Znaleziono 66 wyników

autor: Haruko
7 cze 2021, o 07:39
Forum: Rozliczenia PH
Temat: [PH] Haruko
Odpowiedzi: 8
Odsłony: 277

Re: [PH] Haruko

autor: Haruko
6 cze 2021, o 18:20
Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
Temat: Porzucanie kont
Odpowiedzi: 174
Odsłony: 16994

Re: Porzucanie kont

Nick postaci: Haruko
Link do karty postaci: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=9451
Powód porzucenia konta: kto ma wiedzieć ten wie


Done - K
autor: Haruko
6 cze 2021, o 18:20
Forum: Misje i Fabuły
Temat: Wycena Fabuły
Odpowiedzi: 546
Odsłony: 31304

Re: Prośby o Wycenę Fabuły

autor: Haruko
29 maja 2021, o 22:46
Forum: Lokacje
Temat: Centrum osady
Odpowiedzi: 194
Odsłony: 17187

Re: Centrum osady

Trudno było uwierzyć, że taka formacja jak Unia powstała na tych gorących piaskach Wielkiej Kuwety. Ludy pustyni – wszyscy wojowniczy, wielcy indywidualiści i podzieleni przez mrowie wojen, które wybuchały co i rusz. Tylko patrzeć jak wszystko się rozpada… Ale minęło półtorej roku i Unia trzymała się nadal. Jakoś, wciąż – pytanie tylko kogo to bardziej dziwiło. Sabaku Jou i wszystkich, którzy przyczynili się do jej powstania, szarych mieszkańców i obywateli Samotnych Wydm, czy może krainy ościenne?
- Jak to „niszczenia herbaty mlekiem”? Przecież… Herbatę pije się tylko z mlekiem! – no może nie tylko, może przesadziła, ale tutaj na pustyni, jeśli już piło się coś na ciepło, czyli herbatę, to dodawało się do niej mnóstwo innych dodatków. Na słodko z przyprawami i mlekiem i miodem daktylowym, albo na słono, ze sprowadzaną solą. Była kompletnie wyprowadzona z równowagi, bo JAK TO TAK MOŻNA herbatę bez mleka?! - Oszaleli w tym Sogen czy jak? – zdumieniu nie było końca. Gorzka herbata, jak tak można… - U nas się pije prawie tylko słodką herbatę – zdarzało się czasami, że ktoś nie dodał mleka do herbaty, ale tak bez miodu to tak aż… dziwnie. I przypraw, albo cytrusów!
Zapatrzyła się na chłopaka, kiedy ten przyłożył palce do oczu. Śmieszny był ten Kaiho. I choć Haruko może nie wybuchała śmiechem, przeciwnie, to czasami po prostu się uśmiechała. Teraz wyglądał śmiesznie, udając wielkie oczy sogeńczyków, kiedy widzą jak ktoś słodzi herbatę. Trochę jej poprawiał humor, to prawda, ale Haruko, jak to Haruko, była nieco wycofana – to był w końcu nieznajomy, o którym wiedziała… no cóż. Niewiele. Ale po godzinie znajomości nie można liczyć na wiele.
- W czym ten śnieg przeszkadza z przejazdem? Piasek też bywa problematyczny, jak wiatr zawiewa wydmy, które się przemieszczają w trakcie podróży i też bywają problemy, ale bez przesady, żeby nie dało się gdzieś dostać – tyczki wyznaczające szlaki były na tyle wysokie, że wystawały spod nawału piachu i jakoś to szło. - Roślinne wzory? Takie? – uniosła rękę i nawet trochę podciągnęła rękaw, żeby pokazać Kaiho swoje tatuaże wymalowane henną na całej długości ręki. Nie podwinęła rzecz jasna całego rękawa, ale materiał na nim i tak był prześwitujący i było widać do samej góry wymalowany wzór, wszystkie łuki, płatki, łodyżki i inne. - Może faktycznie się kiedyś wybiorę… Teraz będę miała przynajmniej pretekst – bo do tej pory… cóż. Nie bardzo go miała. - U nas marznie się w nocy. Temperatura bardzo spada. Noc na pustyni jest chyba jeszcze mniej przyjemna niż w samo południe – w sumie nie wiedziała, czy Kaiho miał świadomość, że noce w Atsui były bardzo nieprzyjemne, ale nie z powodu gorąca, a dlatego, że… było wręcz zbyt zimno.
Kiwnęła głową – skoro jemu to nie przeszkadzało, to wybiorą się do jej babci, ale to później, później, nie teraz. Teraz były ważniejsze rzeczy – jak przespacerowanie się po centrum, na którym pojawiało się coraz więcej osób, bo ludzie przestawali się chować przed najgorszym upałem. Gwar i barwy – tak można to było określić w skrócie. Barwy zapachów, kolorów, smaków… Wszystkiego. Haruko nie brzmiała ponuro, kiedy mówiła o śmierci, wojnie i stracie. Nie wspomniała, że to dotyczyło bezpośrednio jej, że w ten sposób straciła część rodziny i kawałek serca, którego nigdy nie odzyska. Nie wspomniała, że jej matka pomimo straty ukochanego przygarnęła do domu osierocone, pięcioletnie dziecko – czy ile lat miał wtedy Akio… Nie wspomniała, że ich wszystkich wiele to kosztowało. Jedyne co powiedziała to to jedno stwierdzenie, że nie rozumie jak można samemu na życzenie pozbyć się własnej rodziny. Ale wtedy się uśmiechnęła, kiedy Kaiho wskazał na siebie i nazwał siebie ninja. Ninja. Tak. Tego się akurat już spodziewała. Że pomyliła jego miejsce zamieszkania to nieco inna sprawa. Powoli sięgnęła ręką do torby i czegoś w niej wyraźnie szukała. Aż w końcu znalazła. Odznakę na rzemyku – i wyciągnęła ją, by pokazać ją Kaiho. Miała granatowe tło jak wszystkie w Unii, i złoty połysk znaczący, że jest pełnoprawnym członkiem swojego rodu.
- Więc jesteś shinobim? Ja też – a oni, shinobi, byli znacznie bardziej narażeni na śmierć. Albo tak się wydawało. W każdym razie, to oni byli armią klanu, to oni walczyli. Nie była nikim znaczącym, tylko Doko, ale tutaj w Unii oznaczło to, że było się już częścią oddziału. Haru po chwili schowała metalowy krążek do torby. Racja, może nie wyglądała jak kunoichi – obwieszona biżuterią i w pięknej sukni, wymalowana i zadbana przypominała raczej pannę na wydaniu z dobrego domu, a nie groźną wojowniczkę własnego rodu, ale no cóż… Pozory myliły. Zwłaszcza, że Haruko była grzeczna, była miła… I tylko czaaaaaseeeem była wredną żmiją, której ktoś nadepnął na ogon, znaczy, że trzeba pokąsać.
- I co? Smakują inaczej? – te figi znaczy się. Była ciekawa tego werdyktu – czy ten sam owoc tu i tam smakuje tak samo czy jednak inaczej? - Spróbuj teraz daktyla – zachęciła go. - Można je jeść na świeżo, albo suszone. Robią z nich też miód, a z takich twardych mąkę – i wypiekano chleb daktylowy z miodem, albo chleb pustyni z mąki. Daktyle miały akurat mnóstwo zastosowań. No i nie dało się ich zjeść zbyt dużo. - To miłe, w takim razie się cieszę, że mogę ci ten pobyt tutaj trochę umilić.
autor: Haruko
29 maja 2021, o 13:33
Forum: Lokacje
Temat: Centrum osady
Odpowiedzi: 194
Odsłony: 17187

