Znaleziono 800 wyników
- 23 cze 2021, o 21:00
- Forum: Lokacje
- Temat: Shi no Geto [lokacja EVENTOWA]
- Odpowiedzi: 110
- Odsłony: 4460
Sleep for today but tomorrow we fight
Czy osoba pod wpływem to ta sama osoba co osoba uduchowiona? Czy to oznacza, że duchowni biorą... NO SZOK! Z tym pytaniem was pozostawię, na pewno pozwoli rozbudować wszystkie głębokie przemyślenia, odkryć sekrety tego świata i te, które każdy chował we własnym serduszku.
- Co prawda nie jestem twoim koniem, ale mogę ci odpowiedzieć. - Zaoferowała się Azuma Tatsuo. - Każdy wojownik szuka czegoś innego. Ale każdy człowiek pokazuje czynami, na czym mu zależy. To tak jak w chwili, kiedy musisz wybrać między ładną dziewczyną a spotkaniem ze swoją mamą. - czy porównanie oczywiste? Nie dla każdego. Ale przynajmniej zrozumiałe. Każdy wiedział, czym jest mama i każdy potencjalnie wiedział, co oznaczało zauroczenie śliczną panienką. Wybór. Chcesz coś ważnego dla twojego serca - ale skoro tak, to która rzecz okaże się ważniejsza?
Na wojnie działy się różne rzeczy. Oczywiście pomijając prostą rzecz, jaką było, że wojna to była prawdziwa rozrywka - bo potrafiło każdego rozerwać wszędzie i to na najmniejsze kawałeczki. Ale też zdarzało się tak, że siedzisz w tym okopie i ponad ostrzałami zaczynasz kwestionować podstawy wiary. Albo pytać o to, jak ona funkcjonuje. Jaki kto ma pomysł na to wszystko i jak ty to sam widzisz. Jak pod ręką masz kogoś, kto z bogami jest za pan brat i poświęcił swoje życie ich służbie, tym lepiej zadawać pytania. W innych momentach siedzisz dupskiem na końskim grzbiecie i pozwalasz, żeby ten konik unosił cię w dal i udajesz się na wycieczkę po zaśnieżonej krainie. Tak to i biedny może się bawić.
- Duch drzemie w całym stworzeniu. Nawet najmniejsze kamyczki mogą stać się bożkami, jeśli wystarczająco wiele osób wzniesie ku niemu modły. - Pastelowa Pani wyprostowała się i przymknęła oczy, przyjmując pozycję, którą można by nazwać nieco prześmiewczą, ale się przy tym nie śmiała i w jej głosie też nie brzmiała kpina. Może taką pozycję właśnie brał jej mentor, kiedy przekazywał jej te mądrości życiowe. Teraz, chcąc nie chcąc, każdy mógł słyszeć tę pasjonującą rozmowę, jaka trójka ninja toczyła między sobą, jakby kompletnie nie zwracali na to, że sytuacji mogła być (bo na pewno nie była) napięta. Albo że jakiś dziki Uchiha może zaraz wyskoczyć zza krzaka i rzucić się komuś do gardła. Mogło się stać? No mogło!
- Przyjmuję wszystkie propozycje i uwagi. - Mamoru już otwierał swoje usta, żeby przekazać informacje, ale jadący na czele formacji Shirogane przechwycił pałeczkę. - Nie wiemy, kiedy możemy się go spodziewać. Jaskółki nad Sogen wyśpiewały, że jest szansa na to, że dzisiaj Uchiha uderzą, bez szczegółów. Nie wiemy, gdzie jest przeciwnik i co dokładnie zamierza. Mur jest nie do sforsowania z zewnątrz. Jedyną szansą wroga jest dostanie się do wnętrza. Kyou nie był chętny na sięgnięcie po zdrowy rozsądek i zrobienia porządku w grupach dostawczych. Innymi słowy - wróg prawdopodobnie jest już za bramami i tylko czeka na odpowiedni sygnał do ataku. - Tymczasem oto jesteście Wy, wydzielona grupa, która miała unikać bezpośredniego konflikut, poza Murami, prowadzeni teraz z głównej drogi na bok. Nie dało się nie odczuć, że Shirogane nieco wstrzymywał swojego konia, kiedy sprowadzał was na boczne tory, w ten śnieg. I jego oczy nie rozglądały się wokół - tkwiły w samotnej sylwetce jeźdźca (dziwnym trafem - z grupy Zaopatrzeniowej), który jechał sobie, ot tak, przed siebie. Dopilnować niby, żeby towary przesyłane przez inne klany zostały odebrane. - Jeśli obecność przy nas tych robaków nie uszczupli twojej chakry, to przydziel je. - Zwrócił się w kierunku Kutaro. - A skoro dzisiaj mają zaatakować, to co z grupą dostawczą, po którą właśnie pojechała Sowa Uchiha Shiro? - Pytanie rzucone w eter i oczy zsunięte z Kutaro i znów skierowane na tamtego jeźdźca. Ale Shirogane się do niego nie zbliżał, nie. Łatwo jest stawiać czoło wrogowi, któremu widziałeś. Klarownemu, oczywistemu - jest przed tobą, więc wiesz, kogo musisz zabić. Nie musisz się zastanawiać i żyć w niepewności, co tutaj właściwie robisz i jaka jest twoja rola. - Wymarsz nie był w planach. Ale plan dopasowuje się do sytuacji. - Jesli żadna inna osobistość za Murem nie dostrzegała problemu to była ich sprawa i ich problem. Ale Shirogane czuł pod skórą, co tutaj się święci. Ba! Podejrzewał samych Sokołów, że zostały już zbajerowane przez śliczną Katsumi. Honorowo, niehonorowo - co za różnica. Na polu bitwy coś takiego jak honor nie istniało. Liczyło się tylko to, kto wygra, a kto przegra.
