabili jego przywódczynię. Pomogłem z tym problemem, i w zamian otrzymałem pozwolenie na opanowanie tajemnej sztuki, zwanej Trybem Mędrca. Zgodziłem się, i spędziłem na wyspie prawie dwa lata. - Wzruszył ramionami. - Przez ten czas został wybrany nowy Cesarz i kraj pogodził się z moim odejściem. Jak myślisz, co by się stało gdyby się okazało że żyję i powróciłbym na wyspy? W najlepszym wypadku - zostałbym aresztowany. W najgorszym - zaczęłaby się wojna domowa między tymi którzy popierają mnie, a tymi którzy stanęliby po stronie Waneko Satoshiego.
Ponownie westchnął, i usiadł na ławce nieopodal. Przestała też od niego bić ta poważna, niebezpieczna aura.
-Musiałem zdecydować - albo utrzymać że nie żyję, skazać się na banicję i pozwolić Cesarstwu żyć, albo powrócić i wprowadzić kraj w chaos. Ta pierwsza opcja działała też dobrze dla mnie samego; w Hanamurze czułem się jak dziki kot zamknięty w klatce. Teraz, wędrując jako najemnik, czuję że robię to do czego zostałem stworzony.
Spojrzał z powagą na Mikoto.
-Dlatego, proszę - nigdy nie przyznawaj się, że wiesz kim jestem. Yuki Natsume nie żyje. Pozostał tylko Akahoshi Kensei.
Hyohiro spojrzał najpierw na Natsumego, później na Mikoto - i ostatecznie tylko wykonał lekki ruch łopatkami, który miał symulować wzruszenie ramionami. Natsume również wyłapał jego gest, i ostatecznie też go wykonał.
-No nic, psy szczekają, karawana jedzie dalej - stwierdził, po czym spojrzał na Mikoto z lekkim uśmiechem. - Czas na moją ostatnią naukę na ten moment.
Sięgnął dłonią do ust, i rozciął sobie palec zębem - tak, żeby wydobyć z niego krew. Zaprezentował ten gest białowłosej, a następnie zaczął pokazywać dokładną sekwencję pięciu pieczęci potrzebną do wykonania techniki przywoływania. Kolejność: Świnia, Pies, Ptak, Małpa, Baran. Kiedy to skończył, przekierował chakrę do swojej dłoni, a rękę przyłożył do podłoża. Spomiędzy jego palców wystrzeliła cała sekwencja pieczęci, ułożonych w dwa koła wokół jego kończyny - a niewiele później, buchnął tylko obłok dymu. A w efekcie, obok niego stanął wysoki na ponad dwa metry, humanoidalny tygrys, przyodziany w hakamę i uzbrojony w dwa szerokie miecze, które w rękach człowieka nadawałyby się jako broń katowska.
-Tak właśnie działa technika przywołania - Kuchiyose no Jutsu. Na początku najłatwiej będzie Ci przywołać najmłodszą przedstawicielkę klanu - znaną Ci już Hyotai. Przy nieudanych przywołaniach pewnie będzie Ci się pojawiać tylko futro, ale z czasem ogarniesz odpowiednią ilość chakry do każdego przywołania. - Spojrzał na nowoprzywołanego wojownika. - Cześć, Hyoken. Wybacz, przywołałem Cię tylko pokazowo.
Hyoken uśmiechnął się tylko i skłonił w iście samurajski sposób.
-To nie problem, Yuki-dono. Słyszałem o sytuacji. - Spojrzął następnie na Mikoto, i ponownie lekko się ukłonił. - Na imię mi Hyoken, Tygrysi Miecz. Miło mi poznać nową Związaną.
