Znaleziono 18 wyników

autor: Han
1 kwie 2023, o 22:55
Forum: Ogłoszenia Administracyjne
Temat: Historia pisze się sama - Konkurs Fabularny
Odpowiedzi: 20
Odsłony: 739

Re: Historia pisze się sama - Konkurs Fabularny

1. Złudna nadzieja na pokonani Antykreatora <catangry>
2. Ja zawsze wracam <catpeka>
3. Dopiero się rozkręcam <catknife>
4. Administracja nie umie w Prima Aprilis
autor: Han
1 sie 2021, o 21:30
Forum: Piszemy o wszystkim!
Temat: Złote cycaty
Odpowiedzi: 149
Odsłony: 11737

Re: Złote cycaty

Poza tym... Potwierdzam słowa cycowanej Pani. Byle komu nie pokazuje.
autor: Han
1 sie 2021, o 21:09
Forum: Piszemy o wszystkim!
Temat: Złote cycaty
Odpowiedzi: 149
Odsłony: 11737

Re: Złote cycaty

W świecie, który zasługuje na zniszczenie przez swoje zepsucie (tak, widzę co na swoich avkach macie), jedna osoba stoi po słusznej stronie. Nie zostanie to zapomniane. Obrazek
autor: Han
24 kwie 2020, o 21:14
Forum: Administracyjne
Temat: Piąta Rocznica Shinobi War
Odpowiedzi: 131
Odsłony: 4074

Re: Piąta Rocznica Shinobi War

Gratuluję.
Karmazynowe Szczyty.
autor: Han
14 cze 2018, o 20:07
Forum: Miasto Kami no Hikage
Temat: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 14665

Re: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza

Skończyłem wreszcie proces pieczętowania. Akuma no Kigo na barku czarnowłosego młodzieńca widniało niczym niezwykły, rozgałęziony tatuaż, otoczony dziwacznym wzorem - pochodzącym z mojego Fuuinjutsu, które miało na celu zatrzymanie działania Senninki tak długo, aż chłopak nie będzie gotowy jej użyć. Wiedziałem, że ten proces będzie bolesny, zwłaszcza dla kogoś kto nie był przygotowany na przyjęcie tak dużej mocy. Nie spodziewałem się jednak, że wpłynie to na niego aż tak drastycznie. Przeliczyłem się.
Cóż, przynajmniej tyle że przeżył.
Przykucnąłem przy leżącym Sanadzie i pacnąłem go lekko po twarzy, by się ocknął. Pewnie i tak będzie się czuł tak jakby ktoś go przejechał wozem drabiniastym, i nie będzie w stanie się poruszyć w sensowny sposób. Żeby przywrócić sobie pełną sprawność, będzie potrzebował solidnego odpoczynku. Nie zdziwiłbym się, gdyby spał przez najbliższe kilka dni. Sam tak miałem gdy pierwszy raz aktywowałem swoją przemianę.
-Senninka którą ci przekazałem... zapieczętowałem ją. Twoje ciało nie byłoby w stanie udźwignąć tej energii od razu - przy najmniejszej aktywacji chakry moja energia zaczęłaby cię rozrywać na strzępy. Umarłbyś w męczarniach.
Westchnąłem lekko.
-Zanim zaczniesz cokolwiek kombinować z Senninką, wzmocnij swoje ciało. Gdy będziesz odpowiednio silny, będziesz w stanie udźwignąć tę siłę. Nie próbuj wcześniej - pieczęć inhibitująca rozpadnie się, gdy tylko uznasz że jesteś wystarczająco silny. Utrzymuje ją tylko twoja wola. Dlatego bądź w 110% pewien, zanim to zrobisz.
Wstałem i odwróciłem się. Zignorowałem Uchihę, który stał przodem do nas i... płakał?
-Kiedyś będziesz mnie szukać, bym przekazał ci więcej. Oby do tego nie doszło zbyt prędko.
Z tymi słowami odwróciłem się i opuściłem pomieszczenie, zmierzając dalej do siedziby. Musieliśmy wydobyć ostatnie strzępki informacji, zanim wysadzimy ten budynek. A wtedy... po prostu opuścimy tę wyspę. Nic nam po niej.

