Znaleziono 61 wyników
Wyszukiwanie zaawansowane
autor: Kagaya
7 cze 2024, o 11:17
Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
Temat: Porzucanie kont
Odpowiedzi: 190
Odsłony: 26478
nick postaci: Kagaya
link do karty postaci: Poradzicie sobie.
Powód porzucenia konta: Bezpodstawne mute'y i [cenzura: Ra-kun] administratorka mnie nie bawią, podobnie jak gra bez czaciku. Naura.
Oczywiście przyklepane, wraz z permanentnym banem.
~ Ra-kun
autor: Kagaya
5 cze 2024, o 14:50
Forum: Saimin (Osada Rodu Yamanaka)
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 250
Odsłony: 29392
wiosna, r. 395. – po time-skipie
Choć zdecydowanie niepocieszony, a na pewno niezbyt głodny, Kagaya starał się nie okazywać za bardzo negatywnych emocji, by pokrzepić zarówno siebie, jak i rodziców. Optymistyczne podejście było trudne w tak nowej, nietypowej sytuacji, ale dwa fakty były pocieszające. Po pierwsze, nie był absolutnym żółtodziobem, coś niecoś jednak potrafił, a poza nim w zespole miały być jeszcze trzy osoby. Po drugie, Rika wynegocjowała dla niego (dla nich?) zadanie z minimalną szansą na jakąkolwiek konfrontację. Te dwie rzeczy w połączeniu ze świadomością, że nie miał zbyt dużego wpływu na swój los w danym momencie, sprawiły że po pożegnaniu się z rodziną i w trakcie drogi na miejsce spotkania, choć część przykrych odczuć zaczęła opuszczać jego głowę. Wiadomo – kiełkujący pacyfizm nie był zbyt sprzyjający, ale zawsze mogło być gorzej, na przykład gdyby braki w ludziach były na tyle poważne, że wysłanoby go na misję wyższej rangi, gdzie szansa na walkę była znacznie większa. Mózg to potężne narzędzie i odpowiednim podejściem można sobie naprawdę wiele wmówić, więc dziewiętnastolatek miał nadzieję, że w trakcie podróży uda mu się zmienić nadzieję w szczęśliwy powrót do domu w pewność, że tak się stanie.
Dotarłszy na miejsce przemknął wzrokiem po swoich towarzyszach, potwierdzając swoje wstępne przypuszczenia. Poza Riką – która zaskoczyła go swoim statusem, wszak nie przydzielonoby byle kogo jako liderkę tak niedoświadczonego zespołu – pozostała dwójka nie emanowała doświadczeniem bojowym. Patrząc na to pod nieodpowiednim kątem można by się przejąć, ale dla Kagayego był to paradoksalnie dobry znak; w zawodzie, gdzie śmierć czyha na każdym kącie, młodzi są na wagę złota, więc ryzyko podjęte przez władze rodu musiało zostać wykalkulowane jako całkiem niskie, żeby wykorzystać tak początkujących żołnierzy.
Yamanaka skłonił się delikatnie najpierw swojej znajomej, a potem Anie i Tetsu, gdy ci byli przedstawiani przez czarnowłosą. Medyczka i sensor, ciekawe. O ile to pierwsze było całkiem zrozumiałe, to to drugie było czymś, czym sam mógł się zająć. Pewnie rozchodziło się o wyjątkowe Kekkei Genkai Hyūgi, które miało nieco szersze zastosowanie niż same zdolności wykrywania chakry. Młodzieniec nie zastanawiał się nad tym zbyt długo ufając, że ktokolwiek skompletował ich drużynę – czy to była Rika, czy ktoś wyżej – wiedział, co robi.
— Ja nie byłem — odpowiedział na pytanie bojowej recepcjonistki. — Znam tylko teorię, nie praktykę. — Trenowany przez ojca poznał podstawy taktyki i podobnych zagadnień, ale była to wiedza bardzo płytka w porównaniu do kogoś z realnym doświadczeniem, więc tym bardziej słuchał uważnie, co liderka miała do powiedzenia. W innych okolicznościach Kagaya może by był zawiedziony tym, że raczej nie będzie dużo okazji do pogawędek ze względu na to, w jaki sposób będą podróżować, ale biorąc pod uwagę powagę misji, nie przeszkadzało mu to ani trochę. Przytakiwał w odpowiednich momentach i z każdym momentem niepokój nieco ustępował słysząc, jak dobrze przygotowana była ich liderka.
