Znaleziono 288 wyników

autor: Hana
26 mar 2024, o 16:46
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 80
Odsłony: 1848

Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu

Wiedziała, że uciekła. W ważnym momencie dla jej towarzyszy z klanu. Nie potrafiła sprostać wyzwaniu i przekonać się, że tam z nimi jest jej miejsce. To był jej wybór, a zarazem nemesis. Postanowiła w łatwy sposób wymigać się od rzeczywistości. Potrzebowała szczerej rozmowy z kimś spoza kręgu. Z inną niż dotychczas prezentowaną perspektywą. Właśnie takim ratunkiem okazał się rosły medyk z Ryuzaku. Miał na nią bardzo świeży wpływ. Wydawało się jej, że dobrze było porozmawiać z kimś doświadczonym. Nadal nie miała o tym większego pojęcia. Jej rodzice nie byliby w stanie zrozumieć obecnej sytuacji i tylko wyraziliby zbędną troskę.

Dziewczyna w międzyczasie rozglądała się na boki i wypalała we wspomnieniach dodatkowe obrazy smutku i rozpaczy. Nie mogła do nich przywyknąć. W końcu kiedy opadły nerwy i człowiek się uspokoił, to nabierał przekonania, że ci wszyscy ludzie cierpieli najbardziej. Wypędzeni z własnych domów, a ich obrońców pozostawiono z porażką. Słusznym faktem były słowa Mujina, który dobrze stwierdził, że można było lepiej zorganizować wiele aspektów od ratowania rannych aż po samą walkę.
- Bitwa była od początku nierówna. Byliśmy brani z zaskoczenia na każdym kroku. Przełamanie też nastąpiło znienacka. Nikt nie mógł nic na to poradzić. Przynajmniej zyskaliśmy odpowiednio dużo czasu na ucieczkę. - skomentowała zwięźle sromotną porażkę, z której miała nadzieję wyciągnąć wnioski. Dostała porządną lekcję życia. Jako rozwijającej się kunoichi brakowało właśnie takich doświadczeń. Cena była bardzo duża, jak na wyjście z walki o własnych siłach.

Wygląd Yokage mógł onieśmielać, lecz Hana zdarzyła zapamiętać najważniejsze szczegóły z poprzedniego spotkania. Jego włosów mogła pozazdrościć niejedna dama, lecz ona sama nie wyobrażała sobie chodzenia w takich. Opieka nad nimi musiała być uciążliwa. Tym bardziej trudno było jej odchylać głowę, żeby sięgnąć wzrokiem twarzy mężczyzny. Mimo to nie wybaczyłaby sobie, gdyby z tego powodu Mujin poczuł się urażony. Od czasu do czasu mogła zaryzykować i odważyć się na kontakt wzrokowy. Przynajmniej stworzyć jakieś pozory zaangażowania.
- Ominęła mnie wizyta w punkcie medycznym. Mieliśmy w oddziale dobrego medyka, który leczył nas na polu walki. Podczas odwrotu zastaliśmy tylko gruzy szpitala. - odpowiedziała ze spokojem w głosie. Czuła się o wiele lepiej, gdy mogła wyrazić swoje zdanie i niejako wyrzucić z siebie męczące głowę myśli. Nie podejrzewała też, że będzie tak potrzebować czyjejś uwagi. Dodało to Hanie odrobinę animuszu.
- Nie spotkałam go niestety. Zajęli się mną jeszcze na Turnieju podczas ataku. Byłam nieostrożna. Nie dbam o wizerunek, a blizna przypomina mi, że muszę być lepsza. - dodała szczerze na wzmiankę o wymienionym medyku imieniem Hazama oraz na swój temat. Nie była to wielka strata, więc mogła ją zaakceptować bez wyrzutów. Ból także nie należał do większych niż te, które doświadczyła. Niemniej coraz lepiej rozumiała, jak ważną rolę pełnili iryonini.

Odejście od zabudowań było zaskakujące. Niedawno tu przyszli, a podróż wśród lasów nikogo nie dziwiła. Trakty zwykle nie przykuwały widokami, ale podczas zmiany pór roku wydawały się roztaczać swój urok. Shirakawa zetknęła wpierw na Mujina, a potem na widok, który prezentował się przed nimi. Na moment zapomniała o ludziach ciągle napływających do wioski, a skupiła się na naturze. Napawał beztroską i dodawał otuchy. Sogen mimo, że był sąsiednią prowincja, to nie różnił się tak bardzo o innych miejsc. Po chwili wróciła uwagą do swojego rozmówcy.
- Powiedziano nam, że jej nogi i oka nie można uratować. Były całkiem zniszczone przez impakt uderzenia. Nigdy nie słyszałam o na tyle mocnej regeneracji, która mogłaby uleczyć tak wyglądająca kończynę. - odparła z troską w głosie. Nie wiedziała właściwie nic o sztuce leczniczej, a co dopiero o złożonej metodzie naprawiania ludzkiego ciała. Po uratowaniu życiu Chino nic nie zagrażało, więc trzeba było zdecydować o pozbyciu się uszkodzonych fragmentów. Trudna lecz konieczna decyzja.
- To ciekawa propozycja Mujin-san. Coraz bardziej zależy mi na poznaniu tajników uzdrawiania. Nie wiem jednak, czy będę się nadawać. Mogę przynajmniej spróbować. I chętnie odwiedziłabym Ciebie w Ryuzaku, gdy sytuacja na to pozwoli. - powiedziała z zaangażowaniem. Wiedziała, że plany ciągle się zmieniają, więc nie chciała nastawiać się na pewność. Będzie musiała jeszcze rozważyć propozycję. Dostosować się do nowych warunków, które zapanują lub nie na kontynencie. Na razie cieszyła się towarzystwem innych osób.
autor: Hana
21 mar 2024, o 03:39
Forum: Ogłoszenia Administracyjne
Temat: Dzień Kobiet i Mężczyzn 2024
Odpowiedzi: 39
Odsłony: 1165

Re: Dzień Kobiet i Mężczyzn 2024

Dwa i pół roku zleciało na grze, a nie udało się zorganizować za dużo interakcji z innymi. Ogólnie to zaczynałem grę z myślą, żeby dołączyć do już grających ludków i padło na dwójkę ówczesnych członków Kaminari. Tak oto zaczęła się ekscytująca przygoda z tworzeniem karty postaci i pierwsza fabuła z Anzou (niestety z Yoake nie udało się pograć, bo go dopadli i zmienił postać wkrótce potem). Jaki jest nasz Władca Piorunów każdy może się domyślić. Zmuszony został do poświęcenia własnej moralności i wysadzania wszystkich oraz wszystkiego podczas wojny z Uchiha. Mimo to próbuje stać po stronie dobra i zyskuje sławę w klanie i na świecie. Z niecierpliwością wyczekuje dalszego rozwoju relacji, jaka dzieje się pomiędzy nim, a Azumą.

Postacie npc, które przetoczyły się podczas gry nie były za szczególnie wybitne, chociaż trzeba przyznać, że liderzy klanów oraz inne jednostki podlegające pod różne frakcje to naprawdę świetne urozmaicenie. Miła jest też interakcja z bardziej zasłużonymi postaciami, które w trakcie zostały porzucone, ale w pewnym stopniu zostały fabularnie odznaczone. Tutaj dla mnie rolę główną stanowi Mujin, z którym wymieniłem kilka postów podczas eventu Turnieju pokoju, a także teraz jako dodatek npc.

Nie brałem za dużo misji, ale na wyróżnienie zasługuje Nana, która poprowadziła mi pierwszą z nich. Proste zadanie z jedną osobą. Pisało się bardzo przyjemnie i szybko. Śledziłem też trochę historię jej postaci, która ostatnio zaliczyła bardzo ciekawy rozwój, godny pozazdroszczenia. Jej pojedynki na poprzednim evencie wyglądały jak u rasowego Uchiha, które chciałoby się widzieć w anime. Trochę taka kobieca wersja Sasuke, dążąca do swojej zemsty.

