Znaleziono 401 wyników
Wyszukiwanie zaawansowane
autor: Ai
5 cze 2024, o 13:45
Forum: Przedmioty
Temat: [EVENT] Benzaiten no fude
Odpowiedzi: 8
Odsłony: 773
Powiedziałbym, że zależy to od mg i szybkości lotu, ale raczej nie - zakładając, że ptaszek nie będzie po prostu zawieszony w powietrzu. Sai może malował wszystko w sekundę, ale jednak na nieruchomym zwoju.
autor: Ai
2 cze 2024, o 18:59
Forum: Przedmioty
Temat: [EVENT] Benzaiten no fude
Odpowiedzi: 8
Odsłony: 773
Nie no. To mają być normalne malunki / obrazy zawieszone w powietrzu. Bez turbomegaczarodziejskich cech jak strzelanie
A co do lotu ptaka - i tak Gazo mogą wyczarowywać stworki ze zwojów, więc pod tym kątem niczego to nie zmienia
autor: Ai
1 cze 2024, o 13:36
Forum: Sarufutsu (Miasteczko szczepów Uchiha i Gazo)
Temat: Szpital
Odpowiedzi: 8
Odsłony: 707
W ciągu ostatnich miesięcy odwiedzała szpital niemalże codziennie. Nie uczyła się na Iryonina, nigdy nie miała do tego talentu i to zdawało się nie zmienić nawet w najmniejszym stopniu. Nawet po swoich przeżyciach nie próbowała nauczyć się tego jak samodzielnie postawić się na nogi. Wolała raczej być silną na tyle, żeby nigdy nie musieć sprawiać takiego problemu jak wcześniej. Czy to podczas wojny, gdzie mimo swojego stanu i tak potrafiła pomóc w ewakuacji, w końcu była użyteczna tak długo jak była przytomna, więc samo to jej wystarczało do tego, żeby nie musieć potrafić leczyć. Nie chciała jednak nigdy skończyć tak jak przed dziewięcioma miesiącami, kiedy na zmianę odzyskiwała i traciła przytomność przed przetransportowaniem jej do szpitala.
Po co więc tu przychodziła tu tak często? Powody były dwa - wspieranie osób chorych, osamotnionych, którzy takiego wsparcia nie mieli. Chciała być dobrym duszkiem. Budowało ją szczęście jakie wnosiła w życie innych. Doskonale imitowało szczęście, które ona pragnęła odczuwać samodzielnie. Więc było wspaniale. Niemożliwe do uleczenia dzieci czy osoby starsze nawet zdawały się naprawdę wyczekiwać jej przyjścia. Zawsze słuchała historii bez zająknięcia, nawet jeżeli Pan Maruo opowiadał jedną i tą samą dzień w dzień, a Ai mogłaby ją powtórzyć bez zająknięcia z każdym, nawet najdrobniejszym szczegółem. Tak samo słuchała jak Pani Kariya często opowiadała o jej wspaniałym wnuku, który był niewiele starszy od tej dziewczyneczki, a był bardzo dobrym chłopcem, shinobim, wychwalanym (podobno pod same niebiosa, a wiadomo jak to babcie lubiły wyolbrzymiać wyczyny ich najbliższych). Zdecydowanie liczyła, że uda się zeswatać Ai z tym niewątpliwie urokliwym gentlemanem. Niestety jej wnuk nie żył, zmarł niewiele po wojnie. Nigdy się z tym nie pogodziła, ale Tachibana nie miała serca jej w tym uświadamiać raz po raz. Staruszka była dużo szczęśliwa myśląc, że wszystko z nim w porządku, a po prostu przez to jakim jest wspaniałym człowiekiem, to często jest na misjach i pomaga nawet w innych prowincjach.
Ale! Przychodziła tutaj też ze względu na rehabilitację zleconą jej przez Uchiha Takuye, choć częściej przebiegała ona za budynkiem, gdyż polegała ona również na wykorzystywaniu chakry, a nie wyłącznie prostych ćwiczeniach fizycznych. Tak naprawdę, czuła się już wyśmienicie, wykonywała pomniejsze zlecenia, ale jednak - zalecenia medyków rzeczą świętą. Jeszcze kilka dni i będzie mogła służyć już na pełny etat!