— Ode mnie brak pytań, Rika-san — odezwał się, o ile nikt go nie uprzedził. Przez moment zastanawiał się czy nie dorzucić jakiejś grzecznościowej formułki wyrażającej nadzieję na owocną współpracę, ale ostatecznie wydało mu się to nie na miejscu – mogłoby dołożyć niepotrzebnego stresu, a poza tym nie taka była jego rola w drużynie. Gdy zajmował się papierami w archiwum, sam sobie był szefem, tu zaś musiał (i bardzo dobrze!) przekazać pałeczkę komuś innemu.
autor: Kagaya
4 cze 2024, o 15:17
Forum: Kuźnia
Temat: [Event] Gisei no Ken
Odpowiedzi: 23
Odsłony: 1322
Nie wiem jak to się prezentuje pod kątem balansu, ale mechanika jest bardzo unikatowa, a lore jest świetne, więc ode mnie ogromna okejka.
autor: Kagaya
2 cze 2024, o 21:49
Forum: Saimin (Osada Rodu Yamanaka)
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 250
Odsłony: 29392
wiosna, r. 395. – po time-skipie
Tak jak biuro recepcjonistek było bezpieczną przystanią w siedzibie, tak przyjemne wspomnienia sprzed paru dni były bezpieczną przystanią w umyśle Kagayego. Można by pomyśleć, że to delikatna przesada – wszak spędził z Riką zaledwie godzinę lub dwie – ale należy pamiętać, że mamy do czynienia z całkiem wrażliwym młodzieńcem. Często bywa tak, że wmawiamy sobie, że jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność, ale gdy już zostajemy poddani próbie i postawieni przed czymś niekomfortowym, wszystkie te przekonania się sypią. Tak też było w tym przypadku i nawet słodycz sprzed kilku dni nie wystarczyła, by przegnać niepokój. To całkiem logiczne, zarówno biorąc pod uwagę opowiadania ojca, jak i zwyczajny rozsądek, że konflikt jest nieuniknioną częścią życia shinobi, a mimo to dziewiętnastolatek z jakiegoś powodu podświadomie się łudził, że nie będzie musiał brać w takowym udziału. Czy się bał? Trochę na pewno, wszak trwająca nie tak daleko wojna była zgoła odmienna od jego dość sielankowego dotychczas żywota, ale zdecydowanie dominującą emocją było przygnębienie. Przede wszystkim dlatego, że mimo usilnych starań, by nie dzielić świata na czerń i biel, trudno mu było zrozumieć, dlaczego ludzie dążą do tak drastycznych kroków. W jego mniemaniu dyplomacja była znacznie rozsądniejszym rozwiązaniem niezależnie od strony, ale co taki gówniarz mógł na ten temat wiedzieć? On był zaledwie pionkiem i to ci znacznie wyżej rozgrywali tę partię nie bacząc na to czy mu się to podobało, czy nie.
Atmosfera panująca w budynku zdecydowanie nie pomagała. Zewsząd niosły się tylko dźwięki kroków, kroków równych, miarowych i spiętych; nie dało się uświadczyć codziennego rozgardiaszu, w którym co rusz tu i ówdzie oddawano się niezobowiązującym konwersacjom. Każdy był skupiony na pracy i mimo, że konflikt nie dotarł bezpośrednio do Soso, to na twarzach pracowników nie sposób było zauważyć ulgi czy optymizmu. Z bólem stopniowo napierającym na skronie i zmarszczonym pod grzywką czołem, Kagaya ruszył w stronę recepcji, widocznie mniej zadowolony i uśmiechnięty niż ostatnim razem. Liczył, że choć ten stały element nieco mu poprawi humor i tak się właśnie stało, ale czy to ze względu na niezmienność tego konkretnego miejsca, czy może ze względu na to, kogo tam zastał? Zobaczywszy znajomą czarnowłosą, dziewiętnastolatek nie mógł nie odwzajemnić uśmiechu.
