Znaleziono 65 wyników
Wyszukiwanie zaawansowane
autor: Ajisai
2 lip 2023, o 13:47
Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
Temat: Porzucanie kont
Odpowiedzi: 174
Odsłony: 16907
Sprawa: Porzucenie 100% (porzutę miałam, teraz chcę pozwolenie na odebranie całości)
Uzasadnienie: 100 Pro Straight Real Hip-Hop, żebym nie była PHczowym biedakiem
autor: Ajisai
7 lut 2022, o 14:48
Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
Temat: Porzucanie kont
Odpowiedzi: 174
Odsłony: 16907
Nick postaci: Ajisai
Link do karty postaci: viewtopic.php?f=32&t=10234&p=188329#p188329
Powód porzucenia konta: Cyganka wróży z kart, lata minione dni, o jak daleko stąd matula ma...czekałem tyle dni, czekałem tyle lat, dziś pod eskortą psów idę pod sąd. Na sali rozpraw jest, świadkowie zlitujcie się za trybunałem świat, kurewski skład. Wolność zabrali mi, marzenia rozwiał wiatr, a te więzienne dni czekają mnie...żegnajcie koledzy ze wspólnej kradzieży, żegnajcie dziewczęta z miłości mej...a kiedy dadzą mi, wyrok co czeka mnie opuszczę głowę w dół i pójdę se...opuszczę głowę w dół, wskoczę w więzienny strój, a ty matulo ma nie przejmuj się,a ty matulo ma nie przejmuj się...
autor: Ajisai
25 gru 2021, o 14:31
Forum: Urlopy graczy
Temat: Ajisai
Odpowiedzi: 0
Odsłony: 89
Imię i nazwisko postaci: Fujimori Ajisai
Okres nieobecności: do 28.12.2021 włącznie do końca stycznia
Powód: sesja
autor: Ajisai
24 gru 2021, o 23:50
Forum: Administracyjne
Temat: Święta, Święta!
Odpowiedzi: 85
Odsłony: 2760
Najlepsiejszego wszystkim; oby brzuszki były pełne pierożków, choinka prezentów, a 2022 rok lepszy od poprzedniego!
Wybieram Wkładanie pod poduszkę zapewniającego szczęście obrazka z Shichi-fukujin lub z takara-bune oraz talizmanu baku, który odpędza złe sny , bo ostatnimi czasy często je miewam oraz liczby 23 i 9 .
autor: Ajisai
21 gru 2021, o 12:09
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Karczma "Róża Pustyni"
Odpowiedzi: 75
Odsłony: 3426
Wydarzenia przybierały na gwałtowności. Ajisai nie miała żadnej wiedzy medycznej. Oczywiście, coś tam wiedziała, ale były to jedynie podstawy i szeroko rozpowszechniona wiedza. Przeklęła w myślach, bo na głos przecież nie wypadało. Nienawidziła być bezsilna, nienawidziła tego uczucia, kiedy nie mogła zrobić nic, poza bierną obserwacją sytuacji. Była teraz jak dziecko, którego oczy beznadziejnie wpatrują się w zażartą kłótnią rodziców, której nie może powstrzymać ani rozwiązać. Przecież trenowała, czytała, robiła wszystko, co należy, a często więcej. Czemu więc wszechświat chciał jej pokazać, że to wciąż za mało? Czy to właśnie była odpowiedź na pytania, które wciąż sobie zadawała? Jeżeli tak, musiało to oznaczać, że gubi gdzieś sens edukacji, kropki się nie łączą, a wszystko, co dotychczas zrobiła, jest niepełne. Niepełne . Jakże żałośnie to brzmiało. Coś pękało. Coś pękło. Już nie czuła, jakby to ująć, żadnego wsparcia: czegoś, co, jak się zdawało, popychało ją do działania, dodawało otuchy, napełniało poczuciem własnego istnienia, niemal własnej wartości, wrażeniem, że należy do świata. To wszystko zaczęło przypominać stłuczoną porcelanę. A przecież nie była jedną z tych, którzy zadają sobie pytanie – po co istnieję, kim jestem, dokąd zmierzam. Wiedziała, czyniła kroki, a mimo to cel wcale nie stawał się bliższy.
