Znaleziono 7 wyników

autor: Takasu Tsuyo
8 gru 2021, o 16:09
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 190
Odsłony: 18507

Re: Siedziba władzy

Kiedy człowiek w coś wystarczająco mocno wierzył to sprawiał, że ta wiara stawała się prawdą. Nie chodziło o to, że świat sam się zmieniał, że urojenia stawały się realiami, albo że człowiek zamykał się w magicznej bańce, w której wszystko było lepsze i bardziej przystępne. Chodziło o to, że kiedy człowiek wierzy w coś wystarczająco mocno, to sam walczy o to, żeby ta wiara stała się prawdą. Przenosi swoją siłę, moc i chęci do realiów, żeby kreować swoją własną rzeczywistość. A to, jak choroba, rozprzestrzeniało się dalej samo. Rosło wraz z tym, jak przybywało wokół takiej osoby ludzi. Dlatego nie chodziło o to, żeby komuś pokazać władzę, żeby dotarło, jak bardzo boli to, że jest się nikim w znaczeniu takim, by pławić się w swoim własnym blasku. Nie. Tsuyo czuł się naprawdę zabawiony przez tę dwójkę. Jak szybko tutaj przyszli, w jakim stanie, jakich słów używali i jakie mieli miny, kiedy na niego patrzyli. Wszystko można było z tych twarzy wyczytać. Ich obawy, ich determinację, ich wrażenie, że mają przed sobą wroga, z którym muszą się ścierać i jednocześnie nie mogą z nim walczyć. To nie był ten rodzaj przeciwnika, którego chciałeś zniszczyć czy zabić, nie. To był ten rodzaj przeciwnika, któremu po prostu musiałeś pokazać, na co cię stać, żeby cię docenił. To nie było złe. Znów - wręcz przeciwnie. To właśnie udowadniało, że ma przed sobą osoby, którym zależy. Które chcą same kształtować swoją przyszłość i zrobią w tym celu wszystko, co niezbędne. Nie zawsze będą to kroki proste. Ale to była część tej wiary. Część tego, że to byli gotowi się zaangażować. Niekoniecznie dla samego miasta, nie. Dla siebie. Miłość, rzecz jasna, była rzeczą ulotną. Ludzkie emocje były ulotne - zmienne i niestałe. Dziś są razem, za rok mogą się rozejść w gniewie. Ale połączenie pozostanie. To połączenie i przywiązanie do miasta. O ile tylko pozwoli się na to, by było odpowiednio pielęgnowane.
- Pani Sakai. Ryuzaku no Taki zawsze chętnie przyjmuje ludzi młodych, ambitnych i utalentowanych. Zapracowała Pani samodzielnie na ten dokument, dlatego proszę nie mówić o żadnych długach. - Podparł się znów na swojej lasce, przypatrując wam obu. Ze spokojem i bez żadnych osądów, choć teraz byliście jak dwa różne światy - wy, wyjęci z pola bitwy i on - wyjęty też z pola bitwy... ale tego, w którym twoim ostrzem jest słowo. - Jak już wspominałem, Panie Munraito, proszę się nie krępować. - Ostatnim razem przerabiali ten temat. Temat, którym było pilnowanie się z komentarzami i tak dalej, i tak dalej... rzecz jasna wyglądałoby to zupełnie inaczej, gdyby nie to, jak Hiro był sympatyczny. Ot, po prostu! Grzeczny i sympatyczny, sprawiający, że człowiek chciał dać mu nieco więcej przestrzeni, żeby zobaczyć, co z tego wyniknie. - Zgadza się. Rada jest najważniejszą częścią dla Ryuzaku no Taki, ale brak lidera sprawiał, że niektóre sprawy przechodziły przez veto zbyt wiele razy. - Co by nie mówić, im więcej zdań i głosów, tym więcej też było problemów z tego wynikających. Więcej pomysłów, oczywiście! Były z tym tak plusy jak i minusy. Jak to zawsze było w społeczeństwie.
A potem było już zdziwienie. Szok. Spodziewali się oporów, albo "a gdybyście jeszcze mogli dla mnie..!". W jednym nie mylili się na pewno - byli na łasce i niełasce swojego przywódcy, w tym wypadku Tsuyo, z którym chcieli robić interesy. I może to błogosławieństwo, że nie trafili na kogoś, kto chciał ich wykorzystać do cna? A może, jak podejrzewała Isane, w tym wszystkim naprawdę tkwił super zły plan, który dopiero mieli poznać? Ach, młodzi!
- Nie ma potrzeby. Jesteście wolni. Zakładam, że Pan Munraito wie, gdzie szukać zleceń. - Uśmiechnął się znów z rozbawieniem, kiedy ci, zmęczeni, brudni po podróży, ale szczęśliwi zbierali się do wyjścia. I pokręcił lekko głową, ale nie w negatywnym aspekcie. Gdzieś do swoich myśli o tym krótkim i intensywnym dla tej pary spotkaniu. Jakby od tego miało zależeć całe ich życie i... och, wiecie co?
Zależało.
autor: Takasu Tsuyo
7 gru 2021, o 23:08
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 190
Odsłony: 18507