Słowa Sokoła przyniosły trochę dziwne miny na twarzach pozostałych członków Shinsengumi. Wydawało się, że ledwo dwa zdania dzielą Shirogane Tsukiego od zdrady, albo powiedzenia czegoś, czego Kyou by nie przepuścił, gdyby sam je usłyszał. I chyba wprowadzały nieco więcej zamieszania do całej sytuacji niż powinny. Mamoru robił właśnie oczy cielęcia, które zupełnie nie mogło dostrzec sedna sprawy i jego problemu - ważne, że gdzieś w jego głowie widział zieloną łąkę przed sobą, po której należało iść.
Wsunęliście się pomiędzy drzewa - te pozbawione liści jak i te je posiadające. Jadąc odpowiednio wolno, w dużej odległości od poprzedniego jeźdźca w końcu Tsuki dał znak, żeby się zatrzymać. I zachować ciszę. Mogliście widzieć, jak rzeczywiście nadjeżdża karawana. Duża karawana. ... ogromna karawana? Shirogane zmarszczył brwi obserwując, jak ludzie odziani w mundury Shinsengumi przesuwają się po drodze i powoli brną w kierunku bramy. Jeździec, za którym podążaliście, jakoś się zagubił w tym wszystkim. Co jest, kurwa? Mięśnie Grandmastera się aż rozluźniły, kiedy chyba cały duch z niego uleciał. Kiedy widział to, co przesuwało się drogą. Gdyby tylko ktoś chciał wykonać jakiś ruch, jego ręka unosiła się w górę na znak "stop", żeby czasem nikt się nie wyrywał do przodu. Z drugiej strony - kto by chciał takim... oddzialikiem ruszać poza murami na przynajmniej dwudziestu ludzi? Nie było też mowy o wyrwaniu na koniach z powrotem. Nie, kiedy brama była tylko jedna. Nie, kiedy na prostej drodze byli doskonale widoczni.
- Nasza grupa wychodząca z Muru nie była taka liczna. - Skomentował pomrukiem medyk i przechylił się przez siodło, żeby splunąć na ziemię. Z niesmakiem.
Oczekiwanie ciągnęło się. Kiedy przejeżdżali, w zupełnej ciszy i oczekiwaniu. Kiedy już wszystkie wozy wraz z obstawą przejechały drogą, dopiero wtedy Tsuki poruszył konia, zawracając go w drogę powrotną.
- Jesteście gotowi zginąć dla Muru? To ostatni moment, żeby wziąć konia i odjechać traktem. - Spojrzał po wszystkich tutaj zebranych. Na jego twarzy nie można było znaleźć emocji. Przygany, pogardy. Ot - wolna decyzja. Na prawo - traktem do Sogen. Na lewo - z powrotem na Mur.
Uchiha Kyuo
Shirogane Tsuki
Azuma
Akinari
Yamanaka Inoshi
Saburo
Mamoru
Będziecie złączeni z grupą Muraia ♥Sleep for today but tomorrow we fight
Ach, kto by pomyślał, że stawiając się dziś na tym zebraniu nie dojdzie do szybkich rękoczynów i sięgania po kunaie? Wy tak? Bo ja na pewno nie. Kto by pomyślał, że zamiast wylewać krew na zamarzniętą ziemię będziemy sobie milusio dywagować na temat tego, po co w ogóle są wojny i zastanawiać się jednocześnie, kim tak naprawdę są Dzicy. No bo - kim? Nadal ludźmi? Nie potrafiący posługiwać się prawdziwym językiem, jacyś tacy... inni. DZICY. Chyba to nie ludzie. Posiadając kulturę tak przedziwną, że w niektóre ich rzeczy ciężko było wręcz uwierzyć. A na Murze wiele można było zobaczyć i jeszcze więcej usłyszeć, chociażby od stacjonujących tutaj weteranów. Przemyślenia na temat tego, kim tak naprawdę jednak są tkwiły tylko w głowie Harikotto i może nie będzie mu dane odnaleźć na nie nawet odpowiedzi.
Inoshi ruszyła w kierunku oddziału medycznego - szpitala, gdzie też znajdowały się między innymi placówki badawcze Shi no Geto. A te mogły się już popisać. Zebrane tutaj zapiski o bestiach i wszelakich dziwach były godne do porównania ze wszystkimi skarbami pozbieranymi w prywatnych, rodowych biblioteczkach najstarszych klanów. A przecież Shi no Geto takie stare wcale nie było. Dziwnym trafem (ja nie wiem, czemu), Inoshi szła tak, żeby Harikotto był po drugiej stronie Yuu. Jak już lalkarz sam ocenił - to mogło mieć całkiem pozytywny efekt. Im więcej osób po jego stronie, tym mniej przeciwko, czy nie tak? A przecież iryoninka zdolna do czytania w myślach zdecydowanie była osobą, którą lepiej mieć po lewicy, niż przeciwko sobie. Blondynka co rusz zerkała na Inuzukę oraz na jego ninkena, chociaż ciężko powiedzieć, co to były za emocje na jej twarzy. Zaniepokojenie? Nie, chyba nie. Ciekawość? To na pewno nie! Tak czy siak - zerkała. Yuu wiedział, gdzie idzie, więc nie było to problemem, że zanadto nie wysuwała się do przodu.