— Ciebie również bardzo miło widzieć, Rika-san — odpowiedział krótko racząc dziewczynę delikatnym, uprzejmym ukłonem, ale gdy ta kontynuowała odprawę, usta młodzieńca na powrót się wyprostowały. Mimo to starał się nie zdradzać swojego przygnębienia, wszak żołnierzowi nie wypadało kręcić nosem, gdy miał wykonywać swoją pracę. Jego dumę szczególnie zabolało napomknięcie przez kobietę, jakoby nie czuł się gotowy do walki nawet biorąc pod uwagę fakt, że się nie myliła. Nie dał tego jednak po sobie poznać i po prostu poczynił mentalną notkę, żeby dawać z siebie jeszcze więcej na treningach; był tak wychowany, że zdecydowanie wolałby być postawiony w roli opiekuna niż w roli kogoś, kim się opiekowano. Po wysłuchaniu tego, co miała do powiedzenia czarnowłosa, skinął delikatnie głową na potwierdzenie, że zrozumiał, i odpowiedział, z trudem powstrzymując chęć, by już wtedy podzielić się swoim pacyfistycznym światopoglądem z Riką.
— Czy jest coś, co powinienem wiedzieć o pozostałych członkach zespołu? Co prawda zadanie nie wydaje się szczególnie niebezpieczne, ale przezorny zawsze ubezpieczony. — Na tyle, na ile potrafił w tej stresującej sytuacji, starał się zachowywać swój profesjonalizm, który do tej pory dał poznać koleżance. Uzyskawszy odpowiedź raz jeszcze przytaknął i zmusił mięśnie twarzy do delikatnego, w miarę optymistycznego uśmiechu.
— W takim razie do zobaczenia, Rika-san. Miejmy nadzieję, że nie napotkamy żadnych kłopotów — powiedział na odchodne i pożegnał się z dziewczyną kolejnym dygnięciem, po czym udał się do siebie, by przygotować się do podróży.
• • •
Atmosfera w domu przez te dwa dni była wyjątkowo napięta. Rodzice Kagayego, podobnie jak on sam, okazali się nie być do końca przygotowani na rzeczywiste rozpoczęcie życia shinobi przez ich pociechę. Ojciec był znacznie mniej skory do pogawędek niż zwykle, zaś matka wydawała się o kilka lat starsza przez zbolały wyraz twarzy, który przywdziała. Cała trójka rzecz jasna miała świadomość, że misja była bardzo prosta, z dala od frontu i pozbawiona niebezpieczeństw, ale nie wystarczyło to, by przegnać niepokój. Jeżeli rodzicom dziewiętnastolatka trzeba było coś zarzucić pod kątem wychowania, to zdecydowanie byłaby to nadopiekuńczość, przez którą musieli zbierać takie, a nie inne żniwa. Niejako rozpieścili emocjonalnie syna, co poskutkowało tym przesadzonym, nieadekwatnym stresem.
Życie jednak trwało; służba nie drużba, więc odłożywszy swoje odczcucia na bok, młody Yamanaka poświęcił dostateczną uwagę swoim przygotowaniom. Do tobołka spakował śpiwór, na wypadek gdyby im się zdarzyło spać w terenie, kilka kompletów ubrań, niemałą ilość prowiantu, coby w razie potrzeby móc podzielić się z towarzyszami, a także sporą manierkę z wodą, którą zamierzał uzupełniać po drodze.
W dniu, w którym mieli wyruszyć, cała trzyosobowa rodzina obudziła się jakoś godzinę przed świtem po niezbyt spokojnej nocy. Kagaya raz jeszcze sprawdził czy aby na pewno niczego nie zapomniał spakować, ubrał się i przywiązał kaburę do uda, zaś pochwę ze sztyletem przypiął do pasa. Przegryzł niedbale przygotowane onigiri, coby pobudzić żołądek do pracy i westchnął głęboko, przecierając twarz dłońmi. Tak mu było spieszno przysłużyć się dla rodu, ale nie tak to sobie wyobrażał. Nie było jednak czasu na wahanie, a musiałby być największym tchórzem (lub pacyfistą) na świecie, by zdezerterować z tak prostego, relatywnie niegroźnego zadania. Relatywnie zdecydowanym krokiem ruszył do wyjścia, gdzie czekali na niego matka z ojcem.