Re: Siedziba władzy

Król Ryuzaku no Taki, osoba władająca wcześniej Koroną Świata, polityk i doskonały mówca, inteligentny i czarujący - Takasu Tsuyo. Zwykły manipulant, skurwysyn i zapchlony arystokrata. Tyle ile punktów siedzenia, tyle było punktów siedzenia. Kim tak naprawdę był Takasu Tsuyo, ile w plotkach było o nim mitów, ile było prawdy, co było czymś godnym potwierdzania i szukania w nim, a co było ledwo mrzonką, o którą nie warto zahaczać nawet palcem - o tym wszystkim każdy musiał przekonać się sam. Nikt nie mówił o jego rodzinie, o kochankach, nie było żadnego syna, próżno szukano bękartów. Grzebali w brudnych sprawach i nic nie mogli znaleźć, próbowali dołki kopać - przeskakiwał nad nimi. Sami bogowie nieśli tego jasnowłosego męża na swoich ramionach i dodawali mu skrzydeł, by z ich siłą mógł wznosić Ryuzaku no Taki coraz wyżej. A ono kwitło. Pod jego dotykiem zamieniało się w piękny kwiat, który śmiało rozchylał swoje płatki, żeby zachwycać ich wyglądem i by mogły zlatywać się nie tylko motyle, ale i miododajne pszczoły. Miasto kolorów, miasto zapachów, miasto możliwości. Jeśli ktoś był nad tym kotłem w stanie zapanować w Radzie, to czy właśnie nie Takasu Tsuyo? Naturalną wątpliwością w głowie człowieka było - co on z tego ma? Satysfakcję? Nikt dorosły nie wierzył w to, że można się czemuś tak poświęcać wyłącznie dla satysfakcji. Jego cele... może to właśnie dlatego, że NIE BYŁO niczego poza tą satysfakcją sprawiało, że ludzie tak bardzo te nieistniejące cele chcieli poznać. Widzieli cienie tam, gdzie ich nie było i oskarżali o manipulowanie tam, gdzie była po prostu szczera chęć. Ludzie, widzisz, to przedziwne istoty. Z jednej strony będą ci mówili o tym, że chcą, żeby inni byli szczerzy, ale kiedy dostaną szczerość to zaczną poszukiwać wszystkich kątów. No bo przecież COŚ w nich musi być! Coś musiało zostać zmiecione pod dywan, jakiś brud musiał być pochowany po tych szafach! Nic nas nigdy do końca nie zadowala. A ile łatwiejszy byłby ten świat, gdyby każdy każdemu od razu mówił, co mu po głowie chodzi.
Ręka zawieszone nad pergaminem dokończyła rys piórem - tak, piórem, nie pędzlem. Ryuzaku no Taki w końcu szło z duchem czasu! I posiadali wygodniejsze narzędzia niż zwykłe pędzle... no, przynajmniej niektórzy. Dokument, który wypełniał, chyba tylko czekał na jego podpis - piękny, równy, opatrzony zawijasami. Tak samo dumny, jak i właściciel podpisu dumny był. Wsunął pióro na jego podstawkę i uniósł spojrzenia najpierw na Isane, potem na Munraito. Z tym właśnie uśmiechem. Czego miałby nie rozumieć? Jak mógłby nie dotrzymać obietnicy? Mógłby? Nie? Czy rzeczywiście to wszystko było okraszone jakimś wielkim złym planem, który miał sprowadzić waszą drogę na drogę pełną cierni i klęsk? Cokolwiek myślał i cokolwiek planował było to poza waszym zasięgiem. Nawet wspaniałe oczy Ranmaru nie były w stanie przejrzeć za jego kurtynę. Zobaczyć coś więcej niż tylko człowieka, na którego twarzy nie było fałszywych rys, nie budowały się zmarszczki, a mięśnie nie poddawały niekontrolowanym odruchom.
- Nie oczekuję, że ninja prosto po misji wejdzie tu pachnący fiołkami i z lśniącymi włosami, panie Munraito. - Odpowiedział z lekkim rozbawieniem - i tak też słychać było brzmienie śmiechu w jego głosie. Ale spokojnie - to nie było wyśmiewanie. Ciężko powiedzieć, czy to z tych słów, podkreślenia Munraito słowa "nasze" oraz przypomnienie o obietnicy, czy może z miny Isane, a może jeszcze jakieś powodu cicho prychnął (tym śmiechem) i oparł plecy o szerokie i wygodne oparcie za sobą. Na moment przymknął oczy, ułożył przedramiona na podłokietnikach. Ale zaraz długie rzęsy poszły w ruch i znów mogliście oglądać te przejrzyste oczy. - Nie wiem, czy powinienem czuć się urażony tymi przypomnieniami czy może podziwiać niecierpliwości i gorące pragnienie młodych serc. - Nie było w jego słowach przygany, ale teraz rzeczywiście spoglądał na was pod jakimś innym kontem. I przez moment milczał. Zgiął rękę i oparł policzek na pięści, rozbawiony tym zwięzłym i krótkim przedstawieniem sytuacji, po którym już tu i teraz miały pojawić się dokumenty. Trwało to tak chwilę - to przyglądanie się. Może ocenianie. Może właśnie ważyły się wasze losy, a może dawno były już przesądzone - i teraz pozostała już tylko gra. Aż w końcu podniósł się, sięgnął po laskę przy biurku, która stuknęła i podszedł do jednego z regałów, by otworzyć tamtejszą szafeczkę i przeglądnąć kilka zwojów, nim wziął w ręce ten odpowiedni.
- Proszę. - Wyciągnął papier w kierunku Isane. - Gratuluję, Pani Sakai. Miło mi powitać panią w służbie Ryuzaku no Taki. Mam nadzieję, że współpraca będzie owocna dla obu stron. - I oto była. Tak po prostu. Bez walki, bez konieczności gryzienia się wzajemnie czy przerzucania czymkolwiek - twoja własna karta obywatelstwa potwierdzająca przynależność od Ryuzaku no Taki. Ty - wielki szpieg Unii! Nigdy więcej.
autor: Takasu Tsuyo
7 gru 2021, o 10:31
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 190
Odsłony: 18507