- Ja też bym wolała takich ludzi na zewnątrz niż wewnątrz. Mam na myśli... - Dodała szybko - To są obcy ludzie. Można się bać, czy ci ludzie nie są z Uchiha. - Biorąc pod uwagę tę krótką znajomość już się człowiek mógł zastanawiać, czy miała na celu tutaj jakieś wyłuszczenie w kierunku Harikotto, czy się nawet nad tym nie zastanowiła. Ale nawet nie patrzyła na niego, więc przytyk był niecelowy. I nie zdawała sobie sprawy z tego, że mogła obrazić młodego, dzielnego Inuzukę, który był gotów walczyć dla niej - i za nią - na polu bitwy. - Są jakieś sensowne walki? To wszystko jest... bezsensowne. Po co to wszystko? Wszystko da się rozwiązać bez rozlewu krwi, ale oni muszą sobie udowadniać, kto ma silniejszą pięść. Bez sensu... - Ale to już wiedziała cała trójka - że w tym wszystkim można było się pogubić. Och, no wiecie, świat byłby w końcu bardzo nudnym miejscem, gdyby każdy się ze sobą zgadzał i gdyby nie znajdowało się labiryntów, które wydawały się niemożliwe do rozwiązania. Najpiękniejsze w tym wszystkim było to, że te labirynty budował nie kto inny a sam człowiek. W końcu to właśnie ludzie byli bardziej skomplikowani. Nie zwierzęta. Kiwnęła głową. - Dlatego cenię sekcję badawczą. I medyków. Szanują życie. - Zapewne właśnie dlatego też sama została iryoninką. Ale gadać o pięknych, pacyfistycznych pobudkach sobie można, a wszyscy wiedzieliśmy, jakie było życie. I jacy byli wielcy dowódcy, którzy kierowali tym światem.
Wkroczyliście do sekcji medycznej i przesunęliście się pomiędzy łóżkami. Tylko kilka było zajętych. Pojedyncze osoby, na pewno nie świeże rany. Wszystkie akcje wypadowe za Mur na czas tego całego syfu zostały wstrzymane, albo przynajmniej ograniczone. Siły nagle należało skupiać nie w celu eliminacji Dzikich, a po to, by eliminować swoich. Super sprawa. Inoshi przeszła do jednego z pomieszczeń, sprawdzając, czy na pewno jest wystarczająco miejsca dla towarzysza Harikotto. Wyciągnęła jedną z pastylek i podała Yuu. Pigułka ze skrzepniętą krwią, zawinięta w materialik, żeby czasem nie zabrudziła się i mogła być swobodnie przechowywana. Spojrzała jeszcze na Harikotto, żeby też upewnić się, że sam nie potrzebuje.
- Proszę. Mamy, mamy... tylko teraz... - Obejrzała się sama na wyjście z namiotu. - Wydawało mi się, że Protektor musi podyskutować ze swoimi Grandmasterami. No i czy my się teraz przydamy? Nic się nie dzieje... równie dobrze moglibyśmy się napić herbaty... - Westchnęła. Złożyła jednak dłonie przed sobą po zamknięciu pudełeczka i jakby... w sumie czekała na to, co postanowią chłopcy? Albo jakby sama teraz rozważała, co będzie najrozsądniej zrobić.
Uchiha Kyuo
Shirogane Tsuki
Azuma
Akinari
Yamanaka Inoshi
Saburo
Mamoru
Sleep for today but tomorrow we fight
GRUPA MAGAZYNOWA
Aka, Tamaki, Satsu (zagubiony?), Ame, Azuma
Pobuudkaa Ame, wstajeemy, wstajeemy..! Ponoć kiedy człowiek jest pół senny to może śnić na jawie. To znaczy - nie wiem, czy tak jest, ale tak na pewno mogłoby być. Zwłaszcza, kiedy właściwie wiele rzeczy może być i może się zdarzyć, bo jedziesz na wojnę. I fantazjujesz. Człowieczek mógł sobie wyobrazić, że zamiast jechać na niewygodnym wozie, którego ławka odbija się na pośladkach, siedzi na ławeczce przed domkiem, a tam głos mamy. Ten, który znowu będzie mówił, że ostatni trening z rzucaniem kunaiami bardzo ładnie ci wyszedł, poklepie po główce. A nawet jak ochrzani, że przecież wilka złapiesz siedząc w taką pogodę, to mimo wszystko - jesteś w domu. Wygrana sytuacja. A teraz już pobudka, czas powrócić do ponurej rzeczywistości i do prostego równania, w którym nie ma liczb, a jest suma ponurych wniosków, że chwała odebrana - i takim sposobem jest się zepchniętym do roli jakiegoś pobocznego, który w dodatku nie ma przy sobie dowódcy i... ech.
Kiedy wesoła gromadka przemierzała te tereny z jeszcze bardziej wesołą kompanią, mogli dojrzeć zbliżającego się jeźdźca. Budziło wątpliwości? Być może. Ale białe piórko wyróżniające się na czarnych szatach robiło swoje. Takim sposobem jeździec ten zbliżał się powoli, aż dotarł do kompanii i zatrzymał swojego konia, zawracając go, by przesunąć się razem z nimi. Zwolnił też, by zbliżyć się do przywódcy grupy magazynowej, nawet szczególnie nie przyglądając się całej reszcie. Wiedział, co chce i wiedział, do kogo chce. Zresztą tak samo Hifumi - uniósł nawet rękę na powitanie, tak jakby też po to, by uspokoić ewentualną nerwowość całej reszty. Zblazowana mina Uchiha była raczej trudna do rozczytania, czy widok nowej jednostki go pociesza czy też wręcz przeciwnie. Też odnieśliście wrażenie, że te długie twarze to są wszem i wobec? Dorosłym, po prostu brakowało młodzieńczej werwy, wielkiego serca i... tego wszystkiego, czego im brakowało, a czego nie brakowało dzieciom. Po prostu. Mogliście usłyszeć, jak rozmawiają między sobą przyciszonymi głosami, nieco pochyleni nad grzebietem konia, wychwycić między innymi słowa "czemu tak szybko?", "nie szybko, odpowiednio", "Protektor jest na Murach". Wszystko to bardziej przygłuszone końskimi parsknięciami, uderzeniami kopyt - ich stukotem na zamarzniętej ziemi - terkotem kół i ewentualnymi słowami krążącymi nad waszymi głowami. Ach, wspaniały powiew zaufania między dowódcą a swoimi żołnierzami. Co zaś do samego mężczyzny, który dołączył? Odziany właściwie jak wy wszyscy - pomijając jego wyższe odznaczenie informujące o tym, że tam, za tymi murami, jest kimś, z kim ludzie się raczej liczą i biorą sobie do delikatnych serduszek jego zdanie. Białe włosy, złote oczy - oo, a złote oczy to mogły budzić różne odczucia w tym świecie, o ile strzela się do każdego o złotych oczach przypominających o Papciu Hanie - smukła sylwetka, trójkątna twarz. Wyglądał na shinobiego w swoim kwiecie wieku - około trzydziestki? Coś koło tego. Oto i ci ważni przy tych, którzy nie musieli zapierdalać na miskę ryżu. Zarabiali samym faktem, że oddychali - tak chyba można co niepoktóre osobistości odebrać, co zasiadały na wysokich stołkach. Ale i oni musieli zapracować sobie na drogę na szczyt. Pod tym względem ten świat, można by rzec, był sprawiedliwy. Albo tak chcieliście go przynajmniej widzieć. Samooszukiwanie się to całkiem przyjemna, choć niezdrowa, droga życia.