Denerwowała się — bo kto by tego nie robił? — ale wyraz twarzy miała zupełnie obojętny, zimny. Taki, który częściej widać u śpiących niż tych, którzy świadomie podejmują się ratowania zupełnie obcej, w dodatku konającej, osoby. Może to ten czynnik, te niepewne, udawane uśmiechy i nieprzekonywujące ściąganie brwi, doprowadzało ludzi do wniosku, że całkowicie odcięła się od świata doczesnego, a spogląda na niego jedynie raz na jakiś czas, stojąc na wysokim piedestale? O ile, oczywiście, nie wspinała się na wyżyny własnego aktorstwa, byle wykrzesać z siebie coś więcej, niż wspomniany wyżej miraż. Iluzja dobrze jej wychodziła, bo przecież była jak lustro – puste, gdy nikt się w nim nie odbija.
Ale, o dziwo, miała emocje. Miała ich doprawdy wiele. Niemniej, traktowała je skrajnie prywatnie i osobiście, coś, co należy skryć przed światem niczym najdroższe dzieła przodków; zakopać i zapomnieć na następne kilka pokoleń. Ludzie zwykli czuć się nadzy dopiero wtedy, kiedy zrzucali wymiętolone szaty na ziemię, Fujimori zaś za „obnażanie się”, w pejoratywnym znaczeniu, uznawała brak kontroli własnych odruchów mimicznych i słów; większy problem sprawiłoby jej szczere wyznanie osobistych żali i trwóg, niż ukazanie ciała w negliżu. Co jednak nie znaczyło, że to drugie przyszłoby jej z nieukrywanym trudem. Nie, tematy miłosne, romantyczne, ciepłe, a także dające ukojenie naturalnym pożądaniom były poza kręgiem jej zainteresowań. Miała spór — którego nie zamierzała rozwiązywać — światopoglądowy z cywilizacją, tak można byłoby to określić.
— Sama chciałabym wiedzieć. Proszę, zapytaj ludzi w środku czy coś widzieli — zwróciła się do kobiety, zachowując odpowiednią kulturę wypowiedzi. Wierzyła, że użyje ona potęgi płci żeńskiej, by takowe informacje uzyskać. W końcu nie ma nic silniejszego niż naturalne instynkty, co, w połączeniu z nikłą szansą, że ktoś chciał, by młódka się dusiła, powinno ułatwić sprawę ostatecznego ustalenia przyczyny „choroby”. To nie był czas na rozmowy i domniemywania. Dziewczyna się dusiła, a to, zwłaszcza to, oznaczało, że należy ograniczyć wszystko, co nie było związane z ratowaniem jej życia, do niezbędnego minimum. Objawów robiło się coraz więcej; nieżyt nosa, wyciek śliny, ciepłota i zaczerwienienie w poszczególnych odcinkach ciała. Cóż, nie wyglądało to wdzięcznie; ale czy choroby kiedykolwiek były wdzięczne?
— Jest w okolicy jakiś medyk albo szpital? — zapytała, kierując swoje słowa do wszystkich tych, którzy wciąż znajdowali się w pobliżu. Jeżeli odpowiedź nie padła albo, co gorsza, ludzie zaczęli spoglądać pytająco po sobie, Fujimori natychmiast wydała polecenie osobie, która wydawała jej się najsprawniejsza fizycznie i najbardziej zaznajomiona z terenami Atsui. — Znajdź pomoc — rozkazała, a rozkaz ten był jasny, klarowny i skierowany do konkretnego gapia; prawdopodobieństwo sukcesu wzrosło. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo przecież nie znała okolicy i mieszkańców. Może, w przeciwieństwie do Shinrin, nie mają tu żadnych lekarzy czy pielęgniarek, a sami wyznają zasadę, że jak człowiek choruje, to z chorobą ma sobie poradzić sam. Nigdy nie wiadomo, dlatego Fujimori układała w głowie plany, które obejmowały nawet najczarniejsze scenariusze. Przezorność.