Re: Siedziba władzy

I tak oto zakochane gołąbeczki stawiły się dokładnie tam, gdzie stawić się miały po wykonaniu misji. Byli uwiązani do miasta przez to, że musieli czekać na polecenie, by na baczność stawić się do wyznaczonej grupy i zrobić, co do nich należy. Na całe szczęście nikomu tutaj to uwiązanie nie przeszkadzało. Ponieważ uwiązali się sami do siebie i jak na razie jeszcze nikt nie poczuł, że może być to w jakikolwiek sposób ograniczające. Nic nie zapowiadało, żeby mieli poczuć. Czegoś chcieli od tego miejsca, więc musieli coś dać od siebie w zamian. Na szczęście nie była to żadna bezpośrednia cząstka siebie - wszyscy wrócili cali i zdrowi. Obyło się bez tragedii i bez gorzkich łez, bez metalicznej krwi wylanej na glebę. Co nie oznaczało, że obyło się bez walki. Wręcz przeciwnie.
Mieli to szczęście (albo i nie?), że dnia dzisiejszego biedna i nieco nieogarnięta kobiecina, którą spotkali tutaj ostatnim razem nie siedziała za biurkiem, żeby znowu wywalić w kosmos jakieś papierzyska, które zaczną latać po całej hali. Chwilę poczekaliście, aż dwójka osób przed wami szybko rozmówi się z mężczyzną, starszym, który dzisiaj obsługiwał petentów, zanim nastała wasza kolej. Sprawa została przedstawiona krótko i zwięźle... no może nie krótko, ale na pewno dość zwięźle. I tajemniczo przy okazji. Mężczyzna, ewidentnie zaskoczony, poprosił, żebyście chwilkę poczekali, wstał od swojego stołu i złapał na korytarzu idącego właśnie urzędnika. Coś mówili przyciszonym głosem - króciutka wymiana zdań, po której mężczyzna wrócił i poinformował was, że posłał właśnie kolegę do pana Tsuyo żeby zapytać, czy może teraz kogoś przyjąć. Przyglądał się wam przy okazji z zainteresowaniem i poprosił teraz o dokumenty przynależności - ewidentnie niezapoznany z waszym zadaniem, które zostało zlecone. Ale dziwne by było, gdyby w tak wielkim miejscu każdy wiedział o każdej sprawie, gdy toczyło się ich tutaj pewnie czasem i dziesiątki dziennie. Tak czy siak zostaliście "spisani", wpisani do "książeczki gości" i nie musieliście czekać, jak ten równie tajemniczy "kolega" siedzącego przed wami pana wrócił i usłyszeliście, teraz już wyraźnie i głośno, że pan Tsuyo rzeczywiście was oczekuje i że zaprowadzi was do jego pokoju.
Ruszyliście. Przez te piękne i bogate korytarze, które jednych zachwycały, innych przyprawiały o zawroty głowy swoją pompatycznością. W końcu - kto co lubi i podobno o gustach się nie dyskutuje. Choć jeśli w Ryuzaku no Taki ktoś twierdził, że o gustach nie ma co gadać to było najlepsze potwierdzenie, że nie jest stąd. Tutaj kochali dyskusje na wszystkie tematy - a możliwość obgadania wszem i wobec pięknego dzieła artysty czy tego, czy architektura została zrobiona ze smakiem było tutejszą codziennością, zwłaszcza możnych. Zostaliście poproszeni, żeby chwilę poczekać przed gabinetem pana Tsuyo - można było dosłyszeć prowadzoną stamtąd konwersację. Bardzo cicho, słowa były niemożliwe do rozróżnienia. Może to było właściwie pożegnanie, bo po kilku minutach drzwi się otworzyły i wyszła z nich dostojna, starsza kobieta o wysoko upiętych włosach i w prostej, czarnej sukni, której surowe oczy spojrzały na was niemal osądzająco. Nawet nie raczyła się odezwać - poszła wzdłuż korytarza. A do pokoju zaprosił was znajomy głos.
We wnętrzu zupełnie nic się nie zmieniło - może to, że pod ścianą siedział mężczyzna wcześniej przez was widziany - w kącie, patrząc na swoje paznokcie, znudzony, wyglądał na zmęczonego. Ale Takasu się nim zupełnie nie przejmował. Wskazał wam, stojąc teraz za swoim biurkiem, miejsce naprzeciwko, a konkretnie - dwa przygotowane miejsca.
- Panie Munraito, Pani Sakai. Cieszę się widząc was całych i zdrowych, po powrocie z misji... Słucham więc. - Tsuyo prezentował się dokładnie tak samo jak ostatnio - godnie. Ubrany w ciemny brąz, heban wręcz, przeplatany złotymi, delikatnymi dodatkami - podkreślało to tylko jego jasne oczy i włosy, sprawiając, że jego twarz prezentowała się niemal anielsko, gdy nosił na wargach ten spokojny uśmiech.
autor: Takasu Tsuyo
12 wrz 2021, o 11:56
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 190
Odsłony: 18507

Re: Siedziba władzy