Brama, która przepuszczała do Shi no Geto wcale nie była wielka. Nie robiła piorunującego wrażenia była... malutka. Taka idealna do tego, żeby przepuścić jeden wóz. Dwa obok siebie chyba miałyby już problem z przejechaniem. Może te mniejsze... Właściwie człowiek oprócz wątpliwości co do całego planu, jaki się tutaj rozgrywał, mógł mieć wątpliwości co do jego podstaw - czyli pytanie, dlaczego po prostu tego wszystkiego Uchiha nie wysadzą w pizdu. Mając moc. Mając możliwości. Nie. Trzeba się bawić w podchodzy. No, to kto zna odpowiedź na to pytanie? Do wygrania jest całkowite: nic. Poza cudownym błogosławieństwem podzieleniem się z innymi wiedzą. A ta, jak wiadomo, jest przecież bezcenna w tym świecie. Przejechaliście przez bramę i ta zamknęła się za wami. Jak tam? Samopoczucie dopisują? Oto jesteście w siedlisku wroga. W jaskini lwa. Wrogowie przechadzali się w tę i z powrotem, byli wszędzie. Gdzie tylko nie przesuniecie wzrokiem. Dla tych, co Shi no Geto nie widzieli, to, co za tym wielkim murem już robić wrażenie mogło - zwłaszcza drugi, wielki Mur, który oddzielał ten świat od plugastwa - czyli Dzikich. Ale w końcu wy przyszliście tutaj z przeświadczeniem, że to nie plugastwo. Ale jak to, to czarni są...
- Oto ja, wasz tymczasowy dowódca. - Przedstawił się białowłosy mężczyzna po zejściu z konia, rozciągając ręce na boki, jakby chciał zwrócić na siebie tę uwagę. Po zejściu z konia i dołączenia do was, kiedy spoglądał, jak pakunki są ściągane - i będą zanoszone do magazynu. Hifune rzeczywiście rzucił komendą, że paczki w dół, ale sam nie ruszył przodem. Spoglądał na białowłosego. W zasadzie - całkiem niepozornego. Tak z głosu, postury... Nawet nie był nadto wysoki - raczej przeciętny. - Co tu robi dziecko? - Zmarszczył brwi i skierował wzrok w stronę krótkowłosego, który do tej pory was prowadził. On się obrócił, uniósł ręce w stylu "ale ja nic na to nie poradzę" i "nic o tym nie wiem", rezygnując z przyglądania się panu Uchiha. Białowłosy spojrzał więc na was - ponownie. Te złote oczy przypatrywały się młodzieży, której przyszło służyć pod jego komendą na chwilę obecną. Pokręcił głową, sam wziął pakunek i skierował się do magazynów. - Aż tak mocno upadliście na głowę, żeby dla dziecięcej kłótni Kyou i Katsumi rzucać się na tę samobójcza misję? - Mówił przyciszonym głosem, rzecz jasna, spoglądając jeszcze na resztę rozchodzącego się towarzystwa. - Plan jest pewnie wszystkim znany, nie będę powtarzał po raz setny...
- Ładunki mają się znaleźć w piwnicy. - Uzupełnił Hifune, wskazując na to, że coś do uszu pana Uchiha mogło nie dotrzeć jak należało. Biorąc pod uwagę jego zmarszczenie brwi to chyba właśnie tak było.
- Mam jeszcze wydawać notki własne na Katsumi? Ech, jedna akcja i człowiek bankrutuje. - Mężczyzna uniósł głowę w górę, spoglądając na zachmurzone niebo. Może spadnie dzisiaj śnieg... Czy myślałeś kiedyś, jak słodki musiał być dotyk żaru ognia z jednej strony i chłodu śniegu z drugiej? Zaraz jednak jego oczy spadły w dół - prosto na Ao. - Zadbaj proszę o dzieciaka. - Mężczyzna najwyraźniej nie kwapił się do poznania umiejętności całej tej drużyny, ani imionami... tak jak nie raczył przedstawić swojego. "EJ TY" - oto sposób na wołanie siebie wzajem. - Kto w ogóle wymyślił te piórka? Przecież one walą po oczach tak, że... eech... - Białowłosy zamknął oczy i pokręcił głową. Nie wydawał się zbytnio przejęty całą tą akcją. Nawet nie wydawał się szczególnie... właściwie - wy mi powiedzcie. Jaki się wydawał być Uchiha Shiro. Pierwsze wrażenia były przecież tymi najważniejszymi. A to był człowiek, na którego skinienie palca ponoć mieliście reagować. Jedno było pewne - poruszał się bardzo gładko i miękko po ziemi, z wytrawnością wojownika. I wiedział, gdzie idzie. A znajomość terenu wroga to zawsze jakiś atut. Nawet dość mocny, kiedy z tym wrogiem jesteś zamknięty.