— Spokojnie, będzie dobrze — zapewniła dziewczynę, choć nie była pewna tych słów. Złożyła obietnicę, której jednak nie była w stanie wykonać, a przynajmniej nie osobiście. Potrzebowała kogoś lub czegoś, kto zna się na tym lepiej, niż ona sama. Wolną ręką, a więc lewą, sięgnęła po chustkę, której używała do zakrywania własnych ust. Teraz jednak delikatnie przetarła materiałami po ustach dziewczyny. Tak, by nadmiar śliny zebrał się na jego powierzchni, zamiast toczyć się wzdłuż podbródka. Następnie zwróciła się do mężczyzny, tego, który niósł na ramieniu szmatkę. — Powinniśmy wnieść ją do środka. Mógłbyś mi pomóc? — powiedziała, również używając stosownych tytułów. O ile ten nie wyraził sprzeciwu, złapała dziewczynę pod ramiona, a mężczyznę poinstruowała, by pochwycił ją w kostkach.
autor: Ajisai
20 gru 2021, o 15:54
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Karczma "Róża Pustyni"
Odpowiedzi: 75
Odsłony: 3426
I znalazła je, a przynajmniej tak jej się wydawało. „Róża Pustyni”, jakże dumna nazwa miejsca dla ukrytego na tyle skutecznie, by poszukujący noclegu przybysze raczej skierowali się gdzieś indziej. Ale Fujimori trafiła akurat tutaj, przypadkiem, niesiona gorzką bryłą wspomnień i żalu, szukająca czterech ścian, w których mogłaby je zamknąć, choćby na moment. Z zewnątrz wyglądała tak jak każdy inny budynek w okolicy; nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale też nie musiała. Nie taka była rola karczm. Zresztą, matka zwykła jej powtarzać, że w najpiękniejszych miejscach kryją się najbardziej rozczarowujące wnętrza. Nie ulegała więc pozorom, liczyła, że słowa te miały odzwierciedlenie w rzeczywistości, a ona sama znajdzie bezpieczną przystań na przeczekanie nagłego pogorszenia stanu psychicznego. Byłoby dobrze. Byłoby znakomicie.
Uważnie obejrzała okolicę, nim zdecydowała się na podejście do podwojów, a następnie zatrzymała się przed wejściem, jak gdyby bijąc się sama za sobą czy złapać za klamkę. Ruszyła co prawda dłonią, ale… Nie nacisnęła na nią. Jedynie tępo wpatrywała się w zdobienia, łapiąc kolejne oddechy. Nagle, mimowolnie zrobiła krok w tył, kiedy podwoje wystrzeliły jej przed twarzą, a podmuch wiatru smagnął bezczelnie po policzku. Otworzyła szeroko piwne oczy, a następnie, natychmiast, sięgnęła prawą ręką do torby. Tak, by w razie potrzeby wyjąć oręż, a w przypadku jej braku — nie zostać posądzoną o chęć napaści. W całkowicie innym obszarze kulturowym lepiej ostrożnie ważyć słowa i czyny. Nigdy nie wiadomo jakie „niepisane” zasady panują w danym mieście, a Fujimori nie potrzebowała dodatkowych kłopotów. Zwłaszcza dziś, teraz, w tym momencie.