Jeśli człowiek cię lubi to jest na ciebie bardziej otwarty. Jeśli człowiekowi wydaje się, że może być wobec ciebie szczery - będzie więcej mówił. Jeśli człowiek uważa, że może swobodnie mówić - przekaże ci całkiem sporo ciekawych informacji. Ten ciąg przyczynowo skutkowy był tutaj żywy i miał równie żywe podstawy. Zazwyczaj ludziom wydawało się, że to pieniądz rządzi tym światem - nic bardziej mylnego. To wiedza. Informacje, jakie można uzyskać, a które nie zawsze da się pozyskać, o dziwo, pieniądzem. Ryo było kochane, miłowane i ułatwiało pozyskiwanie tej wiedzy, nie da się zaprzeczyć. Gdyby nie to, prości wieśniacy potrafiliby czytać i pisać, a to byłoby bardzo... problematyczne. Nikt nie chciał, by zwykły motłoch zyskał więcej świadomości niż to potrzebne. Tuszą łatwiej było kierować. Dla władców najgroźniejsza była zawsze inteligencja, dlatego to ją wyżynało się na początku, kiedy coś się zaczynało psuć. I tak samo inteligentny ninja potrafił być skarbem, ale również stawał się obosieczną bronią, kiedy twoje intencje były nieczyste. Albo kiedy nieczyste były intencje drugiej strony. Zwłaszcza w czasie wojny niektóre sprawy stawały się o wiele bardziej, hm... śliskie. Hiroyuki myślał bardzo wiele. I na coraz więcej sobie pozwalał, zachęcony przyzwoleniem i nawet pochwałą, jakby nie patrzeć, ze strony swojego rozmówcy. Zupełne przeciwieństwo ważącej słowa towarzyszki. Ciekawe było to, jak Munraito walczył o wyłowienie w zamian również czegoś dla siebie. Opinia, moi drodzy, to bardzo poważna broń. Broń, którą można obrócić przeciwko człowiekowi. Wykorzystać ją na bardzo wielu płaszczyznach. Ale dla Tsuyo nie było takiej opinii, której nie miałby przygotowanej do wyłożenia na złotej tacy. Przynajmniej dopóki nie dotyczyły one rzeczy osobistych, a wciąż zamykały się w ramach polityki, czy to wewnętrznej czy zewnętrznej.
- Wojna to narzędzie religii, zemsty i pazerności. Rzadko toczona jest dla spraw uświęconych. By znieść tyranię bądź zatrzymać szaleńców. Uchiha Katsumi zwołała najemników i swoich, by zniszczyć Mur. Ledwie dwa dni po jej nieudanej próbie Kaminari wypowiada Uchiha wojnę. Powiedzieli, że Uchiha trzeba ukarać - starali się w końcu zniszczyć Mur, który nas chroni. Słusznie. Jednak czy istnieje goniec, który w dwa dni pokona drogę z Sogen do Antai? Czy istnieje dowódca, który w dwa dni zmobilizuje całe wojsko i zawrze pokój z drugim państwem? Podczas rozważania takich spraw warto zadać sobie podstawowe pytania z tym związane. Wtedy człowiek dostrzega szczegóły. - I była to swojego rodzaju nauka, którą warto wyciągnąć na przyszłość. Tsuyo nie zamierzał podać oczywistej odpowiedzi w tym wypadku. Lepiej, by wysunęła się ona sama - gdy człowiek samodzielnie docierał do pewnych wniosków, były dla niego cenniejsze. I przede wszystkim jego własne. Nie myślał wtedy on mi powiedział, tylko ja pomyślałem... Sztuka manipulacji? Akurat w tym wypadku była cenna i niegroźna.
Było coś radującego w tym, że można oglądać dwa gołąbeczki, które tak starają się razem zawalczyć o własne miejsce na tym świecie. Zdawali się tak niewinnie szczerzy w tym wszystkim, że Tsuyo miał maleńki problem z uwierzeniem w to, co widzisz i na co patrzy. Miłość była doprawdy strasznym narzędziem - i pięknym jednocześnie. I tak oto zakochane gołąbeczki potrafiły iść za sobą w ogień, byle tylko być razem. Tsuyo nie wykorzystywał tego przeciwko nim, bo fakt był taki, że intencji złych nie miał - czemu miałby mieć? Młodzi ninja to w końcu skarb, każdy jeden, dla Ryuuzaku. A jednak to, co sobą pokazywali, dawały atuty do jego rąk. I pewne wnioski. Nie jest powiedziane, że ta rozmowa by się tak potoczyła, gdyby tego nie widział. A tak? Chociażby jeden wniosek, jaki posiadał - gdyby Isane została odesłana z kwitkiem, Hiroyuki poszedłby za nią. I to już była całkiem mocna karta.
- Chciałbym, żeby mieli państwo świadomość zagrożenia tej misji. Będę wysyłał również poselstwa do Kaminari oraz Inunzuka, mogę przydzielić państwo do którejś z tych grup. Mówię o standardowej procedurze, ponieważ zazwyczaj wymaga przepracowania dłuższego czasu w imieniu klanu czy też - miasta - aby zostać do niego oficjalnie przyjętym i cieszyć się chociażby miejscem zamieszkania czy stałą płacą. Jednakże tylko ślepiec nie zauważyłby waszej głębokiej zażyłości... toteż sądzę, że tak newralgiczna pod okiem odpowiedniej persony będzie wystarczająca. Cieszę się, że potrafią państwo wykorzystać okazję, która się nadarza. - Bo na tym świecie mężczyźni dzielili się na dwa typy - na tych, którzy potrafią okazję stworzyć i na tych, którzy ją wykorzystują. Był jeszcze trzeci typ. Ten, który potrafi zarówno okazje tworzyć jak i z niej korzystać. Jak... Tsuyo. - To wszystko z mojej strony w takim wypadku. Zostanie do domu pana Munraito wysłany poseł z informacją o zorganizowaniu poselstwa, prosiłbym jedynie zgłosić pani Hanie, jeśli teraz nie są państwo zdecydowani, do końca jutrzejszego dnia, gdzie są gotowi państwo wyruszyć. - Tsuyo podniósł się, by tym samym odprawić swoich gości. Całkiem zadowolony z uzyskanych odpowiedzi. I całkiem zaciekawiony młodą parką. Wiedza, jak to podkreśliła Isane, była dla nich cenna. Bezcenna. A wiedza na temat zamkniętej Unii, która coraz bardziej zamyka się na politykę zewnętrzną, tym bardziej. Ciekawe okazy mu się trafiły. Doprawdy - bardzo ciekawe...
autor: Takasu Tsuyo
7 wrz 2021, o 13:10
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 190
Odsłony: 18507