Uśmiechnąłem się, gdy tak sobie spoglądałem na dzikie reakcje ze strony młodego Uchihy. Ha, jak zwykle - najpierw miotał się jak ryba, starając się okłamać samego siebie że nie zależy mu na niczym związanym z tym, którego jeszcze przed chwilą nazywał towarzyszem. Oooooch, urocze. Może jeszcze spróbuje opowiadać o tym, że równie dobrze Sanada mógłby zdechnąć jak piesek, a on nic o tym nie zrobi? Tak tak, widziałem dokładnie jak obrzucaliście się wzajemnie przymiotnikami i innymi określeniami porównującymi was do psów. Nie wiem, co wam biedne pieski zawiniły.
I chyba po chwili w końcu do niego dotarło, że kiedy jest w moich rękach, nie ma żadnej władzy nad sytuacją. Phi. No rozumiem, to uczucie ssie. Ale żeby od razu zacząć płakać jak baba czy inne cuś co płacze? Tym bardziej że Han upewnił się, że ten dzieciak co chciałby być Juugo w takim samym stopniu co pierdolony Pinokio chciał zostać prawdziwym chłopcem w ogóle przeżyje cały ten proces. No kuźwa, nam nie dano ani wyboru przyjęcia tej mocy, ani nie dostaliśmy pomocy kiedy zwijaliśmy się na podłodze. Zero równouprawnienia.
-Och, Han tylko spełnia życzenie tego dzieciaka - powiedziałem, pozwalając mu upaść na kolana. Stopniowo luzowałem uścisk cieni, ale nie w takim stopniu by mógł się wyrwać. To by było za proste. - To cierpienie? Tak jak mówiliśmy - to jest tylko część życia shinobi.
Zachichotałem, a moja twarz wykrzywiła się w upiornym uśmiechu. Jak Alucard. Wiecie, ten z Hellsinga? Nie? Nieważne.
-On po prostu cię ostrzegał. A ty zignorowałeś ostrzeżenia, że świat cię ugryzie w rzyć. A ja nie ostrzegam, tylko uczę. Wchodząc na sucho. Było się przygotować do lekcji.
Westchnąłem, przechadzając się w cieniu koło drzwi.
-Wiesz, to tutaj nie są tortury, tak jak twierdzisz. To jest przekazanie mocy. U Juugo takie coś jest normalne. Nie masz co panikować. Po prostu chciałem, żebyś zobaczył że ból, cierpienie i tortury istnieją. I to, że Twoja miłość może łatwo przejść w nienawiść i chęć zemsty. Bo chcesz się na nas zemścić, prawda?
Han opuścił pomieszczenie, idąc do środka. Uśmiechnąłem się. A więc teraz nareszcie nie będę mieć problemu z wprowadzeniem jeszcze większego rozgardiaszu. Zachichotałem, podchodząc do Aki od tyłu, i złapałem go za włosy.
-Czemu to robimy? Wiesz. Han ma swoje ideały. Marzenia. Jego cel jest prosty - chce zmienić świat dlatego, że ten wyniszczył to w co wierzył. I nie obchodzi go to, co świat o nim myśli - gdy skończy, i tak umrze. Ale odejdzie w sposób bohaterski. Ponoć.
Przybliżyłem głowę do zapłakanej twarzy Uchihy.
-Każdy Jeździec ma własne cele w tym, co robi. Ba, nawet mamy własne cele w tym że w ogóle pomagamy Hanowi. Akuryo chce znaleźć sposób na własną śmierć. Wojna chce dać samurajom potęgę, którą blokują u nich shinobi. Kabuto chce pomóc Hanowi z własnej i nieprzymuszonej woli. A ja?
Przybliżyłem usta do jego ucha.
-Ja chcę tylko patrzeć, jak świat płonie. I nie dlatego, że coś mi zrobił. Po prostu dlatego, że mogę.
Z tymi słowami wyciągnąłem zza paska krótki sztylet. Przyłożyłem ostrze do jego szyi i pociągnąłem.
Zaczął krwawić. Puściłem go cieniem, bo z poderżniętym gardłem i tak pewnie nie byłby w stanie mi przeszkodzić.
-Adios. Miłego umierania.
Z tymi słowami wszedłem w cień, znikając. Pewnie będę musiał iść pomóc Hanowi, bo znowu będzie marudził i próbował mi natłuc... Meh...

autor: Han
13 cze 2018, o 20:40
Forum: Miasto Kami no Hikage
Temat: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 14665

Re: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza

Szkoda było marnować mojego czasu na dalsze tłumaczenie swoich racji temu szczeniakowi. Całkowicie zarzucił sobie klapki na oczy, to niech w tym tkwi. Już niedługo sam zobaczy na własne oczy, na czym polega strach. Utrata. Ból. Zagubienie własnych ideałów. Za jakiś czas zrozumie, że jego miłość i wiara może się zmienić w czystą nienawiść i dążenie do zniszczenia. I wtedy przypomni sobie, że go o tym ostrzegałem. I nawet jeśli mnie nienawidzi, to będzie zmuszony przyznać mi rację. Odczuwając przy tym jeszcze więcej cierpienia! Podwójna duma, mocniejszy upadek.
Będąc w mojej demonicznej formie wyciągnąłem rękę w kierunku Sanady, a ten się przybliżył i położył swoją dłoń na mojej. Był przerażony, to na pewno. Ale widać, że chciał tej mocy. Czy z jakiegoś faktycznego powodu? By zemścić się za to, co go spotkało w świecie? By chronić tego głupca z klanu Uchiha? A może po prostu sam sobie chciał udowodnić, że siła Juugo go nie złamie? Kto wie.
Tylko przyniósł sobie jeszcze więcej cierpienia.
Wzruszyłem ramionami, gdy zobaczyłem że Aka wycofuje się w kierunku drzwi. Wzruszyłem ramionami. Nie kazałem im tu pozostać. Mogli się po prostu odwrócić i wyjść w tej samej sekundzie, w której ich ściągnąłem z sufitu. Nie stałem im przecież na drodze. Sami zdecydowali, by tu pozostać.
Jednak po chwili zauważyłem, że Aka, idący w kierunku drzwi, zatrzymał się w miejscu, nie mogąc się ruszyć. I powoli, jak gdyby z wysiłkiem, odwrócił się w naszym kierunku. Czemu? Nie byłem pewien.
Ale show musi trwać.
-Przeklniesz mnie za to.
Moje palce nagle zmieniły się w szerokie igły, które wbiły się w skórę na wysokości łopatki Shikaruia. Po całej sali rozniósł się potworny okrzyk bólu, brzmiący jakby był wykonywany przez człowieka palonego żywcem. Tak jak się domyślałem - fizyczne ciało Sanady nie było gotowe na przyjęcie mocy Juugo w takiej formie, w jakiej było teraz. Westchnąłem ciężko, patrząc jak czarnowłosy młodzieniec upada na podłogę, zwijając się w konwulsjach. Ha, ile razy już widziałem taką reakcję! Zwłaszcza u tych, którzy byli obiektami eksperymentów moich pobratymców próbujących poznać naturę Senninki. Nigdy nie sprawiało mi to przyjemności. Zwłaszcza, gdy był to ktoś kogo naznaczałem osobiście.
Podniosłem go do pozycji siedzącej, ignorując kolejne okrzyki bólu, i zdarłem z niego koszulę, by odsłonić jego plecy. Na wysokości barku uformował się fantazyjny kształt Akuma no Kigo. To teraz tylko znaleźć sposób, żeby upewnić się że chłopak nie zdechnie od razu...
Spojrzałem wokół i zauważyłem, że leżący wokół rozbity żyrandol wciąż utrzymał idealny kształt koła, a niektóre świece nie tylko były na miejscu, ale wciąż się świeciły.
-A więc w ostatnim momencie swej funkcjonalności na coś zdołasz się przydać...
Złapałem Shikaruia za szyję i posadziłem go na środku koła utworzonego przez żyrandol. Następnie złożyłem długą sekwencję pieczęci i dotknąłem miejsca nałożenia Przeklętej Pieczęci.
Młodzieniec znowu odczuł potworny ból, jeszcze większy niż wcześniej. Widziałem to. Ale przynajmniej tyle, że na jego ciele faktycznie zaczęły pojawiać się symbole sygnalizujące pieczęć. Skupiłem się, wpompowując chakrę w bark młodzieńca. Symbole zaczęły pełznąć po jego ciele, stopniowo dostając się na wysokość symbolu. Jeszcze chwilę przytrzymałem, ignorując konwulsje Sanady.
I wtedy wszystko się urwało.
Krzyki. Moja transformacja. Wibrująca chakra. Wokół symbolu na barku czarnowłosego pojawiła się obwódka z Fuuinjutsu.