Uchiha Kyuo
Shirogane Tsuki
Azuma
Akinari
Yamanaka Inoshi
Saburo
Mamoru
Uchiha Shiro
ZAPRASZAM -> http://shinobiwar.pl/viewtopic.p ... 68#p176768
Odpisy dawać już w przydzielonych tematach eventowych: grupa Shirogane - Mur, grupa Inoshi - strefa medycznaSleep for today but tomorrow we fight
Oczywiście, że można przesadzić z bajerą. Tak, to ważne, żeby właśnie od tego zdania rozpocząć post eventowy. W końcu są rzeczy w tekście ważne i ważniejsze. Bezcenną nauką dla panów jest zaś, że kiedy są zbyt natrętni to zazwyczaj panienki odstraszają. Tym nie mniej Kutaro wcale nie przesadził, właściwie to wbił się idealnie w temat. Jak to ładnie mówią - uderzył w dzwon Pastelowej Damy, która chyba, skoro tutaj była i najwyraźniej nie była też zupełnie przypadkową osobą, bo ewidentnie Tsuki zwracał na nią uwagę (może też chciał ją poderwać?), to coś potrafiła. I dajcie bogowie - coś więcej poza pieczętowaniem! Osoby, które dołączyły z Muru nie wydawały się za to już zwracać na nią większej uwagi. Tak i nie kojarzył jej Kagutsuchi, czy Yuu, który został "porwany" z tej grupy do innej. Za własną zresztą prośbą, więc dobra jego.
- Będzie z nas dobrana para na tę misję. Tak czuję. - Dopowiedziała Azuma po słowach Kutaro, który potwierdził swoje działanie na dalekim dystansie i możliwości dokuczania wrogom czy też dezorientowanie ich w jakikolwiek sposób. - Nie są bogami. Yokai to yokai. Jeśli człowiek może je uwięzić, to co z nich za bogowie? - Przecież bogowie byli wszechmocni. Czuwali nad głowami wszystkich, dbały o to, by na tych ziemiach panowała harmonia. Nie zawsze można było się z nią zgadzać. Nie zawsze można było uważać ich za sprawiedliwych. Ale to oni ustawili reguły tej gry, więc to właśnie oni znali je najlepiej. I tak też sami wiedzieli, co jest sprawiedliwe, a co nie. Człowiek był czasem pełen pychy i chciał uwierzyć, że ma o wiele lepszy wpływ na to, co się wokół dzieje i że to on powinien dyktować warunki tej rozgrywki. Oj nie, tak się nie bawimy. Niejedna sytuacja pokazała już, że nawet grupa jednostek nie miała wpływu na wydarzenia wszechświata i nie mogła ich zmienić. One się po prostu działy. Może tutaj będzie inaczej. I może grupa młodych shinobi poradzi sobie z wyzwaniami.
Każdy skierował się po swojego konia - były osiodłane i gotowe do akcji. Koń Tatsuo nawet nie został przez to rozsiodłany. Czekał na niego - wierny wierzchowiec, na którym pokonał tę drogę. Sam Tsuki obdarzył Barda pożądaną przez niego uwagą, miał jego wzrok na sobie, ale kiedy zaraz ją opuścił i żadne pytanie ani słowo nie nastąpiło, to sam zajął się własnym wierzchowcem, wyprowadzając go na zewnątrz. Jedna osoba za drugą. Wypoczęte, zdrowe konie, były chętne do jazdy.
Mamoru tak spojrzał to na ten mniejszy Mur, który odgradzał ich od strony Uchiha, to na perłę architektury obecnego świata, którym był Mur odgradzający ich od Dzikich... a potem na samego Tatsuo z miną wskazującą na to, że nie do końca rozumiał (mimo najlepszych chęci) co się do niego mówi.
- Grandmaster się zatroszczy o nasze ruchy. Ciężki jest w obyciu, ale dowodzić to on potrafi.
Inoshi otworzyła szerzej oczy na słowa Harikotto, ewidentnie ZDUMIONA. Rozszerzyła nawet wargi, jakby chciała coś powiedzieć, ale to był tylko wynik jej szoku, że padły tutaj właśnie takie a nie inne słowa. No cóż, jeśli tak by to spłycić, że wojna o Mur była walką o terytorium, bo kobiety... nie, przepraszam. Bo samice. Blondynka jakoś tak samoistnie przesunęła się w kierunku Yuu i stanęła bliżej niego, zerkając na niego z krótkim uśmiechem, który chyba oznaczał ewidentnie zakłopotanie i chyba miał przekazać wszelkie inne emocje. Jedną z nich chyba była potrzeba odgrodzenie samej siebie od dziwnego elementu ich niewielkiej drużyny, w której przyszło im pracować kimś, kto wydawał się stoicki i opanowany w tym wszystkim. I jednak kogoś, kto nosił mundur tego miejsca. Nawet jeśli bezpośrednio się nie znali. Na Murze przecież prawie jak w miasteczku - tutaj prawie wszyscy się znali chociaż mniej-więcej z widzenia. No, przynajmniej dopóki WSZYSCY Murarze nie zaczynali się zbierać. A teraz to miało mniej więcej miejsce. W Shi no geto łatwo było się dogadać czy odnaleźć, nawet więc kiedy były jednostki-indywidualiści, którzy zbytnio nie spoufalali się z innymi, to gdzieś go chyba widziałem pojawiało się w głowie. Lecz tutaj wkraczało to "prawie". Mimo wszystko Mur był ogromną budowlą. I składało się z wielu kompleksów. W głównej mierze samowystarczalni - w końcu były tutaj uprawy, hodowle, troszczono się o to, żeby nie byli bardzo zależni od świata zewnętrznego. Coś się jednak zmieniło. Sroga zima? Niedobory w kadrach? Nie trzeba było bystrzachy, żeby dojrzeć, że lud coraz mniej chętnie ściągał do tego upiornego miejsca, gdzie wszystko podlegało wojskowej mustrze od początku do końca. To było konieczne. Tutaj, w przeciwieństwie do świata zewnętrznego, trwała w końcu regularna wojna.