Re: Siedziba władzy

Uprzejmości przede wszystkim - a jakże. Bardzo szarmanckim zachowaniem ze strony Hiroyukiego było pochylenie się nad tymi kartkami. Okularnica wtedy już nie mogła zignorować tego, jaki bałagan zrobiła, że to strąciła - a starała się! I właściwie doskonale jej to wyszło, skoro zostało uznane, że po prostu tego nie zauważyła. Fakt, łatwo było pomyśleć o tym, jak biedna, zwykła, szara kobieta, które zajmuje się tylko odsyłaniem petentów do odpowiednich pokoików i ludzi się mogła poczuć, kiedy aktualnie najważniejsza osoba w Ryuzaku no Taki stanęła sobie przed jej biureczkiem i postanowiła chwilę posłuchać, jak to załatwia sprawy tego miasta. Nic przyjemnego. Naprawdę... nic przyjemnego. Niektórzy odebraliby to jako szansę do popisania się, ale wystarczył jeden rzut oka na Hanę żeby wiedzieć, że dla niej to był powód do wstydu, stresu i... ach, cóż. Tak i Hana podskoczyła prawie na krześle, kiedy obszedłeś jej biureczko i się pochyliłeś i wtedy już sama, po momencie zawahania, padła tam na kolana na tę ziemię, czerwona jak burak, już nawet nie pomidor. Aż się człowiek mógł zastanawiać, czy ona jeszcze oddycha, czy może zaraz padnie tutaj z tego wszystkiego i już nie wstanie.
- Dziękuję! - Odparła po wskoczeniu na równe nogi i wyprostowaniu się jak struna, kiedy już wszystkie kartki zostały pozbierane. I znów pochyliła się tka gwałtownie i nisko, że co bardziej wrażliwi odebraliby to jako próbę zamachu na ich życie. Prosto z bańki i do przodu. - Życzę miłego dnia! - Obróciła się przodem do Isane oraz do Tsuyo i znowu wykonała ten swój dziwaczny ukłon. Nie dało się nie widzieć jej specyfiki zachowania, nawet zupełnie ułomna na punkcie empatii osoba zrozumiałaby, jak zawstydzona jest i że jej reakcje teraz były srogo przerysowane, ale Tsuyo to po prostu... grzecznie ignorował. Żeby nie przysparzać jej większych zmartwień, zresztą - dzisiaj był jego wielki dzień. Cóż to szkodzi, by okazać odrobinę dobroci innym wokół siebie? Bez niej w tym świecie prawdopodobnie istnieliby tylko ci, którzy go nienawidzili. A jak to z pracownikami bywa - lepiej, by cię kochali, niż zastanawiali się, jakie masz słabe punkty.
Tym bardziej dotyczyło to ninja, którzy dla ciebie pracowali.
- Bardzo mądre słowa. - Pochwalił Tsuyo obracając się. Stukot laski towarzyszył waszym krokom, kiedy skierowaliście się korytarzem do jego gabinetu. - Ależ, panie Munraito, nie ma za co przepraszać. Ma pan całkowitą rację, porównanie było bardzo udane. Pokazuje to doskonale na arenie politycznym to, co stało się z Uchiha Katsumi. - I jej polityką pokoju. - Są państwo zaznajomieni z tym tematem? - Spojrzał na was z dawką ciekawości. W jednym Isane miała pełną rację - Takasu Tsuyo wcale nie należał do osób, które mogły się nie wtrącać. Och, on wtrącał się wszędzie, gdzie tylko mógł znaleźć dla siebie zysk. To było miasto kupieckie, a on tym miastem trząsł. Myślenie, że to zwykła asertywność, czysta chęć pomocy potrzebującym, było bardzo naiwne. Rzecz jasna nie oznaczało to również, że to było złe, bo Tsuyo nie niósł ze sobą złych intencji. W końcu wy też tutaj przyszliście nie z chęci bezinteresownej pomocy Ryuzaku no Taki, ale załatwienia interesu. Nic w tym świecie nie przychodzi za darmo - wiedzieliście o tym? Nawet miłość to transakcja wiązana - bierzesz i oddajesz. Bo jeśli nie oddajesz to przecież nie można mówić o jakimkolwiek miłowaniu.
Dotarliście w końcu do odpowiedniego pokoju, przed którym stał niepozorny mężczyzna - okularki na nosie, taki trochę... obszczymur, szczurek - przygarbiony, przez co wydawał się niski, w takich dość obwisłych szatach, chudy, jakby zapominał jeść codziennie śniadanie. Bardzo blady, czarne, krótkie włosy, chyba nawet nie uczesane i dwa węgielki czarnych oczu. Sogeńska uroda. Otworzył drzwi, kiedy was zobaczył i spojrzał w jakiś taki... specyficzny sposób na Tsuyo. To był ten rodzaj porozumiewawczego, kontrolnego spojrzenia. O, kontrolnego!
- Dziękuję. Proszę, żeby nikt nam nie przeszkadzał.
- Jasne. - Odparł z lekkim wzruszeniem ramion dość cichym głosem.
Takim sposobem znaleźliście się w gabinecie Takasu. Idealnie wpasowującym się w całe Ryuzaku - przepych, wygoda i bogactwo, ale wszystko to w odpowiednim stonowaniu, by cieszyło oczy, a nie się do nich rzucało. Mężczyzna wskazał wam wolne miejsca przed wielkim, ciężkim biurkiem, za którym sam zasiadł, odkładając swoją laskę na bok.
- Kontynuując wątek, po jaki państwo się tutaj zjawili... a raczej po który zjawiła się pani Isane... - Pani - tak to oceni. Już nie panienka. Biorąc pod uwagę wasze relacje można było tak rozsądzić. - Ryuzaku no Taki nie może, naturalnie, swobodnie podbierać ninja innym prowincjom, co nie oznacza, że nie stwarzamy odpowiednich możliwości. I że jest to niemożliwe. Procedury bezpieczeństwa oraz delikatna polityka zagranicznych relacji zmusza jednak do środków ostrożności w tym celu - stąd i zapewne spotkalibyście się państwo z licznymi problemami. Natomiast, jak powiedziałem i co lubię powtarzać, Ryuzaku no Taki to miasto możliwości. A czym byłyby te możliwości bez nowych ludzi chętnych do ich rozwoju. - Uśmiechnął się. - Przedstawię więc standardową procedurę postępowania w takich wypadkach, jak i propozycję lukratywną dla pani Isane. - Tutaj jego spojrzenie spoczęło na blondynce na dłuższy moment. Teraz już mogłaś odebrać to wrażenie, że prześwietla twoje myśli, choć nadal nie spoglądał wcale natarczywie. Ale w głowę aż kłuło jakieś on wie. On wie, że ja mu nie ufam. Obrócił się znów w kierunku Munraito, który ewidentnie prowadził tą rozmową. - Nie jest państwu obce zagadnienie wojny na terenach Uchiha. Pragnę stworzyć dla tego rodu pewnego rodzaju klauzulę nietykalności, oczywiście na tyle, na ile jest to osiągalne dla Ryuzaku no Taki. Neutalność polityczna jest dla nas istotna, ale pozostawienie również bez odzewu zbrodni wojennych Kaminari nie powinno pozostać bez echa. Z tego powodu chciałbym wysłać tam zaufanego człowieka w odpowiedniej obstawie, by złożyła liderce Uchiha propozycje związane między innymi z ciągłością dostaw czy z propozycją zabezpieczenia ludności cywilnej bądź wywiezienia niezdolnych do walki ninja z ich terenów. Da to państwu dobrą okazję do zarobku, a mi dobrą kartę przetargową do tego, by Radni nie mogli odmówić pani Isane obywatelstwa Ryuzaku no Taki, nawet jeśli jest aktualną obywatelką Unii. - Zakończył. I czekał na reakcję.
autor: Takasu Tsuyo
3 wrz 2021, o 13:57
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 190
Odsłony: 18507