Odbieram 30ph, 500 Ryo i 5 x skrócone treningi o 625 znaków.
autor: Hana
20 mar 2024, o 03:17
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 80
Odsłony: 1848

Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu

Sądziła, że atmosfera otaczającą medyka z Ryuzaku będzie równie grobowa, co pozostałych zebranych. Przynajmniej tak podpowiadała dziewczynie jej niezręczność, której nie wyzbyła się jeszcze do końca. Na pewno spotkanie z Mujinem wywarło bardzo pozytywny wydźwięk. Kolejne wytchnienie od przykrych myśli po niedawnym wydarzeniu. Chociaż sercem była razem z poległymi i rannymi, to ciało i umysł potrzebowały lepszych doznań.
- Cieszę się, że nie zaginęłam gdzieś w natłoku twojej ciężkiej pracy. - wyraziła wdzięczność za pamięć do jej osoby. W końcu lekarz jego pokroju musiał nieustannie dbać o swój biznes, jak i zajmować się szeregiem pacjentów. Czymże była drobna niewiasta, z którą zamienił kilka zdań, w porównaniu z obliczem ratowania setek innych istnień. Niemniej pozostanie zapamiętanym sprawiło, że Hanie zrobiło się cieplej na sercu. Nie zdarzało się to często, więc to duży plus w kierunku jej rozwoju.
- To dobry pomysł. Właśnie jestem w trakcie oceniania tego miejsca. Wygląda na to, że ewakuacja przebiegła pomyślnie. - odparła z entuzjazmem w głosie. Wiele zyskała podczas niedawnych przeżyć, dlatego czuła się pewniejsza siebie podczas wymiany słów. Nie peszyło jej to już tak często i wiedziała jak reagować na bezpośrednie zwroty. Ruszyła wraz z Yokage na krótką i odświeżającą przechadzkę. Jego wzrost i tajemniczo skrywana maska była największym obiektem zainteresowania. Skłamałaby, jakby nie chciała wiedzieć, co kryje się za tą misterną zasłoną. Szczerze mówiąc dotąd nie zdążyła zapoznać się głębiej nad klanem, do którego należał Mujin. Nie to, żeby był mało interesujący. Niektóre rodzaje robaków posiadały swój urok, zaś inne stanowiły paskudne porównania. Zwyczajnie dużo się wydarzyło, więc niektóre plany musiały zejść na dół listy. Jak choćby obiecana sobie wizyta w Mieście Kupieckim. Nie doszła do skutku, co stanowczo było winą jej niedbałego planowania. Nauczyła się za to wielu przydatnych technik, a ćwiczeniami podniosła cechy fizyczne. Realizowała się dosyć dobrze.
- Tak, staram się nadal podnosić własne umiejętności. Byłam na tyle pewna, żeby dołączyć do grupy Regularnej i przekonałam się na własnej skórze, że nie było łatwo. Wręcz okropnie. - podzieliła się skrawkiem doświadczeń, jakie działy się na polu walki. Nie w sposób było opisać całości zdarzeń bez okazywania emocji.
- Trudno uwierzyć, że przeżyłam, a tak wielu zdolnych shinobi i kunoichi nie miało zupełnie szans... Moja towarzyszka z klanu straciła podczas naszego odwrotu nogę oraz oko. - dodała spokojniejszym głosem i wytłumaczyła kim byli olbrzymi Oni we wrogiej armii dzikich. Obecnie to była jej największa zmora, którą nosiła na sumieniu - zawiodła towarzyszy w bitwie. Zacisnęła wargi w grymasie. Nie powinna okazywać słabości, a tym bardziej smutku podczas towarzyskiej rozmowy.
- Z lepszych wieści muszę się pochwalić, że uczyłam się trochę sztuki leczniczej i potrafię uzdrowić lżejsze rany. - powiedziała optymistycznie, lecz dla tak wykwalifikowanego doktora jak Yokage, musiało to być mało istotne osiągnięcie. Nie wiedziała czy dobrze zrobiła. Na pewno lepiej było skupić się na swoich mocniejszych stronach, żeby uniknąć rozwijania wielu zdolności w zakresie podstawowym. Czerpała jednak aspiracje poprzez doświadczenie, a być może uda jej się osiągnąć więcej niż mógł przewidzieć jej los. Przynajmniej nie miała poczucia zastoju i nie będzie musiała narzekać, że czegoś nie zrobiła.
autor: Hana
13 mar 2024, o 18:36
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 80
Odsłony: 1848

Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu

Trwająca w mocy bezradność przysparzała sporo problemów komuś takiemu, jak Hana. Na szczęście mogła w spokoju przetrawić wszelkie emocje, jakie nagromadziła. Po prostu czekała na swoją okazję, jak zawsze. W ciszy i niemal na uboczu. Zrobiła swoje, żeby nie stać zupełnie bezczynnie. Najwidoczniej potrafiła zadbać o siebie, a także trochę o innych. Nie będzie z tego laurów. Nadal miała w głowie dobro śniadej Kaminari. Do czasu, aż któryś z medyków nie postanowi zająć się Chino w następnej kolejności. Wyglądało to co najmniej okropnie. Pozbycie się zniszczonych narządów. Gdyby nie użyta do tego chakra lecznicza zapewne wyglądałoby to niczym u rzeźnika. Shirakawa wbrew rozsądkowi przyglądała się wszystkiemu. Sam zabieg mógł być kiedyś dla niej przydatny, ale chyba nie aspirowała na tyle do sztuki medycznej. Wyrzuty sumienia po trochu skłaniały dziewczynę do przeżycia tej chwili na równo z pacjentką. Chwila wybudzenia się Chino spowodowała, że trudno było zachować spokój. Temperament śniadej Kaminari nie pozwalał Hanie na równie wzniosłe pokazanie swoich czynów. Na pewno większy pożytek będzie miała z rozmowy z Anzou. Dlatego odpuściła i była skłonna zostawić ich samych sobie. Do czasu, aż nie będzie lepszej dla niej sposobności.

W tym względzie była dobrze wyszkolona. Potrafiła oddalić się w dobrym dla siebie momencie. Nie rozpłynęła się w powietrzu, więc pewnie ktoś mógł zauważyć jej wyjście. To było jej potrzebne. W obecnej sytuacji zwiedzanie nowej lokacji nie wydawało się ani trochę ekscytujące. Wszędzie czuć było rozpacz. Wkrótce także trzeba będzie się rozejść, a tutejsi zostaną z tym sami. Hana miała na uwadze to, że w wyniku ostatnich wydarzeń Ryuzaku będzie sprawować władzę nad resztką terenów w Sogen, zaś sami Uchiha pozostaną ich suwerenami. Lepsze to, niż zaczynanie wszystkiego od nowa i łajanie się pozostałym klanom z sąsiednich prowincji. Niemniej ciekawa była sytuacji w jej rodzinnych stronach. W końcu Kaminari zmagają się z własnymi problemami i podziałami.

Szybko odrzuciła myśli, kiedy uwagę kunoichi przykuła grupa osób przy rannych. Byli wszędzie, co tylko potęgowało skalę pracy lekarzy i iryoninow. Westchnęła z lekka, nim do jej głowy dotarły znajome szczegóły. Polegała na nie tych zmysłach, bo pierwszą oznaką było rozpoznanie głosu. Wtedy dopiero przypatrzyła się lepiej i niemal nie miała wątpliwości. Jednak zjawił się po raz kolejny wspomóc słuszną sprawę. Niesienie pomocy musiało być powołaniem każdego medyka. Po prostu pominęła fakt, że mógł tu być bardziej dla pieniędzy. Zyski również stanowiły ważna część jestestwa, ale to mogło pozostać niuansem samym w sobie. Zdecydowała się zbliżyć do długowłosego mężczyzny, klęczącego przy rannych. Jego prezencja z pewnością odróżniała go od reszty medyków. Tak go właśnie zapamiętała, jako kogoś doświadczonego w sztuce leczniczej.
- Witaj, Yokage-san. - przywitała się na spokojnie. Mógł jej nie pamiętać, więc odczekała chwilę, żeby rozpoznać jego reakcję.
- Trochę czasu minęło od naszej rozmowy na Turnieju Pokoju. Dobrze wiedzieć, że tutaj także znalazłeś się jako pomoc medyczna. - powiedziała spokojnych, a nawet odrobinę przyjaznym głosem, by nieco schlebić Mujinowi. W jej głowie zaczął tlić się zalążek nadziei, ale nie zwykła pochopnie podchodzić do żadnej sprawy. Nadal czekała na odpowiednią okazję, jeśli taka się nadarzy. Los sam w sobie kierował i popychał każdego do działania. Na razie cieszyła się z faktu, że mogła z kimś porozmawiać.
autor: Hana
7 mar 2024, o 16:01
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 80
Odsłony: 1848

Re: [Event} - Miasteczko Sarufutsu

Żadna perspektywa porażki nie spowoduje, że człowiek biorący udział w walkach zostanie pozytywnie nastawiony do dalszej egzystencji. Smutek i żal przybierały mocniejsze lub łagodniejsze odmiany. Dla Hany stratą była śmierć członków drużyny, w której się znajdowała. Bliskość towarzyszy spowodowała, że mogła poczuć się częścią czegoś większego. Skrawek jej serca nieodwracalnie rozpadł się, pozostawiając ból i pustkę. To nieporównywalnie mniejsze znaczenie, kiedy tutejsi obrońcy Kotei bezpowrotnie utracili swój dom. Musieli żyć z ciężarem do końca. Reszta miała ten luksus, że byli ledwie gośćmi, którzy wkrótce mieli powrócić w swoje strony. Nieodzownie wszyscy odczuwali skutki straceńczej misji.

Wydostanie się z terenów bitwy przyniósł pewną ulgę, której Shirakawa potrzebowała. Cieszyła się, że mieli przy sobie Chino, ale jej rany sprawiały straszną niepewność. Dziewczyna nie chciała opuszczać jej ani na krok. Bronić towarzyszki z klanu, którą jeszcze nie tak dawno mogła podziwiać za jej ogromne umiejętności i doświadczenie. Teraz kobieta będzie musiała sprostać konsekwencjom kalectwa. W żadnym wypadku nie zamierzała litować się nad nią, ale musiała być świadkiem jej przebudzenia i reakcji. Chociaż tyle powinna zrobić. Mimo to gorączkowo szukała sposobu albo nadziei, dzięki której można wyleczyć tak poważne obrażenia. Komuś mogłoby się udać. Co prawda wierzyła w opinie Keiona, który niemal ostatecznie postawił sprawę jasno. Polowi iryonini nie byli jednak cudotwórcami. Uczucia zwyczajnie nie dawały jej spokoju. Podziękowała mu, a gdy odchodził pożegnała należycie ukłonem. Miał bardzo specyficzną urodę, więc nie zdziwi się, jak jeszcze gdzieś się spotkają.