- Nasz klan... specjalizuje się w kontroli. Czytamy w umysłach, jesteśmy sensorami i możemy łączyć myśli osób ze sobą. To bardzo proste. - Yuu miał uwagę blondyneczki tak, jak sobie to zażyczył. Nie wyjawił żadnej kluczowej informacji, ale dziewczyna ewidentnie słuchała i zastanawiała się nad tym, co dostała od niego. Mieli tutaj przecież jednego marionetkarza - i był nim jeden z Sokołów. Inoshi cała zdawała się w tym momencie nieco luką. Na jej twarzy gościło nieco niepewności, jej spojrzenie skierowane było na bok, przygryzała wargę, nieco niepewnie, jakby nerwowo, poruszała palcami. Burza myśli musiała kotłować się pod jej myślami, mimo tego, że próbowała się uśmiechnąć zarówno do jednego jak i drugiego z panów, którzy jej towarzyszyli. - Pewnie masz rację. Ciągle niewiele widziałam jak na swoją rangę... - Medycy. Nie to, że grupa medyczna siedziała tylko w Murach - skądże. W innym wypadku zza Muru wracałoby jeszcze mniej osób. A przecież działy się tam rzeczy naprawdę straszne. Za Murem nawet śliczny kwiatem można było uznać za wroga, który opierdoli ci nóżkę przy pierwszej lepszej okazji. - Ach, zmiana Muru byłaby na pewno dobra i wszystkim wyszłoby na lepsze... - Odetchnęła z jakąś dozą smutku. Minimalnego, bo minimalnego. Nie dało się nie widzieć, że blondynka jest jakaś taka... jakby pusta. I nie chodziło o to, że wydawała się przy tym mało inteligentna, czy całkowicie nieczuła. Raczej tak, jakby brakowało jej ducha. Jakby koszmary tego świata zbyt mocno docisnęły jej barki do ziemi, przez co wyrwano część jej samej. Ale, ach, te pierwsze wrażenia... zawsze tak mocno definiowały człowieka, że to aż strach. - Protektor wprowadza do tego miejsca trochę za dużo strachu. Kto to widział, żeby najemnikom łamać... cokolwiek... przecież to nie może dobrze działać na morale. A ten chłopak jest taki młody. - W Shinsengumi panowała mocna ręka. Jak się coś komuś nie podobało - droga wolna, możesz zdać swój sprzęt i ruszać przed siebie. W końcu świat miał wiele do zaoferowania poza tym miejscem.
Od strony muru Shi no Geto słychać było ciężkie poruszenie. Poruszenie krat. Stalowych, masywnych krat, które chroniły to miejsce przed światem zewnętrznym. Tak oto otwierały się wrota do Piekieł - niewiadomą jedynie było, czy Piekło to znajdowało się na zewnątrz tego miejsca czy może w jego wnętrzu. Z góry dało się słychać okrzyk "OTWIERAAĆ!". Białowłosy członek Muru zbliżał się coraz bliżej z wierzchowcem i w końcu wsiadł na niego, kiedy brama się otworzyła. Nie była wielka. Idealna do tego, żeby przeprowadzać transporty - ale to tyle. Najbardziej newralgiczna część tej strony muru, chciałoby się powiedzieć. I chyba mogli tak powiedzieć tylko ci, którzy nie wiedzieli, z czym się wiązało zaatakowanie właśnie tego punktu. Białowłosy mężczyzna wyjechać, kiedy brama została szeroko otworzona.
Protektor oraz jego trupa zniknęli już sprzed stajni - widać było, jak znikają w wejściu na sam Mur, skąd widoczność na okolicę była naprawdę dobra, zwłaszcza w tym całym śniegu.
- Jedziemy. Oszczędzajcie konie i oczy szeroko otwarte. - Trzeba było po raz trzeci powtarzać: pilnujcie się? Żadnej walki bez rozkazu? Albo czy w ogóle cokolwiek trzeba było dopowiadać? Shirogane uznał, że nie. Wsiadł na swojego konia i nieco go przyśpieszył, żeby znaleźć się właściwie przy Sowie, która dbała o zaopatrzenia. Obejrzał się za swoją drużyną, czy ci jadą.
- Wszyscy ruszają. Chodźmy na razie do szpitala. Macie pigułki żywnościowe? Przygotowałam kilka. - Inoshi spoglądała przez dłuższy moment, jak ludzie się rozchodzą, jak Protektor w końcu wchodzi na Mur z Sokołami, jak wszystko gra w tym trybiku. I jakby nie wiedziała właściwie, co ze sobą zrobić - i przydzielonymi jej (spodziewanie czy też nie) ludźmi. Ale w końcu słowa z jej strony padły.
Uchiha Kyuo
Shirogane Tsuki
Azuma
Akinari
Yamanaka Inoshi
Saburo
Mamoru
Sleep for today but tomorrow we fight
Szarmancki uśmiech i najwyższa klasa. W dodatku w czarnych okularkach. Czy którakolwiek dama mogłaby się oprzeć? To było pytanie retoryczne, odpowiedź jest oczywista. Tak i oczywisty był uśmiech na twarzy tej chudej kobietki, która nieco stanęła na paluszkach, palce splotła za plecami - trochę jakby się zawstydziła i jednocześnie naprawdę zrobiły na niej wrażenie takie pokrzepiające słowa. Nie każdy ma w końcu okazję mieć własnego ochroniarza i to mającego tak wyśmienity styl! Chyba stało się oczywiste, że w tym momencie Azuma zamierzała się trzymać blisko swojego obrońcy.