Re: Siedziba władzy

Wiara czyniła cuda i budowała ten świat. I to nie tylko czcze powiedzonko - ci, którzy wierzyli i mieli wizję, ci Wizjonerzy, prowadzili ludzkość ku zmianom i nadawali tempo oraz kierunek rozwoju. Poruszali tak pojedyncze jednostki, jak potrafili poruszać całe tłumy. Człowiek za nimi szedł - choćby i do wulkanu. Czasem trzeba było powiedzieć sobie wprost, że wielkie przedsięwzięcia wymagały wielkich poświęceń, ale maluczcy ludzie nie musieli tego obejmować swoim umysłem. Byli trybikami w maszynie, którą Wizjonerzy nakręcali i która musiała działać. Jeśli jakiś element się zużył - wymieniliśmy go. Niektórzy szukali sobie wymówek - mówili: bo jemu lepiej będzie już w spokoju. Nawet jeśli ten spokój usypany był sześcioma stopami ziemi. I tak po prostu zgadzaliśmy się i dawaliśmy w ręce Wizjonerów okazję, żeby ci przekuli ją w coś więcej. Jeśli jesteś na tyle silny, żeby nie ustępować, bądź pewien, że jeśli nie dołączysz - to zostaniesz przesunięty. O ile nie zostaniesz uznany za niedziałający trybik, rzecz jasna. Maszyna, którą było Ryuzaku no Taki była całym molochem. Potworem, który rozrastał się, żarł i ciągle był jednocześnie nienasycony, a to przez to, że rozwój nie ustawał. Tutaj ciągle coś nie działało i ciągle przydzielano kogoś do "zajęcia się problemem". A skoro tak, to i ciągle potrzebne były mechanizmy dbające o trybiki, jak i mechanizmy dbające o mechanizmy, a w końcu ktoś, kto je też kontrolował... Widzicie ten łańcuch? Na nim budowali to miasto - i to działało. Aktualnie Ryuzaku no Taki bez podważania miało swój głos i swoje prawa w tym świecie i nie było takich odważnych, którzy chcieliby je tknąć. Oo, no może Cesarstwo czy Unia... tylko stawiano pytanie: po co? Skoro to miasto miało im tyle do zaoferowania, trzymało lwią część pieniądza - ich również, notabene - to po co w ogóle próbować to niszczyć?
Na twarzy Tsuyo pojawiło się uprzejme zaskoczenie, kiedy wypowiedziałeś swoje pierwsze słowa w jego kierunku. Wieleś słyszał o tym blondynie, znaczy że go rozpoznałeś. A to słyszał - to znaczy co? Same superlatywy? Czy może inne rzeczy? Odruchy zdradzały człowieka i to było kłamstwo, że tylko oczy odzwierciedlały prawdę. Prawdą zaś było to, że nad ciałem można było panować, ale nad oczami już panować ciężko. Niektórzy mieli ten naturalny dar, by zaglądać prosto w duszę człowieka i wynajdywać w niej rzeczy, których dana jednostka nawet o samej sobie nie wiedziała. Wzrok Tsuyo jednak nie był przenikliwy - nie wtargiwał w człowieka osobowość, ale nie można było się oszukiwać, że nie oceniał. Każdy przecież oceniał. Pojawiały się te myśli: ładny, ładna, uprzejmy, och, jaki miły! - bo ładnie się uśmiechał. A uśmiech tego konkretnego człowieka był jak jego głos - tak jak głos był dobry do słuchania, tak uśmiech - dobry do spoglądania. Z szacunkiem skłonił się najpierw w twoim kierunku, a potem i w kierunku Isane. Biorąc poprawkę na to, że ludzie pustyni bardzo nie lubili spoufałości, stronili od kontaktu fizycznego w publicznych miejscach nie złożył na jej palcach pocałunku, zgodnie z wszelką szarmancją, jaka się pani należała. Ukłon zaś był neutralny. Popularny dla wszystkich regionów w ramach pozdrowienia, podziękowania czy okazania właśnie szacunku. Im niżej - tym bardziej się płaszczysz. Oczywiście nie można było tego oczekiwać od tego blondyna, jakby ktoś miał wątpliwości.
Okularnica dopiero po chwili sztywno się wyprostowała, przeniosła te wielkie oczy na blondyna, spotykając się z jego spojrzeniem przeniosła wzrok na was. Czerwona na twarzy. Z niewiadomego powodu - ale można się było domyślić. Moment zajęło, zanim dotarło do niej, co właściwie mówisz i tak samo przypomniało się jej, że w sumie powinna usiąść. Więc siadła. Klapnęła na swoje krzesełko, przesunęła kubek przypominający grubą, różową koalę i prawie zwaliła zeszyt ze swojego biurka. Na szczęście spadł tylko stos kartek obok. Kobieta zamarła... po czym sięgnęła po twoją odznakę i odchrząknęła, nawet na te kartki nie zerkając. Poprawiła okulary na nosie, jakby wszystko było w absolutnym porządku i pod kontrolą.
- Dobrze, stać się... COOO? - Wybałuszyła na ciebie oczy i zamrugała ze dwa razy. - Ale, ale...
- ... ale to wspaniała okazja, by móc poszerzyć wspólne horyzonty kultury i przekonać o tym, że dla każdego Ryuzaku no Taki może być domem i enklawą. - Wtrącił się Tsuyo, choć... jeszcze przed chwilą utrzymywał, że jednak nie będzie tego robił i pozostawi sprawę do załatwienia... właśnie im. Okularnica nazwana wcześniej per Hana przeniosła wzrok na moment na swojego pracodawcę... i znów wsadziła nos w dziennik. Otwierając go, by potem spisać wasze nazwiska, numer - tak i kartę obywatelską ci oddała, bo przecież nie zamierzała ich rekwirować.
- Pani... Sakai. - Jasne, cytrynowe oczy mężczyzny spoczęły na kobiecie. - Jak bliskie są pani relacje z Pustynią? Proszę wybaczyć o wtrącenie jednak w prowadzoną sprawę, ale skoro mogę pomóc, pozwoliłem sobie na to minimum nieuprzejmości. - Miał na myśli to, że w końcu obcym nie wypadało od tak wpychać nosa w cudze sprawy. No, chyba że jesteś świeżo mianowanym Przewodniczącym Rady, pół Ryuzaku cię kocha, a drugie pół trzęsie przed tobą portami. I jeśli Munraito liczył na to, że Tsuyo nie zauważy ich gestów to bardzo się mylił. Ale liczyć każdy może - trochę lepiej czasem, trochę gorzej... - Żyjemy w świecie, w którym relacje powinno się wspierać i dawać im okazje na rozwój. - Dodał łagodnie, akcentując to, na co powołała się sama Isane, uznając to za najwyższy argument mówiący o tym, dlaczego powinna się tutaj znaleźć. Może trafiła w jakiś punkt Tsuyo, całkiem przypadkowo, a może były inne powody, dla których mężczyzna tę narrację podłapał. Tak czy siak - pykło. I dla was to było chyba najważniejsze. - Jeśli bylibyście państwo skłonni do audiencji, chętnie poznam całą sytuację przemawiającą za chęcią znalezienia się w naszym pięknym mieście... Hana, zapisz proszę państwo. - Mężczyzna gestem wskazał na jeden z korytarzy. Są takie propozycje, którym się po prostu nie odmawia i nie dlatego, że Tsuyo wam cokolwiek kazał, a dlatego, że, zupełnie jak z tym powodem, dla którego Ryuzaku nie zostanie nigdy zaatakowane - pewnych rzeczy się robić po prostu nie opłaca. Tak i nie opłacało się tutaj odmawiać.
autor: Takasu Tsuyo
2 wrz 2021, o 14:07
Forum: Osada Ryuzaku no Taki
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 190
Odsłony: 18507