Maszerowanie w grupie wszystkich tych ludzi nie miało znaczenia. Hanie co prawda udzielał się grobowy nastrój, ale miała przy sobie Anzou. W nim pokładała teraz największe szanse na utrzymanie się w ryzach. Równie wiele poświęcenia wymagało od niego patrzenie na nieprzytomną Chino. Tym bardziej chciało się bić w pierś i uzyskać lepsze rezultaty. Jak wiele mogli zrobić, żeby uniknąć takiego zakończenia? Po pewnym czasie dowiedzieli się, gdzie zmierza cały pochód. To wymagało od Hany kolejnych działań. Była w tym momencie najbardziej mobilna, dlatego chciała i musiała postarać się nad podstawowymi sprawami. Na postojach organizowała dla nich wodę i jedzenie. Racje były z pewnością ubogie, ale nie wypadało narzekać. Wraz z dotarciem do Sarufutsu będą zmuszeni udać się we własnym kierunku. Miała nadzieję, że do tego czasu Chino się przebudzi. Tak czy inaczej przeprawa do Raigeki będzie trudna i mozolna. Dbanie o potrzeby innych nigdy nie było tak ważne.
- Anzou-san, pozwolisz na moment, że zajmę się Chino? - powiedziała spokojnie, a na myśli miała dobro chorej. Zamierzała otrzeć dziewczynie twarz i resztę ciała zwilżoną szmatką. Sama nie czuła się świeżo, jednak była to sprawa drugorzędna. Potem mogli razem z Anzou zjeść posiłek. Zregenerować energię i zaznać snu, gdzieś na uboczu. Warunki nie były istotne. Ciężko było tu mówić o prywatności, kiedy wszędzie poruszali się ludzie. Wtedy też napotkała wzrokiem drugiego z dwójki iryoninów z opuszczonej twierdzy. Ciemnowłosy chłopak Shigemi celowo szedł w ich kierunku, kiedy tylko ich rozpoznał. Nie wiedziała, czego mógł chcieć, ale możliwe, że zaraz się tego dowiedzą. Pozostawała czujna, ale okoliczności nie powodowały niczego szczególnego. Byli bezpieczni, więc każda interakcja kojarzyła się raczej z powrotem do normalnej rzeczywistości.
- Czy coś się stało? - zapytała Shigemiego, chcąc dowiedzieć się jakichś informacji. Dopiero teraz wydał się być z wyglądu bardzo tutejszy, należący do Uchiha. Na ogół zbywała wszystkich milczeniem, ale zmęczenie i sytuacja postanowiły inaczej. Przez to przynajmniej mogła praktykować swoją ubogą komunikację. Potwierdzić swoje domysły i poznać opinię innych osób. Kolejna warta poświęcenia nauka nad własnym charakterem.


W przypływie chwili postanowiła udać się na krótki spacer. Wbrew nieznośnym myślom i wcześniejszemu zapewnieniu, że liczy się tylko dobro osób z klanu. Chciała mieć chwilę wytchnienia, być może zmyć z siebie brud i pot. Chciała sprawdzić, jak dobrze zorganizowane jest Sarufutsu. Przejść się po uliczkach, aż nie dotarła w specyficzne miejsce nagromadzenia się rannych. Zapewne instynkt kierował ją w pobliże medyków, którzy byliby zdolni naprawić zmiażdżoną nogę Chino. Pragnęła tego cudu ponad wszystko. Czy mogła marzyć w takiej chwili? Mieć pobożne życzenie dla osoby o ratunku przed kalectwem do końca życia? Nie wiedziała tego na pewno, lecz dopiero w chwili nostalgii przypomniała sobie o pewnej postaci, którą spotkała na Turnieju Pokoju. Rozmawiali w trakcie oglądania pojedynków i była to szczególna interakcja dla Hany. W końcu nie miała ich dużo. Yokage Mujin swym jestestwem przekonał ją do siebie i nigdy nie spodziewała się spotkać go w takim miejscu. Wiedziała za to, że miał powiązania z Ryuzaku, gdzie pochwalił się prowadzeniem kliniki. Miasto kupieckie zaś zawarło ścisły sojusz z Sogen. Z jakiegoś powodu podziwiała jego zasługi podczas zakłóconego wtedy wydarzenia. Chociaż czyny dużo znaczą, to odwaga właśnie świadczyła o shinobi najwięcej. Ujrzeć jego wysoką posturę pośród tłumu byłoby zbawienne.
autor: Hana
27 lut 2024, o 19:29
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] - Finał
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 3868

Re: [EVENT] - Finał

Odzyskanie towarzyszki z klanu powinno być dla Hany i Anzou wielkim powodem do radości. Mimo to nie było dziwnym, że chcieli upewnić się o zdrowie nieprzytomnej. Każda osoba, która pozostała na swoim posterunku i nie wyglądała, jak zwykły człowiek, mogła w tym wypadku posiadać wiedzę medyczną albo chociaż znać położenie tej grupy. Zawsze istniała szansa, że w powstałym chaosie wszystko tak się posypało, że nie było już kontroli ani podziału. Nie wszędzie, ale w wypadku rozbitych oddziałów pojawiała się panika. Tyle starań i przygotowań legło w gruzach, a zapewne nie każdy miał możliwość pokazania swoich zalet. Wielką przeszkodą było też to, że każdy chciał przeżyć. Wtedy istniało miejsce na odwet. Nie było nic bardziej motywującego. Hana nie do końca rozumiała powody dzikich i ich decyzje, co tym bardziej powodowało mętlik. Od chwili przybycia do twierdzy minęła krótka chwila, a wydawać się mogło, że sygnał do odwrotu został ogłoszony na długo przed ich pojawieniem. Dlatego, że działo się zdecydowanie za dużo, to pojawiła się typowe zwątpienie czy desperacja. Nie zdziwiła się zatem, że Shigemi nie komplikował swoich decyzji i zniknął tak szybko, jak się pojawił. Gdyby był ich jedyną opcją ratunku, wtedy można było mówić o braku szczęścia. Traf chciał, że na drodze trójki Kaminarich pojawił się Keion. Nie ignorował potrzeb, a wręcz widać było jego zaangażowanie skoro jeszcze tu przebywał. Trudno było ukryć wdzięczność na strudzonej twarzy. Dziewczyna szybko nagrodziła go ciepłym uśmiechem lub raczej to, co udało się uwydatnić z napiętej twarzy. Na pewno była to jedna z lepszych reakcji od chwili rozpoczęcia bitwy.
- Dzi-ękuję... bardzo... - powiedziała do Keiona po wysłuchaniu jego oględzin. Werdykt był bardzo słodko-gorzki. Wynikało z niego, że przeżyje, lecz nie obędzie się bez wyrzeczeń. W takich chwilach nie dało się pozostać obojętnym. Nastolatka z chęcią zaczęłaby płakać. Dobrze wiedziała, jak ambitna była Chino. Z ich ostatniej rozmowy przed wyruszeniem do Sogen wyraźnie wynikało, że zamierzała zyskać zasługi dla siebie oraz klanu. Los zaś sprawił, że wróci z trwałymi ranami. Po części była za to odpowiedzialna. Nie powinna w ogóle się odzywać. Przez chwilę pomyślała o zawróceniu, nim medyk nie zwrócił im uwagi do ewakuacji. Brnęli po zniszczonej części zabudowań, więc łatwo było o kolejne nieszczęście. Wróg nadal próbował pokazać dominację i tylko upór poszczególnych jednostek ograniczał kolejne straty. Złapała Anzou za ramię, dając mu tym samym znać, że powinien iść przodem. Sama musiała skupić się na tym, co chciała zrobić. Im szybciej oddalą się od zagrożenia pociskami, tym więcej czasu im pozostanie na zmartwienia.
- Przeżyje, ale jakim kosztem. - powiedziała do Anzou, wpatrując się w niesione przez niego ciało. Pewnie nie była w stanie ocenić, jak bardzo źle musiał czuć się z tym białowłosy. Znali się znacznie dłużej i osiągnęli razem dużo więcej. Mężczyźni znacznie częściej ukrywali swoje emocje. Dlatego musiała dołożyć wszelkich starań, żeby wspierać go w trudnych chwilach. A droga zapowiadała się jeszcze dłuższa niż sam marsz poza pole bitwy.

autor: Hana
21 lut 2024, o 21:18
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] - Finał
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 3868

Re: [EVENT] - Finał

Dotrwanie do tego momentu spowodowało, że trudno nie wierzyć w szczęśliwy traf. Reakcja zdarzeń pchała wszystkich w określone miejsca. Łączyła całość niczym puzzle. Dla jednych oznaczało to wypełnienie swojej powinności i posiadanie celu w życiu. Inni widzieli w tym niepoukładany chaos, jak z koszmaru. Wybudzenie było o tyle trudne, że scenariusz pozwalał jedynie na parcie naprzód. Uznanie dominacji przeciwnika nie obyło się bez chwili goryczy. Negowanie faktu, który odgrywa się w chwili obecnej. Niby ludzka rzecz. Nie było złych ani dobrych decyzji, bo trudno takie odróżnić. Należało patrzeć bardziej przez pryzmat czasu.