A dlaczego Aka nie zdołał opuścić pomieszczenia, mimo tego że chciał?
Został powstrzymany. Zgadnijcie przez kogo.
Powoli pojawiłem się z cienia w rogu pomieszczenia, uśmiechając się krzywo. Upewniłem się uprzednio, że Han nie będzie w stanie mnie zauważyć, bo będzie zbyt skupiony na swojej nowej maskotce. W końcu ja teraz miałem swoją. Schwytaną w cień niczym mucha w pajęczynę. Próbował się wycofać, ale mu na to nie pozwoliłem. W końcu nie o to w tym chodziło, żeby teraz rozdzielać "kochanków", co? Niech obserwuje. Niech zobaczy, jak wygląda prawdziwe oblicze Juugo. Jak wygląda prawdziwe oblicze bólu. Gdy patrzysz na cierpienie kogoś ci bliskiego, ale nie możesz zareagować. Tylko patrzysz. I nie możesz nawet odwrócić głowy.
-Czeeeeeść - powiedziałem cicho, przechodząc obok Uchihy tak, by zobaczył z kim ma do czynienia. - Już uciekasz? Nie chcesz nawet zobaczyć, jak się skończy wasza urocza znajomość? Smutne. Prawie łamiące serce. Prawie.
Cień który wcześniej złapał nogi Aki, wpełzł powoli na jego szyję i uformował rękę.
-Możesz krzyczeć do woli, ale nie odpowiadaj na moje słowa, hm? Wolę żeby Han był skupiony na ważniejszej części show. Jeszcze by coś spartolił i Twojemu kochasiowi by się zmarło, nie?
Oparłem się o ścianę, patrząc na widowisko w postaci wijącego się Shikaruia i stojącego nad nim przeobrażonego Hana. I uśmiechałem się pod nosem.
-Han... to głupiec. Idealista. Potężny, ale głupiec. Jego cel jest piękny, lecz nierealny. Nawet to tutaj, "że daje mu szansę" na użycie siły Jūgo w dobrym celu, jest nierealne. Musiałby go w pełni wyprać z umysłu i emocji, żeby Sanada zaczął spełniać jego wymagania co do "dobrego celu". A na to się nie zgodzi, bo w końcu jego idealistyczna dusza nie pozwoliłaby na to. Honor. Cóż za bzdurne założenie.
Zachichotałem, słysząc kolejne okrzyki ze strony czarnowłosego chłopca przechodzącego tortury ze strony Hana. Bo co z tego, że otrzyma AnK, skoro uprzednio będzie wręcz marzył o tym, żeby w końcu zdechnąć i mieć to z głowy? W porównaniu do tej transformacji, dowolna inna rana fizyczna jest niczym łaskotki.
-Chłopak cierpi - powiedziałem wesoło, patrząc z ukosa na utrzymywanego przeze mnie w bezruchu Akę. - Taaaak. Czuje ból i widzi ciemność. Jest sam. I nie wie, czemu to się dzieje. Przecież nie miał otrzymać bólu! Miał dostać moc! Moc jego klanu, do którego nawet nie jest w stanie w pełni przynależeć! Więc dlaczego to boli? Dlaczego nikt nie przychodzi mi pomóc? Czemu wszyscy się ode mnie odwrócili!?
Podrapałem się po barku, wciąż się uśmiechając.
-To niezrozumienie cierpienia będzie jego napędem. Nienawiść go dogoni... i nic z niego nie zostanie.
Ponownie spojrzałem na Akę, obserwując jego reakcje.
-Han kłamał, wiesz o tym? - odchrząknąłem. - Znaczy, nie bo chciał, a po prostu dlatego że sam tego nie wiedział. Znak Diabła wpływa na psychikę. Lecz robi to inaczej. Zamiast czasowych wybuchów gniewu, zmiany są stopniowe. Zanurza się w szaleństwie i bólu jak w ruchomych piaskach. Powoli, lecz stabilnie. I z czasem nie pozostanie w nim nic. Tylko nienawiść. Samotność. I... rozpacz.
Shikarui upadł po tym, jak Han nałożył na niego pieczęć inhibitującą działanie Akuma no Kigo. Parsknąłem śmiechem. Oho, to aż tak się nad nim ulitował że dał mu czas na przygotowanie się do tego bólu? Pomyślałby kto. Jeźdźcom nie dał takiej możliwości. Ot, dam wam swoją moc, w zamian będziecie cierpieć katusze. Przyjmij albo spierdalaj, nie ma taryfy ulgowej. Cholerny nepotyzm, wystarczy że z tego samego klanu i już ma profity.
-Mówisz że chcesz zmienić klan? Uratować go? Ha. Najpierw zobacz, czy uda ci się ocalić tego tu.
Zachichotałem.
-Ale nie miej wielkich nadziei...
autor: Han
12 cze 2018, o 12:29
Forum: Miasto Kami no Hikage
Temat: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 14665