Re: Siedziba władzy

Rada Rajców była jednym z największym fenomenów dzisiejszych społeczności. Dlaczego? Ponieważ działający w niej system wyprzedził chociażby to, co pojawiło się w Unii. Równe prawo głosu, równe znaczenie - brak nierówności, które sprawiłyby, że jeden człowiek miałby wpływ na wszystko. Piękne ideały, jeszcze piękniejsze obrazki malowane potem słowami ludzi, co niosły nowinę, jak to system ma niby działać. Działał? Niewielu wiedziało, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami Siedziby Rady Rajców Ryuzaku no Taki. Nie dopuszczano tam większości osób, a jeśli nawet jacyś ninja zostali wpuszczeni to musiał istnieć ku temu bardzo istotny i uzasadniony powód. Jest kilka rodzajów tajemnic i zachowań człowieka względem nich - jednym z nich był moment, w którym po prostu nie chciałeś widzieć prawd dziejących się przed twoimi oczami. Gdzieś w podświadomości możesz sobie zdawać sprawę z tego, że coś jest nie tak, ale to wypierasz. Nie przyjmujesz do świadomości, że w tym świetle czai się cień. Bo w końcu - czy nie najciemniej bywało właśnie pod latarnią? Kiedy skoncentrowany na płomieniu jak ćma lgnąłeś do światła, a wtedy ciemność wokół ciebie się pogłębiała? Zaciskała swoje objęcia, coraz bliżej i bliżej... ogień w końcu zgaśnie. Dopali się latarenka. A wtedy...
Jedną z takich pochodni był niewątpliwie Takasu Tsuyo. Człowiek wielki, cieszący się już swoim wiekiem - oj nie to, że był stary, skądże znowu! Jeszcze nie doczekał się czterdziestych urodzin i minie chwila, nim przyjdzie zdmuchnąć przysłowiowe świeczki z równie przysłowiowego tortu. Mężczyzna cieszył się ogromną popularnością i to niekoniecznie tylko dlatego, że był po prostu dobrym politykiem. A i ta popularność z tego drugiego faktu była różna. Nie mniej jednak - był lubiany. I był również szanowany. Drugim aspektem, o którym poważyłam się wspomnieć, była jego uroda. Szlachetna w każdym drobiazgu i szczególe, w pięknych, falowanych włosach o barwie złotych zbóż późnym latem, jasne oczy, przenikliwe, ale jednocześnie łagodne i bystre, smukła sylwetka. Jedyne, co go szpeciło, to kuśtykanie - niewiele osób zdawało sobie sprawy, skąd wzięło się jego kalectwo, ale nie miał sprawnej nogi - toteż chodził o lasce. Nie przeszkadzało to wielu niewiastom do niego wzdychać. Potrafił wykorzystać swoje wszystkie atuty - w końcu o co innego chodziło w biznesie jeśli nie o dobrą sprzedaż? To, ile możesz zyskać, zależy od tego, ile możesz dać. A Tsuyo miał bardzo wiele pomysłów - na siebie, na to miasto i na cały świat. Nie mógł pozwolić, by istniały ograniczenia, które zamieszałyby w jego paradzie.
Rada została zwołana już kilka godzin temu - i tak obradowali. Ale o dziwo ich priorytetem chwilowo nie była wojna, która dudniła na granicy. Owszem, temat również podjęto, tak i razem z nim podjęto parę decyzji. Wojna nigdy w końcu nie była sprawą prostą. Ale w tym mieście działo się jeszcze więcej skomplikowanych rzeczy niż wojna z Uchiha. Dla niektórych - o dziwo, dla innych - z niedowierzaniem. A JEDNAK.
- Wojna to rozkwit gospodarki. Uchiha są zdesperowani, ale sprzedaż im dóbr może być ryzykowna. - Starsza kobieta o posiwiałych już włosach uplecionych w równy kok i niezwykle ascetycznej jak na te tereny sukni spojrzała spod równiutko (aż do przesady) wyrównanych brwi na swoje paznokcie, zajmując jedno z miejsc. Sprawiała wrażenie zupełnie niezainteresowanej toczonymi tutaj rozmowami, ale jak wiadomo - pozory potrafiły mylić. Tak i były celowo tworzone, aby usypiać czujność. Że niby ja nie słucham - ale tak naprawdę widzę, słyszę i rozumiem.
- Musisz poruszać ten temat? Nowelizacjami ustaw dotyczących handlu z terenami objętymi wojną zajmiemy się na jutrzejszych obradach. Jak dotrze wywiad dotyczący blokad granicznych. - Sapnął mężczyzna w średnim wieku z pięknym i lśniącym wąsem pod jego nosem. Równiutko wylizana łepetyna z czarnymi włosami i antaiska uroda sprawiały, że w porównaniu do bladej kobieciny wyglądał jak czarna perła w królewskiej koronie. Przezabawnie egzotycznie. Ale nikt się nie śmiał - ani z niego ani z prowadzonych tu rozmów.
- Skoro nikt nie ma niczego do dodania w kwestii nowej uchwały, rozumiem, że Rada jest na dzisiaj rozwiązana? - Tsuyo uśmiechnął się lekko pod nosem, spoglądając na trzymany w dłoniach pergamin. Powód chwały, dumy i, oh - jego własna broń. Broń, którą mu podpisano i którą stworzył latami starań tylko i wyłącznie dla siebie. Nie było istotne, jak długo musisz się starać o to, by świat był zbudowany tak, jak sobie tego życzysz. Nie była istotna droga - istotny był efekt.
- Proszę o stanowisko naszego nowego Przewodniczącego. Proszę o zbyt wiele? - Kobieta przestała przesuwać palcami, obracać nimi na wszystkie strony, żeby przyjrzeć się ich wypolerowaniu, czy są równo pomalowane i czy na pewno pani, która je pielęgnowała, zrobiła to dobrze. Ano - zrobiła. Zarówno jej paznokcie jak i cała jej aparycja były zwieńczeniem doskonałości. Przynajmniej w jej mniemaniu. Sala była wypełniona indywidualnościami, a każdy tutaj miał swoje ale, swoje veto i swoje naburmuszone miny. A jednak nikt nie krzyczał o to, by Takasu Tsuyo zwrócił pergamin, który sami mu wręczyli. Widzicie? Wybory jak nic działają. Bo przecież wszyscy byli sprawiedliwi! Nikt nie posiłkował się wymuszeniami, animozjami, manipulatorstwem czy przekupstwem. Nie, nieee..! Ryuzaku no Taki z całą pewnością było zupełnie inne niż wszystkie inne miasta tego świata - i na pewno było od nich lepsze. Cóż, Tsuyo zamierzał sprawić, że będzie najlepsze. Tytuł Korony Świata nadal był nieobsadzony - a Ryuzaku kwitło.