Oczywistym było, że ich rola tutaj dobiegała końca. Kwestionowanie zasadności bitwy nikogo nie obchodziło. Żadna cudowna pomoc nie nadeszła. Zrobili tyle, na ile byli zdolni. Przynajmniej ci, którym pozwolił na to los. Hana powoli przyzwyczajają się do tych odczuć i emocji. Nie były jej w smak, lecz pozwalały nabrać dystansu i potrzebnego doświadczenia. Na długo nie zapomni tej jakże krótkiej i intensywnej potyczki. Dłuższa walka mogłaby doprowadzić jedynie do pewnej śmierci. Nadal znajdowali się w bezpośrednim kontakcie z wrogiem, co powodowało nieustanną obawę o własne życie. Tak było w chwili odwrotu do twierdzy. Teraz wraz z Anzou musieli zadbać o uratowaną Chino, której nie do końca potrafili pomóc. Dla kogoś nie obytego z wiedzą to oczywiste, że każda poważniejsza rana niosła pewne obawy. Dziewczyna nie mówiła nic na głos, żeby nie wzbudzić paniki. Rozsądnie było zakładać, że brak przytomności i ledwie rozpoznawalny kształt nogi mógł świadczyć o komplikacjach. W tych warunkach szansa na pomyślne uzdrawianie była bardzo niska. Sam fakt, że lada moment twierdzą znowu mogła być wzięta szturmem nie napawał optymizmem. Jedynym ratunkiem było przedarcie się jak najdalej stąd. Modlitwa o to ciągle gdzieś krążyła w pełnej myśli głowie młodej kunoichi. Pozwalając iść towarzyszowi pierwszemu, Shirakawa osłaniała tyły i mogła jedynie mieć nadzieję. Nim nie dotarli w okolice punktu szpitalnego. Trudno było określić jak przedtem mógł wyglądać schemat pomieszczeń dla medyków, którzy pomagali rannym w trakcie bitwy. Istotne było to, że natrafili z Anzou na dwójkę całkiem obcych ludzi. Nie wnikała w ich powody, dlaczego zostali tu sami. Równie dobrze mogli działać pod presją czasu przy ewakuacji lub korzystać z tego chaosu i pokusić się o szabrowanie. Na ich szczęście w tym zgiełku nie trafili na Uchiha. Ci akurat byli na tyle oddani sprawie, że wraz z Shirei-kanem dbali o jak najdłuższe powstrzymywanie wroga. Sytuacja wynikła dla Hany o tyle niezręcznie, że trudno było skupić się na właściwej ocenie. Skoro już nastąpiła, to jak zwykle pozwoliła Anzou na inicjatywę. Zaraz potem pod wpływem bazującej adrenaliny znalazła się przy chłopaku, żeby spełnić swój obowiązek. Jego zajęte ręce uniemożliwiały mu jakąkolwiek obronę, dlatego chciała zareagować w porę i być odpowiednim wsparciem, które osłoni ich przed każdą ewentualnością. Mimo, że grali do tej samej bramki, co Shigemi i Keion, to ufność pozostawała na poziomie między klanowym. Chyba zgodnie mogli uznać, że zależy im tylko na uratowaniu towarzyszki.
- Proszę, jeśli jesteście w stanie ocenić jej stan, pomóżcie. - dodała odważnie Hana w stronę Keiona i Shigemiego. Anzou nieraz powtarzał, że powinna być bardziej pewna siebie, co starała się uczynić, ale sama na razie nie potrafiła tego ocenić.
- Odwdzięczymy się, cokolwiek jest wam w tej chwili potrzebne. Powinniśmy się stąd ewakuować. - odparła rozsądnie w geście zachęty do negocjacji. Lekka perswazja zawsze pomagała, kiedy presja przeszkadza w podjęciu decyzji. Każdemu zależało też na bezpieczeństwie. Nie zamierzała powstrzymywać ich przed kradzieżą, a być może znalazłaby rozwiązanie na ich problem. Gdyby tylko zechcieli krótko streścić swój plan. Posiadała pusty zwój, do którego mogłaby schować sporą część medykamentów, a potem zdetonować notkę i zniszczyć resztę. Nie była to chwila na domysły, więc wraz z Anzou mogli tylko liczyć na pomyślne rozstrzygnięcie. Bez tego każda sekunda zwłoki oznaczała same powikłania rannej kończyny u Chino. Liczyła, że podczas marszu też można ocenić obrażenia poszkodowanej. Połączyć własne dobro z innych za obopólną zgodą.

autor: Hana
15 lut 2024, o 20:35
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] - Finał
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 3868

Re: [EVENT] - Finał

Mogli już tylko czekać. Mieć nadzieję, że przeżyją oni oraz ich najbliżsi, którzy ramię w ramię stawiali opór wrogiemu najeźdźcy. Nie mogli przewidzieć, jak dokładnie potoczą się ich losy. Zwłaszcza, gdy w myślach pojawiało się zwątpienie. Dokuczliwe uczucia rozchodziły się po umyśle niczym toksyna. Taka też okazała się ta bitwa. Straty można wyliczać bez końca. Mimo tak silnych jednostek po ich stronie. Pomimo tylu shinobi, którzy stawili się na wezwanie. Okazało się za mało. Hana wiele by dała, żeby odmienić ten los. Zrobić więcej albo inaczej niż dotychczas. Nie była tylko pewna, czy jakakolwiek zmiana przyniosłaby efekt. Choćby poświęciła się zamiast innych, to czy nadal skończyliby w podobnych okolicznościach? Nadal musieliby zmierzyć się z okrutną porażką i wręcz uciekać z pola bitwy. Najbardziej cierpieli tutejsi. Wysiedleni wbrew swej woli, a wręcz przepędzeni w desperacki sposób. Co prawda Dzicy nie okazywali bezwzględnych i morderczych intencji. Po prostu robili to, co musieli. Wszystko w tym było niewłaściwe, jednak na taką rzeczywistość przystali. Decyzje zapadły dość dawno i zapewne nie były łatwe. Na współczucie było już za późno. Pozostał tylko żal, po tym jak przelewano krew i pot ku uzyskaniu własnych celów. Zwycięzca mógł być tylko jeden.

Ostatni zdolni do odwrotu ludzie przedzierali się przez wzniesioną do obrony fortyfikację. Z jednej strony podnosiło to na duchu. Działali wspólnie do własnego dobra. Wydawała się ich garstka w porównaniu z tym, co właściwie reprezentowali w trakcie wymarszu na początku. Niby nie było czemu się dziwić, a jednak myśli potrafiły krążyć po głowie jak odrętwiałe. Przez chwilę Hana mogła odetchnąć i przyjrzeć się wszystkiemu z bliska. Zagrożenie nadal gdzieś tam czyha, więc nie było mowy o rozluźnieniu. Nie przy tych wszystkich dzielnych wojownikach, którzy poświęcali do reszty życie. Niefortunny zbieg okoliczności sprawił, że wielu nie było w stanie na czas zareagować, żeby uciec przed zniszczeniami. Nastolatka nie widziała tej tragedii, a z bliska wydawała się jeszcze gorsza. Ziejąca dziura w ścianie była tego dowodem. Rozpadła się w losowym momencie. Nie chciała winić się za to, a jednak wróg przedarł się na ich oczach. Czy mogła liczyć na wybaczenie po okazaniu skruchy? Dlatego, gdy Shirakawa usłyszała dialog pobliskich mężczyzn nie mogła stać bezczynnie. Chciała jakoś odwdzięczyć się za to, że ona wciąż żyła. Uratowanie kogoś, kto zasługuje na życie nie powinno być wątpliwe.
- U.. uratujmy ich! - rzuciła bezwiednie do ludzi. Zebrała w sobie resztki odwagi i sił, żeby złapać mniejszy kawałek gruzu i odepchnąć go na bok. Wiedziała, że w taki sposób na niewiele się przyda. Zajmie to też za dużo czasu, ale zdała się na intuicję. Jeśli pod większymi płatami kamienia ktoś oddychał, to chociaż na tyle zasługiwał. Jedyne, co przychodziło teraz Hanie do głowy, to pomóc sobie używając znanych sobie technik. Przygotowywała się zarówno ofensywnie, jak i defensywnie. Niestety żadna z silniejszych jutsu nie spowoduje, że magicznie ogarnie cały ten bajzel. Najpierw jednak musiała poszukać źródła wody. Niewielkiej ilości, którą będzie mogła przeistoczyć w linę. Złożyła pieczęcie i dzięki zmieszanej chakrze w dłoni powinien pojawić się jednolity kształt przypominający bicz. W takim oporządzeniu mogła podjąć próbę wydostania konających pod gruzami. Oczywiście nie sama jedna. Z jej nikłą ilością siły nie byłaby w stanie. Dlatego oplotła róg głazu i zachęciła innych do pomocy.
- Proszę, pomóżcie. Ciągnijcie. - powiedziała do zebranych w nadziei na pozytywny rezultat. Reszta powinna być oczywista. Chciała zrobić tyle, na ile pozwolił jej czas. Wycofać się z tymi, którym dopisze szczęście, tak samo jak jej dopisało.