- Wydaje się pan, Kutaro-san, dobrym człowiekiem. To miłe. Pan też. - Zawróciła się tutaj do ich prywatnego Kronikarza, który miał wszystkie te dzieje spisywać. Przyglądała się teraz jego rysom twarzy i włosom, bujnej czuprynie czerwieni, która swoim wyglądem tylko podkreślała delikatny rys i szyk Tatsuo. Ale jednak stanęła przy Kutaro. Pastelowa pokręciła lekko głową. - To zależy. Staramy się je odganiać. To przecież żywe, czujące stworzenia. Ale czasem nie ma wyboru. Wtedy pieczętujemy je w czyimś ciele. - Wyjaśniła uprzejmie.
Budowanie morali oddziałów było ważne, ale akurat w tym Tsuki był kiepski. No bo - czy ktokolwiek czuł się zmobilizowany z myślą, że może skończyć gorzej niż z wygiętym w drugą stronę kolankiem? Ludzie idą w bój i nie zdają sobie sprawy z konsekwencji. To Kyuo był tutaj marzycielem, wojownikiem o wolność. Tsuki miał zrobić swoją robotę - czyli utrzymać ludzi przy życiu w najbardziej pojebanej rzeczywistości, w jakiej każdemu ninja zdarzyło się znaleźć - czyli za Murem. Sam za ten Mur chodził. Ilu ninja tutaj wiedziało, czym jest prawdziwa wojna? Tsuki nie poznawał tutaj żadnej twarzy. Pamiętał wojowników, którzy byli na Murze tamtego roku, kiedy demon się tutaj pojawił i zmiótł tę konstrukcję jakby była domkiem z zapałek zbudowanym przez dziecko. To była bitwa.
- Tak będzie. W ramach otwarcia potyczki Kagutsuchi ją otwiera. Powtórzę po raz drugi, gdyby ktoś miał problemy ze słuchem. Nikt nie wybiega naprzód bez rozkazu. - Shirogane nie miał tolerancji do głupców i nie posiadał do nich cierpliwości. Ponieważ głupiec w zespole to jak podłożenie sobie samemu miny pod nogę. Pułapka. Najgorsza z możliwych. Dokładnie ta, jaką sam na siebie zastawiłeś. A zdradziła cię tylko jedna, prosta myśl - że jakoś damy radę. Nie. Tu nie było "jakoś". Minimalizacja zysków i strat była istotna. I jednocześnie diabelnie trudna do wykonania, kiedy niepewnym było, z czym się mierzysz. - Walczymy z Uchiha. Wróg stosuje genjutsu i obszarowe jutsu katonu. Nikt się nie rozbiega. Wszelakie nienaturalne znaki z nieba, pióra, deszcz, sranie wróbli - Kai na siebie wzajem. Dobierzcie sobie pary. Jeśli ktoś nagle staje dębem - rzucacie na niego kai. Bez filozofii. - Tak się składało, że przeklęci Dzicy skądś również mieli przeszczepy sharingana. Krew zalewała Shirogane na myśl o tym, że teraz, DZIWNYM TRAFEM, Uchiha postanowili pozbyć się PROBLEMU, jakim był Mur. No dziwne, baaardzo... W przypadki można wierzyć. Ale lepiej było wierzyć w to, że ludzie to po prostu kurwy.
- Taka robota. Zaraz będziesz jak nowy, bracie. - Mur był zbieraniną przeróżnych osobistości. Byli ci mili, ci zimni, dranie jak i tacy, których do rany możesz przyłożyć. Pierwsze wrażenie w znajomościach podobno było najlepsze. I jak widać na załączonym obrazku - trzask łamanej kości też był dobrym wrażeniem do odwrócenia uwagi od rozmów i skupieniu się na drżeniu świata. Bo ten już drżeć zaczynał. Wystarczyło wsłuchać się w jego tętno... - Sokół jest ostry, ale chce dobrze... Tylko metody ma za ekstremalne. - Mruknął stosunkowo cicho, ewidentnie tak, żeby sam Tsuki tego nie słyszał. Ten zaś, jeśli nawet słyszał - ignorował. Saburo lekko pokręcił głową, krzywiąc się nieznacznie, kiedy Rei zaczął słabym głosem... och. No nic tylko owinąć go w kocyk i posadzić z kubkiem czekolady przy ognisku. Ale chociaż ognisko można było znaleźć, to z czekoladą ciężej. Medyk wyciągnął z sakwy zawiniętego w papierek cukierka, którego wyciagnął do Reika. Przecież to był jeszcze młody chłopak i to było widać... Zbyt młody na takie przeżycia. - Uczta będzie jak wygramy, młody. Weź się w garść. - Ulubione słowa każdego człowieka: "no ogarnij się!". Niektórzy jednak (jakimś cudem) faktycznie zapominali, że się ogarnąć trzeba. Fakt, to był mroczny świat i wydarzenie było jeszcze bardziej ponure. Co sobie kto myślał na temat tej walki należało do niego, ale łącznikiem było jedno - ktoś dzisiaj zginie. I wątpliwe, żeby była to jedna czy dwie osoby.
- Zluzuj trochę, Wilku. - Przedstawiony wcześniej Mamoru robił za to naprawdę sympatyczne wrażenie. Okrąglutki, o ciepłym uśmiechu, z wygoloną czaszką, trzymający się za brzuch. I tylko z czarną bródką. Klepnął Tatsuo w ramię. - Starczy nam Tsuki za straszak. Zaraz nam chętni do obrony pouciekają! A tu doceniać trzeba odwagę!