autor: Natsume Yuki
15 sie 2021, o 18:42
Forum: Antai
Temat: Zapomniana świątynia Susanoo
Odpowiedzi: 236
Odsłony: 18569

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Widząc ciekawość Mikoto, która stopniowo zaczęła przekształcać się w niepewność i zapeszenie, Natsume i Hyohiro jednocześnie i w identyczny sposób unieśli brew, wyrażając w ten sposób delikatną formę rozbawienia. Bo przecież niegrzecznie byłoby w takiej sytuacji parsknąć śmiechem. Oczywiście byli w stanie zrozumieć, że w odczuciu młodej shinobi taka propozycja miała bardzo duże znaczenie - w końcu podpisałaby swoisty pakt z istotami dalekimi od ludzi. Jednak jej podejście, w którym widocznie okazywała że przyjęcie do klanu jest wielkim zaszczytem na który trzeba dopiero sobie zasłużyć, było zdecydowanie przesadzone. Owszem, jeżeli będzie chciała nawiązać współpracę z przedstawicielami wyższych rang, jak na przykład humanoidalnymi wojownikami pokroju Hyokena lub Hyogekiego, albo przyjmować nauki od Hyotory bądź Hyoso, będzie oczywiście musiała najpierw się wykazać i udowodnić że coś tam potrafi sobą reprezentować. Ale żeby zawiązać pakt? Po to przecież jest ten "okres próbny", by mogli się ze sobą zaznajomić i zdecydować czy chcą kontynuować współpracę. Ot, i cała filozofia.
Co zresztą Hyohiro zaczął od razu sprostowywać, widocznie się uśmiechając.
-Już tak nie panikuj, Młoda - powiedział żartobliwie. - A myślisz że jego znaliśmy jak pierwszy raz się z nim spotkaliśmy i zawiązaliśmy pakt? Najpierw próbowaliśmy go upolować, tylko się wybronił. Później, kiedy nawiązał pierwszy kontakt, wpuściliśmy go do siedziby, a nasz "sto procent mięści, zero procent mózgu" wojownik Hyogeki próbował go zatłuc przed rozmową z liderem. Dobrze, że się obyło bez żadnych strat materialnych!
Zaśmiał się.
-Dopiero z czasem, jak poznaliśmy się lepiej i mieliśmy możliwość spędzania ze sobą czasu, mogliśmy zacząć mówić o symbiozie. I tak poszło sprawniej niż się spodziewaliśmy, ale z czasem nawet opanował kontrolę chakry natury - a to jest coś czego ludzie teoretycznie nie powinni umieć. Więc, mówiąc w skrócie - na początku wystarczy rekomendacja, później sama wypracujesz sobie reputację i zyskasz nasze poparcie. Nie bój nic, ogarniesz.
Natsume uśmiechnął się lekko, pokazując tym samym swoje długie, tygrysie kły.
-Coś czuję że dogadaliby się z Hyotai. Albo utworzyli świetne komedianckie duo z Hyorai.
Hyohiro ryknął śmiechem, ale dość szybko się opanował i wrócił do powagi.
Ostatecznie jednak Mikoto zgodziła się na przyjęcie oferty, na co zarówno Yuki, jak i Hyohiro zareagowali krótkim, aprobującym pokiwaniem głowy. Cóż, oznaczało to mniej więcej tyle, że teraz pozostały tylko najważniejsze rytuały. Natsume wyciągnął z kabury jeden ze swoich karambitów, dzierżonych przez shinobi Cesarstwa, i podał go białowłosej. Hyohiro w tym czasie położył duży zwój na ziemi i rozwinął go, ukazując tym samym tabelę składającą się z kilku pustych rubryk. Pomiędzy nimi widać było różne zapiski opisujące zasady działania paktu krwi między zwierzętami i ludźmi, oraz pieczęci mające utrzymywać ten pakt w mocy.
Z rubryk zapisana była tylko jedna. Podpisana "Yuki Natsume" wraz z odciskami wszystkich pięciu palców prawej dłoni mężczyzny.
-Rozetnij sobie palec, i za pomocą krwi napisz swoje pełne miano - powiedział spokojnie Hyohiro. - Następnie pokryj wszystkie opuszki krwią, i odbij je tak jak widać na przykładzie. To będzie ważny element do skuteczności techniki przywoływania, więc upewnij się że odbitka jest wyraźna.
autor: Natsume Yuki
15 sie 2021, o 17:04
Forum: Antai
Temat: Zapomniana świątynia Susanoo
Odpowiedzi: 236
Odsłony: 18569

Re: Zapomniana świątynia Susanoo

Natsume przez chwilę siedział na ławce i przekomarzał się z Hyohiro - jak to już duet miał w zwyczaju. Akurat wymiany zdań, pyskówki i żartobliwe obelgi rzucane pomiędzy tygrysem i człowiekiem absolutnie nikogo już nie dziwiły, a Yuki nawet zaczynał czerpać swego rodzaju przyjemność z możliwości tak swobodnego porozmawiania na tematy wszelakie. Dość szybko jednak ich rozmowa została przerwana poprzez przybycie jego uczennicy - Mikoto zebrała się nieco wcześniej niż się spodziewał, zważając że teraz po prostu jej nie budził żeby mogła odpocząć. Jeżeli wczoraj narzekała na niedobory chakry, to może lepiej że dziewczyna nieco odsapnie - jednak najwidoczniej miesięczne szkolenia dzień w dzień nieco na nią wpłynęły, bo zebrała się w sobie dość sprawnie, i dołączyła do duetu przebywającego przed świątynią.