Re: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza

Ha, ten dzieciak. Niby miał oczy, ale był całkiem ślepy. I to nawet nie dlatego, że czegoś nie widział - on po prostu odwracał głowę i udawał, że tego nie widzi, żeby móc zamknąć się w swoim wyimaginowanym, perfekcyjnym świecie. A gdy ktoś próbował mu udowodnić, że się myli i nie rozumie tego na czym stoi świat, od razu reagował szczekaniem godnym pekińczyka. Im mniejsze, tym głośniejsze. Ugh. Musiałem się powstrzymać, żeby nie zacząć niekontrolowanie kichać. Mam alergię na takie pierdolenie. Wzruszyłem ramionami, całkiem tracąc jakiekolwiek zainteresowanie. Głupoty nie da się wyleczyć, jeżeli było się w niej wychowywanym od początku.
-Nie. To ty okłamujesz sam siebie. Bo wiesz, że mam rację, tylko usilnie chwytasz się całą dłonią za ostrze brzytwy, żeby tylko nie utonąć. Proszę bardzo, tkwij więc w swojej żałosnej ignorancji. Tym szybciej i z większym hukiem upadniesz, gdy zobaczysz że to ty się myliłeś.
Bez uśmiechu spojrzałem jeszcze na moment na Akę. Tak, że moje złote oczy wwierciły się w niego niczym wiertła.
-Jak już mówiłem, nie ja wydałem polecenie do zabijania. Akuryo zaprogramował żołnierzy tak, by wykonywali polecenie w najlepszy znany sobie sposób. Kazałem im odwrócić uwagę shinobi od mojej osoby i od placu. Nie moja wina, że od razu rzucili się z mieczami. - wzruszyłem ramionami. I tak nie uwierzą. - Twoi "bracia" i tak ponownie popełnią ten błąd, jeśli zauważą w tym szansę na zwiększenie siły Uchiha. Nie okłamuj się. Sam na swoich rękach mam krew Rady, która sama to na siebie sprowadziła. Pozostali... to dla mnie tylko liczby. Tak samo jak dla was "tylko liczbami" byli moi pobratymcy. Teraz jesteśmy kwita.
Sarknąłem, słysząc kolejne argumenty.
-Czyli korzystałbyś z tej mocy tylko po to, żeby mordować więcej niewinnych, którzy żyją w swojej krainie i których to Shinsengumi najeżdża. Gratulacje.
Zaśmiałem się.
-Może to i lepiej, że nie możesz. Selekcja naturalna ma tym łatwiejszą robotę.
Przeszedłem się z jednego punktu na drugi, słuchając jak Uchiha tłumaczy się z tego, jak to "różni się od innych Uchiha". Parsknąłem śmiechem. Co za bzdura. Każdy Uchiha ma w sobie to samo. Nawet służalczy Shinnichiro, mój przydupas któremu Akuryo przeszczepił wieczny Kalejdoskop, jest taki sam jak pozostali jego pobratymcy. Nie ufają sobie wzajemnie. Tym, co daje im prawdziwą siłę, są negatywne emocje. Nienawiść. Rozpacz. Każdy z nich, jeśli pragnął więcej siły, przechodził załamanie nerwowe. Tracił coś ważnego dla siebie - nawet zabijał własną rodzinę. A później mścili się na całym świecie za to, co im się przydarzyło. W niczym nie byli lepsi ode mnie. Tak to jest.
-A kto powiedział, że współczuję Tobie? Współczuję Uchihom. To nie ja próbuję cię przypisać do szufladki - to Ty usilnie próbujesz z niej uciec, mimo że i tak prędzej czy później skończysz w tym samym miejscu. Klątwa Nienawiści i tak do ciebie dotrze... znasz to pojęcie, prawda? Nikushimi no Noroi? Uchiha żyją dzięki potężnym emocjom. Ich miłość jest wielka, łatwo się przywiązują i są wierni. Kiedy jednak stracą to, na czym im zależy, przejdą załamanie i zatracą się, zyskują potęgę... a ich emocje zmieniają się w nienawiść. Chęć zniszczenia. Taką, której nawet ja nie śmiałbym posiadać. Nie muszę nikogo zaszufladkowywać - 120 lat obserwacji wystarczy, by wiedzieć jak to działa.
Po transformacji zauważyłem dwie różne reakcje na moją nowoaktywowaną moc - z jednej strony przerażenie wymieszane z obrzydzeniem, z drugiej zaś - otumanienie wymieszane z podziwem. Dokładnie tak, jak się spodziewałem. Aka, który nie potrafił ogarnąć rozmiaru siły, jaką surowa chakra potrafi zmienić wygląd człowieka, był nią przerażony - i tym samym czuł odrazę do tego, czego nie rozumiał. Shikarui zaś odwrotnie - wyglądało na to że wiedział, jak działa Senninka, i choć starał się to ukryć i zaprzeczać, dało się po nim zobaczyć że on sam marzył, by kiedyś posiąść tę umiejętność.
Wszystko wokół ustało, nie było już trzęsień, nie było podmuchów, nie było fal chakry. Byłem tylko ja, przekształcony. I dwójka młodzików, która chyba nie wiedziała jak zareagować.
-Wbrew pozorom, najsprawniejsi z nas potrafią przekazać Senninkę w poprawionej formie - powiedziałem spokojnie swoim zniekształconym, demonicznym głosem. - Potrafimy przekazać tę moc w taki sposób, by cel potrafił używać Senninki bez ryzyka szaleństwa. W zamian jednak dość mocno obciąża organizm, jeśli nie jest się na to przygotowanym fizycznie. Dlatego dla niektórych może być darem, dla innych - zwłaszcza tych, którzy nie chcą być traktowani jak potwory - przekleństwem.
Westchnąłem, wystawiając przed siebie pazurzastą rękę.
-Sanada... Za moich czasów to był bardzo dumny ród. I byli jednymi z najszlachetniejszych. Nawet Senninka nie odebrała im człowieczeństwa. Szkoda, że chakra natury w naszych żyłach jest brutalną panią...
autor: Han
12 cze 2018, o 00:34
Forum: Miasto Kami no Hikage
Temat: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 14665