autor: Ai
31 maja 2024, o 23:12
Forum: Rozliczenia PH
Temat: Ai
Odpowiedzi: 28
Odsłony: 954
autor: Ai
31 maja 2024, o 17:29
Forum: Bank
Temat: Ai
Odpowiedzi: 18
Odsłony: 713
autor: Ai
31 maja 2024, o 17:28
Forum: Rozliczenia PH
Temat: Ai
Odpowiedzi: 28
Odsłony: 954
autor: Ai
31 maja 2024, o 02:07
Forum: Przedmioty
Temat: [EVENT] Benzaiten no fude
Odpowiedzi: 8
Odsłony: 773
Nazwa Benzaiten no fude
Typ Artefakt | Pędzel
Objętość 3
Historia Benzaiten, jedna z Siedmiu Bogów Szczęścia, przed wieloma wiekami utworzyła wspaniały pędzel - obiecywał on, każdemu kto go posiądzie, malowanie obrazów tak wspaniałych, że nie będzie mogła się im równać żadna inna sztuka wytworzona ludzką ręką. Mawiano nawet, że jego posiadacz, w chwili kiedy jego palce spoczną na przedmiocie, sama Bogini opętywała niczego nieświadomego człowieka, aby za jego pomocą tworzyć niezrównane dzieła będące przejawem jej boskiego działania, gdyż jej prace miały nieść radość i szczęście, wszędzie tam gdzie zaglądał mrok. Miał rozjaśniać serca każdego, kogo tylko próbowała pochłonąć rozpacz. I tak podobno było! Każdy kto spoglądał na obrazy namalowane pędzlem Benzaiten porzucał nawet najdrobniejszą wątpliwość. Działał pewniej, a całe jego jestestwo było wypełniane szczęściem.
Jeżeli tego byłoby mało, legendy głosiły również, że posługujący się nim artysta nigdy nie musiał martwić się o to, że zabraknie mu atramentu. Nie musiał się przejmować brakiem płótna. Mógł malować wszędzie, jakby miał przed sobą najwspanialszej jakości zwoje, nieskażone nawet najmniejszą wadą, na którą największy specjaliści nie śmieliby zwrócić uwagi. I słowo "wszędzie" nie było żadnym nadużyciem! Zapiski pozostawione po naocznych świadkach twierdzą, że nawet samo powietrze uznawane było przez pędzel jako materia nadająca się do utworzenia najpiękniejszego dzieła, jakie widziały ludzkie oczy! A jeżeli ktokolwiek odważył się dotknąć obraz swoimi śmiertelnymi palcami, ten zachowywał się jakby faktycznie namalowany był na najwyższej jakości papierze! Choć cienkim, pod zbyt natarczywym naciskiem kontury się załamywały, a sam obraz rozmywał jakby nigdy nie istniał. Podobno Piękna Benzaiten nawet ożywiała te malowidła, tworząc tańczące pary, czy muzyków grających na instrumentach tamtej epoki! Ach...
Jednak, jak to bywało z legendami, czy sam Pędzel Benzaiten istniał? Czy może faktycznie, jedyne czym był to tylko elementem bajań wędrownych grajków, którzy uwielbiali śpiewać o bóstwach? A zwłaszcza o Bogach, którzy w jakimkolwiek stopniu sprzyjali im, jako artystom, twórcom sztuki? Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie... Cóż jednak się mogło skrywać w najgłębszych zakamarkach jakiejś zapomnianej świątyni powstałej ku czci jednej z Siedmiu?
Opis Drewniany pędzle z licznymi zdobieniami na całej długości, od bliżej nieokreślonych wzorców, po żłobienia przypominające przedstawiające Benzaiten podczas obdarzania ludzi darami - zdolnością do tworzenia sztuki. Wyjątkowo szczegółowe jak na małą dostępną powierzchnię. Bliżej włosia dochodzą stalowe elementy, również zdobione. Długość (bez włosia) wynosi dziesięc centymetrów, a samo włosie (kozie) ma długość dwóch i pół centymetra.
Właściwości
Obie właściwości mogą być wykorzystywane jednocześnie.
Po zapłaceniu odpowiedniej ilości chakry (E: 8% | D: 6% | C: 4% | B: 3% | A: 2% | S: 1% | S+: niezauważalne
(jednorazowo) użytkownik jest w stanie malować w powietrzu - rysunki potrafią utrzymywać się do kilku godzin w miejscu, gdzie zostały namalowane, jednak rozpadają się nawet pod delikatnym naciskiem, rozwieje go również wiatr z technik fuutonu czy rozpuści płomień katonu.