— Wróć bezpiecznie, synku — powiedziała czule matka i utuliła go mocno, błogosławiając dodatkowo delikatnym całusem w czoło.
Z ojcem z kolei porozumieli się bez słów, a szczególnie jego twardym, pełnym zrozumienia, dumy, niepokoju i setek innych emocji wzrokiem. Chłopak pokłonił się z szacunkiem, na co rodziciel skinął głową porozumiewawczo.
— Do zobaczenia — powiedział i wziąwszy głęboki wdech obrócił się na pięcie, po czym ruszył w stronę siedziby, gdzie trafił na kilkanaście minut przed wschodem słońca. Tam miał zaczekać na resztę drużyny.
autor: Kagaya
31 maja 2024, o 14:14
Forum: Kaigan
Temat: Takayama
Odpowiedzi: 2
Odsłony: 4121
misja D – Matsuno Michi – 11/14
I'm sorry, Kishimojin.
Trudno polemizować kto poradziłby sobie lepiej w konfrontacji z kimś o niekoniecznie pozytywnych zamiarach – czy nieznający świata i tego, jak rozmaite umiejętności posiadali niektórzy Michi, czy żółtodziób, któremu nie było jeszcze dane doświadczyć bólu i cierpienia, ale został kompleksowo przeszkolony przez swój ród lub szczep. Najlepszym sposobem byłoby po prostu postawienie takich dwóch skrajnie różnych od siebie osób przed trudną sytuacją, ale przecież nikogo (oprócz mnie, narratora) nie interesuje rezultat, więc po co? Zresztą, takie testy na ludziach, choć wielu badaczy dawno porzuciło moralność i takie właśnie wykonywali, dla dużej części społeczeństwa były... co najmniej nie na miejscu. Tak czy siak kobieta ani jej syn nie mieli zamiaru krzywdzić zamaskowanego wyrzutka, więc na razie nie będzie nam dane się przekonać, jak dobrze ten potrafił się bronić lub uciekać.
Ayame uśmiechnęła się życzliwie, gdy siedemnastolatek zadeklarował chęć zapamiętania jej imienia. Po pierwotnej niepewności i strachu niewiele zostało – Michi po prostu był zbyt życzliwy i uroczy, by można było się go bać, no chyba że było się wioską, która posądzała go o klątwę. Szczegóły, szczególiki, to już przeszłość, teraz zaczynamy od nowa. Nowe płótno, nowy atrament, nowa historia dla naszego czarnowłosego bohatera. Historia skrajnie różna od tego, czego doświadczył dotychczas, pełna próbowania nowych rzeczy i nauki. Dobrze patrzeć, że mimo krzywd, których doświadczył od bliźnich, Matsuno się nie zraził i wciąż została w nim ta dziecięca ciekawość, która nakazywała mieć otwartą głowę i doświadczać tak dużo, jak tylko się dało.
Gdy chłopak zapytał o maskę, rodzicielka zamilkła na dłuższą chwilę, zastanawiając się i starając się połączyć fakty. Po kilkunastu sekundach widocznie doszła do jakichś wniosków, bo odezwała się, starając się jasno i klarownie przekazać to, co chciała.
— Takie maski ludzie zwykle noszą, by chronić się przed klątwami. Mieszkańcy wioski mogą pomyśleć, że nasze — wskazała gestem siebie i syna — domostwo jest przeklęte i sprowadziliśmy szamana, żeby przegnać zło. — Ach, więc tylko częściowo chodziło o to, by Michi został odebrany pozytywnie, jednak "to, co ludzie powiedzą" było dla Ayame ważne. Miejmy nadzieję, że społeczne umiejętności wyrzutka nie były wystarczająco duże, by wywnioskować, że kobieta mimo wszystko nieco egoistycznie starała się dbać o własne dobro.