Oderwała się od czynności ratunkowych dopiero, kiedy zauważyła powrót Masahiro. Nie dało się tego przegapić, a raczej nie odczuć wrażenia, że mężczyzna pojawił się znikąd. Nie wrócił sam, przez co Hana odczuła bardzo niepokojące uczucie, a zarazem wdzięczność, po poznaniu znajomej sylwetki. Chino leżała w jego ramionach bezwładnie, więc czym prędzej chciała przy niej być. Po mokrych od trudu policzkach zaczęły pojawiać się dodatkowe łzy. W pierwszej chwili chciała ją przeprosić. Sama przed sobą przyznać się, że zawiodła jako towarzyszka. Niemniej cierpliwie spoglądała, jak dziewczyna została przekazana w ręce Anzou. On na pewno zaopiekuje się nią z należytą troską.
- Poczekaj moment Anzou-san. - powiedziała do chłopaka i pospiesznie wyjęła z torby potrzebny ekwipunek. Nie było to wiele i zapewne mogło w ogóle się nie przydać, ale jednak Hana chciała przeciwdziałać. Noga Chino nie wyglądała za dobrze, stąd taka decyzja. Zaczęła obwiązywać uszkodzone miejsce bandażem, skupiając się na zgięciu kolana, żeby choć trochę usztywnić kości i tkankę podczas transportu.
- Resztą musi zająć się medyk. - dodała na zakończenie i pozwoliła Anzou iść przodem. Sama uważała czy nic więcej nie przysporzy im kłopotów. Osłaniała odwrót cennych dla siebie osób.

autor: Hana
10 lut 2024, o 11:12
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] - Finał
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 3868

Re: [EVENT] - Finał

Widok reakcji lidera Uchiha spowodował, że Hana chciała zapaść się pod ziemię. Już sama jego prezencja pokazywała, jak opanowany i spokojny z niego człowiek, któremu można powierzyć życie. Tym bardziej doszło do dziewczyny, jak bardzo nierozważnie podchodzi do swoich decyzji i własnych reakcji. Pomimo, że stracili po drodze tutaj Inosuke i Chino, to nadal istniała szansa na ocalenie przynajmniej części towarzyszy. Nie uważała się niestety za osobę, która w obecnej formie mogłaby podążyć za kimś na ratunek. Zdecydowanie czuła się słaba i bezsilna, przez co od razu po katastrofie skreśliła szanse na czyjkolwiek ratunek. Chino jednak mogła gdzieś tam być. Nieprzytomna i ranna od siły z jaką została odrzucona przez olbrzyma dzikich. Po zapewnieniach Anzou coraz bardziej chciała w to wierzyć. Skoro sam Masahiro postanowił zaryzykować dla niej życie. Oznaczało to bardzo dobrą zmianę, a na pewno cień nadziei na lepsze relacje między dwoma klanami.
- Mhm, oby nie było za późno. Chino-san musi do nas wrócić. - przytaknęła na słowa Anzou, chociaż sumienie nadal nieco ją gryzło. Na tyle, że nie wiedziała czy będzie mogła spojrzeć jej w oczy. Przegryzła z konsternacji dolną wargę i nie pozostało już nic innego, jak zająć się rozkazami.


Wykonanie poleceń nie należało do trudnych, chociaż samo wpasowanie się w krąg specjalistów od suitonu i raitonu było nie lada wyzwaniem. Nie ukrywała, że po całej akcji satysfakcja wprawiła Shirakawe w lepszy humor. Od zawsze marzyła, żeby dokonać podobnej kombinacji w gronie towarzyszy. W końcu siła, jaką niesie za sobą powielanie technik wodnych była ogromna. Wielu nie docenia z początku jego ekspansywnej prostoty.

Pod koniec była już tylko pewna, że ich starania nie na długo powstrzymają napór wrogiej armii. Za pokonanymi czekała już zapewne kolejka do szturmu. Hana nie chciała się nawet nad tym zastanawiać. Na moment zapomniała o przykrych sprawach, żeby móc trzeźwo działać w ważnym momencie. Dlatego moment wycofania się nie mógł zostać zakłócony przez jej dylematy. Nie fatygowała się, żeby spojrzeć za siebie na efekty i postępy na polu walki. Znajdowali się za murami prowizorycznej twierdzy, przez co zmienił się także sposób działania. To już nie jest otwarta walka, a ostatnie podrygi do opóźnienia nieprzyjaciela. Potem sami będą musieli dogonić resztę Zjednoczonych Sił. W zasadzie byli tym, co zostało z całego zgromadzenia. Niosło to za sobą pewien urok. Poczucie działania w słusznej sprawie. Jedno z bardziej ryzykownych zajęć. Po zejściu z muru nadal trzymała się blisko Anzou. Wyczekiwała powrotu Masahiro z dobrymi wieściami. Obszar, który zapewne będzie musiał przeszukać, pod presją i natłokiem ze strony dzikich, mógł być zbyt duży. Należało jednak wierzyć w powodzenie.
- Chakry zostało mi niewiele. Będę pamiętała o twoich kaburach. - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Jeśli zajdzie potrzeba, to będzie mogła obronić się technikami, ale reszta zależała od tego, jak mocno zacznie napierać armia dzikich. Walka w zwarciu jakoś nie napawa optymizmem, bo też nie była w jej wykonaniu za dobra. Czas pokaże, jaką trzeba będzie podjąć decyzję. Na razie postępowała zgodnie z reakcjami całego oddziału zgromadzonego przy dwójce Kaminari.

autor: Hana
3 lut 2024, o 21:13
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] - Finał
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 3868

Re: [EVENT] - Finał

Nastawiona na potyczkę Hana musiała liczyć się z tym, że ktoś w końcu zwróci na nią uwagę. Nie mogło przecież być inaczej, jak z zaskoczenia. Tylko to, że miała przy sobie wiernego kompana sprawiło, że nie skończyła jako pożywka dla wężowatego. Na samą myśl o tych stworzeniach i przeżyciach ze wcześniejszych walk powodowały ciarki na plecach. Nie zakończyło się jednak tak źle, jakby się tego spodziewać. Nie spanikowała albo raczej odruchowo wbiła w ciało przeciwnika trzymany kunai. Nie celowała w żadne szczególne miejsce, więc nie przyniosło to większych efektów. Za to sama wiązka rantonu od Anzou już zrobiła swoje. Ta współpraca doprowadziła dzikiego renegata do grobu, dlatego można być zadowolonym z osiągnięcia. Parła przed siebie z wysiłkiem godnym młodej kunoichi, jednak niedosyt po porażce pozostawał. Jedynie stawianie oporu wrogiej armii rekompensował gorycz, jaka zbierała się w trzewiach. Deklarowanie agresji w wykonaniu Shirakawy wynikał z przebłysków impulsu. Łudziła się, że jeden czy dwa wybuchy cokolwiek zmienią. Jak daleko będą musiały posunąć się obie strony?

Teraz dopiero to zauważyła. Otoczona kilkoma ludźmi z oddziałów Uchiha miała moment na oddech i zwrócenie się za siebie, skąd dopiero co przyszli z Anzou. Monstrualne bestie walczące i przetaczające się przez pole walki. Jak to w ogóle możliwe, że świadomie ingerowały w konflikty ludzi? W końcu nie miały w tym żadnego zysku, poza czerpaniem przyjemności z rozgrywanej tragedii. W każdym razie dobrze było być z dala od tamtego miejsca. W kolejnej chwili dziewczyna zwróciła uwagę na osobnika, który swoją prezencją niezaprzeczalnie kojarzy się z rolą przywódcy. Wybrany niedawno do tej roli mężczyzna w jednej chwili podniósł mobilizację i zapewne same morale. Sama Hana poczuła się lżej na duchu, lecz szybko otrząsnęła się z tego stanu. Zerknęła na Władcę piorunów, z którym zamierzała trwać do końca.
- Pomagamy czy wycofujemy się? - zadała zasadnicze pytanie w stronę Białowłosego. Znali się we dwójkę na obu żywiołach, którymi mogliby wspomóc plan lidera Uchiha. W zasadzie powinni być zobligowani. Bez tego obniżali reszcie szanse na wydostanie się z bliskiej okolicy. Czekała do ostatniej chwili, ale była gotowa na ruszenie w ślad za innymi.