Re: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza

Uśmiechnąłem się krzywo, czekając aż duet pozbiera się z mojego nie do końca planowanego wybuchu gniewu. Ech, dawno już nie miałem takiej sytuacji, kiedy przez proste wspomnienie jakiegoś paskudnego wydarzenia potrafiło mnie wytrącić z równowagi. Ale co tu dużo mówić - tutaj chodziło o mój ród, który chociaż był zdziesiątkowany nie tylko przez Uchiha, ale też przez ich samych, który mimo tego że w dużej mierze cierpiał i stawał się potworami nie z własnej woli... ale wciąż był moim rodem. Ludźmi, z którymi dzieliłem ten paskudny los. Świadomość, że ktoś tak po prostu, dla zabawy, wyniszczał i bawił się życiem tych i tak już wyniszczonych ludzi, sprawiał że z automatu krew gotowała mi się w żyłach. A przynajmniej gotowałaby się, gdyby nie to że aktualnie nie mam ani krwi, ani żył.
Westchnąłem, gdy Aka kontynuował swój emocjonalny wykład o tym "jak bardzo ich nie rozumiem i nie potrafię się postawić w ich sytuacji". Ledwo się powstrzymałem od sarknięcia, które zamaskowałem zaciągnięciem się kolejnym obłokiem dymu z fajki kiseru. I tak mi przecież nie zaszkodzi. Przecież od tego nie umrę drugi raz, nie?
-Nie pochlebiaj sobie, że aż czułbym do ciebie nienawiść - powiedziałem sucho, wypuszczając cumulus z ust. - Widziałem wiele Rodów shinobi, z licznymi, w tym Uchiha, zdarzyło mi się współpracować, czy to jako Han, czy to jako Suzumura Hanji. I uwierz mi - każdy z was jest taki sam. Patrzycie tylko na to, co jest przed waszymi nosami. Nie obserwujecie szerzej. Zamiast próbować zmienić sytuację, popychacie ją do przodu. I kończy się na tym, że wy wbijacie im sztylet w plecy, i oni robią to samo wam. Tradycja naszego świata. Powtarzam - i wy, i Senju jesteście siebie warci.
Aka zaczął wypluwać kolejne zdania - o tym, co bym zrobił gdyby ktoś próbował mi odebrać to, na czym mi zależy. Westchnąłem tylko, bo mojej odpowiedzi i tak by nie zrozumiał - był zbyt zaślepiony swoją egoistyczną wizją, w której liczy się tylko to co jest obok niego. Nigdy nie odczuł, czym jest faktyczne cierpienie. Nie liczyłem więc na to, że będzie wiedział o czym mówię. Ale cóż, powiedzieć mogę tak czy owak. Może chociaż Shikarui będzie w stanie zrozumieć jego słowa.
-Nie zrobiłbym absolutnie nic, gdyż moje życie i spokój zostały i tak odpowiednio zniszczone przez sam fakt tego, kim... lub czym... się narodziłem. Shinobi, który od młodego był wystawiony na chakrę natury. Surową, niekontrolowaną potęgę. Mój Ród cierpi od samego początku - nie musi mieć nawet wrogów, gdyż samo istnienie jest dla nich katorgą.
Spokojnie przystanąłem, patrząc gdzieś w ścianę.
-A ty, jakbyś się czuł, gdybyś miał świadomość że w każdej chwili możesz stracić nad sobą kontrolę? Własnoręcznie zamordować wszystkich Twoich bliskich i wykąpać się w ich krwi? Gdyby tym, co wbijało ci sztylet w plecy, była sama chakra? Gdybyś obserwował, jak ci których znałeś od dawna nagle rzucają się sobie do gardeł? Jak matka zabija własną córkę, którą ty kochałeś? Gdybyś to ty był złem, nie mniejszym, nie większym - niepodzielnym złem, nawet mimo tego że niczego nie zrobiłeś by ku temu dążyć lub na to zasłużyć?
Uśmiechnąłem się gorzko, patrząc na Uchihę.
-Co byłbyś gotów poświęcić?
W końcu nie wytrzymałem. Gdy usłyszałem słowa Aki o tym, jak to martwych nie obchodzi co im się przydarzyło, parsknąłem śmiechem. W tym dźwięku jednak nie było najmniejszego śladu wesołości. Doprawdy. Nie ma sensu rozpamiętywać przeszłości, zginęli to zginęli, na chuj drążyć temat. Gdyby chociaż zginęli w sposób honorowy, który pozwoliłby im na ostatni wybór. Nie. Zostali zamordowani jak zwierzęta zaprowadzone na ubój, pozbawieni życia tylko i wyłącznie po to, żeby umarli i w śmierci mieli jakiś użytek.
-Więc uważasz, że to sprawiedliwe że twoi pobratymcy nie dali im w tej kwestii jakiegokolwiek wyboru - powiedziałem, cedząc słowa przez zęby. - Bez honoru, bez rodziny. Zabraliście im oba. Bo ej, przecież i tak będą martwi, więc co za różnica! - Pokręciłem głową. - Brak mi słów. Jeśli tacy jak ty dojdą do siły, to będziemy mieli trzy martwe Rody. Jeden - Twoich wrogów, bo jebać wroga maczetami. Dwa - Twój własny, bo taki egoizm tylko stworzy wam więcej wrogów. Trzy - jakiś mniejszy klan, który zostanie zgnieciony po drodze, bo "martwym to bez różnicy". I to ponoć ja tu jestem potworem.
W końcu westchnąłem, wzruszając ramionami.
-Nie potrzebuję szacunku. Teraz już nie obchodzi mnie to, co się stanie z moją osobą i czego się dopuszczę. Jestem już za daleko. I bliżej pokonania swego jedynego wroga niż kiedykolwiek. - Następnie zaśmiałem się ciepło. - Ty jesteś klanem? Współczuję! Ty nawet koła w furmance zmienić nie jesteś w stanie, a co dopiero swój klan!
Mając to z drogi, skupiłem się na Shikaruiu. Aktywował swoją umiejętność, którą uważał za Senninkę, lecz... to nie było to. To nie była umiejętność Juugo. Wręcz przeciwnie - nie była ona w stanie stać od tego dalej. Westchnąłem ciężko, lecz nawet mimo tego... uśmiechnąłem się. Czyli wyglądało na to, że nasza klątwa nie roznosiła się tak chętnie przy kontaktach z innymi shinobi, co... Było to z jednej strony smutne, a z drugiej - pokrzepiające. Juugo mogą stracić swoje umiejętności, lecz żyć w spokoju. Budząca wizja.
-...Nie masz ataków z prostego powodu - powiedziałem w końcu po chwili milczenia. Spojrzałem na młodzieńca ze spokojem. - To nie jest Senninka. Ta umiejętność nazywa się Tsujitegan, i jest ona limitem krwi klanu Ranmaru z Morskich Klifów. Najwidoczniej Twój drugi rodzic miał swój sekret...
Nagle wziąłem wdech, pozwalając się przepełnić chakrą natury. Okolica znowu zaczęła się trząść, kiedy wokół mojego ciała zaczęła wirować fioletowa chakra, stopniowo wnikająca w moją skórę.
Zmieniająca jej kolor na szaro-czerwony.
Tworząca na mnie dziwaczne kształty kolców i pancerza.
Formująca mnie w demona.
-To jest Senninka - powiedziałem spokojnie, widząc jak chakra wokół mnie wiruje, faluje i rozrzuca pył z podłóg na wszystkie strony, ze mną w centrum. - Surowa chakra natury daje nam moc, o której nie śniliśmy... Lecz za bardzo wysoką cenę.
Spojrzałem swoimi jadowicie żółtymi oczami na Shikaruia.
-Niektórzy z nas potrafią Senninkę przekazać. Aktywować. U Juugo i nie-Juugo. Oddać ją jako dar... lub jako przekleństwo.
Chakra przestała ze mnie buchać, przestało się też trząść. Utrzymałem jednak swoją demoniczną formę, nie tracąc nad sobą kontroli. Znałem swoje granice. I wiedziałem, że będę w stanie utrzymać się przy świadomości jeszcze dobrą chwilę.
autor: Han
10 cze 2018, o 01:32
Forum: Miasto Kami no Hikage
Temat: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 14665