Podczas gdy siedemnastolatek tarmosił wąsy i bawił się maseczką tengu, cała trójka nieuchronnie zbliżała się do zabudowań. Już bardzo klarownie było słychać rozmowy i całą gamę innych dźwięków charakterystycznych dla takich osad. Tu kowal zajmował się swoim nowym dziełem, gdzieś zarżał koń, dzieci bawiły się nie szczędząc strun głosowych, słowem: miszmasz doznań wzrokowo-słuchowych.
Wreszcie, gdy byli już dosłownie rzut beretem od pierwszych chat, rodzicielka gestem zarządziła zatrzymanie się i zwróciła się ponownie do nowego towarzysza.
— Myślisz, że w takim razie dasz radę zdjąć tę maskę, Michi-kun? — zapytała zaskakująca zestresowana. Czy opinia innych była dla niej aż tak ważna?
— Przekażę tacie, że już wróciliśmy — dodał w międzyczasie Kenji puszczając się biegem w kierunku wioski. Okazuje się, że był całkiem dobrze wychowany, bo mimo że w jego opinii ubiór Matsuno był znakomity, to postanowił się nie wtrącać i pozwolić matce załatwić to po swojemu.
postacie:
– Kenji
– Ayame
autor: Kagaya
30 maja 2024, o 17:51
Forum: Bank
Temat: Kagaya
Odpowiedzi: 2
Odsłony: 252
autor: Kagaya
30 maja 2024, o 00:40
Forum: Wprowadzone
Temat: Kolory grup
Odpowiedzi: 35
Odsłony: 2082
Głosuję na opcję numer 2 z uzwględnieniem zarówno kolorów (które są znakomicie dobrane) i kolejności poszczególnych grup, która obecnie wydaje się przypadkowa. Początkowo preferowałem bez kursywy, ale jak tak patrzę to uznaję, że jednak bardziej mi siada wersja z.
autor: Kagaya
29 maja 2024, o 23:15
Forum: Saimin (Osada Rodu Yamanaka)
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 250
Odsłony: 29392
wiosna, r. 395. – po time-skipie
Przez następne dwa dni Kagaya, mimo szczerych chęci, nie miał wystarczająco czasu, by po raz kolejny przysłużyć się dla klanu. Samodyscyplina, a tym samym regularny trening, to jedno, ale najbardziej czasochłonnym zajęciem było zbieranie drewna na opał z racji kończących się w domostwie zapasów. Jego rodzice nie byli co prawda posiwiałymi, pomarszczonymi staruszkami, ale pozbawiony nogi ojciec nie mógł pracować fizycznie tyle, ile by chciał, a nie godziło się przecież, żeby to matka zajmowała się czymś takim. Wreszcie jednak, trzeciego dnia, gdy wszystkie bieżące sprawy były załatwione, zjadł lekkie śniadanie i udał się do siedziby władzy w poszukiwaniu zajęcia.
Ubrany klasycznie w swój "roboczy" strój, dziewiętnastolatek był nieco bardziej zestresowany niż zwykle. Bynajmniej miało to związek z urokliwą recepcjonistką, którą niedawno poznał i z którą udało mu się spędzić przyjemny wieczór w herbaciarni. Chodziło przede wszystkim o napięcia w Sogen, które stawały się coraz gorętszym tematem nie tylko ze względu na to, że Yamanaka byli sprzymierzeni z Uchiha, ale też po prostu dlatego, że Soso nie było wcale tak odległe od konfliktu, jak przeciętny obywatel mógłby tego chcieć.