Na początek nie powinno być trudności ze wspięciem się na stworzony świeżo mur z dotonu. Chakra w podeszwach butów stabilizowała pionowe podejście, kiedy u szczytu znowu było można ujrzeć znajomy widok bitwy. Będąc wśród specjalistów od technik wodnych czuła się trochę nieswojo. Chcąc wypaść jak najlepiej nie trudno o pojawienie się błędów czy tremy. Mimo zażycia wcześniej pigułki Hana nie chciała porywać się na jakieś wielkie zużycie chakry. Zamierzałą wypośrodkować swój dylemat, żeby pokazać determinację i zapał do walki. W ślad za resztą złożyła potrzebne pieczęci do wystrzelenia strumienia wody. Zamierzała skierować go w dół lub w stronę najbardziej obleganego miejsca, w który zamierzali uderzyć przeciwnicy. W grę mógł wchodzić jeszcze atak powietrzny, co byłoby równie skuteczne w takowym starciu. Anzou zapewne czuł się lepiej w posługiwaniu raitonem, więc również wyczekiwała na jego akcję. Zaraz potem reagowała na zmiany sytuacji i kolejne rozkazy. Warto było też zatroszczyć się o potrzebujących pomocy kompanów. Wszystko zależało od toczącej się walki. Wycofa się wraz za innymi.
autor: Hana
29 sty 2024, o 16:54
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] - Finał
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 3868

Re: [EVENT] - Finał

Natłok myśli i chaos walki zlał się w jedną wielką katatonię. Dziewczyna nadal nie potrafiła wyprzeć z umysłu straty większości członków drużyny. Strata jaką ponieśli ciągnęła się od samego początku. Ta niepowetowana passa miała swoje przełożenie na polu walki. Dookoła działy się niespotykane dotąd sytuacje. Dopiero teraz można było zdać sobie sprawę, że świat shinobi to nie tylko shurikeny i wspinanie po drzewach. Skala technik i nadprzyrodzonych zdolności wznosiła się ponad proste zrozumienie. I chociaż od niedawna niebieskowłosa opanowała kilka silniejszych jutsu, to nadal nie mogła równać się z licznymi jednostkami po stronie dzikich, jak i własnych towarzyszy.

W pewien sposób desperacja i niepohamowana chęć upuszczenia kropli złości popłaciła. Za dość poważną cenę, bo prawie całe pokłady chakry uleciały z młodego ciała Shirakawy. Zdawać sobie z tego sprawę, a odczuć na własnej skórze, to bardzo różne kwestie. Nie obyło się bez przegryzienia suplementu, którym ninja wracała część energii. Kolejna kwestia, jakiej można być wdzięcznym. Mimo, że rozwój w ich świecie ciągle przyspieszał, to nadal stali na straceńczej pozycji. Armia rozsypała się w przeciągu jednego wieczora. Ciemność nieba wskazywała, że nadeszła noc. Warunki natomiast były kiepskie od samego początku. Hana cieszyła się, że nadal oddycha. Szczęście uśmiechnęło się do niej, tak samo jak do Anzou. Mimo, że poradzili sobie teraz, to nie byli w stanie walczyć z całymi oddziałami w pojedynkę. Nie mogli cofnąć się i odnaleźć Chino oraz Inosuke. Niemiły zbieg okoliczności oszczędził ich w najmniej odpowiednim momencie.
- Anzou-san, już prawie... to nasi. - powiedziała do chłopaka, stając przy jego boku i wskazując teren przy twierdzy. Ściana zawaliła się zapewne w trakcie szarży Oni, które przebiegły nad dwójką Kaminari.


To był następny cel na tej ciężkiej ścieżce, którą pokonywała Hana. Czuła się beznadziejnie, ale była też zobligowana do przeżycia. Poświęcenie kompanów doprowadziło do tego, że miała tę szansę. Chciała wykorzystać ją najlepiej jak mogła. W końcu dostali sygnał od dowództwa do odwrotu. Mimo wszystko instynkt podpowiada jej, że musieli wytrzymać jeszcze jakiś czas. Zabezpieczyć drogę odwrotu, czy coś takiego. Jakby to nie wyglądało, to nadal stanowili część armii. Zostanie w okolicy murów wydawało się rozsądne, ale też niebezpieczne. Nie było nadto czasu do namysłu. Shirakawa biegła w grząskim błocie i uważała na otoczenie. Jeśli zdążą prześlizgnąć się nim wróg połapie się w ich położeniu, to będzie najlepszy znak. Czy w środku było dobrze? Nigdy nie ma pewności. Dlatego Hana uzbroiła się w powszechną broń, jaką był kunai. Najpierw jednak nim byli z Anzou oddaleni, to rzuciła nóż z notką w prawy oddział wroga. Skoro byli za ich plecami, to przynajmniej rozproszą ich siły i tym samym wspomogą broniących się. Liczyła, że Władca piorunów zareaguje podobnie i w razie kłopotów utorują sobie drogę do środka. Na koniec nie było wyjścia, jak złapać za kunai i walczyć nim z dzikimi, którzy zamierzali przedostać się przez linię obrony.
autor: Hana
23 sty 2024, o 22:03
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] - Finał
Odpowiedzi: 161
Odsłony: 3868

Re: [EVENT] - Finał

Dookoła działo się zdecydowanie zbyt wiele, żeby przetworzyć wszystkie informacje w mgnieniu oka. Nie był to poziom, na który mogła sobie pozwolić nastoletnia kunoichi. Z całych sił próbowała mieć pod kontrolą sytuację, która nabierała kolosalnych rozmiarów. Dosłownie i w przenośni. Wydawałoby się, że cały teren chyli się ku upadkowi, a wraz z nim jej drobna postać. Zgiełk i szum nigdy dotąd nie były tak wyraziste i dokuczliwe. To krew i adrenalina buzowała w żyłach, doprowadzając niemal do utraty kontaktu. Jedyne, co ratowało w tej chwili Hanę był fakt, że skupiła się na przepływie chakry. Sama nie wiedziała dlaczego, ale ten stan zaczynał być dla niej wielce naturalny. Nikt jej tego dotąd nie powiedział, ale wyraźnie miała predyspozycję do kontroli tkwiącej w niej mocy. Chciała nadal rozwijać ten aspekt i sprawdzić, jak daleko zajdzie. Niestety wszystko wskazywało w tej chwili przeciwko. Ludzkość nie pierwszy raz mierzyła się z terrorem, lecz dopiero na własne oczy nabrał prawdziwego znaczenia.

To prawda, że Shirakawa prawie od początku zignorowała niewygodne fakty dziejące się na terenie pola walki. Na te, które nie były jej potrzebne. W końcu nie miała wpływu na szalejące w oddali Demony, czy Oni szarżujące na twierdzę. Tego typu przygotowanie odbiega od wszelkich założeń. To samo mogła stwierdzić, kiedy mierzyła się z silniejszymi od siebie dzikimi. Rozsądniej było skupić się na tym, co przed sobą i próbować krok po kroku dojść do zamierzonego efektu. Nie spodziewać się od razu sukcesu, ale podnieść się po każdym potknięciu powinno być naturalną rzeczą.

Sytuacja niewątpliwie zrobiła się dramatyczna. Pierwszy raz od momentu niechybnej śmierci w ich szeregach, która powoli zbliżała do tego miejsca. Prosty plan miał pomóc wydostać ich z opresji, z czego Hana byłaby bardzo dumna. Z pomocą innych przy swoim boku mogła przetrwać. Jakże samolubne wydawało się to życzenie. Chciała bić się teraz w pierś, gdyby nie ogarniająca ją panika i zdezorientowanie. To, co stało się jeszcze chwilę temu z Inosuke, a potem z Chino przeszło jej najgorsze obawy. Nie dadzą rady. To koniec. Najprościej byłoby teraz skulić się w kłębek i pogrążyć się w rozpaczy. Zamknąć oczy i liczyć, że koszmar przestanie nawiedzać pogrążony w wyobraźni umysł. Niestety rzeczywistość uderzała raz po raz uświadamiając dziewczynie, że nadal żyje. To za sprawą wszystkich tych odważnych ludzi, którzy zdecydowali się dotąd stać przy jej boku. Pozostała jej już tylko jedna osoba.
- Anzou... - wypowiedziała jego imię mimowolnie, chcąc się upewnić, że nadal był przy niej czy jego też nie odebrała żadna siła. Jeśli miała go blisko, to chciała upewnić się, że był prawdziwy. Złapała go za ramię oburącz wyraźnie zaniepokojona konsekwencjami swojej akcji. Chłopak był świadkiem tego, co ich spotkało.
- Ja.. przepraszam. - dodała po chwili, bliska płaczu jak nigdy dotąd. To zdecydowanie jej wina, że podsunęła tak absurdalny pomysł. Nie mogła wymyślić niczego sensownego i doprowadziła do tragedii. Z drugiej strony bezsilność zaczynała powodować, że w drobnym ciele pojawiało się kolejne ognisko złości. Chęć odegrania się na swoich oprawcach. Typowe dla każdej osoby pragnienie odwetu. Waleczność nie miała tu za wiele do pokazania. Hana odstąpiła od Władcy piorunów. Czy tego chcieli czy nie, to musieli nadal walczyć. Spojrzała mu jeszcze raz ze zdecydowaniem w oczy, aby przekazać własne zamiary.