W konwenansach ludzkich łatwo było się pogubić, szczególnie wtedy, kiedy trafiałeś do zupełnie obcego środowiska, między obcych ludzi, którzy mieli wypracowane... jakby na to nie patrzeć - obce reguły. Mieli własne zasady postępowania, własne, wewnętrzne żarciki i swoją metodykę. Tymczasem osoba z zewnątrz zderzała się z tym mocno i musiała nadążyć. Zrozumieć, co się wokół dzieje i błyskawicznie adaptować do sytuacji. W rozmowach było inaczej niż na polu bitwy, ale umysł jednak musiał być przez cały czas giętki. Gotowy do tego, żeby poczynić kroki ku adaptacji. Jeśli jesteś zbyt wolny - przegrywasz. Odpadasz. I dajcie bogowie, żeby to była tylko rozgrywka słowna, która nie będzie niosła ze sobą konsekwencji, a nie środek walki.
Blondynka pokiwała głową, odwracając spojrzenie od zamieszania, żeby jeszcze raz spojrzeć na dwójkę swoich towarzyszy.
- Chyba przyjdzie nam po prostu kursować, dlatego potrzebujemy kogoś szybkiego. - Tutaj spoglądała wprost na Harikotto. - Słyszałam o ninkenach. Wspaniałe zwierzęta. O lalkach trochę mniej. - Dziewczyna była dość cicha, można było nabrać niepewności, czy w środku bitwy była zdolna do wykrzykiwania donośnym głosem rozkazów, żeby przekrzyczeć gwar bitewny. Na szczęście jak na razie nie było takiego kłopotu. - Uchiha stosują bardzo krzywe zagrywki. Ciężko tu odróżnić przyjaciela od wroga. Ale nie można zwątpić... prawda? - Dziewczyna westchnęła. Ciężko powiedzieć, czy posmutniała, czy co się wydarzyło, ale wręcz odwróciła się plecami do grupy prowadzonej przez Tsukiego. - Czy... czy myślicie... - Przygryzła nieco dolną wargę. - że to... ma sens? Ta walka? Przecież to nie ma sensu, żeby Katsumi-dono zależało na zniszczeniu Muru... i czemu Kyuo-dono miałby wypowiadać jej regularną wojnę? Ech... mam nadzieję, że nie zostanie przelane zbyt wiele krwi. Mamy przecież okropnego wroga, przeciwko któremu trzeba się bronić, a tutaj... - Pokręciła głową. Ściszyła również swój głos, żeby nikt oprócz tej dwójki z jej oddziału nie pochwycił zdradliwie niepewnych zdań.
Inoshi jak na razie nie oddaliła się za bardzo od Protektora i jego grupy, chociaż to oni co rusz robili jakiś ruch to w jedną to w drugą stronę. Więc wycinki ich rozmów mogły do nich dochodzić. Pojedyncze słowa, czy nawet krótkie wycinki zdań. Wszystko wskazywało na to, że rzeczywiście - Protektor nie zamierzał rozdzielać Sokołów, prócz jednego, którego wydzielił. Gdzieś tam z sensu mogło dotrzeć do uszu Yuu i Harikotto, że Sokół odpowiedzialny za grupę medyczną większą część obowiązków przełożył właśnie na dziewczynę, obok której staliście i pilnowaliście. O ile dosłyszane słowa nie były nieco przekręcone przez rozmowy wokół - bo to w końcu był tylko nierówny zlepek, nie pełne zdania, które do was docierały. Jednak najwyraźniej Inoshi również nie planowała pilnować centrum medycznego. Wrażliwy punkt do ataku? Zakopany głęboko w Murze był potencjalnie jedną z najcięższych pozycji do ataku.
Grupę zebraną po prawej stronie minęła w tym czasie osoba odziana w mundur Shinsengumi, jej zbroję. Sowa, inaczej nazywana Masterem, (ranga zaraz pod Grandmasterem) Sekcji Zaopatrzeniowej, Uchiha Shiro, o długich, białych włosach i nieobecnym spojrzeniu złotych oczu. Prowadził swojego konia za uzdę właśnie w kierunku stajni. Ale zatrzymał się przy grupie Grandmasterów, ewidentnie czekając w ciszy, aż zostanie zanotowany i dopuszczony do Protektora. Wymienili między sobą parę zdań. Białowłosy kiwnął głową i skierował się dalej. Złapał na moment uwagę Inoshi jak i Sokoła grupy wypadowej, Azuma spojrzała z ciekawością przez moment, ale zaraz jej wzrok wrócił do towarzystwa, z którym rozmawiała. Sama Sowa chyba kierowała się ku bramie.
Grupa Protektora zaczęła iść w kierunku wejścia prowadzącego na Mur - ale mogli zawsze skręcić w każdym momencie do któregoś z namiotu czy też do budynków nieopodal. Po drodze wydawano rozkazy poszczególnym grupom. Ludzie po prostu, po przydzieleniu zajęć, bez presji wojny, która wybuchnie TUJUŻTERAZNATYCHMIAST wracali do pewnej... codzienności. Po tym natchnionym zebraniu. Przychodziło na myśl, że pewnie będzie jeszcze wiele takich. Nie oznaczało to jednak, że opuszczali bronie. Skąd. Przymierzali się do swoich zadań. To, że wroga nie było widać, nie oznaczało, że się pojawi. A z jakiegoś powodu cała ta scena i całe to zebranie zostało zwołane właśnie dziś. Brudne zagrywki Uchiha? Przecież Kyou też był Uchiha.
Gwiazdy na niebie i ziemi zdawały się układać po waszej myśli. Tak spokojnie. Tak... normalnie. Właściwie to można by się rozejść i zająć, nie wiem, grą w bierki. Albo liczeniem palców. Wszystko git gut, fiołki, tęcza i wata cukrowa.
Andrzeju, to jebnie.
Uchiha Kyuo
Shirogane Tsuki
Azuma
Akinari
Yamanaka Inoshi
Saburo
Mamoru