Re: Centrum osady

Kiedy widzi się tak wiele krwi, która barwi piaski, na których wyrastają te karłowate rośliny, to odsuwa się od wielu rzeczy. Palmy daktylowe podlewane krwią, rodziły owoce, które też nie były czyste. A mówią, że krew nie woda. Cóż, nie – krew to nie woda zdecydowanie. Ale to był też powód, dla którego lud Samotnych Wydm był tak nieufny, tak waleczny i tak… bezwzględny. Kaiho nie miał okazji się o tym przekonać, bo trafił akurat na lepszy dzień Haruko i na to, że była dość wyrozumiała, bo miała przed sobą kogoś, kto był tutaj pierwszy raz, niczego nie wiedział i wyglądał na chętnego do tego, by się nauczyć. Jego notatki w zeszyciku były tego jasnym dowodem.
- Za co was nienawidzą? Nie rozumiem – przyznała z rozbrajającą szczerością. Za co. Za końskie mleko? Sama takiego nie piła, przynajmniej nie świadomie, tutaj królowało wielbłądzie, no i inne napoje. Może to jakaś profanacja dla sogeńczyków to końskie mleko? Bo nie wpadła na to, że może chodzić o mleko w herbacie – tutaj głównie tak się pijało, zwłaszcza wieczorami, by się rozgrzać, gdy temperatura gwałtownie spadała. Tutaj za to dla sportu hejtowało się Kaguya, zwłaszcza Sabaku to robili. A nie daj Amaterasu, by Kaguya trafił do Kinkotsu, ło to się wtedy robiło! A oczywiście przybywali, skoro odgórnie był nakaz, by członkowie wszystkich rodów mieszali się między sobą w ramach budowania wzajemnego zaufania i różnorodności. Dlatego w Kinkotsu można było spotkać każdego – Sabaku i Maji oczywiście, ale też Dohito, Haretsu, Kaguya oraz Ayatsuri. To było na porządku dziennym.
- Nie? – nie dosłownie? Żartował trochę, więc Haruko głośniej wypuściła powietrze przez nos, ale nic na to nie powiedziała, nie skomentowała. Dla niej to nie brzmiało zbyt przekonująco, ale może wpływ na to miał akcent chłopaka – tak różny od jej własnego. Musiała się czasami skupić, żeby być pewna, że rozumie dokładnie co mówi, ale może czegoś po prostu nie wyłapała? Może tak się tak mówiło, takie mieli powiedzonko? - Nigdy nie widziałam śniegu. Czytałam, matka mi opowiadała, ale nie widziałam – przekrzywiła trochę głowę, próbując zastąpić złoty piasek bielą. Jakoś… chyba wyobraźnia ją w tym momencie zawiodła, a tej przecież miała sporo, skoro sama rysowała wzory na swoim ciele i szkicowała projekty swoich ubrań dla krawca. Można było powiedzieć, że jest pewnego rodzaju artystką, dlatego gdy tak zerkała na te szybko uciekające jej rysunki Kaiho, które i tak mogła podziwiać do góry nogami, to widziała, że też na artystę trafiła.
- Nie ma za co. Akurat mam dzisiaj dzień wolny. Będę tylko musiała na chwilę podejść do babci, jeśli ci to nie będzie przeszkadzać – ale to później, nie paliło się. - Dla sportu? Nie. Każdy się targuje – brzmiała na zaskoczoną jego pytaniem. Trudno było sobie wyobrazić jej inną rzeczywistość, skoro nigdy nie opuściła terenu pustyni. Była ciekawa, tak, ale do tej pory nie na tyle, by faktycznie chcieć opuścić Samotne Wydmy. Nie chodziło o to, czy by sobie poradziła, bo pewnie tak, była przecież dużą dziewczyną (dosłownie i w przenośni), ale jakoś obecnie chciała pracować dla pustyni i Unii.
- Trudno mi to sobie wyobrazić. Wojna zabrała nam całe rodziny, wielu z nas zostało samych. Są tacy, co pod swój dach przyjmowali tych samotnych, żeby zapełnić dziury, jakie powstały, albo po prostu, bo tak… po prostu się robi. Nie zostawia innych w potrzebie. Dlatego zabić zanim się narodzi to dla mnie… Nie rozumiem tego. Jak można świadomie pozbawić się tej rodziny – ile Haruko by dała, by ojciec nadal tutaj był. I cieszyła się, że jej matka, która straciła męża i miała na wychowaniu dwie córki, wzięła pod dach jeszcze jedno małe dziecko. Jeśli tamta kobieta nie chciała tego dziecka, to na pewno znalazłby się ktoś, kto by je chciał. Po co od razu zabijać? Obrzydliwe. Dlaczego o tym mówiła? Nieznajomym łatwiej było powiedzieć niektóre rzeczy niż tym bliskim. Nie niosło to ze sobą takiego ładunku emocjonalnego. W jej domu nie rozmawiało się o wojnie i stracie – ale to w człowieku siedziało, głęboko. Czasami chciało się to powiedzieć na głos.
- Są. Na szczęście u nas dość rzadko. Ale jak już są, to trzeba bardzo uważać. Ale to mi też przypomniało… Dlatego wielbłądy są lepsze do podróżowania. Im ten piach tak bardzo nie przeszkadza. Jakoś zatykają sobie nos i nie wdychają pyłu – w przeciwieństwie do koni.
Miło było posłuchać o Antai, jednak gdy o tym zaczęła się rozmowa, Haruko przyznała, że sądziła iż Kaiho pochodzi z Yusetsu – a to przez psa, z jakim przybył. No i że nie wiedziała, że psy potrafią mówić, w życiu nie widziała gadającego zwierzaka.
Ściągnęła chustę, którą miała przewieszoną na twarzy, wiązaną z tyłu głowy i schowała ją do torby, nim sięgnęła po jednego daktyla, żeby pokazać mu o co chodzi. Ugryzła kawałek, chwilę pożuła, przełknęła. Daktyl nawet bez przegryzienia pachniał słodko i zachęcał, by się w niego wgryźć, a ugryziony i posmakowany – był jeszcze słodszy. Miękki, wilgotny, mięsisty – bo to był świeży, nie suszony.
- O tak. Normalnie. Tylko uważaj na pestkę – ostrzegła go jeszcze i przepołowiła palcami daktyla, by pokazać Kaiho małą pestkę w środku .Ta nie była jadalna. - Macie u siebie figi? – zdziwiła się wyraźnie, znowu, ale zrozumiała już, ze w Antai jest ciepło. - Ciekawe czy smakują tak samo – zastanowiła się na głos. - Pustynnym bohaterem jest Ichirou, mi do tego bardzo daleko.
autor: Haruko
28 maja 2021, o 21:04
Forum: Lokacje
Temat: Centrum osady
Odpowiedzi: 194
Odsłony: 17187