Re: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza

Oparłem się wygodniej o wystawione przede mnie oparcie krzesła, patrząc z lekko przekrzywioną głową na wykrzykującego jakieś losowe obelgi sharinganowca. Na zewnątrz wyglądało na to, że cały ten jego dziwaczny wybuch mnie poruszył tak mocno, że wcale, ale w środku poczułem lekką odrazę. I nie ze względu na to, że nie znosiłem takich krzykaczy jak on. Moje obrzydzenie wynikało z samego faktu, że mam przed sobą pełnoprawnego Uchihę, używającego tych szkarłatnych patrzałek z taką dumą. Jedynym czerwonookim, którego byłem w stanie tolerować, był Shinnichiro. A i jego tylko zaledwie, bo był mi po prostu potrzebny. Ostatnia współpraca z Uchihami skończyła się na konieczności zamordowania nie tylko poprzedniego lidera klanu, ale też tego pieprzonego kretyna, Kazuyoshiego.
Ugh. Aż poczułem, że pięści same mi się zaciskają.
-Zapraszam. Spróbuj.
Uśmiechnąłem się krzywo, patrząc prosto na Uchihę.
-Pierwsza zasada świata shinobi - nigdy nie ufaj nikomu.
Strąciłem żelazny kokon, którym obwiązała ich Wojna, i uprzejmie poczekałem aż łaskawie podniosą się z powrotem na nogi. W tym czasie zdążyłem wyciągnąć niewielkie kiseru, które nosiłem za pazuchą, i zapaliłem je za pomocą płomyka świecy leżącej obok rozpieprzonego na podłodze żyrandola. W sumie, to paliłem teraz głównie z przyzwyczajenia, dla samej czynności palenia. Od kiedy zostałem po prostu wskrzeszony, nie byłem w stanie odczuwać żadnych fizycznych potrzeb ani bodźców. No, rzecz jasna dotyk i inne tego typu czułem, ale ból? Nope. Senność? Zero. Zmęczenie? Może trochę, ale bardziej mentalne niż fizyczne.
Wyglądało na to, że w końcu się pozbierali. He, potrzebowali trochę czasu, co? Na dodatek rzecz jasna czerwonooki musiał jeszcze poparskać na wszystko dookoła. Bo nie byłby sobą. Ech, ci Uchiha. Każdy z nich jest dokładnie taki sam jak poprzedni. Czemu się spodziewałem jakiejkolwiek różnicy?
-Uwolniłem was, bo byliście związani - powiedziałem z krzywym uśmiechem. - Dziwnie tak gadać z kimś kto dynda pod sufitem.
Poza tym, czy ich śmierć cokolwiek by zmieniła? Wątpliwe. Ot, byłoby może kilka osób na krzyż, które pamiętałoby o ich istnieniu. Odbyłoby żałobę, i zapomnieliby o nich. Świat wokół nie zmieniłby się ani trochę. Byłoby po prostu jednego krzykacza i jednego chłopca w permanentnej depresji mniej.
Wtedy usłyszałem kolejne argumenty Aki, mówiące o tym jak to bitwa pod Dokuroyamą nie była głupia. Parsknąłem śmiechem, w którym jednak nie było ani nuty wesołości. Cała ta batalia była jedną pieprzoną pomyłką, i większość doskonale o tym wiedziała. Podniosłem się z krzesła i spojrzałem na Akę, czując że moja irytacja zaczyna rosnąć.
-A więc uważasz, że w celu rozwiązania waszej durnej wojny, sprawiedliwym było porwać cały szczep shinobi? Przerobić ich na pierdolone działo!? DOPROWADZIĆ DO ŚMIERCI SIEDEMDZIESIĄT PROCENT KLANU, PO TO ŻEBYŚCIE WY MOGLI SIĘ CHWALIĆ ŻE WYGRALIŚCIE?! Jesteś pieprzonym kretynem, czy tylko takiego udajesz!?
Wszystko wokół zaczęło się trząść. Gdy się połapałem, zauważyłem że w miejscu gdzie stałem, od punktu mojej stopy aż do połowy ścian pojawiły się szerokie pęknięcia w głazie, a sama presja mojej chakry posłała duet na podłogę. Westchnąłem ciężko. Niepotrzebnie się tak napalam. Zresztą, kim jestem, żeby rzucać takie rzeczy? I tak nie uwierzą, że sam za życia starałem się ograniczać do manipulowania. Po prostu... świadomość, że ktoś doprowadził do ludobójstwa mojego rodu, który i tak od tak dawna jest torturowany własną siłą, a później wycierał sobie tym twarz aby udowodnić że zrobili dobrze, tylko sprawiał że miałem faktyczną ochotę kogoś zamordować.
Ech, czemu odnosiłem wrażenie że do czegoś mogą mi się przydać. Zarżnięcie ich byłoby takie proste...
Oklapłem ponownie na krzesło, zmęczony, i ponownie zaciągnąłem się dymem z fajki.
-Identyczne argumenty mogą podać Senju. Uchiha również wielokrotnie wbijało im nóż w plecy, gdy myśleli że uda się osiągnąć pokój. Wcale nie jesteście lepsi, jedni od drugich. Jesteście siebie warci, niestety.
Parsknął śmiechem.
-Pod Dokuroyamą po stronie Uchiha tylko jeden był marionetką, i był to wasz lider. Cała reszta z was ochoczo przyklasnęła na tę durną bitwę. Nikt nie miał wypranych mózgów. Ruszyli do bitwy, bo wierzyli w siłę swojego rodu i chęć zwycięstwa.
Znów warknąłem, a salą lekko wstrząsnęło.
-Więc wszystkie te duchy Juugo, które poszły wniwecz przez wasz zwyrodniały wynalazek, mogą odpoczywać spokojnie. Bo przecież przeprosiliście! Powiedzieliście jedno słowo i wyciągnęliście rękę w przeprosinach. "Ej, sory, głupio wyszło, zarżnęliśmy prawie wszystkich z was, niestety i tak przegraliśmy. Więc co, wybaczycie?"
Wstałem i zacząłem się przechadzać po sali. Jakoś tak... trochę mnie to uspokajało.
-Stań na popiołach tych dziesiątek, setek Juugo, i spytaj czy wasze przeprosiny mają jakąś wartość. Ich cisza jest Twoją odpowiedzią.
Spojrzałem na Akę, później na Shikaruia. I ponownie westchnąłem ciężko. Cóż. Życie z chakrą natury było wyjątkowo trudne, i prowadziło do wielu tragedii. Wiedziałem to aż za dobrze. Dlatego nie dziwiłem się słowom Sanady, nawet jeśli nie do końca się z nimi zgadzałem. Uśmiechnąłem się jednak, słysząc że Sanadowie zdołali się wycofać i nie spotkał ich ten sam los, co między innymi część z moich krewniaków. Przynajmniej jedna dobra wiadomość. Liczebność Juugo nie wynosi może dwudziestu. Woohoo.
-Pokaż mi swoją Senninkę. Twoją przemianę.
Spojrzałem jeszcze z ukosa na Akę, gdy ten znowu zaczął szczekać o tym, jak to wszystko zepsułem.
-Tja. Chcieliście, że cały klan, czy tylko ty? Shinobi to drapieżnicy. Nie istnieje wśród nich coś takiego, jak pokój. Prędzej czy później i tak sobie rzucą się wzajemnie do gardeł.
Dopóki nie zostaną powstrzymani raz na zawsze, dodałem w myślach.
autor: Han
8 cze 2018, o 14:04
Forum: Miasto Kami no Hikage
Temat: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 14665