Jakież było jej zdziwienie, kiedy zamiast dwumetrowego olbrzyma, miażdżącego czaszki jednym skinieniem, obwieszonego metalem i noszącego litry tuszu na swym ciele z wnętrza wypadła — tak, to dobre słowo — dziewczyna; drobna i smukła, na tyle, że mogłaby objąć jej nadgarstek połączeniem palca wskazującego i kciuka. Na więcej spostrzeżeń jeszcze za wcześnie, zwłaszcza że sytuacja była dość dynamiczna . W bezwarunkowym odruchu podążyła za nią oczyma, jednak nim skupiła na niej całą swą uwagę, pobieżnie oplotła wzrokiem pomieszczenie, do którego wcześniej zmierzała — nie wyglądało na to, by ktokolwiek się zbliżał, a cała sytuacja była wynikiem jakiejś mniej lub głośniejszej potyczki. O ile można wysunąć taki wniosek po ledwie sekundowej obserwacji. Nie tracąc czasu na zbędne przemyślenia, a w przypadku wijącej się jak wąż postaci nie byłby to najlepszy ruch, ostrożnie, acz sprawnie „przyklękła” do jej poziomu. Adrenalina przyśpieszyła bicie serca Fujimori, co, wydawać by się mogło, było całkiem naturalną reakcją na widok duszącej i tarzającej się po ziemi osoby. Stres to budulec, ale często również niszczyciel.
Ludzie różnie reagowali na taki nagły wyrzut epinefryny. Jedni mdleli, drudzy zalewali się łzami, a jeszcze inni tracili połączenie ze światem doczesnym. Byli też tacy, którzy, podobnie jak Ajisai, dobrze reagowali na ów hormon. Niemal naturalnie przychodziło im przełączenie się z trybu „sielanka” na „walka o przetrwanie” (cudze lub własne), co bezpośrednio przekładało się na skuteczność działania, a także umiejętność skoncentrowania myśli na bieżącym, najpewniej naglącym, problemie.
— Zadławiłaś się? — powiedziała szybko Aji, jakby na krańcu ostatniego wdechu, łapiąc jednocześnie dziewczynę za ramiona. Podniosła ją. Tak, by nie leżała ona na ziemi, a oparła się o jej własne ciało. Jeżeli dziewczę odpowiedziało, co najpewniej było niemożliwe, albo przytaknęło, dało jakikolwiek znak potwierdzający zapytanie, to Fujimori poczyniła wszelkie znane jej kroki, ażeby pomóc. Niemniej, wciąż miała się na baczności; ludzie bywali przebiegli i podstępni, a żerowanie na cudzej empatii to ulubiona broń tychże głupców. Jeśli jednak uderzenia w tył pleców nie były odpowiedzią, a zadławienie przyczyną, najpewniej sięgnie po coś, co zawsze przychodzi jej z trudem — poprosi o pomoc, konkretniej — pomoc kogoś z karczmy. Był to jednak ryzykowny krok z uwagi na fakt, że duszności musiały zacząć się jeszcze w środku przybytku. Czas pokaże.
autor: Ajisai
20 gru 2021, o 15:17
Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
Temat: Temat do dyskusji po reworkach
Odpowiedzi: 53
Odsłony: 2969
Zgadzam się z małym uciapkiem.
Nie wypowiem się na temat stricte cyferek, bo mam dwie szare komórki i to już za dużo myślenia, ale... Od jakiegoś czasu zmiany prowadzą do, w mojej opinii, większych komplikacji. Jak przyszłam tu w 2018 (bodajże) roku, wszystko było w miarę zrozumiałe i jakoś tak... Mniej skomplikowanie. Tekstu było dużo, ale na tyle sensownie było to rozplanowane, że nowy gracz nie łapał się za głowę w starciu ze ścianami tekstu. Rzuciłam okiem na te opisy i o matulu. Odnoszę wrażenie, że w pogoni za chęcią dogodzenia każdemu, przy naciskach graczy, by gra TEKSTOWA była niemal jak pełnoprawny MMORPG z AI, które s p r a w i e d l i w i e ocenia każdą akcję gracza, zapomnieliście/zapomnieliśmy, że to właśnie gra TEKSTOWA, a tworzą ją ludzie, do tego jedynie hobbystycznie . Zawsze wydawało mi się, że to właśnie stawianie na storytelling było główną siłą SW, a nie ślęczenie nad kalkulatorkiem, by jak najszybciej i najskuteczniej znokautować przeciwnika.