Re: Centrum osady

Lud pustyni nie był zbyt religijny. Oczywiście, słyszeli o bogach. Oczywiście, były tutaj świątynie i (opuszczone) kapliczki rozsiane po pustyni. Oczywiście, że wzywało się wielką panią Amaterasu, Świecącą na Niebie, która uosabiała wielkie, palące słońce pustyni. Oczywiście, że zawsze znalazł się jakiś gorliwszy wyznawca. Ale większość podchodziła do tego z ogromnym dystansem. Może też wręcz czuli się opuszczeni przez bogów, skoro na ich tereny wpuszczono tyle zła… Nie tylko w postaci Ogoniastej Bestii, ale też pod postacią złych ludzi. Woja goniła wojnę, walka walkę, śmierć śmierć. Spokój zagościł tutaj dopiero niedawno… A czy kruchy był ten pokój czy nie, tę odpowiedź przyniesie czas. Na razie Haruko starała się patrzyć na obcych z nieco większą przychylnością. A obcych spoza Samotnych Wydm łatwiej było nią obdarzyć, niż innych, podejrzanych, mieszkańców Pustyni. Haruko nie była religijna. Wierzyła w siebie, w to, że ma swój los w swoich własnych rękach, a nie że jest skazana na wolę i łaskę kogoś wyżej, kto miewał różne kaprysy i humory. Wierzyła, że wszystko co ma, wywalczyła sobie ciężką pracą. Przeznaczenie? Gówno, a nie przeznaczenie. To ona wybiera swoje cele, ona ma wolną wolę, ona podejmuje decyzje. Ona wyciąga broń, by powalić wroga.
Zupełnie nie zwróciła uwagi na to, że Kaiho miał wymalowane oczy. Tutaj jakby było to… właściwie na porządku dziennym. Jej brat się malował i w ogóle wielu innych mężczyzn, którzy zwracali uwagę na modę i styl, więc jeśli Itazura spodziewał się usłyszeć jakiegoś komentarza od Haru, albo zobaczyć jakąś jej dziwną minę, no to się przeliczył, bo zachowywała się tak, jakby tego nie zauważała, albo nie robiło to na niej wrażenia. Sama zresztą też miała podkreślone oczy – niebieskim i złotem, jak barwny motyl, ale bez większych przesadyzmów.
Uniosła jedną brew dopiero, kiedy chłopak wyciągnął notatnik i zamarł nad nim z ołówkiem w dłoni. Spoglądała w dół, mignęły jej więc rysunki i notatki ale nie miała okazji się im przyjrzeć, bo zaraz otworzył sobie czystą stronę i… spojrzał na nią wyczekująco. To ją odrobinę zmieszało, na tyle, by otworzyła usta i w pierwszej chwili nic się z nich nie wydobyło, ale w końcu oprzytomniała.
- Dromader – powtórzyła, choć tym razem starała się to zrobić wolniej, żeby chłopak mógł sobie zanotować. - Nie, to są te z jednym garbem. Są duże i dość agresywne, ale silniejsze i wytrzymalsze – wytłumaczyła spokojnie, w sumie całkiem zadowolona, że Kaiho sobie notuje. Znaczy, że jej opowieści nie pójdą w piach. Że jej czas nie zostanie zmarnowany. Dobrze, taką postawę lubiła. Dlatego tym chętniej odpowiadała. - Baktrian to wielbłąd z dwoma garbami, jak te tutaj. Są niższe, łagodniejsze. Też sobie dobrze radzą – ale w porównaniu do dromaderów były mniej wytrzymalsze. - Wielbłądzie mleko jest bardzo zdrowe, tak mówią przynajmniej – dodała jeszcze. Kolejny plus ponad konie. - Nie, garby to po prostu garby. Ale małe wielbłądy nie mają ich wcale. Wyrastają im później – taka tam ciekawostka.
- Dlaczego? – to bodaj pierwsze pytanie, jakie w ogóle zadała, ale naprawdę była ciekawa. Dlaczego uciekał przed wiatrem i śniegiem? Takie były złe? Nie potrafiła sobie tego wyobrazić. - Dlaczego uciekłeś? – wyobrażała sobie śnieg jako coś milutkiego, coś, czystego. Nie potrafiła tego skojarzyć z okropnym, przeszywającym zimnem. - Rosną normalnie. Czemu mają nie rosnąć? – tego też nie rozumiała. Palmy daktylowe, kaktusy, cytrusy, akacje. - Jadłeś kiedyś daktyle? Nie, po co pytam, pewnie nie jadłeś. Oprowadzę cię to sobie spróbujesz.
Można pomyśleć, że Haru zapomniała o obecności Kyo, ale nie była to prawda. Zerkała na nią co jakiś czas, ale teraz, kiedy mieli się ruszyć z Zagrody Wielbłądów, to przestała na nią spoglądać. Haruko nie spieszyła się, kiedy prowadziła dwójkę nieznajomych w kierunku wejścia do miasta, pokłoniła się jeszcze tylko na odchodne właścicielowi tego miejsca, bo nie chciała wyjść na niegrzeczną.
- Źle? Czemu źle? Po prostu się trzeba targować. Zniżka? Dlaczego zniżka? Im więcej wytargujesz tym lepiej dla ciebie – po co komu zniżki? Targowanie się było niejako częścią pustynnej kultury. Tutaj każdy wiedział jak o siebie dbać i że pieniądz ma swoją wartość. Targowanie się o wszystko wszędzie było raczej na porządku dziennym i absolutnie nikogo nie dziwiło. Maji nie miała świadomości, że gdzie indziej tak to nie wygląda. Że tam przychodzisz i płacisz tyle, jaką cenę rzuca sprzedawca i finito.
- Okropna historia – sama ne wiedziała kim trzeba być, by w ogóle na coś podobnego wpaść. I jeszcze narażać siebie samą na krzywdę, bo takie coś przecież nie wpływało tylko na to dziecko w brzuchu matki. - Ale ludzie też są okropni – wyrwało jej się przy okazji, jednak kiedy zorientowała się, co powiedziała, to skrzywiła się i wecthnęła. - Przepraszam.
- Naprawdę macie? – takie wielkie temperatury rzecz jasna. - A o burzach wiesz? – podpytała jeszcze. Sama nie miała nakrytej głowy. A przynajmniej nie dzisiaj.
Wprowadziła ich do miasta przez bramę, nikt ich nie niepokoił. Tutaj dopiero Kaiho mógł uderzyć gwar i barwy, chociaż ludzi na ulicach było jeszcze mało, nie zdążyli wyjść po tym, jak się pochowali przed najgorszym słońcem. Haruko starała się ich prowadzić zacienioną drogą, i po drodze zapytała jeszcze gdzie Kaiho chciałby się zatrzymać. W jakiejś schludnej, ale nie zdzierających ostatnie grosze karczmie, czy w czymś bardzo luksusowym, czy gdzie. W zależności od odpowiedzi, podprowadziła go do odpowiedniego przybytku i nawet się zlitowała, pokazując jak tutaj się załatwia interesy, żeby Kaiho i Kyo mogli zostawić gdzieś te swoje graty.
W końcu jednak zaprowadziła ich do centrum miasta, po drodze wypytując trochę jak jest t a m, a że nie do końca wiedziała o co pytać, to musiało to brzmieć zabawnie. Pytana o różne rzeczy też starała się odpowiedzieć jakoś sensownie, o ile znała odpowiedź. Tutaj w centrum podeszła do jednego stoiska i po chwili bardzo żywiołowego targowania się, była już zaopatrzona w materiałowy woreczek, w którym znajdowały się daktyle, figi i dwie mandarynki.
- Spróbuj – podsunęła chłopakowi to, co własnoręcznie upolowała. Prawie dosłownie.
autor: Haruko
26 maja 2021, o 23:37
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Zagroda Wielbłądów
Odpowiedzi: 46
Odsłony: 3804