Re: [Event] Komplikacje - Dzielnica Rzemieślnicza

Wkroczyłem powoli do tego, co jeszcze do niedawna było siedzibą Shiro Ryu. Moją siedzibą. Chociaż, czy mógłbym z czystym sumieniem nazwać to miejsce "moim"? Owszem, ukrywałem się tutaj już ponad dekadę, odgrywając wiernego i sprawiedliwego przywódcę zakonu sług Rady Dwudziestu, tylko po to by uzyskać większe wpływy wewnątrz Kami no Hikage i móc się dowiedzieć, gdzie znajduje się ten przedmiot, który był mi potrzebny. Khakkara. Mnisi kij, który aktualnie wisiał na moich plecach, delikatnie pobrzękując metalowymi krążkami zawieszonymi na okrągłej części lancy. Pomyśleć że coś tak niepozornego mogłoby mi być kiedykolwiek potrzebne...
W środku, tak jak się spodziewałem, było pusto. Na swój sposób było to nawet smutne. Nie żałowałem tego, co się wydarzyło, lecz nie zmieniało to faktu że gdy człowiek się do czegoś przyzwyczai, świadomość że to już nigdy nie powróci trochę mu jest w stanie pogorszyć humor. Akuryo dokonał zła koniecznego, nawet jeśli było to związane z wyniszczeniem tych, którzy patrzyli na mnie jak na swój autorytet.
Nie. Nie patrzyli na mnie. Patrzyli na Suzumurę Hanjiego. Człowieka, którego twarz zebrałem dawno temu w celach infiltracji. Był to zwykły, podstarzały mężczyzna, zebrany z siedziby kultu Wędrowców w Głębokich Odnogach. Zabijając go, tylko oszczędziłem mu cierpień.
-Mam nadzieję że to będzie tego warte... - mruknąłem do siebie pod nosem. Takie przyzwyczajenie, którego nie potrafiłem wyplenić.
Nagle usłyszałem jakieś okrzyki dochodzące z dalszej części holu. Był to głos jakiegoś młodego mężczyzny, oraz... Wojny? Na litość boską, czy ona kogoś porwała, nie pytając o polecenia? Przysięgam, że kiedyś wbiję jej drzazgi pod paznokcie...
Wkroczyłem powoli do pomieszczenia. Ujrzałem dwójkę młodzieńców wiszących z krążka pod sufitem, na którym zwykle wisiał ozdobny żyrandol. Wojnę, która przed chwilą uderzyła jednego z chłopaków, Uchiha Akę, i zadała kilka pytań. No i wyżej wymieniony żyrandol, leżący w szczątkach na podłodze. Warknąłem cicho.
-WOJNA! CO TO WSZYSTKO MA ZNACZYĆ!?
Samurajka zesztywniała, spoglądając w moim kierunku.
-Byłam zajęta z tymi dwoma, kiedy zobaczyliśmy Twoją flarę. Reszta się zgromadziła w sali spotkań, nie licząc Kabuto, która dalej hasa wesoło po mieście. A tych tu przyniosłam, żeby ich przesłuchać. Zaciekawili mnie swoją szaleńczą odwagą w walce.
No tak. Ta pieprzona flara. Ciekawe, kto ją wystrzelił. Sprytnie spowolnił nasz marsz, do diabła.
-To nie ja wystrzeliłem tę flarę, niemoto - warknąłem. Chyba zobaczyła na mojej twarzy rozdrażnienie, bo pozwoliła sobie nie skomentować mojej obelgi. - Wynoś się. Będę musiał posprzątać Twój burdel.
Na twarzy Wojny pojawił się wyraz niezadowolenia i rozdrażnienia, ale nie skomentowała. Po prostu odwróciła się i wyszła, zmierzając w kierunku sali spotkań. Westchnąłem ciężko. Chyba egzystencja w ciele nastolatki zaczęła jej padać na mózg.
Odwróciłem się w kierunku wiszącego duetu, przysuwając sobie krzesło, i usiadłem na nim okrakiem, mając oparcie przed sobą. Ruszyłem lekko ręką.
Z mojej dłoni wystrzeliło ostrze z elektryczności, które ucięło łańcuchy i posłało oswobodzony duet na podłogę.
-Porwanie dwójki młodych wojowników bez doświadczenia było niezrozumiałym gestem. Zwłaszcza jeśli waszym jedynym zajęciem było szukanie pracy lub szpiegowanie.
Spojrzał na Shikaruia, który przedstawił mu się jako "Sanada". Sanada, huh... brzmiało przerażająco znajomo.
Miki...
-Sanada, hm. Dawno nie widziałem nikogo z rodzin Juugo, zwłaszcza od tej durnej wojny między Uchihami i Senju, gdy przerobili Juugo na wieżyczkę laserową.
Spoglądałem na nich swoimi złotymi oczyma o czarnych białkach. Za życia białka stawały się czarne dopiero, gdy używałem swoich umiejętności nabytych przez to przekleństwo zwane chakrą. A teraz mam to już permanentnie. Ha. Poczucie humoru świata.
autor: Han
26 gru 2016, o 13:00
Forum: Administracyjne
Temat: Święta
Odpowiedzi: 48
Odsłony: 758