Natsume pokręcił lekko głową, i wstał z ławki by stanąć twarzą w stronę Mikoto. Dziewczyna spytała, czy dzień jego wyruszenia w drogę w końcu nadszedł - i cóż, trudno byłoby zaprzeczyć, że taki był wstępny plan. Był jednak tego typu człowiekiem, który dotrzymywał swoich obietnic - jeżeli powiedział że jeszcze nie zakończył procesu szkolenia białowłosej, to oznaczało to że miał zamiar jeszcze coś zrobić żeby wspomóc jej rozwój. Nie mówiąc już o tym, że na pewno nie uciekłby ze świątyni, nie dając nikomu znać o swoim odejściu - do takiego procederu był zmuszony tylko raz w życiu, kiedy opuścił Cesarstwo dla szkolenia na Hyogashimie. I chociaż nigdy nie żałował tego że dołączył w pełni do frakcji Tygrysów, czasami czuł do siebie żal że nie był w stanie nawet nikogo powiadomić o przyczynie swojego zniknięcia. Dlatego teraz zamierzał znaleźć jeszcze dwa punkty w swojej wędrówce: odnaleźć Kaiko i przedstawić mu sytuację, a następnie udać się do Ryuzaku, licząc że po drodze znajdzie też Mei.
-Tak i nie - powiedział, uśmiechając się lekko. - Chociaż rzeczywiście planuję niedługo opuścić Antai, nie zapomniałem o tym że coś Ci wczoraj obiecałem. I otrzymałem w końcu informację zwrotną od szefostwa.
Spojrzał wymownie na Hyohiro, a ten tylko parsknął cichym śmiechem. Następnie wyszedł kilka kroków do przodu, tak by stanąć nieco bliżej białowłosej.
-Z ramienia Twojego nauczyciela, wczoraj spytałem moich przełożonych i przywódców rodu Śnieżnych Tygrysów co myślą o rozszerzeniu paktu z innymi ludźmi niż tylko ten tu - powiedział, pokazując jednym z paliczków łapy w stronę Natsumego. - Lord Hyojin, pani Hyotora i starszy Hyogami nie wyrazili sprzeciwu wobec tego procederu, i stwierdzili że ten tu Akahoshi ma pełną kontrolę nad zwojem paktu krwi. I właśnie o to mu chodziło, jeśli chodzi o szkolenie.
Natsume podszedł do Hyohiro, który ściągnął z pleców ozdobny zwój który przyniósł ze sobą z Hyogashimy. Następnie spojrzał w stronę Mikoto, uśmiechając się lekko.
-Mówiąc w skrócie - otrzymałem pozwolenie, by przedstawić Ci propozycję. Jeżeli zechcesz, możesz podpisać pakt krwi ze Śnieżnymi Tygrysami z Hyogashimy - wtedy oficjalnie staniesz się ich sojusznikiem, podobnie jak ja. I podobnie jak ja, będziesz mogła przywoływać ich do pomocy w przypadku walk lub wszelkich innych potrzeb. Nauczymy Cię oczywiście odpowiednich jutsu - między innymi dlatego chciałem żebyś popracowała nad swoim ninjutsu. Technika Kuchiyose no Jutsu wymaga nieco doświadczenia w kontrolowaniu swojej chakry.
Uśmiechnął się krzywo i wzruszył ramionami.
-No ale, decyzja należy do Ciebie. W zamian za pomoc, będziesz musiała kiedyś odwiedzić Hyogashimę i udowodnić swoją wartość reszcie klanu - no i, jako dżentelmeńska umowa, pomagać Tygrysom w poznawaniu i zrozumieniu zewnętrznego świata. Pomogłem im w tym przez ostatnie lata, ale jeśli muszę się przemieszczać - przyda się dodatkowa para rąk. Więc?

Wyszukiwanie zaawansowane