Re: Zagroda Wielbłądów

Raczej zrządzenie losu, bo co tutaj miało być przeznaczeniem? Kaiho miał wpływ na swoje decyzje – chciał zobaczyć pustynię, to wziął, spakował manatki i się tutaj wybrał. Haruko tymczasem postanowiła odwiedzić babcię, a że była dobrą dziewczynką, to wybrała się do zagrody wielbłądów ze sprawunkami od starszej kobiety, zamierzając jej ulżyć, by sama nie musiała się tutaj fatygować w ten upał. Więc ni4e, zdecydowanie nie można było mówić o przeznaczeniu. Ot – przypadek. Po prostu znaleźli się tutaj, w tym samym miejscu o tym samym czasie i przez ich głowy przeszły takie a nie inne wnioski. Nie było tutaj żadnych sił wyższych, a przynajmniej Haruko w to nie wierzyła. Była panią swojego losu, to ona nim kierowała, ona podejmowała decyzje i ona wybierała drogę, którą danego dnia zamierzała kroczyć – zależnie od tego, jaki był cel, bo ten też się przecież zmieniał. Nie był cały czas taki sam. I wcale nie chodziło o żadną drogę, do której się szło, te filozoficzne wywody w ogóle do niej nie trafiały. Bo zdecydowanie liczył się sam cel. Była po prostu kobietą czynu i nie zadowalały ją półśrodki, czy same „drogi”, które mogłyby się skończyć gdzieś w połowie, albo nawet nim się dobrze rozpoczęły.
Haruko odsunęła się z gracją, by zrobić miejsce dla powozu i nie blokować więcej drogi. Raczej wątpliwe, by do tej pory stała komuś na drodze – była uważna, czujna. Do tej pory było zwyczajnie pusto i nikt się nie pchał. Teraz zaś przeszła spokojnie do przodu, w kierunku Kaiho i Kyo, żeby usunąć się z drogi. Kiedy tak się zbliżyła do dwójki już-teraz-znajomych, otaksowała ich wzrokiem i dopiero teraz dojrzała dziwne oczy Kaiho i to, że nie ma na twarzy żadnych charakterystycznych dla Inuzuka tatuaży. Po czym wyminęła ich i podeszła do płotku, kładąc na niego dłonie o długich, prostych, zadbanych palcach i zapatrzyła się przed siebie, na wielbłądy, jakie spokojnie sobie skubały resztki jakiejś trawy czy cokolwiek tam rosło jakimś cudem. Chusta, którą miała na twarzy zdecydowanie nie była szmatą. Wyglądała na taką, która była specjalnie przeznaczona do tego, by tę twarz osłaniać – i to nie całą, bo to nie była woalka na całej twarzy. Oczy i czoło miała odsłonięte, a materiał znajdował się na nosie i spływał niżej, dociążony od góry cienkim łańcuszkiem z koralikami. Zresztą nie miała też żadnej szmaty na głowie, a włosy miała rozpuszczone. Tak, grzały ją, ale jakoś dzisiaj jej to bardzo nie przeszkadzało. To znaczy nie bardziej niż zwykle. I nawet po chwili sięgnęła dłonią do torebki, jaką miała przewieszoną przez ramię i wyciągnęła z niej nieduży, składany, drewniany wachlarz, który obszyty był materiałem. Był czarny, i miał złotą farbą wymalowane piękne wzory – co było widać, kiedy go rozłożyła i po prostu zaczęła się nim wachlować dla ochłody.
- Z czym…? – nie wiedziała zupełnie co Kaiho ma na myśli. Jakich dwóch z garbami? Nawet odwróciła głowę od wielbłądów, by pytająco zerknąć na chłopaczka – teraz, kiedy znalazła się obok, widziała już, że był tak pół głowy niższy od niej. - Nie no, są inne. Te z dwoma garbami są trochę niższe. A te z jednym garbem mają całkiem spory ten garb, większy niż dwa baktrianów – starała się ignorować ciągłe muczenie, jęczenie i bulgotanie wielbłądów, które za nic nie chciały sobie stać w zagrodzie w ciszy. Tutaj zawsze był taki harmider – towarzyskie zwierzęta. W stadzie co chwile prowadziły ze sobą dziwne rozmowy. - Dromadery są trochę silniejsze, ale są mniej potulne – wyjaśniła jeszcze, ponownie wracając spojrzeniem do wielbłądów.
- Nie, nie mamy. Ty naprawdę niewiele wiesz o tym regionie, co? No dobrze… - jasne, że nie mieli wiosny. Ale matka tak ją nazwała na cześć wiosny z kontynentu. Miyuri kiedyś trochę podróżowała z mężem i była oczarowana kwiatami sakury, kiedy kwitły na wiosnę, a gdy była w ciąży z Haruko często wracała myślami do tego pięknego widoku. Dlatego czarnowłosa Maji była dzieckiem wiosny. Na cześć kwitnącej wiśni, której nigdy na oczy nawet nie widziała. - Lato i zima, tyle. Teraz mamy zimę. Jest chłodniej – przecież to o c z y w i s t e, nie? Nie dla wszystkich. Starała się rozumować jak osoba, która dopiero tutaj przybyła, co nie było ani trochę łatwe! Co jest oczywiste, a co nie jest? Co mają tutaj, czego nie ma tam?
- Pfff… Kupców się nie słucha, to bajkopisarze. Jak pójdziesz na targ to musisz pamiętać, żeby tak odsiewać połowę tego co mówią, a potem jeszcze wycenić rzecz do kupienia, bo zawyżają ceny. Bez targowania się cię oskubią z każdych pieniędzy – nie wiedziałą czy tak samo jest wszędzie indziej, ale skoro Kaiho tak wierzył w słowa kupców, to albo był naiwny, albo… było inaczej. Ależ dziwnie. - … Co? Aborcja kopniakiem…? – z przerażeniem spojrzała na bruneta, kompletnie nie wiedząc jak ma na to zareagować. To, co powiedział, było całkowicie okropne. - Cóż… Jak chcesz to mogę cię oprowadzić. Może przynajmniej nie zrobisz później jakiejś głupoty, przez którą zginiesz… - na przykład mógłby wejść do gniazda skorpionów z czystej ciekawości. Wyglądał na takiego, który mógłby tak zrobić. - Pewnie, że pijemy herbatę! Gdzieś się nie pija..? – zapytała zaskoczona, bo to było chyba oczywiste, że piją tutaj herbatę. I to jaką! Na wielbłądzim mleku, z toną przypraw – cudownie rozgrzewająca w nocy i wspaniale smakująca też na zimno. - Tak, sok kaktusowy można dostać prawie wszędzie. Nie wychodź nigdzie bez manierki z piciem – ostrzegła go jeszcze, zakładając, że chyba należy mu przekazać każdy banał, który przyjdzie jej do głowy. - No tak. Rosną na pustyni. Wytrzymują długi czas bez wody – wyjaśniła po prostu i odwróciła się od zagrody plecami, nadal się jednak wachlując.
autor: Haruko
26 maja 2021, o 19:44
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Zagroda Wielbłądów
Odpowiedzi: 46
Odsłony: 3804

Re: Zagroda Wielbłądów

Ona też nie była złośliwa w podły sposób… to znaczy zazwyczaj. Nic jej tak nie denerwowało jak ludzkie lenistwo i zawracanie jej głowy bez powodu. Tak zwane głupie pytania doprowadzały ją do szału tym, że żądający pytanie najczęściej po prostu nie chciał ruszyć głową. Nie chciał się dowiedzieć czegoś na własną rękę, korzystając na przykład z biblioteki albo pytając osobę, która jest w danym temacie specjalistą. Nie. Najczęściej głupie pytania rodziły się z tego właśnie, że szło się na łatwiznę. Ludzie, z którymi utrzymywała kontakt mieli świadomość tego, że jeśli będą męczyć Haruko takimi oczywistymi sprawami, to nabawią się tylko bólu głowy i tego po prostu nie robili. Ale obcy… no cóż. Nie raz ignorowała kogoś, kto zadawał debilne pytanie, na które miał odpowiedź na wyciągnięcie ręki. A kiedy miała gorszy humor to zdarzało się, że celowo odpowiadała błędnie – żeby się taki delikwent nauczył, że to, co się usłyszy warto jeszcze przemyśleć, albo po prostu wysilić się samemu. To bywał prawdziwy problem: zmusić się do myślenia. Ale Haru nie zamierzała myśleć za kogoś, o nie. I właśnie dlatego, że zorientowała się, że Kaiho naprawdę nie wie, to powstrzymała się od kąśliwych uwag. Taryfa ulgowa – trochę tak, ale Haruko, wbrew pozorom, wcale nie była bez serca. Był wycofana, owszem, ostra jak brzytwa, więc trzeba było uważać żeby się nie pociąć, ale w gruncie rzeczy potrafiła być też miła. Właściwie to zazwyczaj była miła. Miła i grzeczna. A to, że czasami żmii jad się sączył z jej słów to takie tam… szczegóły.
- No to są właśnie kopyta. Takie o, żeby się tak nie zapadały w piasku – nie była żadną znawczynią zwierząt, ale no co innego to miało być jeśli nie kopyta właśnie? Nie musiały wyglądać jak te końskie, by były tym samym. Tak, konie się tutaj męczyły, więc nie były typowym środkiem transportu, chociaż oczywiście były tutaj powszechne i nawet dość często używane. Po prostu, tak jak to Haruko już zdążyła powiedzieć chłopakowi – na podróże w głąb pustyni, dalej za Kinkotsu lepiej było zaopatrzyć się w pomoc wielbłąda. Miało się wtedy znacznie większą szansę na dotarcie do celu.
W momencie, kiedy dziwny, bo obcy, chłopaczek znowu się przewiesił przez barierkę oddzielającą strefę ogólnie dostępną do użytku od tej wydzielonej tylko dla zwierząt, Haruko podkręciła sceptycznie głowa, znowu wzbudzając swoją biżuterię do ruchu i cichutkiego dźwięku. Niereformowalny, to pomyślała o nieznajomym. Niereformowalny i nazbyt temperamenty, nie potrafił ustać na miejscu bez robienia szumu wokół siebie. Energiczny – aż można było dostać zadyszki bez wysiłku fizycznego jak się na niego patrzyło, a ten pewnie chciał lepiej dojrzeć te wielbłądzie kopytka.
- I chyba nie tylko na punkcie koni – zauważyła grzecznie, i nawet uśmiechnęła się lekko, co mogło być trudno dostrzegalne spod półprzejrzystego materiału jaki okrywał połowę jej opalonej twarzy. - A jeździ się na nich trochę inaczej niż na koniach. Ale to też zależy od wielbłąda. Czy ma jeden czy dwa garby – była na tyle miła, że nie ograniczyła się tylko do odpowiadania zdawkowo na pytania, a nawet sama kontynuowała temat. Ale to tylko dlatego, że miała do czynienia z laikiem, a nie rzeczywistym śmierdzącym leniem. No i ładnie się ubrał, więc też miłej było nawiązać kontakt. Bo jakoś przyjemniej zawiesić oko na kimś, kto ma jakieś minimalne poczucie stylu, niż na kimś, kto ma na sobie prawie dosłownie worek na daktyle.
- Miło poznać – na moment zawiesiła spojrzenie na Kaiho, a następnie na psa, który był z nim i jej pauza mogła wyglądać jakby się zastanawiała, czy sama powinna się przedstawić. Ale to nie była prawda – bo zupełnie się nad tym nie glowila. Była pewna, że chłopak przedstawi się nazwiskiem Inuzuka, w tutaj… no cóż. Niespodzianka. W końcu wróciła spojrzeniem do bruneta. - Ja jestem Maji Haruko. Pisane znakami wiosna oraz dziecko – odpowiedziała w końcu i lekko skłoniła głowę. Dziecię wiosny – dosłownie, bo na wiosnę przyszła na świat. Bo trudno było mówić o niej jako o dziecku – zupełnie żadnego nie przypominała.
- Piaskowe pająki wielkości wozu? – powtórzyła za nim, ewidentnie zaskoczona tym, co powiedział. - Kto ci takich głupot naopowiadał? Na pustyni mało co żyje. Skorpiony, warany, gazele albo inne skoczki, tak. Trzeba uważać pod nogi na węże. Ale nie pająki, a już na pewno nie takie ogromne. Znaczy no są pająki, całkiem duże. O takie – tutaj Haruko w końcu uniosła swoje dłonie i odmierzyła nimi odległość mniej-więcej dwudziestu centymetrów. Przy tym ruchu jej malunki na rękach, a zwłaszcza na dłoniach tym bardziej były widoczne. - No ale to nie jest wielkość wozu.
autor: Haruko
24 maja 2021, o 22:09
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Zagroda Wielbłądów
Odpowiedzi: 46
Odsłony: 3804