Po zapłaceniu odpowiedniej ilości chakry (E: 8% | D: 6% | C: 4% | B: 3% | A: 2% | S: 1% | S+: niezauważalne
(odpowiednik jednej ampułki) użytkownik może malować bez wykorzystywania atramentu - pędzel wytwarza go samodzielnie, jednak w ten sposób można wykorzystywać go wyłącznie do malowania w powietrzu. W celu tworzenia rysunków na dowolnej "stałej" powierzchni wymagane jest zamoczenie włosia w atramencie/farbie.
Wymagania Założenie Brak Pełna sprawność Brak
Dodatkowe Wszystkie malunki wykonane przez Benzaiten no fude mogą być wykorzystywane przy Chōjūjutsu
Może być wykorzystywany jak zwyczajny pędzel
Zdobycie Wyprawa B
Link do tematu postaci KLIK!
autor: Ai
31 maja 2024, o 00:56
Forum: Sogen [394 r.]
Temat: Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 124
Odsłony: 10118
Czyli dobrze pamiętała. Nie oprzytomniała po tym, jak zemdlała trzymana przez Satoru. Chociaż tyle, że w jej głowie nie było luk. Przynajmniej nie duże. Szkoda jednak, że pamiętała wszystko co związane ze znachorem. Albo nie było to takie złe? Bała się, że będzie szukał więcej osób do eksperymentów. Tym bardziej żałowała, że nie potrafiła go zabić. No nic. Będzie musiała jeszcze odwiedzić Ayumu i jej brata. Zwyzywać jej brata od głupoli. Zdzielić go porządnie, wytargać uszy. Cokolwiek. Co z tego, że był starszy i większy? To ona musiała go zmusić do powrotu. Ona by sobie dała radę. Jakoś. Zawsze dawała. Cieszyła się, że jej pomogli. Oczywiście. Było jej z tego powodu głupio. To też oczywiste. Zawsze dla niej dziwne było to zjawisko, w którym osoba oferująca swoją pomoc, finalnie sama potrzebuje ratunku. Nie miała na to wpływu, niestety. Albo miała? Wiedziała gdzie popełniła błąd. Nawet ten cholerny paraliż by jej nie przeszkodził, gdyby tylko odpowiednio się przygotowała. Teraz będzie wiedzieć. Kolejny raz Sho jej tak nie pokona. Kolejnym razem Sho jej dosięgnie.
Słowa lekarza dotyczące jej rehabilitacji czy jakiegokolwiek wracania do czynnej służby... ignorowała. To znaczy, było to złe słowo. Wpadały do niej jednym uchem, drugim wypadały tylko częściowo. Rozumiała co miał na myśli, nie zamierzała z nim dyskutować. Wiedziała, że nie ma to sensu. Zwłaszcza z jej ojcem obok, który jeszcze dodatkowo znalazłby sposób, aby się upewnić, że nie przyszły jej do głowy żadne głupie pomysły. Więc wolała to przemilczeć.
A kiedy dostała swoistego ataku, zaczęła się stopniowo uspokajać kiedy została objęta przez swojego tatusia. Wtuliła w niego swoją głowę, wypłakiwała się w jego ubranie. No. Jego wina. Mógł nie podchodzić, to nie zostałby zabrudzony! O! Ale pomagało. Zdecydowanie. Nie tylko psychiczne, ale i fizycznie, bo przestawała czuć to piekielne palenie. Och jak dobrze. No i co dalej? Tak jak zalecił Takuya, tak została te cztery kolejne dni. Właściwie, została do tego zmuszona przez ojca i mówił, że jak będzie trzeba to przywiąże ją do szpitalnego łóżka. Bo nie chce jej stracić i inne takie rodzicielskie gadanie. Oczywiście, wcale tego nie lekceważyła. Może tylko udawała, że tak lekko do tego podchodzi.
Timeskip
Kolejne miesiące spędzała przeważnie sama. Ojciec nie mógł z nią zostać przez cały czas. Miał przecież swoje obowiązki względem klanu. Zwłaszcza jako Akoraito! A nie jakiś tam Doko! Więc miał misje. Dużo misji. Związane z problemami na granicach ustanowionego z czasem Południowego Sogen, a nie jakiegoś, ha tfu, Północnego Ryuzaku. Ryuzaku to Ryuzaku. Sogen to Sogen. Tak myślała. Nie zamierzała zapominać skąd jest. Nie zamierzała zapominać gdzie jest. Nie zamierzała zapominać o Kotei, o którego odzyskaniu wciąż marzyła. Odwiedzała nawet parę razy Ayumu i Satoru! Czasem jedną osobę z tego rudzielcowatego duetu, zależnie czy któreś z nich było w danej chwili na misji czy też nie. Oczywiście, pierwsze co zrobiła po spotkaniu piętnastolatka to było uderzenie go otwartą dłonią w twarz, a następnie przytulenie i zwyzywanie od głupków, idiotów i innych równie paskudnych określeń. Nawet co nieco pomagała rodzicom tego duetu, kiedy Ci potrzebowali więcej pieniędzy, a nie chcieli prosić o pomoc finansową, to i ona zajmowała się ich rodzicami! Skoro nie mogła wykonywać żadnych obciążających fizycznie zadań...