I może pieprzę głupoty, ale wydaje mi się, że dążymy do ślepego zaułka, gdzie ciągle coś będzie niewystarczająco AI. I niby z jednej strony ból, bo można sobie poużywać systemu bez przesadnych liczb, z drugiej strony ból, bo decyzje mogą być różne w zależności od MG. Jakby, nie wydaje mi się, byśmy kiedykolwiek osiągnęli poziom, w którym stwierdzimy, że gra jest w pełni zbalansowana, a wszelkie systemy idealnie opisane, bo tego nie da się zrobić bez miliona wyliczeń, skryptów i innych udziwnień, których używają kreatorzy gier RPG. Póki co mamy niejasną ścianę tekstu i jeszcze więcej problemów, niż było.
Co więcej, ciągłe zmiany systemów, liczenia, innych głupot, wprowadzają taki zamęt, że mam wrażenie, iż codziennie gram w inną tekstówkę. Musiałabym siedzieć chyba po x godzin dziennie, żeby nadążyć za tym wszystkim, a przecież gro graczy to ludzie mający minimalną ilość czasu na pisanko.
autor: Ajisai
15 gru 2021, o 15:30
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Targ
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 8220
Czas w Kinkotsu płynął jakby wolniej. Piach przerzucał się z miejsca na miejsce, a palące słońce wydawało się nie zmieniać swojego położenia. Ajisai uniosła podbródek, by opleść wzrokiem nieboskłon. Był… Inny. Teoretycznie, bo przecież wszyscy żyli pod dokładnie tym samym; równie niebieskim i zachmurzonym. Może nie w Atsui, bo tutaj ciężko tego uświadczyć. Wzniesione na wyżyny ptactwo zataczało koła. Były wolne od trosk i zmartwień. Leciały przed siebie, nie do końca znając cel podróży. Metafora życia, co? Wszyscy mają pewną pulę wolności, pewien cel, który znany jest dopiero w momencie jego wypełnienia, a na razie, błądzą, szukają i czekają na odpowiedni moment, który, dla większości, nigdy nie nadejdzie.
Ajisai też czekała, choć sama nie do końca wiedziała na co. Miała, oczywiście, zaplanowane godziny, dni, tygodnie, ale los bywał przewrotny. Dziś jest, jutro jej nie będzie. Ta niepewność, nieznajomość jutra, kuła ją w serce. Wolałaby żyć w świecie przewidywalnych wydarzeń. To dawało poczucie kontroli, które z kolei uspokajało umysł. Kiedy tylko coś się zmieniało, przesuwało, traciła grunt pod nogami. Tak samo zresztą, jak po śmierci ojca, której nie była w stanie „zaplanować”, wcisnąć w terminarz czas na pogodzenie się ze stratą. O ile w ogóle byłaby w stanie to uczynić.
Ojciec zajmował zaszczytne i jedyne miejsce w jej sercu. Dał i odebrał wszystko, co miała. Zostawił samą z niedokończonymi sprawami, niewypowiedzianymi słowami i instrukcją zapisaną w niezrozumiałym języku. Była dorosła i tak też chciała się zachowywać; ruszyła dalej, przed siebie, ale niosąc za sobą tego, kogo straciła. Od zawsze wiedziała przecież, że dobrym ludziom przytrafiają się złe rzeczy i wszyscy – prędzej czy później – poznają smak cierpienia, nie było nagród za najdłuższą żałobę, nie zdradzała go chcąc być szczęśliwa, ale ta świadomość niczego nie ułatwiała. Wciąż czuła, że robi za mało, że nie jest wystarczająco dobra. Nie marzyła o tym, by stać się wierną kopią ojca. Nie marzyła nawet, by być lepsza, bo było to zwyczajnie niemożliwe. Nawet jeśli założyć, że dotychczas nauka przychodziła jej bezproblemowo, a sukcesy mogłaby wymieniać i wymieniać, to wciąż… Za mało. Wszystkiego, kurwa, za mało. Próbowała skupić się na tym, co mówi Airan, ale nie potrafiła. Bezmyślnie przytakiwała na każdą kolejną wypowiedź, próbując uchronić „maskę” przed pęknięciami.