Re: Zagroda Wielbłądów

Gorący uczynek w gorącym klimacie. Nieznajomi mieli prawdziwego pecha trafić do Kinkotsu tuż po południu, kiedy słońce było najwyżej i grzało niemiłosiernie mocno – tak, że normalni mieszkańcy miasta w większości się chowali i ulice pustoszały na pewien czas, nim zrobi się odrobiiinkę chłodniej, na tyle, żeby można było bez przeszkód wyjść na zewnątrz. Haruko nie była takim zwykłym mieszkańcem, ale i ona w większości o tej godzinie się chowała – i tak samo zrobiłaby dzisiaj, gdyby nie to, że chciała jak najszybciej załatwić sprawę dla swojej babci. Cóż to więc za przypadek, że trafiła akurat na tę dwójkę, absolutne szaleństwo w jej całkiem poukładanym życiu.
Powoli i od niechcenia spojrzała w bok ciemnowłosego chłopaka, gdzie pokazywał na wyimaginowanego konia, którego tam wcale nie było. W odpowiedzi ona uniosła brwi wyżej i wtedy spojrzenie przeniosła na Kaiho, bardzo wymowne zresztą.
- Przecież one zupełnie nic nie mają wspólnego z końmi. Popatrz, tam są konie – i machnęła głową w bok, co sprawiłop,że jej łańcuszki zadźwięczały cichutko, na chybił-trafił wskazując na karawanę, z którą się tutaj dostał chłopak. Właśnie ktoś odprowadzał konie na bok, by je napoić i dać im odpocząć po wędrówce w takim gorącu. - A tu masz wielbłądy. W i e l b ł ą d y – powtórzyła jeszcze raz, bardzo powoli i bardzo wyraźnie wymawiając każdą literkę, żeby do tego łebka coś dotarło, po czym brodą kiwnęła przed siebie. Nie na nieznajomego z psem, a przed nich, do zagrody, do której przed chwilą ktoś chciał się dostać przez płot. Skrzywdzone konie, też coś… Nie mówiąc już o tym, że część wielbłądów miała jeden garb, a część dwa.
Ta synchronizacją ją zbiła z tropu, bo zupełnie nie rozumiała jak to jest w ogóle możliwe. Ba, ona i jej rodzeństwo nie mieli tak wystudiowanych ruchów, by robić wszystko jednocześnie i wprawiać tym innych w osłupienie (bo w osłupienie wpadła patrząc na Kaiho i Kyu), a co dopiero mówić o sobie i zwierzęciu, gdzie dziwisz się z tych samych rzeczy, patrzysz w te samie miejsca, obracasz się w tej samej chwili…
- Nic im się nie stało w plecy – odpowiedziała bez wyrazu, nie patrząc na plecy ani jednego ani drugiego, tylko na wielbłądy, tak jak tamta dwójka, kiedy się wspólnie odwrócili popodziwiać „karłowate konie”. Te karłowate konie były od nich sto razy bardziej wytrzymalsze w warunkach, w jakich przyszło im żyć, nie mówiąc już o tym, jak wiele korzyści przynosiły. Nic dziwnego, że jej babka chciała wielbłąda na własność – ich mleko miało prawdziwie zdrowotne właściwości, wiele się o tym mówiło w Kinkotsu (zwłaszcza wśród starszych osób, ale to mniej istotne).
Haruko na końcu języka miała już jakąś kąśliwą odzywkę, już miała powiedzieć „dokładnie po to samo, po co tobie głowa”, ale zapatrzyła się na chłopaka przez dłuższą chwilę w milczeniu. To był obcy, wychodziło jej z kalkulacji, że jest tutaj pierwszy raz. Nie tyle w samym Kinkotsu, co po prostu w Samotnych Wydmach, inaczej nie podniecałby się tak na widok wielbłąda. Znaczyło to, że jego pytanie nie było głupie u podstaw – po prostu… nie rozumiał, A chciał zrozumieć, dlatego pytał. Ten ciąg myślowy sprawił, że Maji ugryzła się w język.
- Potrzebują ich do przeżycia. Warunki na pustyni są trudne, konie sobie kiepsko radzą. A w tych garbach odkłada się tłuszcz, który spalają, kiedy brakuje im wody czy jedzenia, więc mają siłę podróżować długie tygodnie bez pożywienia – tak jej tłumaczył kiedyś ojciec, to nauka, jaką zapamiętała od niego. Nie miała pojęcia, czy prawdziwa, wierzyła że tak, bo pasowało jej to do tej całej narracji, zresztą jakiś powód musiał istnieć, dla którego wielbłądy radziły sobie na pustyni lepiej. Usłyszała kiedyś od innych dzieciaków, że w garbach wielbłądy trzymają wodę, ale to było absurdalne. - Niesamowicie potrzebne zwierzęta. Ludziom też pomagają tutaj przeżyć. Wybrałeś sobie bardzo niegościnny rejon do podróży, wiesz? Tym bardziej nic o nim nie wiedząc - bo sądziła, że nie wie, skoro tak się dziwił tymi wielbłądami.
autor: Haruko
23 maja 2021, o 23:29
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Zagroda Wielbłądów
Odpowiedzi: 46
Odsłony: 3804

