Znaleziono 595 wyników
Wyszukiwanie zaawansowane
autor: Rokudo Gaika
24 kwie 2024, o 21:07
Forum: Ogłoszenia Administracyjne
Temat: 9. rocznica powstania Shinobi War
Odpowiedzi: 28
Odsłony: 527
Wszystkiego dobrego na 9-cio leciu forka! Sam tutaj się pojawiłem jakoś lekko przed Covidem i z dłuższymi i krótszymi przerwami trwam tu z wami kochani współgracze.
Sceny, które zapadły mi wyjątkowo w pamięć, to:
Dziwny piaskowy pan z zamiłowaniem do małych chłopców
Biedny pan mafiozo, którego trzeba było wspomóc finansowo
Szalona piratka, która przy pomocy dużej ilości ramenowych pocisków walczyła z niedobrą biurokracją
Wspaniała, rodząca się przyjaźń pomiędzy mięśniakiem i wrażliwą damą (RIP Fujiko)
Potężny klaps w pupę, który oswoił niepokorną kobitkę
Prawdziwa przyjaźń pomiędzy podpalaczką i zapalonym miłośnikiem dawania w mordę
Kolejność przypadkowa. Odbieram 90 PH i 5625 linijek skróconego treningu.
autor: Rokudo Gaika
24 kwie 2024, o 20:42
Forum: Tereny mieszkalne
Temat: Bogata dzielnica
Odpowiedzi: 9
Odsłony: 71
Budżetowy Batman na tradycyjne już powitanie i pożegnanie rodu Rokudo odpowiedział brutalną siłą. Nie było w tym nic z kulturalnego zachowania, jakie okazał srebrnowłosy swojemu dziadkowi i przejął w powietrzu drewniany pocisk o nieregularnym kształcie na klatę, tak jak Bóg przykazał, czy tam inny Absolut. Jego działanie jednak spowodowało uniesienie brwi i pojawienie się uśmiechu na twarzy praworządnego shigashianina. Był potencjał na spuszczenie wpierdolu i być może otrzymania jakiegoś wycisku.
- On by nie docenił takiego porównania. - Dodał lekko rozbawionym tonem. Typek musiał mieć same najświeższe informacje, skoro powiązał fakty z tym, co wydarzyło się jedynie parę godzin temu. Może sam uczestniczył w wydarzeniu?
Tłumaczenie jak to mały kotek zrzucił niby niestabilny mebel, kilkukrotnie większy od niego włożył w te same kategorie, co miłość i szacunek jego rodziny wobec jego osoby. Legendy i bajki.
Sprawa jednak nie miał swojego szczęśliwego zakończenia, bo nie dali sobie jeszcze po mordzie. Gaika nawet dał typowi powód, by mu jebnął, ale ten niewzruszony zlał go gęstym i nieco ciepłym moczem. Prawie zrobiło mu się miło, bo zimna noc była. Niemniej, jednak gdy zamaskowany typek zamierzał opuścić scenę, rzucając mu zaproszenie, to żółtooki niewiele myśląc, skoczył za nim. Noc była jeszcze młoda, a on nie mógł pozwolić uciec takiej ciekawej postaci na próżno. Zgodnie ze wszystkimi regułami musieli sobie nawzajem przypierdolić, aby zawiązać przyjaźń na zabój. Niechcianemu dziedzicowi też zależało, by spróbować się w getrach Robina, chociaż stanowczo był za stary do roli.
autor: Rokudo Gaika
22 kwie 2024, o 21:56
Forum: Tereny mieszkalne
Temat: Bogata dzielnica
Odpowiedzi: 9
Odsłony: 71
Gaika znał wiele zwierząt. Nie wynikało to jednak z tego, że początki jego kariery życiowej przebywał z rodzinką w jakimś lesie, ale z tego, że w Shigashi handlowano dosłownie wszystkim. Wystarczyło udać się na targ żywym towarem, gdzie właściwie można było zobaczyć wszystkie ciekawe żyjątka, jakie napatoczyły się w kupieckie ręce. W ciemniejszych zakamarkach miasta pewnie można było kupić nawet kogoś innego na własność. Łyse małpy jednak nie były wśród obiektów zainteresowania przyszłego bohatera pieśni ludowych. On miał standardy.