Nie zależało jej już na akceptacji, kiedy mogła chociaż w małej mierze odpokutować swoje czyny. Jedynym rozsądnym wyjściem było zrezygnować z podtrzymywania mgły. To też uczyniła. Zorientować się w otoczeniu i wybrać swój następny cel. Nie wiedziała, dokąd ją to zaprowadzi. Powinni uciekać, ale w którym kierunku? Żaden nie wydawał się być bezpieczny. Dlatego Hana nie widziała innego wyjścia. Stanęła w najlepszej dla siebie pozycji, skierowana w stronę, z której dotąd nadchodziła ofensywa dzikich. Szarża olbrzymów, jeśli nadal trwała, stanowiła tu zagrożenie, na którym chciała wziąć odwet. Złożyła pierwszą pieczęć, gotowa zebrać pozostałe w jej ciele pokłady chakry, a potem zaczęła formować pieczęcie. Nim mgła miała czas rozwiać się w tych niekorzystnych warunkach, to młoda kunoichi musiała polegać na ruchu cieni i szeroko pojętej intuicji. Klasnęła w dłonie, co miało zainicjować jutsu. Wodna technika mogła wystrzelić w linii prostej, dlatego ważne było zdecydowane mierzenie przed siebie. Tego typu strumień powodował spore zniszczenia, więc dobrze byłoby trafić chociaż jednego Oni. Nie było pewności, że w czymkolwiek to pomoże. Drugie klaśnięcie. Wytworzone przez technikę duże pokłady wody miały unieść się i uformować w niszczycielską falę. Pochłonąć wszystko na swojej drodze, a w większości bezradnych na skutki pogodowe ludzi. Ta wyczerpująca akcja doprowadziła do skrajnego wyczerpania. W końcu ubytek chakry pozostawiał po sobie efekty uboczne. Hanie zrobiło się słabo, przez co musiała przykucnąć. Przed oczami pojawiły się mroczki, a oddech był nieznośnie ciężki do złapania. Trudno było przypatrzeć się temu, co właśnie uczyniła. Nawet nie chciała wyobrażać sobie, co stało się po tej próbie. Jak bardzo tym sobie zaszkodziła? Czy kupiła sobie trochę czasu, żeby odetchnąć z ulgą? Miała w sobie tyle zawziętości, a przecież powinna uciekać, żeby przeżyć. Naraziła się na to wszystko, jakby nie było innego rozwiązania. Potrzebowała sięgnąć po oczywisty ratunek w takiej sytuacji. Zażyć pigułkę, której działanie odświeży jej witalność. Bez tego nie będzie w stanie się ruszyć. Nie mówiąc już o dalszej ucieczce.
autor: Hana
16 sty 2024, o 10:47
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] Grupa Regularna Zwarcia
Odpowiedzi: 132
Odsłony: 4639

Re: [EVENT] Grupa Regularna Zwarcia

Czy cała ta sytuacja przypadkiem nie przypominała równi pochyłej? W zgiełku i chaosie bitwy na skalę, która jeszcze nikomu z tu obecnych się nie śniła, a na pewno nie młodej nastoletniej kunoichi. Tak właśnie odczuwała to Hana. Skupienie chociaż jednej sensownej myśli stawało się coraz trudniejsza, kiedy walka była przegrywania. Dookoła nie było już prawie śladu po zjednoczonej armii Sogen, a siły wroga dokonywały swej inwazji. Nieistotne stało się zdobywanie pola przed sobą. Nawet na moment z grubsza płaski teren zaczynał wydawać się wznoszącym się klifem brzegowym. Każda próba kontaktu z nim mogła zakończyć się roztrzaskaniem o skały. Co i rusz trudniej było mierzyć się z zagrożeniem dookoła, a tym bardziej we własnej głowie.

Sytuacja zaogniła się do tego stopnia, że nie wiedzieć kiedy pozostali uszczuplenie o połowę drużyny. To, co mogli nazwać wsparciem już dawno stało się integralną częścią całej linii obrony. O ile jeszcze cokolwiek z niej zostało. Shirakawa mogła utrzymywać wiarę w wyszkolenie wszystkich tych ludzi, którzy z narażeniem życia postanowili sprostać każdej niewygodnej przeciwności. Dlatego już dawno przestała się martwić i niepotrzebnie obawiać. Zahartowana przez własne błędy, a także pomoc kompanów, mogła walczyć o życie i przeciwstawić się wszystkim, co jej pozostało. Na pewno starała się ukryć nieco emocji i nie wyglądać źle w oczach zebranych. W rzeczywistości sama nie wiedziała, jak z jej prezencją. Ubranie już dawno przestało przypominać uniform, którego dosięgnęły ślady plam różnej maści. Przestała zwracać uwagę na swoje włosy, które lepiły się do skóry na czole i policzkach od deszczu i potu. Zwyczajnie nie było czasu na zajęcie się tak błahymi sprawami. Mięśnie na całym ciele dawały o sobie znać. Była spięta od pogarszających się wyników, ale przede wszystkim od wysiłku. To od niej zależało, czy będzie w stanie nad sobą zapanować. W końcu tyle trenowała, że ból i cierpienie nie mogą tak łatwo jej tego odebrać.

Wielkim plusem było to, że przy Hanie znajdowały się bliskie jej osoby. Ceniła takie sytuacje ponad wszystko. Poniekąd w ten sposób została wychowana i ukształtowana. Oddana klanowi i rodzinie. Mogła z całą stanowczością oznajmić, że nie byłaby to najgorsza śmierć. Na razie jednak taka myśl nie wchodziła w grę. Wciąż są w środku rozgrywanej akcji. Zdrowy osąd Chino sprawił, że sama nastolatka wzięła się w garść jeszcze mocniej i skupiła na ich sytuacji. Musieli współpracować i wyjść z tego cało. Trójka Kaminari i ich cenne wsparcie w postaci Inosuke z klanu Yamanaka. Nie wiadomo kiedy zrobiło się gorąco, gdy cała czwórka została niemal pozbawiona drogi odwrotu. Znaleźli się zbyt głęboko z przodu, przez co zaczynali być okrążanie ze wszystkich stron. Nie miało to tak wielkiego znaczenia, bo to było pewne już od jakiegoś czasu. Wróg zaczynał być wszędzie i niechybnie rozniesie się po całej krainie w mgnieniu oka, jeśli czegoś nie wymyślą. Tymczasem wypadało poradzić sobie z odwrotem. Improwizacja nie powinna nikogo dziwić. W innych okolicznościach honor nakazywał walczyć, aż do śmierci. Obecnie lepiej tego uniknąć i nie kierować się impulsem. Shirakawa wysłuchała słowa Chino, a także odpowiedzi Inosuke. Pozbawieni ważnych członków drużyny nie mogli już odważnie atakować. Poza tym przeciwnik, z którym niedawno się mierzyli mógł wrócić w każdej chwili. To tylko dzięki Ario jeszcze żyli. Oby medykowi nic poważnego nie dolegało. Należały mu się zasługi za jego obecność. Teraz nie w sposób wyobrazić sobie, jak mieliby powstrzymać Bubaigare lub jemu podobnych.

Spoczęło na tym, że musieli się kryć. Zatem dziewczyna kryła jedną ze stron i uzupełniała ich formację, żeby nic nagłego ich nie spotkało. Schowała wcześniej trzymany kunai z notka, bo wydawał się tu zbyteczny, kiedy kryli się pod osłoną zamieszania. Na razie wydawali się bezpieczni ze względu na pomocne zdolności sensoryczne Yamanaki. Wydawałoby się, że dzięki niemu będą w stanie wydostać się do reszty swoich. Niestety nikt więcej nie dysponował odpowiednim transportem, jak choćby Shinsu. Jakby tylko ktokolwiek z innych oddziałów odpowiadał na telepatię i ich zlokalizować. Będąc zdanym na siebie nadal musieli wymyślić plan. Nie było to takie proste. Jeśli Chino nie była pewna sytuacji, to skąd miała to wiedzieć Hana? Tylko jeden cel prześwitywał młodej uczennicy, a była nim chęć pokazania swojej przydatności. Bazując na swoich zdolnościach najpewniej mogłaby przetrwać raptem kilka chwil, aż grupa dzikich w końcu by jej nie namierzyła. Zaryzykowała śmiałą propozycję.
- Co.. co powiecie na zasłonę z mgły Kirigakure? Jeśli Inosuke-san nadal będzie prowadził nas swoimi zmysłami, to będziemy mieli szansę na uniknięcie większych grup wroga. - wyjaśniła krótko i czekała na ich reakcję. - Jeśli nie ominie nas walka, to wróg będzie bardziej niepewny do ataku. Anzou-san na turnieju stworzyłeś czarną chmurę z Rantonu, mogłaby nam się przydać do odwrócenia uwagi. - dodała niepewnie, ale tylko tyle wpadło jej teraz do głowy. Jeśli nie chcą tu siedzieć, to lepiej ruszyć się i nie zwlekać.