Re: Zagroda Wielbłądów

Odstawiała się dosłownie każdego dnia, bo wyznawała zasadę, że gdyby miała właśnie umrzeć, to z klasą, chociaż właściwie to nie robiła wszystkiego tak, jakby jutra miało nie być. Nie. Jutro właśnie miało być – i było. Przeżyła okropieńswta walk podczas Turnieju Pięciu Filarów, przeżyła spotkanie z demonem o jednym ogonie. Nie każdy miał tyle szczęścia – a to naprawdę szczęście było! Bo była wtedy jeszcze takim małym dzieckiem, ledwo uczyła się kontrolować chakrę i to starsi musieli ją bronić. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, każdy tutaj na Pustyni kogoś wtedy stracił. Bo wiecie, tak to już było z Samotnymi Wydmami (bardzo adekwatna nazwa swoją drogą) – były otwartą, krwawiącą raną. Wojna goniła wojnę, póki nie utworzono Unii, a ich wszystkich łączyło jedno: wszyscy kogoś stracili, w ten czy inny sposób. Tak czy siak odstawiała to ona się każdego dnia, bo po prostu sprawiało jej to przyjemność. Każdy miał jakieś hobby, jedni trenowali i zabijali, jedni śpiewali, jedni tańczyli, a jedni… lubili dobrze wyglądać. Nawet to, że Haruko miała wyrysowane tatuaże na rękach (i obecnie też na stopach kostkach, co nie było tak od razu widoczne) było związane z tym, że lubiła wyglądać. Niekoniecznie szokować, ale przykuwać uwagę na pewno. A to, co miała na sobie nie było ciężkie – raczej zwiewnie, co dodawało jej sylwetce kruchości, nie tyle pomimo co może przede wszystkim dlatego, że była tak wysoka i szczupła.
Rzeczywiście – oni oglądali z fascynacją dwójkę shinobich na wielbłądach, a ona obserwowała jak człowiek i pies wielkości prawie tego człowieka jak jeden mąż jednocześnie poruszają głowami to w lewo to w prawo, jakby komentowali jakieś zawody. Teraz dopiero Haruko zaświtało, że to może są przybysze z Yusetsu, bo wiedziała, że tam ród Inuzuka walczy ze swoimi psimi towarzyszami przy boku. Ale nie wiedziała, że psy mogą GADAĆ. Jak to było w ogóle możliwe? Nigdy nie widziała gadającego zwierzaka – nieistotne jakiego. W ogóle… Wyobrażacie sobie? Gadającego wielbłąda? Albo żmiję syczącą rzeczywiste słowa? No z tymi żmijami to różnie bywało… Niektóre kobiety były jak one… Nieważne.
Ważne było to, że ten pies był tak ogromny, i tak egzotyczny (co za ironia), i tak piękny i tak… No gadał o bulwach na plecach. Czy to ten chłopak akurat gadał o bulwach? To było tak absurdalne, że Haru to w sumie już nie wiedziała kto powiedział co, bo nie miało to aż tak wielkiego znaczenia.
Tym bardziej, że chłopaczek wyglądał jakby miał zamiar wleźć na płotek i przeskoczyć przez niego do tych wielbłądów, a ten pies złapał go za fraki, żeby może jednak nie…? Byli w gościnie, pewnie nie wypada. Jasne, ze nie wypada, ale ciemne brwi Haruko to podjechały teraz na jej czole wysoko, bo tego to się nie spodziewała (błąd, skoro widziała właśnie na żywe oczy gadającego psa, to dlaczego nie nieznajomego, który w środku dnia, na widoku wszystkich, wdrapuje się na drewniany płotek?). I wtedy otrzymała ich pełną uwagę na co akurat ona się nie zmieszała, w przeciwieństwie do tej dwójki. Była trochę zbyt daleko, by dojrzeć takie niuanse jak pionowa źrenica, czy coś tam, tym bardziej, że teraz rzeczywiście przeżywała dysonans – głos faceta, wzrost baby, twarz też jakby… damska, ale w sumie to tak nie do końca. I te jej brwi wróciły do swojej normalnej wysokości, tyle, że się zmarszczyły. Przyłapani na gorącym uczynku teraz się zachowywali jak gdyby nigdy nic. Czy ludzie spoza Pustyni wszyscy tacy byli? Właściwie to nie wiedziała, bo nie miała za wiele do czynienia z obcymi, może poza kupcami na targu, ale oni byli obeznani z tym, jak to jest w Samotnych Wydmach i nie robili takiego przedstawienia jak ta dwójka.
Haruko zupełnie nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć.
- Karłowate ustrojstwa? – powtórzyła za nim swoim melodyjnym głosem, z akcentem typowym dla mieszkańców tego regionu. Zupełnie jakby śpiewała, czego, rzecz jasna, nie robiła. Zdecydowanie nie. Mogłaby obrazowo wyjrzeć w bok, ze niby nad ramieniem tego chłopaczka, ale nie miało to sensu, więc wbijała w tę dwójkę swoje przeszywające spojrzenie. - Karłowate w stosunku do czego? – o nie, wielbłądy z pewnością nie były karłowate. To były wielkie zwierzęta! - Jeśli mówisz o tych wszystkich zwierzętach tutaj, to to są wielbłądy zrobiła nacisk na ostatnie słowo, podkreślając nazwę w i e l b ł ą d ó w. Jasne, że mówił o nich, bo cała rozmowa, którą słyszała, tyczyła się właśnie ich.
autor: Haruko
23 maja 2021, o 22:24
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Zagroda Wielbłądów
Odpowiedzi: 46
Odsłony: 3804

Re: Zagroda Wielbłądów

Była zima – tak przynajmniej mówili kupcy, którzy przybyli tutaj ze wschodu. Że wszędzie indziej była zima. Data zmieniła się na kalendarzu i że tam niby zimno, śnieg… Czymkolwiek był śnieg, bo Haruko nie zawracała sobie tym głowy. Na pustyni zima odznaczała się tylko tym, że… Nie no w zasadzie to niczym. Tutaj przez cały rok było tak samo. Dni gorące, piekielnie gorące, a noce zimne. Cholernie, cholernie zimne. Wszystko zmieniało się w ciągu dwudziestu czterech godzin, nie potrzebowali do tego wszystkiego jakichś… pór roku. I tak mało co tutaj rosło – daktyle, cytrusy, kaktusy. Jakieś tam zioła, coś tam. Niewiele tego było. Zwierząt też nie jakoś dużo. Wielbłądy – o, tych mieli sporo. Konie też. Jedna lama. Ale oprócz tego węże. Węże i jaszczurki, tego mieli od zarąbania, trzeba było uważać gdzie się stawia nogi, żeby przypadkiem na jakiegoś nie nadepnąć nawet w środku miasta.
Miała dzisiaj całkiem dobry humor. Rano odebrała sukienkę od krawca i tak jej się spodobała, że aż wróciła do domu, żeby się w nią przebrać. Długa, piękna, w głębokim niebieskim kolorze tak dobrze podkreślającym jej niebieskie, przeszywające tęczówki oczu. Suknia była ze smakiem zebrana w pasie, rękawy miała co prawda długie, ale z takiego lekkiego, półprześwitującego materiału, przez swoją fakturę nieco jaśniejszego od reszty. Nie przylegały ciasno do rąk, ale nie były też napompowane. Zaś sama suknia, wydekoltowana, była rozcięta po bokach gdzieś aż do ud i wszyty był tam ten sam prześwitujący materiał co na rękach, i w mignięciach pokazywał zgrabne, długie nogi. O na Amaterasu, ależ jej się ta suknia podobała! Miała też zasłonięte pół twarzy chustą podobnego materiału, jeszcze tylko udekorowaną łańcuszkiem na górze, żeby jej się nie zsuwało z nosa, włosy miała rozpuszczone i spływały do pasa kaskadą kruczoczarnej fali. Na górze głowy miała złoty łańcuszek z niebieskimi kamieniami w kształcie łezek, które leżały sobie na jej włosach i w niektórych momentach odbijały blask słońca. Może to dużo, że tak się odstrzeliła, ale w sumie to… zawsze lubiła dobrze wyglądać, niezależnie od tego co robiła. A dzisiaj, tak dla odmiany, czego nie robiła zbyt często, udała się do stadniny z wielbłądami z polecenia swojej babci. Nie miała z rodziną matki jakiegoś super kontaktu, polepszał się on od jakiegoś czasu (choć inaczej… to rodzina matki i jej matka nie miały najlepszego kontaktu. Haruko i Toriko, a także Akio, byli pozbawieni tej niechęci i pomimo tego, jak potoczyły się losy ich wszystkich, to Sabaku chcieli utrzymywać kontakt ze swoimi wnuczętami), i czasaaami kiedy Haruko odwiedzała babkę, to ta ją o coś prosiła. O tak, musiała się pochwalić nową sukienką i tym, że materiał na nią kupiła jej Sabaku Sachiko – babcia była bardzo dumna. A potem poprosiła Haru, by udała się do zagrody wielbłądów przekazać jakąś wiadomość właścicielowi. Maji nie do końca wiedziała jaką, bo wszystko było spisane w liście, którego nie czytała, ale domyślała się, że może chodzić o zakup wielbłąda, bo babka wspominała o tym już kilka razy.
Tak i trafiła do Zagrody w momencie, kiedy przyjechała tu jakaś karawana chyba ze wschodu, bo się biedni męczyli z końmi po pustyni. Znaczy nie był to aż taki osobliwy widok, bo przyjezdni ze wschodu przybywali do Kinkotsu właśnie na koniach, choć zajmowało im to trochę dłużej, ale gdyby chcieli się udać na zachód, w głąb pustyni, to lepszym pomysłem było wypożyczyć wielbłądy. Znacznie lepiej radziły sobie na tych gorących piaskach. Czarnowłosa przyglądała się przez moment jak mężczyźni wyładowują swoje pakunki i wtedy dostrzegła kogoś, kto chyba tylko przejazdem był z kupcami. Taki… kurdupelek trochę, chociaż o ciemniejszej karnacji, ładnie ubrany – och, bo na to wprost zwróciła uwagę! A obok niego… pies. Duuuży pies. Była wyraźnie zaskoczona, chociaż nie aż tak bardzo, bo jakiś czas temu widziała lamę, to może i psy były gdzieś takie wielkie, ale jeszcze odwróciła się do właściciela zagrody powiedzieć mu kilka ostatnich słów, kiedy przekazał jej swoją odpowiedź do babki na złożonej kartce papieru. Pożegnała się z mężczyzną grzecznie i ze skinieniem głowy, po czym schowała list do swojej torby, przyglądając się plecom nieznajomego.
Normalnie to po chwili by sobie poszła, ale wtedy do jej uszu dotarła ta… rozmowa.
Ten pies gadał.
I jakby nawet walić to, że PIES GADAŁ (????????), ale CO gadał. I ten chłopak też.
BULWY NA GRZBIECIE. Garbaty koń? Poszaleli czy jak? Zapatrzyła się na plecy tej dwójki chyba aż zbyt długo, ale byli ewidentnie zajęci swoją rozmową o garbatych koniach i tym, że coś z tymi końmi było nie tak. No… było. Bo to nie były konie.
Przy modzie na garby już nie wytrzymała i po prostu parsknęła. Może nawet trochę zbyt głośno… Ale nie dała rady się już powstrzymać i zachować powagi. ONA - pani Mam Kij W Dupie Jak Stąd Na Teiz.
autor: Haruko
23 maja 2021, o 16:21
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Targ
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 8238