Ukrywanie emocji. Tak, robiła to. Tak, uznawała za konieczne, ale bynajmniej nie proste. Wbrew pozorom, przeżywała je bardzo intensywnie, możliwe, że bardziej, niż inni. Zapewne, gdyby nie wprawa w panowaniu nad mimiką i ruchami ciała, zaczęłaby wyć jak ledwie narodzone dziecię, bo, co prawda, minęło siedem lat, od kiedy Hiroto umarł, ale Fujimori odnosiła wrażenie, że czas wcale nie leczy ran. Więc, po prostu, zamknęła to wszystko w sobie. Zgasiła światła i usiadła w ciemnym zaułku, na samym dnie wielkiej studni, gdzie nie ma się już na nic nadziei, więc nikt nie może cię naprawdę zranić ani niczego ci odebrać, bo nie masz nic i niczego też mieć nie chcesz.
Ajisai ukłoniła się w pożegnalnym geście i, odwróciwszy ciało, poczuła ulgę. Nie dlatego, że towarzystwo Airan było nużące i cieszyła się, że minęło, ale ledwie trzymała własne ciało w ryzach. Potrzebowała schować się gdzieś z dala od ludzi, których słowa przypominały o stracie. Towarzysz podróży. Przewodnik. Ktoś, kto miał doświadczenie. Hiroto. Synonim gonił synonim, a cała ta sytuacja przypomniała Fujimori o uśpionych dotąd demonach przeszłości. I choć z całych sił starała się sobie wmówić, że to już było, minęło, a ona sama pogodziła się ze stratą, to… Nie potrafiła. Pogodzić się, że go nie ma, to jak samemu uśmiercić. Zapomnieć, to jak wymazać istnienie. A Ajisai potrzebowała pamiętać. Pamiętać, jak brzmiał jego głos, jaką miał manierę i chropowate dłonie. Dostać odpowiedź — dlaczego on, dlaczego nie ktoś inny?
Dlaczego ktoś odebrał jej ojca?
Dlaczego?
Rozsądek podpowiadał, że nigdy nie uzyska odpowiedzi, a nawet jeśli – bo przecież teoretycznie znała powód – to znajdzie kolejny, by iść, czołgać się, a nawet pełzać, jeśli zajdzie taka potrzeba. Stawianie kolejnych punktów na mapie życia pozwalało jej zachować zdrowy umysł. Szukała tych niemożliwych do spełnienia. Tych, które powstrzymają ją przed przyznaniem się przed samą sobą, że.
Że?
Nie. Nie warto tego zapisywać. Dla Ajisai słowa po „że” oznaczałyby przyznanie się do przegrania, ale nie z wrogiem, przeciwnikiem czy zadaniem, to byłoby proste. Z samą sobą. Ze swoim odbiciem, a tego by nie zniosła, bo przecież zawsze wygrywała, pokonywała limity, wykorzystywała swoje ciało jako katalizator cierpienia umysłu. Zwariowała czy nastąpi to w kolejnych dniach? Nie. Nie, nie, nie.
Prawa, lewa. Prawa, lewa. Zajmij umysł, nim na dobre pochłonie cię nicość. To właśnie powtarzała w głowie, próbując pozbyć się złośliwych myśli. Chciała zachować piękno obrazu, który stworzyła, ten, do którego malowania użyła kłamstwa i złudzeń. Co z tego, że malowany złem, skoro był tak dobry? Nikt przecież nie pyta artysty czy przypadkiem nie użył radioaktywnej farby. Liczy się efekt. A ten, który prezentowała ludziom, był znakomity.
Potrząsnęła głową i przyśpieszyła kroku, szaleńczo poszukując miejsca, gdzie mogłaby wynająć lokum. Potrzebowała zasnąć nawet pomimo wczesnej pory. Sen, a więc koszmary, który kreował, były mniej przerażające, niż to, co rozgrywało się w jej głowie.