Re: Święta

Huh? Wesołych świąt? A co to? Wezmę ostatni 57.
Nie mogę? Zginiesz. 56.
autor: Han
29 paź 2016, o 22:51
Forum: Techniki
Temat: 片翼の天使
Odpowiedzi: 9
Odsłony: 179

Re: 片翼の天使

autor: Han
29 paź 2016, o 00:27
Forum: Techniki
Temat: 片翼の天使
Odpowiedzi: 9
Odsłony: 179

片翼の天使

autor: Han
3 paź 2016, o 23:21
Forum: Daishi
Temat: Szlak transportowy
Odpowiedzi: 182
Odsłony: 20660

Re: Szlak transportowy

Ech, pomimo tego, że w teorii nie powinienem odczuwać chłodu, to i tak jesienne podmuchy górskich wiatrów w Karmazynowych Szczytach sprawiały, że miałem ochotę się wzdrygnąć z zimna. Ech, już trochę czasu minęło od kiedy zdarzało mi się tutaj kręcić. Chociaż, wróć. Ostatni raz, gdy widziałem płaskowyże Daishi, był ponad pół wieku temu. Ci, którzy w tamtych czasach byli tylko dziećmi, teraz już byli dorośli. W dużej mierze zapomnieli o wszystkim, co było związane ze mną. Bo i w sumie takie podejście jest bardzo wygodne. Zapomnienie o czymś, co było tragedią, i wspominanie tego w formie "ku pamięci" pozwalało ludziom się pogodzić z tym, że w jakimś okresie czasu wydarzyło się coś złego, i kontynuować ze swoimi żywotami.
A jednak patrzą na mnie jako na tego złego. A nie na to, co popchnęło mnie do czynów, których się dopuściłem.
Poprawiłem kaptur i otoczyłem się dokładniej swoim jasnym płaszczem. Niby nie było to nic wielkiego, ale jednak pozwalało mi zachować chociaż częściową anonimowość... no, i sprawiał że czułem się chociaż trochę lepiej, wystawiony na ten wszędobylski wiaterek. Ech, jesień. Jeszcze do niedawna moja ulubiona pora roku. W górach jednak bardzo szybko stawała się na tyle bezlitosna, że aż irytująca.
-... W Kryształowym Pałacu Kousekich niczego nie było... - mruknąłem. Oczywiście do siebie. Było to moje takie dziwne przyzwyczajenie, którego nie potrafiłem przezwyciężyć. - ... czyżby dane w Bibliotece były aż tak przedawnione?...
-Ej, przyjemniaczku!
Odwróciłem się spokojnie, wyszukując spojrzeniem nadmiernie pewnego siebie osobnika, który mnie wywołał. A przynajmniej wywnioskowałem, że chodziło o mnie, bo nikogo innego na ścieżce nie zauważyłem. Głównie przez zamyślenie. A co do samego człowieka? Był to jakiś najzwyklejszy rzezimieszek, tak bardzo niewyróżniający się z tłumu, że aż szkoda mi było marnować psychiki na rejestrowanie jego aparycji.
Zatrzymałem się i posłałem uśmiech w jego kierunku. Nie miałem ochoty przelewać krwi, chociaż znając życie - inaczej się to nie skończy. Ech, a myślałem że będę mieć dobry dzień.
-W czym mogę pomóc? - zapytałem serdecznie. Usłyszałem, że z różnych stron otacza mnie jeszcze czterech bandytów. Westchnąłem lekko. Serio? Na jednego człowieka wysyłacie piątkę? I wy chcecie z tego wyjść bez zadrapania?
-Na tę drogę jest ustawione myto. Dwieście ryo, albo będziemy zmuszeni cię zawrócić...
Nie chciało mi się kłócić, poza tym - trochę mi się spieszyło. Sięgnąłem po sakwę, w której miałem około tysiąca ryo. Trochę mi się tego uzbierało, przyznaję. Rzuciłem sakwę w jego kierunku.
Ale mogłem trochę przesadzić. Sakwa zmiażdżyła mu twarzoczaszkę i utknęła wewnątrz głowy.
-Reszty nie trzeba - skwitowałem i ruszyłem swoją ścieżką. Pozostali, na swoje własne szczęście, nie próbowali mnie powstrzymywać.
Droga do Soso jeszcze trochę potrwa, a nie wiadomo czy nie będę musiał trochę przycisnąć parę osób, by znaleźć informacje o wieży...

z/t
autor: Han
24 kwie 2016, o 00:01
Forum: Bank
Temat: Han
Odpowiedzi: 0
Odsłony: 386

Han

Wyszukiwanie zaawansowane