Re: Targ

Miała wrażenie, że jej własny gust pokrywa się z tym od Sachiko. Chodziło o zmysłowość, tajemnicę i elegancję jednocześnie. Nic dziwnego, że nie interesowały jej spodnie. Haruko też nie interesowały, nie za bardzo w każdym razie. Tym jednak łatwiej było jej wypatrzyć coś, co mogłoby się kobiecie spodobać, a już tym bardziej, jak wspomniała o tym, że chciałaby jakiś przejrzysty materiał w mniejszej ilości – wszystko ze smakiem. Haruko też na to stawiała. Znalezienie tego odpowiedniego, co uderzyłoby idealnie w gusta pani Sachiko, zajęło dobrych kilka godzin przeciskania się przez ludzi na targu, a potem nie dania się nabrać na to, co mówi sprzedawca. Maji lubiła myśleć o sobie, że jest całkiem dobrym znawcą, nawet jeśli to nie ona szyła ubrania – ale w większości to ona sobie sama wybierała materiał, czego się już trochę jednak nauczyła, wiedząc co i jak można dobrze połączyć, żeby nie wyglądało brzydko czy wręcz pretensjonalnie. Za każdym razem jednak prosiła Sachiko, by sama dotknęła materiału, o którym rozmawiają, żeby mogła się sama przekonać o co chodzi i czy jej się podoba.
Pójście z nią na obiad też właściwie niebieskooka przyjęła z miłym zaskoczeniem, bo towarzystwo Sabaku było zaskakująco… lekkie, nieprzytłaczające i po prostu miłe. Posłuchać jej historii, które miała do opowiedzenia również. Te o najsławniejszym Sabaku również. Czarnowłosa z chęcią przedstawiła Sachiko swojemu sprawdzonemu krawcowi, któremu mogła powierzyć kwestię swojej garderoby. Jeśli podobało jej się to, jak ubrana była młoda Maji, to powinna być w przyszłości również zadowolona. Przy okazji, gdy byli u krawca, to Sachiko mogła być świadkiem tego, jak Haruko załatwia swoje sprawy z krawcem, bo sama przekazała mu materiał, który dla siebie wypatrzyła na targu i opisała dokładnie to, co chciała, a mężczyzna (bo był to mężczyzna), zrobił sobie na ten temat notatki.
- Ja też dziękuję, było niezwykle miło. Mam nadzieję, że sukienka się spodoba i że może przekona się pani do fioletu. Pasuje do pani oczu i włosów – Haruko też się uśmiechnęła, to raczej nie była dla niej codzienność, i ukłoniła na pożegnanie Sentoki. Może i dzisiaj nie zarobili jako tako, chociaż też nie wrócili z pustymi rękoma, bo każde z nich mogło sobie coś wybrać na koszt Sachiko, to jednego nie można było odmówić – kontaktu w przyszłości. Coś takiego może zaowocować, jeśli kiedyś przyjdzie ku temu potrzeba. Byli też widziani przez cały dzień z piękną panią polityk, i choć wcale im to sławy jako takiej nie przysporzyło, to nie mogło tez przejść całkowicie niezauważone.
- To co… Wracamy do domu? – zwróciła się do brata, patrząc jeszcze przez moment za odchodzącą Sabaku. - Nogi mnie już bolą od tego chodzenia – cóż, to był cały dzień spędzony na nogach, drepcząc tam i z powrotem po stoiskach.
Haruko czuła, że potrzebuje długiej kąpieli.

[zt]
autor: Haruko
23 maja 2021, o 15:52
Forum: Misje i Fabuły
Temat: Wynagrodzenie za misje
Odpowiedzi: 3829
Odsłony: 373635

Re: Wynagrodzenie za misje

Nick prowadzącego: Kaiho
Nick biorącego/biorących udział: Haruko, Akio Maji
Rodzaj misji: D
Streszczenie misji: Rodzeństwo było na targu korzystając z tego, że do miasta przyjechała karawana z dostawami, kiedy byli świadkami zamieszania. Sabaku Sachiko, wpływowa polityk, przyłapała złodzieja na gorącym uczynku. Zgodnie z prawem w Unii mógł stracić za to rękę, jednak rodzeństwo „przekonało” ją, że wybatożenie kieszonkowca będzie lepszym pomysłem. Po tym Sachiko zaproponowała im układ: za tę pomoc oraz za przyprowadzenie do niej strażników, którzy zajmą się młodzieńcem, ona im to wynagrodzi. Nagrodą była możliwość wybrania sobie czegokolwiek z targu na jej koszt. No i możliwość doradzenia kobiecie w kwestiach mody.
Link do misji: Targ
Ilość postów: 22/22
Wynagrodzenie dla gracza *: brak ryo
autor: Haruko
22 maja 2021, o 22:08
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Targ
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 8238