Oczywiście! Nie poddawała się całkowicie, trenowała na tyle, na ile pozwalał jej organizm. A to ćwiczenia fizycznie, aby jednak, pomimo długiego czasu bez większej aktywności jednak mięśnie pracowały jak należy. Przy okazji, również malowała. Bardzo dużo malowała. Od rysunków będących technikami, którymi się posługiwała, po po prostu. Obrazy, portrety. Cokolwiek, byle tylko zając czymś myśli, przynieść uśmiech na czyjeś twarze. Bo, jak nie mogła wyruszać na ważniejsze zadania, to dbała o sieroty. Często pojawiała się w sierocińcu w Sarufutsu, aby umilić czas dzieciom, które ze względu na wojnę, choć nie tylko, były pozbawione rodzinnego ciepła. Tak naprawdę, aby jej umiejętności hijutsu nie cofały się w rozwoju, to właśnie wtedy najwięcej ćwiczyła. Kiedy nie wystarczała rozmowa, jej uśmiech, trochę humoru, czy pozwolenie na wypłakanie się w jej ramię, to ożywiała rysunkowe stworki. Od najmniejszych myszek, wiewiórek, kotków czy piesków po większe, na co tylko władze sierocińca pozwalały. Nawet na lwy, na których pozwalała dzieciom jeździć na placu przed budynkiem! Oczywiście, pod jej i opiekunów nadzorem.
Choć, będąc samotnie, zdarzało się jej, że przytłaczały ją złe myśli, a pieczęć pomiędzy jej obojczykami zaczynała palić niemalże tak samo jak w szpitalu. Starała się ją uspokoić, kierować swoją chakrą, cokolwiek. I ją obudziła. Tak, jak przedstawiciele klanu Jugo. Albo podobnie. Czuła się wtedy inaczej. Źle. Dobrze. Tragicznie. Wspaniale. Pieczęć, a raczej wola, którą wtedy czuła, jej mówiła, że jest wyśmienicie. Kazała jej robić złe rzeczy, jak wtedy, kiedy ból z nią związany sprawiał, że krzyczała jak zarzynane zwierzę. Na szczęście. Nikogo nie zabiła. Jednak, zraniła swojego ojca. Który ją powstrzymał, ale jednak go zraniła. Na szczęście nie było to nic poważnego. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby skrzywdziła niewinną osobę, a zwłaszcza swojego tatusia. I... choć starała się ćwiczyć używając tej dziwnej mocy. Tej klątwy, tak kiedy wiedziała, że jest w stanie ją jakkolwiek kontrolować, obiecała sobie, że nie będzie jej używać. Bała się tego co się z nią działo, kiedy była pod jej wpływem.
[z/t do nowego roku]
autor: Ai
30 maja 2024, o 21:21
Forum: Sogen [394 r.]
Temat: Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 124
Odsłony: 10118
Gdy tylko jej ojciec się obudził i zobaczyła jego reakcję, to uśmiechnęła się szeroko, tak jak robiła to zawsze, przed tym wszystkim. Teraz tylko musiała więcej w sobie dusić niż wcześniej. Ale przywyknie. Zawsze przywykała. Nic tylko nauczyć się tłumić nowe rzeczy. Tak, tak jest prosto. Będzie silna dla innych, to inni będą dawać jej siłę. Tak, dokładnie tak. W ten sposób żyła właściwie od prawie zawsze, jeżeli "zawsze" liczyć od momentu śmierci jej matki. Tylko przecież w tym, że żyła nie było zasługi bogów. Wątpiła w ich jakiekolwiek ingerencje już wcześniej, tak po tym co przeżyła podczas tortur jakim poddawał ją Sho... tak. Teraz nawet nie wątpiła. Teraz była pewna, że wszelcy bogowie mieli ją gdzieś. Dlatego sama sobie była Boginią, sama sobie musiała dawać siłę. I czerpać ją od innych. Było to dużo prostsze. Dużo mniej zależne od czynników o wątpliwej mocy sprawczej.