Do tej pory chłopak uważał, że był przygotowany na to, co wiązało się z byciem shinobi – podróże, wojny, wszechobecne ryzyko – ale gdy już to wszystko rzeczywiście dyszało w jego kark, odczuwał swoisty niepokój. Częściowo związany był on z jego wręcz przesadnym przywiązaniem do rodziny, która przecież odegrała tak znaczącą rolę w życiu jedynaka, ale też ze swego rodzaju... pacyfizmem? Może to wydawać się dziwne biorąc pod uwagę zawód, który sobie wybrał, ba, w którym chciał osiągnąć całkiem ambitne cele, ale młodzieńcowi trudno było zrozumieć potrzebę rozlewu krwi. Dzicy to jedno, słyszało się o nich wiele nieprzychylnych uwag i byli dla reszty kontynentu tworem całkowicie obcym i nieznanym, ale niesnaski pomiędzy rodami były w jego niedoświadczonej opinii zwyczajnie niepotrzebne. Zwykle obie strony traciły znacznie więcej niż mogły zyskać, a nawet to, co zyskały, było zwykle tylko tymczasowe.
Czyżby to zalążek nowego marzenia? Żeby przeciwstawić się obecnemu status quo i udowodnić, że pokój jest lepszą opcją? Trudno powiedzieć, mimo wszystko skromność powstrzymywała Kagayego od tak ogromnych planów, ale jednak w umyśle kiełkowało to poczucie, że muszą być bardziej efektywne sposoby na rozwiązywanie konfliktów niż zabijanie siebie nawzajem.
Pogrążony w takich myślach ledwie zauważył, gdy dotarł do celu. Starając się otrząsnąć z tego, co mogłoby negatywnie wpływać na jego pracę, wszedł do środka, po raz kolejny tego tygodnia zamierzając oddać swój najbliższy czas w ręce losu, a raczej w ręce osób pracujących w siedzibie. No dobra, przyznajmy to – skrycie liczył, że przyjdzie mu się ponownie spotkać z Riką, ale cichutko, niech to będzie nasza słodka tajemnica.
autor: Kagaya
29 maja 2024, o 22:59
Forum: Saimin (Osada Rodu Yamanaka)
Temat: Herbaciarnia "Sosenka"
Odpowiedzi: 48
Odsłony: 5698
wiosna, r. 395. – po time-skipie
To ciekawe, skąd w człowieku tak destrukcyjne tendencje. Wojna za wojną, konflikt za konfliktem, wydawałoby się, że nigdy nie można było się poczuć całkowicie bezpiecznym. Można by się sprzeczać, że przecież tym razem zagrożenie było niejako zewnętrzne – głównym agresorem były dzikie ludy zza Muru – ale nawet to nie przeszkodziło rodom Kaminari i Inuzuka do postawienia się po trzeciej stronie, tworząc tym samym istny militarny miszmasz. Właśnie takie wydarzenia sprawiały, że nawet największym optymistom trudno było sobie wyobrazić świat, w którym wszyscy koegzystują ze sobą w zgodzie, a wiedza chętnie przekazywana jest z ust do ust zamiast chytrze chroniona. Natura ludzka to coś, co bardzo trudno przezwyciężyć, szczególnie na tak dużą skalę.
Informacje o wydarzeniach z okolic Sogen szybko niosły się po kontynencie, ale jeszcze niewielu mieszkańców Soso zdawało sobie sprawę z tego, jak opłakana była sytuacja. Jakby lokalnych problemów było mało, przed liderką Yamanaka stanęło kolejne polityczne wyzwanie i jedynie kwestią czasu było wysłanie wojska na front i w jego okolice, by wesprzeć sprzymierzonych Uchiha. Czy Kagayemu będzie dane zostać ochrzczonym pod kątem tego, jak brutalne bywa życie ninja? Tego nie wiedział, albowiem jako świeżo upieczony Dōkō wiedział o bieżących wydarzeniach tylko tyle, ile obiło mu się o uszy, gdy przechadzał się ulicami osady. Tylko czas pokaże, czy nawet taki szarak będzie miał okazję dołożyć swoją cegiełkę do kolejnej z niekończących się wojen.
Tymczasem priorytety dziewiętnastolatka były zgoła inne – ot, skupić się na rozmowie, delektując się pyszną kolacją.
— Mam nadzieję, że należę do tej pierwszej grupy — odpowiedział żartobliwie na wzmiankę o manierach.