Tak czy inaczej, srebrnowłosa małpa dostała się do gabinetu swojego celu, gdzie widać było, że imprezka się mocno udała. Było co prawda dość ciemno, ale kontury poprzewracanych mebli były widoczne gołym okiem. Przechodząc po pomieszczeniu, jego wzrok zatrzymał się na meblu, którego zawartość miał przynieść Tarao. Wtedy właśnie usłyszał niski schrypnięty głos. Odwrócił się od razu, niewiele sobie robiąc z potencjalnego zagrożenia. Jeśli tamten chciał go zaatakować, to mógł to zrobić w momencie, gdy młodzik postawił swoją nogę w mrocznym gabinecie. Na widok cudacznej postaci jego oczy rozszerzyły się nieco bardziej, bo wielu rzeczy się spodziewał, ale nie balu przebierańców. Zanim jednak ten zdążył sklecić jakieś sensowne pytanie, to tamten mu już przedstawił dwa zdania. Biedaczek nie wiedział, że niechciany dziedzic rodu Rokudo nie znosił gaduł.
Miłośnik zwierząt miał teraz dużą zagwozdkę. Niby został sentokim i posiadał pewną władzę, ale ten fakt jeszcze nie do końca się zagnieździł w jego głowie. Zawsze był samotną figurą i tylko swoją siłą legitymował wszystkie czyny, których dokonywał. W tym mieście było mnóstwo okazji i możliwości, aby zejść na złą drogę. On zaś nie tyle dzięki swojemu krystalicznemu charakterowi, a obsesji na punkcie profesjonalizmu pozostawał tam, gdzie znajduje się teraz. Był jeszcze jeden powód, ale o tym mniejsza.
Czy powinien zamaskowanego jegomościa podpytać o tożsamość? Wydawało się to trochę bez sensu, bo gdyby na lewo i prawo opowiadał, kim właściwie jest, to pewnie by jej nie nosił. Myśli kołatające się w głowie pięściarza pracowały na najwyższych obrotach. Był w końcu funkcjonariuszem miasta i to on był tutaj z mandatu jego władz. Obecność przybysza musiała świadczyć, że jakaś z reguł gry została pogwałcona, ale miłośnik mocnych pigułek nie był w stanie jednoznacznie stwierdzić, do czego mógł się przyczepić. Że wtargnięcie? On sam przecież tutaj się pojawił wykonać robotę. Atak na funkcjonariusza? Na jego nieszczęście typ nie wydawał się agresywny. Było widać zawahanie się na jego twarzy przez dobrą sekundę. Nim jednak typ zdołał zrobić więcej, niż ten jeden krok w jego kierunku, to korzystając z lekcji przekazanej mu przez swojego kochanego dziadka, adept Hachimonu przywitał go meblem, lecącym w jego kierunku. - Spłoszyłeś kota. - Przedstawił swoje zarzuty. Praw czytać nie zamierzał, bo od tego były zwykłe krawężniki. On był ten niezwykły. Zaraz też dokona aresztowania na tym niezwykle podejrzanym gościu, który w końcu mógł być Tygrysem. Póki jednak chodził wolno, to nie dało się łatwo zweryfikować. Na pustyni jednak poznał bardzo łatwy sposób na sprawdzenie przynależności mafijnej. Wystarczyło rozebrać typa do rosołu.
autor: Rokudo Gaika
19 kwie 2024, o 22:21
Forum: Tereny mieszkalne
Temat: Bogata dzielnica
Odpowiedzi: 9
Odsłony: 71
Bogolska okolica i równie bogolskie zasady. Wszystko to mu strasznie śmierdziało, gdy scalił się w jedność z ciemnością. Teraz to on był nocą, herosem patrzącym na swoje miasto, które toczyła choroba i tylko wycinając niezdrową tkankę, można było uratować całą resztę. Cholera, czy wziął ze sobą noże?
Plan był niemal perfekcyjny, tak jak wszystko, co wymyślił na biegu. Niestety jednak zwrócił niepotrzebnie uwagę strażników i ci mogą mu przeszkadzać w przeszukiwaniu domu. Niespecjalnie chciał dać satysfakcję dziadydze, że w dniu otrzymania awansu będzie musiał wyciągać go z paki. Przede wszystkim przyszły bohater pieśni ludowych nie powinien do niej trafić na pierwszym miejscu! Jego działania były właściwie usankcjonowane przez podejrzanego typa tytułującym się Tarao, co mogło być równie dobrze aliasem dla jakiegoś śmiesznego mafiozy czy innego typa. To, że Power Rangersi z Rady go znali było jedynie poszlaką. Bo czy można kogoś znać, tak naprawdę? No właśnie.
Cichociemny wpatrujący się w jeden punkt, niczym kociak po odkryciu wskaźnika laserowego, przyglądał się swojemu celowi, który po prostu wręcz zachęcał go do podjęcia jakichś na wpół legalnych działań, z prawdopodobnie dobrym skutkiem. Był nieruchomo, niczym gargulec, a jedyne, po czym można było sprawdzić, że żyje, to niewielkie ruchy klatką piersiową przy każdym wdechu i wydechu. Mruganie? Zapomnij! On był z twardszej gliny ulepiony niż niejeden Douhito. Zrobił sobie małego challenga, samemu ze sobą ile będzie w stanie powstrzymać ten proces. Całkiem długo to wyszło.