-Trzy... dni? - Musiała to powtórzyć. Przecież spała tylko chwilę. Tak? Od utraty przytomności w jaskini, jak ocknęła się na koniu, trzymana przez Satoru ile mogło minąć... Kilka godzin? Tak. Pieszo dotarcie do farmy Pana Hayato zajmowało poniżej dziesięciu godzin. Konno to jeszcze powinno być dużo szybsze. Czyli tak. Wtedy straciła kilka godzin. No i jak znowu odpłynęła, obudziła się jak już było ciemno, w tym łóżku. Kilkanaście godzin maksymalnie. tak. Niezrozumiałe było dla niej to, że faktycznie mogła przespać trzy dni. Przecież, nie było z nią aż tak źle? Nawet tyle nie spała, kiedy ledwo żywa, w końcu pozwoliła sobie odpocząć podczas ewakuacji. Ale no cóż. Cieszyła się widząc ojca. Kochała go całym serduszkiem. Nawet jeżeli uważała, że przesadza. No. Nawet wybaczyła mu już to jak odnosił się do Sinichiego!
Jej wątpliwości zostały rozwiane przez lekarza, na szczęście. Tak. To oni zmusili ją do spania tyle! Jakie ustabilizowanie stanu? Odkąd przestała czuć aż tak mocny ból to było z nią dobrze. Na pewno. Nie wiedziała co tam z nią było w środku, w jakim stanie były jej żebra, wszelkie inne kości, potencjalnie organy. Mięśnie, które zdawały się chcieć wyjść z jej ciała. Cóż, teraz czuła się... naprawdę nieźle. Faktycznie mógł to być efekt wszystkiego co w nią wpakowano, żeby spała jak dziecko. Możliwe, że jeszcze wszelkie znieczulenia nie puściły, a jak zejdzie z niej ta olbrzymia dawka, tak przynajmniej myślała skoro spała trzy dni, to może znowu będzie cierpieć. Ale no cóż, nie zamierzała się tym teraz przejmować. Chciała czuć się dobrze tak długo, ile tylko było to możliwe.
-Jak spadałam z Twierdzy to dłużej spadałam. - Pozwoliła sobie na drobny żarcik! Nie miała bladego pojęcia tak naprawdę jak duże były te mury, pewnie mniejsze, ale wydawało się jej, że wtedy dłużej spadała. Ale to może przez to, że wtedy mogła jakkolwiek zareagować. Działać. A spadając teraz... no. Nie miała kontroli nad swoim ciałem, więc spadła i bum.
-Wszystko w porządku. Zero. - Raz, że zgrywała wielką siłaczkę, a dwa, w porównaniu do tego co czuła kiedy znachor wykonywał swój "zabieg" to takie drobne niedogodności, jak te które czuła teraz to faktycznie były zerem. Albo nawet były przyjemne, więc musiałaby dać ujemną ocenę. A o taką przecież nie została poproszona! Wzięła od medyka lekarstwo bez żadnego słowa sprzeciwu, wypiła. Pomimo tego, że powiedziała o zerze! Bo wiedziała, że lepiej nie kusić losu. Jeszcze to co czuła się spotęguje, lepiej zapobiegać niż leczyć, czy coś. Pieczęć? I kiedy tylko o niej usłyszała poczuła jak ją pali, odruchowo jej dłoń powędrowała w miejscu, gdzie się ona znajdowała, zaczęła ją pocierać, jakby chciała ją zmazać, pozbyć się jakiejś żrącej maści. Już było widać, że jej "dolegliwości bólowe" to było więcej niż zero.
-On mówił coś o... chakrze natury? - powiedziała niepewnie, jakby pytając czy dobrze mówi. Chociaż wiedziała, że tak. -Bolało... nigdy nie czułam takiego bólu. - I przestała się uśmiechać. Patrzyła się na swojego ojca, jakby szukając w nim teraz oparcia. Tak. Chciała widzieć znajomą twarz. Kochającą twarz. -Rozchodziła się na całe ciało, wzór był wszędzie. - Głos się jej łamał, dodatkowo zaczynała się trząść na samo wspomnienie o tym jak się wtedy czuła. -Chciałam wtedy zabijać. Wszystko. Wszystkich. - Objęła samą siebie swoimi ramionami, kołysała się to w tył to w przód, jakby chciała samą siebie uspokoić. Wiedziała, że to nie były jej uczucia. Ona nigdy by tak nie myślała, nigdy nawet przez jej głowę nie przechodziły tak paskudne myśli jak wtedy. -Ja... nie nie chciałam... ja nie... - Zaczęła płakać.