Nie spodziewał się aż tak entuzjastycznej reakcji od Riki na komentarz dotyczący szaty, ale nie przeszkodziło mu to w poświęceniu jej takiej ilości uwagi, na jaką zasługiwała. Przypatrywał się podziwiając kunszt swojej rozmówczyni i to, że odzienie wyglądało na zrobione przez kogoś, kto zajmował się tym fachowo, a nie tylko po godzinach, w czasie wolnym od pracy w innym zawodzie.
— Ubrania to jeden z moich ulubionych sposobów ekspresji, a po twoim widać, że mam do czynienia z kimś o dobrym guście i zręcznym rzemiośle — powiedział z uznaniem. — A co do mamy bez gustu... Mam wrażenie, że w pewnym wieku się go po prostu traci; nawet nie chcę sobie przypominać, jak szpetnie byłem ubierany — dodał ze śmiechem, sympatyzując z czarnowłosą.
Gdy dziewczyna tak opowiadała o swoich dziełach, o sztuce, o wyrażaniu siebie, sympatia Kagayego niemalże nieustannie rosła. Wrażliwość była dla niego bardzo ważną cechą, a Rika wręcz kipiała takową, dostrzegając artystyczny kunszt nawet w czymś tak wydawałoby się przyziemnym jak szermierka.
— Mam nadzieję, że jak przyjdzie nam skrzyżować ostrza, to stworzymy naprawdę piękną sztukę — odparł, uprzejmym uśmiechem sygnalizując, że nie miał jej czego wybaczać. Słuchanie kogoś podekscytowanego było dla chłopaka przyjemne, nawet gdyby była to ekscytacja na najnudniejszy temat na świecie. Doświadczanie czyichś pasji było niemalże równie pozytywnym doświadczeniem jak zajmowanie się własnymi, o ile oczywiście było się choć trochę empatycznym.
— Szczerze na to liczę. — Przez te słowa na pewno przemawiała uprzejmość, ale nie były niezgodne z prawdą. Młodemu Yamanaka bardzo dobrze rozmawiało się z nowopoznaną kobietą, no a już przecież poczynili wstępne plany na kolejne spotkania.
Gdy odmówiła eskorty, Kagaya taktownie nie nalegał, zresztą, po pogawędce nie wątpił w prawdziwość jej słów. Skłonił się uprzejmie na pożegnanie.
— Do zobaczenia oby jak najprędzej, Rika-san — odpowiedział i sam ruszył w kierunku swojego domostwa.
z/t -> Siedziba władzy
autor: Kagaya
28 maja 2024, o 23:34
Forum: Kaigan
Temat: Las na granicy Kaigan i Midori
Odpowiedzi: 153
Odsłony: 15328
misja D – Matsuno Michi – 9/14
I'm sorry, Kishimojin.
Słownictwo Michiego rozrastało się w zatrważającym tempie mimo braku kluczowego kroku, jakim było zrozumienie znaczenia nowopoznanych słów. Miejmy nadzieję, że głowa naszego ulubionego wyrzutka nie zostanie zbytnio przeciążona i zachowa potrzebne informacje dopóty, dopóki nie będzie mu dane połączyć z nimi konkretnych, rzeczywistych konceptów. Rodzina (a raczej jakaś jej część) widocznie uznała, że najlepiej będzie to wszystko zaprezentować na wspomnianych "małunkach", dlatego nie rozwodzili się nad tym zbytnio. Co prawda siedemnastolatek pewnie wiedział chociażby, czym jest piasek, ale wyobrażenie go sobie w tak ogromnych ilościach, jak to miało miejsce na pustyniach, mogło być niezmiernie trudne.