Zależnie od decyzji i słuszności dalszej akcji Hana musiała tylko poczynić niewielkie przygotowania. Zmylenie przeciwnika odbije się też na ich widoczności, ale miała nadzieję, że poradzą z tym sobie lepiej od dzikich. Wypadało też łudzić się, że ich siła ofensywna okaże się wystarczająca, gdyby natrafili na grupę wroga. Celem Shirakawy było wspieranie dwójki Kaminari oraz ochrona Inosuke, który nie był w ogóle przystosowany bojowo. Osłanianie go będzie kluczowe podczas ich przeprawy. O ile zdołają zgrać się na tyle dobrze, żeby przetrwać nadchodzące wydarzenia. Czekała już tylko na decyzję pozostałych i wkrótce miało okazać się, jaki skutek przyniesie im los. Do pomocy jako wsparcie zamierzała wykorzystać techniki wodne oraz reberu. Miała co do nich pewność, jeśli tylko nic jej nie zaskoczy na tyle, żeby mogła w porę zareagować. Jak dotąd wszystkie zamiary przeciwników wyprzedzały ja dosłownie o krok. Nie chciała więcej zmagać się z bezradnością.
autor: Hana
28 lis 2023, o 11:28
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] Grupa Regularna Zwarcia
Odpowiedzi: 132
Odsłony: 4639

Re: [EVENT] Grupa Regularna Zwarcia

Uczestnictwo w wojnie było strasznym doświadczeniem. Drenowanie sił psychicznych stawało się gorsze od poczucia zmęczenia czy bezsilności. Niszczyło organizm od środka. Trzeba było opierać się strachowi i znosić unoszące się wszędzie widmo śmierci. Warunki stały się prawdziwym koszmarem, kiedy nie dało się odróżnić błota od posoki. Wszystko w zasięgu wzroku wręcz zlewało się w jeden lepki szlam. Samo oddychanie powietrzem powodowało odruchy wymiotne. Wdechy na szczęście były bardzo płytkie z powodu utrzymującego się ciągle zagrożenia i adrenaliny. Organizm działał mimowolnie, a wyostrzone u niektórych ninja zmysły pracowały na wysokich obrotach. Cały oddział dookoła Hany zdawał się podzielać wspólne obawy i toczyć bój w jeszcze nie do końca straconej sprawie. Utrata kolejnych ludzi przybliżała ich tylko do ostatecznej decyzji, jaką będą musieli kiedyś podjąć. Wycofać się lub walczyć do śmierci. Decyzje te nie były łatwe, a Shirakawa zdawał się nie być w stanie podjąć ich samodzielnie. Mogła próbować zdecydować się na podążanie za towarzyszami z klanu, co byłoby chwalebną decyzją. Nie chciała jednak narażać innych na niewłaściwe rozkazy czy sugestie. Rzadko kiedy ktoś wybierał dobro innych zamiast swojego. W rozrachunku mogło okazać się, że jakiej nie wybiorą ścieżki, to będzie pisany im ten sam los.

Na razie walczyli i to chyba zaciekle. Jedni trochę mniej udolnie od drugich, a jednak każda rana niosła za sobą jakieś następstwo. Dowiódł tego Shinsu, którego rozbłysk wybuchu zaświecił się zaraz po tym, jak skończył się nalot strzał. Wysadził spory teren w epicentrum armii wroga. Ziemia zatrzęsła się w posadach, aż nie odzyskała równowagi i na powrót zmusiła zebranych do zabójczej walki. Niestety nie było czasu na zastanawianie się nad skutecznością tego ataku. Niedawno sami mogli zginąć w podobnym nalocie, rozszarpani przez brutalny żywioł wywołany notkami wybuchowymi. Hana nie zamierzała poddać się narastającym obawom. Zgodnie ze słowami Chino zamierzała trzymać się jej ustaleń. Były właściwe, jak na ten moment, a przecież ktoś musiał przejąć dowodzenie w tym nadkruszonym już oddziale. Wykorzystanie takiej okazji do odwrotu to bezprecedensowy warunek do podjęcia dalszych działań. Bez tego narażą siebie na pastwę dzikich.

Pobożne modły, żeby w najbliższym czasie nic strasznego ich nie spotkało, dawno odeszły w niepamięć. Liczyło się proste, brutalne nastawienie, którego Hana nigdy nie podejrzewałaby po sobie poznać. Tym bardziej, że jej łagodne usposobienie wyklucza w ogóle jej obecną rolę w tym świecie. Można powiedzieć, że została do tego zmuszona. Patrzyła się nazbyt nerwowo po twarzach zgromadzonych, a została ich ledwie garstka. Czy w takim rozrachunku będzie im wygodnie nadal współpracować? Nie było pewności. Ani trochę. Wnet Kaminari zwróciła uwagę na upadającego Ario. Z początku nie było po nim niczego widać, a nie wydawał się typem shinobi, który ukrywa rany - przecież jednocześnie jest też medykiem. Zgroza dosięgła ją na tyle, że podejrzewać można skutki jego zaciekłej strategii. Nie oszczędzał się, bo był z nich wszystkich najsilniejszy. Nie zawiódł ani na chwilę, a mimo to przeciwnik okazał się wymykać jego zdolnościom. Należała mu się dozgonna wdzięczność za zasługi.

Po chwili Hana zebrała w sobie siły i zmobilizowała do dalszego działania. Chino nakreśliła im piękny zarys tego, co powinni teraz zrobić. Powoli dążyć do osiągnięcia jakiejś satysfakcji z udziału w tej bitwie. Tylko to im pozostało. Zrobić, co w ich mocy i nie żałować niczego, co spowodowałoby zadowolenie na twarzach ich wrogów. Na znak kobiety zamierzała ruszyć za nią do walki. Miała przy sobie kunai, który mógł idealnie posłużyć do rozbrojenia sporej grupy dzikich. Bez wahania rzuci go w cel, jeśli zajdzie taka potrzeba. Chciała przydać się u boku Kaminari i przy okazji zdobyć cząstkę zasług, o jakich rozmawiali przed wyruszeniem. Po odlocie trójki z ich drużyny być może rozpoczęli trzeci etap ich zmagań, który okaże się nad wyraz wymagający, jeśli nie będzie to ich ostateczna potyczka. Nie wiedziała czego ma się spodziewać, dlatego jej myśli błądziły pomiędzy walką w zwarciu, a standardowym czerpaniem z śmiercionośnych technik ninja dla przechylenia szali na polu walki. Gdzieś wśród tego zgiełku czaili się silni przeciwnicy, wręcz potwory, które mogą nie dać im żadnych szans. Mimo to musieli zdecydowanie przeć przed siebie.
autor: Hana
28 paź 2023, o 10:48
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [EVENT] Grupa Regularna Zwarcia
Odpowiedzi: 132
Odsłony: 4639

Re: [EVENT] Grupa Regularna Zwarcia

Pozostawanie przy towarzyszach bitwy było jednym z najważniejszych elementów, jakie utwierdzały w przekonaniu, że warto dalej pozostać żywym. I chociaż wielu ginęło na ich oczach, to nadal pozostawała szansa. Czas grał tu dużą rolę. Dzięki sprawnej pomocy medycznej byli ciągle na miejscu. Nie musieli opuszczać frontu i narażać innych na totalną klęskę. W końcu umiejętności ninja w pewien sposób podtrzymywały cały szyk. Przeciwnicy nie mogli ot tak przejść i nie zainteresować się nimi.

Dotrzymanie kroku dwójce lepiej usprawnionych Kaminari stanowiło dla Hany nie lada wyzwanie. Przede wszystkim dlatego, że kontrolowali swoje reberu na wyższym poziomie niż dziewczyna. Mieli do dyspozycji więcej wiązek i gdyby przypatrzeć się ich manipulacji, to były także szybsze. Shirakawie pozostawało operować swoimi najstaranniej jak tylko potrafiła. Plan zrodził się sam. Mając do dyspozycji kilku członków tego samego klanu nic dziwnego, że warto postawić na wielokrotne użycie. Jednostka najpewniej nie osiągnęłaby zamierzonych wyników. Osłona zadziałała? Nietypowa bariera z wiązek Rantonu powstrzymywała nadlatujące strzały, co bardzo cieszyło i podnosiło na duchu. Jednak czy reszta była w stanie poradzić sobie z czekającym dookoła zagrożeniem.

Trwając w skupieniu nastolatka mogła jedynie wierzyć, że to Ario będzie tym, który stanie na wysokości zadania. Doświadczony lalkarz już pokazywał, że raz wciągnięty w wir walki jest nieocenionym wsparciem i bardzo niebezpiecznym łowcą. Nie chcąc łamać szyku i narażać drużyny na przedostanie się strzał w ich pobliże, Hana nadal podtrzymywała technikę. Korygował tylko nieznacznie laserowe pnącza, żeby pozwolić dwójce Kaminari na lepsze pole manewru. Wierzyła tym samym, że w razie trudności będzie czas na reakcję w ich bliższym otoczeniu.

Jeśli tylko kunoichi mogła oderwać wzrok od górnej warstwy nieba, to była gotowa reagować na każde zagrożenie. Schemat powoli się powtarzał. Zaraz po ostrzale powinni liczyć, że wróg zaatakuje swoimi siłami. Piechota kontra piechota, zaś im przypadną pewnie specjalni przeciwnicy. Grunt, żeby tym razem nie dać się zaskoczyć. Shirakawa nie będzie zwlekać i opóźniać reakcji. Tym bardziej czekać, aż dzicy wykonają pierwszy ruch. Bardzo chciała w to wierzyć.

Wyszukiwanie zaawansowane