Re: Targ

- Nie tak do końca – odpowiedziała na pytanie o spodnie. Nadal mnóstwo kobiet nosiło na co dzień sukienki – zresztą tak jak Haruko, bo obecnie miała na sobie właśnie sukienkę i bardzo lubiła spódnice. To te warstwy materiału, które delikatnie przesuwały się po ciele w rytm ruchów, albo do tańca z wiatrem i wbrew pozorom wcale nie grzały dodatkowo. - Osobiście lubię czasami założyć na misje spodnie, które w większości jak spodnie nie wyglądają. Cienki materiał, nieco szersze, zebrane w kostce. Dzięki temu przypominają spódnicę albo suknię, ale nią nie są – to była wygoda. Ale, co zabawne, wbrew pozorom suknie i spódnice też były na takie okazje wygodne. Co było nie wygodne, to te przeklęte ciasne kimona, które noszono na reszcie kontynentu, a które czasami kupcy tutaj przywozili. Haruko kupiła kiedyś jedno, chciała spróbować i zobaczyć o co tyle krzyku i czemu to tak zachwalali. I nie znalazła na to żadnej odpowiedzi prócz tego, że kobiety spoza pustyni lubiły sobie utrudniać życie.
- To może połączenie fioletu i złota? Jedno będzie podbijać drugie i nie będzie nadmiaru. Jakby na przykład suknia w jednym kolorze i do tego taka długa chusta w drugim, żeby się przewiązać. To ładne połączenie, będzie do pani pasować – do karnacji, do ciemnych oczu. No i spełniałoby życzenie pani Sabaku: będzie fiolet dla jej męża. I byłoby złoto Sabaku. - Ach, tak. Mam takiego jednego krawca, który mi szyje sukienki. Zazwyczaj mam w głowie jakąś wizję, a trochę się już znamy. Czasem rysuję mu co bym chciała – a rękę do rysowania miała dobrą. A nawet – dwie ręce, jako że opanowała sprawne posługiwanie się oboma z nich, by być w stanie sobie samej na obu rękach rysować wzory do tatuażu z henny. - Lubię na rękach półprzezroczysty materiał, żeby było widać wzory – uniosła rękę, by pokazać z lepszej odległości co miała na myśli. Roślinne wzory wiły się po całych ramionach dziewczyny i schodziły na wierzch dłoni, który nie był przykryty materiałem, a także na dwa palce: wskazujący i mały. - Bardzo dziękuję – wewnętrznie aż obrosła w piórka słysząc komplement, że ma stylową sukienkę. I że się tej pani podobała.
Haruko kiwnęła głową, przyjmując od Sachiko pieniądze, po czym rozejrzała się po targowisku, szukając stoisk z materiałami i z ubraniami. Było ich zapewne kilka i obeszła wszystkie, przeciskając się pomiędzy ludźmi, by znaleźć cos, co wpadnie jej w oko, mając na myśli właśnie panią Sabaku, która chciała się wystroić dla męża na ich rocznicę. Zrozumiałe w pełni, więc nie można było zrobić tego na pół gwizdka. Zresztą… Haru takie strojenie się brała bardzo na poważnie, nawet jeśli nie miała za to otrzymać pieniędzy samych w sobie. Ale za pieniądze wszystkiego kupić nie można było – na przykład dobrego słowa, czy przyjemności sprawionej starszej osobie, która być może kiedyś przypomni sobie o dwójce młodzików, którzy sprawili, że rocznica ślubu była czymś więcej niż tylko dniem w kalendarzu.
Szukała więc w pierwszej kolejności dla pani Sachiko – i tak jak mówiła, najlepiej to dwóch rzeczy, żeby przełamywały swoje kolory wzajemnie. Coś eleganckiego, coś gustownego. Rozejrzała się też za jakąś pasującą biżuterią, biorąc pod uwagę urodę Sentoki. Miała nadzieję, że kobieta będzie gdzieś w pobliżu i jednak sama stwierdzi, czy jej się podoba czy nie, bo nie chodziło też o to, by ubierać coś, w czym nie czuło się komfortowo. Dla siebie też coś wypatrzyła – niebieski materiał, a właściwie to dwa różne, które chciałaby zanieść do krawca, by coś dla niej uszył.
autor: Haruko
22 maja 2021, o 14:19
Forum: Kinkotsu (Osada Rodu Sabaku i Maji)
Temat: Targ
Odpowiedzi: 99
Odsłony: 8238

Re: Targ

Owszem, każdy shinobi był niebezpieczny – ale nie każdy shinobi był niecywilizowanym zwierzęciem żyjącym tylko po to, by mordować innych dla własnej zabawy i uciskać słabszych butem. Nie. Być shinobim znaczyło – służyć. Bronić słabszych, tych, któryż nie mieli takich możliwości. Inaczej nie byliby wcale potrzebni. A że najczęściej wyglądało to tak, że broniło się ludzi przed innymi ninja, to zupełnie inna sprawa. Tak czy siak znajdowali się na terenie bardzo cywilizowanej i postępowej Unii Samotnych Wydm, gdzie system działał idealnie. Zbyt idealnie wręcz. Byli w Kinkotsu, w miejscu, gdzie rządzili Sabaku i Maji, tu, gdzie urzędowała głowa Unii. Gdyby Sachiko przekroczyła swoje uprawnienia, to tłum na pewno poniósłby to dalej. A ucięcie komuś ręki za kradzież nie było wcale jakąś dziwną, ani brutalną karą. Przytrzymanie, przyduszenie piaskiem, by delikwent nie zdążył uciec, też nie było ani trochę dziwne. Że zrobiło się przy tym zamieszanie? Przestępców trzeba karać. Gdyby tak nie było, to większość takich kar, poza egzekucjami, nie byłaby wykonywana publicznie – to przecież chodziło. By pokazać przykład. I to, co się robi z tymi, którzy grali nie fair. I o to też przecież chodziło tutaj Sachiko. Dawała lekcję, bardzo darmową tym, którzy być może jeszcze się wahali – czy zakosić komuś sakiewkę, czy może jednak nie? Kieszonkowców na targu na pewno nie brakowało.
Zmarszczyła tylko brwi usłyszawszy odpowiedź Akio, bo chyba nie tego się spodziewała. Zagaił temat, którego do końca nie zrozumiała (i komentować nie chciała w tłumie, jako że nie chciała mu prawic morałów na ten temat, że zagrał w bardzo niebezpieczną grę z kimś, kto w tej grze jest bardzo wytrawnym graczem – tłum… miał bardzo wiele uszu). Nie wiedział jednak czego? Jakiego wszystkiego? Wiadomo, nie jest się alfą i omegą, nie wie się w s z y s t k i e g o, jakkolwiek mocno niektórzy chcieli w to wierzyć, życie było ciągłym procesem nauki i przyswajania nowych rzeczy. Zawsze było coś, co mogło zaskoczyć, a i świat miał to do siebie, że nie stał w miejscu, a ciągle się zmieniał. Ludzie się zmieniali również… Żeby nagle nie wypaść z obiegu i nie zorientować się, że stało się w miejscu, a ten świat pobiegł do przodu. Czy to nie znaczyło wręcz, że samemu zaczęło się cofać?
Strażników tylko przejechała wzrokiem, nie zatrzymując się na żadnym z nich nazbyt długo. Nawet nie bardzo zwróciła uwagę na tego trzeciego, który się nieśmiało chował za plecami kolegów i unikał kontaktu wzrokowego, jakby sądził, że jak on nie widzi, to znaczy, że inni też nie. Może to był jego pierwszy dzień służby?
Przecisnęli się z powrotem na miejsce zdarzenia. Chyba rzeczywiście trochę się już odkorkowało i łatwiej było przedostać się do samej kobiety, która pilnowała tamtą dwójkę… Strażnicy bardzo gładko zajęli się sprawą, zabrali chłopaka, jego ojciec poszedł za nimi. Haruko odprowadzała ich wzrokiem – bo i na młodzieńcu i jego ojcu jej uwaga się teraz skupiła na chwilę dłużej, póki nie zniknęli zasłonięci tłumem ludzi. Sytuacja bardzo szybko wróciła do normy, już kupcy się o to postarali.
Zapłata… Szczerze, Haruko wcale nie liczyła na pieniądze tylko za to, że przyprowadzą tutaj strażników – to byłaby śmieszna cena. Zaskoczyła ją za to druga propozycja kobiety. Pomoc w doborze nowego stroju. O! Na to spokojne, może nawet trochę zblazowane spojrzenie Maji się wyraźnie ożywiło. O, tak, to było coś, co zrobiłaby chętnie! Lubiła to, sama miała w domu tyle sukienek, że chyba nawet zaczęła wciskać niektóre do szafy brata, bo w jej już się nie mieściło, a na miejsce w szafie matki czy siostry liczyć raczej nie mogła.
- Bardzo chętnie. A jakiego stroju pani szuka? – to była Bardzo Ważna Informacja, która zaważy na wszystkim innym, czyli tym, za czym w ogóle będą się rozglądać i czego dokładnie szukać. To, że później Sachiko zwróciła się do jej brata z Dobrą Radą już nie zostało przez Maji skomentowane na głos. Nie miała nic więcej ani nic mniej do dodania.

Wyszukiwanie zaawansowane