Błogo nieświadomy tego, że to, co zamierzał pokazać nowemu koledze, zostało błędnie zinterpretowane jako żyjątka, Kenji wyczekiwał odpowiedzi z wypiekami na twarzy. Jaka szkoda, że z czasem większość ludzi traci tę dziecięcą niewinność, a raczej: jaka szkoda, że społeczeństwo zmusza do jej utracenia. Przesadna ufność bywała zgubna w świecie, gdzie przechadzka po złym rejonie Shigashi no Kibu mogła skończyć się sztyletem wsadzonym pod żebro, a nie zawsze dobrzy shinobi prześcigali się w destrukcyjnej sile swoich technik. No, ale los akurat tak splótł te trzy linie życia tego dnia, że Kenji od razu chciał się zaprzyjaźnić z Michim, Michi ostatecznie zgodził się na towarzyszenie Kenjiemu i jego matce, zaś matka uznała nastolatka za na tyle nieszkodliwego, że zdecydowała się mu pomóc. Można powiedzieć, że trafił idealnie, bo ktoś o mniej ciepłym sercu na pewno nie potraktowałby go tak dobrze, a to mogło skończyć się nieodwracalnym urazem, po którym Matsuno wróciłby do pustelnictwa.
— Nauczysz się — odpowiedziała kobieta i machnęła niedbale dłonią, gdy siedemnastolatek wspomniał o tym, że niewiele potrafił. Zresztą, tak czy siak chciała pewnie wykorzystać jego krzepę, a jak uprzejmy narrator sprawujący nad nim pieczę zaznaczył, z tym wyrzutek nie miał problemu. Taka tułaczka i samodzielność musiały się przecież wiązać z nieprzeciętną siłą, a na wsi nigdy nie było za mało rąk do pracy.
— Ja mam na imię Ayame — dodała i jeszcze przez moment miała otwarte usta, jakby chciała coś dopowiedzieć, ale ostatecznie się na to nie zdecydowała. Czy chciała przekazać coś ważnego, ale stwierdziła, że będzie to zbyt skomplikowany koncept dla zagubionego Michiego? Może pomyślała, że lepiej będzie, jak się tego dowie empirycznie? To miało na razie pozostać tajemnicą, gdy poznawszy się, nasza wesoła trójka ruszyła w drogę do osady, paradoksalnie czując się znacznie pewniej z osobliwym pustelnikiem u boku.
— Michi-kun — zagadnęła po drodze kobieta, przez chwilę zastanawiając się jak to ubrać w słowa. — Ludzie zwykle nie noszą takich masek i mogliby się przestraszyć, gdy cię zobaczą. — Czy rzeczywiście miała takie obawy, czy po prostu dbała o własną reputację, to już zostawię do oceny czytelnika.
— Albo pomyślą, że jesteś yōkai! — Kenji dorzucił swoje trzy Ryō, choć trzeba przyznać, że i tak długo wytrzymał bez mówienia. Może nie był tak gadatliwy, jak się wydawał? A może po prostu młody, nadpobudliwy umysł skupił się na czymś innym, skoro niemalże całą drogę kroczył o kilkanaście kroków przed pozostałą dwójką, atakując przypadkowe, bogom ducha winne krzaki znalezionym gdzieś kijem? Kto wie... Tak czy siak podróż utartym szlakiem mijała sprawnie. Pogoda nieustannie dopisywała i już po kilku, może kilkunastu minutach do uszu "podróżników" dotarły stłumione odgłosy osady, a pojedyncze zabudowania zaczęły się wyłaniać z oddali spomiędzy drzew.
postacie:
– Kenji
– Ayame
autor: Kagaya
28 maja 2024, o 22:57
Forum: Kaigan
Temat: Takayama
Odpowiedzi: 2
Odsłony: 4121
Średniej wielkości osada położona niedaleko granicy z Midori. Lokalne historie głoszą, że pierwsza zabudowania pojawiły się jeszcze za czasów, gdy granice nie wyglądały tak jak obecnie, stąd dość niekorzystne położenie geograficzne w przypadku jakiegokolwiek konfliktu. Poza tym jednak mieszkańcy nie mieli na co narzekać. Choć z jednej strony wioska graniczy z lasem, to z drugiej jak okiem sięgnąć można dostrzec żyzne pola uprawne. Ponadto przez samiuteńki środek przechodzi jeden ze szlaków łączący dwie sąsiednie prowincje, więc nierzadko na ulicach można spotkać handlarzy sprzedających swoje wyroby, świecidełka lub po prostu przypadkowe pierdoły.