- Och, więc mogę tym tytułem posługiwać się od dziś? - Tsuyo uśmiechnął się ciepło i spojrzał w kierunku kobiety. Nie dało się nie zauważyć, że były osoby, które się napięły, ale też i była taka, która cicho prychnęła pod nosem. Z nowych rządów byli i będą zadowoleni i niezadowoleni. Tak i będą ci, którzy zapamiętają to nazwisko dobrze i ci, którzy je przeklną. Cóż, Tsuyo jeszcze musiałby się tym chociaż minimalnie przejmować. A jak widać było na załączonym obrazku - raczej przeżywał swój triumf niż zmartwienia o ewentualne porażki. Sytuacja świata dawała mu tylko bronie w ręce do użycia przeciwko Radzie. Był sprytny. Gdy życie dawało mu cytryny - robił z nich lemoniadę. Widząc jednak lekkie skrzywienie pytającej po prostu kontynuował. - Zgodnie z początkowymi rozmowami wyślę poselstwa do wspomnianych rodów. Nie możemy pozwolić, by członkowie naszej wspaniałej Rady cierpieli na traktatach handlowych podjętych z rodami objętymi wojną, czyż nie? Radzę jednak szykować się na konieczność zmian.
Zmiana. Rozwój i zmiana była domeną chyba każdej wojny i każdy tutaj zdawał sobie z tego sprawę. Nawet, jeśli niekoniecznie chciał to widzieć. Jedni tracą, inni się bogacą. Jedni będą próbowali przepchnąć towar na tereny wojenne i stracą, inni się wzbogacą. Odrobina szczęścia, trochę planowania - i przepis gotowy. Praca w polityce jak i terenie miała jednak to do siebie, że nie byłeś w stanie rozplanować wszystkiego dokładnie. Było za dużo zmiennych, których nie byłeś w stanie przewidzieć i ustalić.
- Niniejszym zamykam posiedzenie Rady. W celach uniknięcia negatywnych relacji na arenie między politycznej Ryuzaku no Taki nie wstrzymuje oficjalnie dostaw do żadnej z prowincji objętej wojną. - Jeden z mężczyzn siedzący z papierami wstał, trzymając w ręku jeden z nich rozwinięty - tak i jego oczy były na nim skupione. - Zgodnie z utrzymaniem relacji handlowych Ryuzaku no Taki wzmocni granicę oddziałami oraz w razie potrzeby oddeleguje większe karawany kupieckie, które od tej pory zobowiązane są do podróży w grupie w celu ich ochrony, na tereny objęte działaniami wojennymi. Ryuzaku no Taki oficjalnie potępia decyzję Uchiha Katsumi za próbę zniszczenia Shi no Geto oraz organizacji nazywanej dalej Shinsengumi. Powodem potępienia jest działanie na szkodę cywili oraz ninja w skali ogólnoświatowej. Ryuzaku no Taki nie zamierza aktywnie wspierać stron konfliktu i potępia rozwiązanie sprawy Uchiha Katsumi wojną. Ryuzaku no Taki od dziś posiada Przewodniczącego Rady Rajców, Takasu Tsuyo. Posiedzenie Rady Rajców zostaje na dziś zamknięte.
Słodkie zwycięstwo. I dokument w dłoniach Tsuyo, tak cenny, oddający więcej władzy nad tym miastem w jego ręce.
* * * Jak to zazwyczaj w budynkach funkcyjnych bywało, tak i tutaj była ta jedna miła pani, która siedziała i czekała na to, aż petent przyjdzie, petent się podpisze i petent postanowi... no coś postanowi. To już chyba zależało od tego, dokąd się idzie, po co i z jakim zamiarem. Ale nie martwcie się, moi mili. Żaden strażnik was nie zatrzymywał. Żaden nawet nie zwracał na was uwagi. Za to młodsza pani siedząca za biureczkiem podniosła na was swoje wielkie oczy - dziwnie powiększone przez grube szkła, które nosiła. Wyglądała przez to kuriozalnie. Nazwać ją ładną byłoby niedopowiedzeniem - albo przeszła traumę w dzieciństwie, albo... oby nie - taka się urodziła, że miała dziwne tiki, mrugała jakoś tak mocno i była zwyczajnie BRZYDKA. Nawet pomijając wielkie konwenanse pod tytułem: pojęcie piękna jest kwestią prywatną - ona była po prostu brzydka.
- Dzień dobry. Państwo do kogo i w jakim celu? Byli państwo umówieni? Nazwisko i imię? Numer odznaki? - Zaczęła zadawać pytania nie łapiąc nawet chwili na oddech, kiedy na moment zwróciła spojrzenie na jeden z większych korytarzy.
Jako bardziej zaznajomiony z tutejszymi konwenansami Munraito mógł się domyślić, że właśnie Rada skończyła swoje posiedzenie - bo to właśnie członkowie Rady wychodzili z wielkiej sali, która dostępna była zazwyczaj dla nich. I na czas posiedzeń cały korytarz był zastawiany przez strażników - nikt nie mógł się wtedy do niego dostać. Środki bezpieczeństwa przede wszystkim. Nikt (zupełnie nie wiem czemu) nie chciał, żeby aktualna Rada została wysadzona w powietrze jak ta z Kami no Hikage. Burzliwie dyskutujące ze sobą jednostki nie zwracały na was żadnej uwagi - ale pani za biureczkiem i tak wstała i stała jak na baczność ze złożonymi przed sobą, na długiej spódnicy, rąsiami. Kiedy zaś spośród nich wyłonił się blondyn podpierający się laską to zgięła się w pół - prawie przywalając czołem o kant swojego biurka. Aż dziw brał, że się w nie nie walnęła. Albo była już w tym tak wyćwiczona i wiedziała co do milimetra, jak szybko i sprawnie się pochylić, albo zamówiła sobie biurko do wzrostu...
- Proszę, spokojnie, pani Hana... - Głos Tsuyo był naprawdę przyjemny dla ucha. To był ten głos, który słyszysz i myślisz sobie: wow, chciałbym usłyszeć, jak czyta na głos jakąś książkę. Są tacy ludzie, których chce się słuchać - i nie da się ich przegapić. Nie da się ich nie usłyszeć. Człowiek po prostu automatycznie skupiał na nim swoją uwagę. Taki był właśnie Takasu Tsuyo ubrany w elegancki, zgodny z najnowszymi trendami mody frak, koszulę, z uczesanymi, pięknymi włosami i niezwykle jasnymi rzęsami. Jego uwaga, kiedy podszedł do biurka, zwróciła się na was. - Dzień dobry. Najmocniej przepraszam za zakłócenie porządku - proszę. - Wskazał wam gestem, byście się nie krępowali i załatwili swoje sprawunki - a on sam poczeka. Tak i zatrzymał się w odpowiedniej odległości, by dać wam przestrzeń. Idealna kultura osobista.

Wyszukiwanie zaawansowane