Pierwszy jego ruch się pojawił, gdy usłyszał hałas z obserwowanego pomieszczenia. Zamrugał zdziwiony, bo przecież wszystko było tak cacy wcześniej. Strażnicy chodzili uliczkami jak mróweczki, kryminaliści mordowali niewinnych i inne takie tam cudowności, jakie miało do zaoferowania królestwo zbrodni, Shigashi no Kibu. Nic nowego, aż tu nagle kot. Zaraz, zaraz. Kot? Źrenice żółtookiego niemal przesłoniły jego tęczówkę. Kotek, jaki ładny. Nie pamiętał, kiedy ostatnio widział takiego ładnego, białego kotka. Kitku szybko odspacerował od jego celu. Gaika zrozpaczony tym, że ich pierwsze spotkanie tak naprawdę się jeszcze nie odbyło, bo blokowała go ta durna misja związana z przetrząsaniem czyichś szuflad, zdecydował się na radykalne kroki. Zamierzał naruszyć przestrzeń powietrzną, a następnie teren prywatny u swojego celu, aby wskoczyć tam gdzieś, gdzie jakieś niepokojące dźwięki płoszą dobrotliwe dachowce. Przemoc wobec kociąt? No nie na jego zmianie! Miał już dość radykalny plan, jak można było rozwiązać potencjalne starcie, szykując się na to, co zastanie w środku. Jak każdy prawdziwy szpieg znał przecież najpotężniejsze techniki swojej branży. Był adeptem Hachimonu.
autor: Rokudo Gaika
12 kwie 2024, o 18:03
Forum: Tereny mieszkalne
Temat: Bogata dzielnica
Odpowiedzi: 9
Odsłony: 71
Bogolska okolica nie zrobiła większego wrażenia na srebrnowłosym. Sam przecież miał super nieruchomość w zamkniętej społeczności największych szych i żołędzi tego miasta, z czego połowę zajmował właśnie jego adres. To, że zajmował tam równowartość szafki na szczotki to już sprawa drugorzędna. Jemu w końcu też się w życiu udało. Miał już trzy koty, kanarka (a może wróbla?) i misia-przytulankę. Ostatnio dostał awans na wyższe stanowisko, bo jego przełożeni stwierdzili, że świetnie czelendżuje taski i nie ma fakapów. Dostał nawet od samego prezesa prezent w postaci czarnego stołka niezłego ciołka. Przyjął to na klatę jak prawdziwy mężczyzna.
Szybka zmiana tożsamości przypomniała już-nie-tak-bardzo-srebrnowłosemu, jak bardzo chujowy jest w te chakrowe klocki. Może będzie musiał wziąć jakieś korki. Niestety miał bardzo napakowany grafik, zresztą nie tylko jego. Sam też był nieźle.
Prosty plan miał nieoczekiwane skutki. Jako ktoś, kto zupełnie ignoruje typków od kajdankowania, to na śmierć zapomniał, że chodzą dwójkami. Zawsze było ich dwóch. Mistrz i uczeń. Jeden umiał czytać, drugi pisać. Jeden znał wszystkie samogłoski, a drugi spółgłoski… itd., itp.
- Jestem Jun . - Powiedział bez mrugnięcia okiem. Dziś był dzień, w którym te wszystkie znajomości miały dać wymierną wartość, a on doprowadziłby do pozytywnego zakończenia tego niezwykle trudnego zadania, jakim było obrabowanie czyjegoś biurka. - Dobrze! - Zawołał niezwykle żywiołowym tonem. Normalnie jakby ktoś wiedział, że tam po drugiej stronie tej przeciętniackiej mordki jest przyszły bohater pieśni ludowych, to pewnie miałby niezłe zdziwko. Najprawdopodobniej również lekki wstrząs mózgu, bo żółtooki się nie patyczkował.
Jak już dotarli na miejsce, gdzie miał pokazać, na czym polega praworządność po shigashińsku, to odwrócił się do typka. - Pobiegnę po dodatkowe wsparcie! - I bez czekania na jego odpowiedź po prostu ruszył w kierunku jakiejś wąskiej alejki, która na pierwszy rzut oka powinna być opuszczona. Tam, jak już zszedł z widoku i zweryfikował, że nikt go nie obserwuje, to porzucił tę męczącą technikę i wskoczył na jeden z daszków budynków nieopodal, poszukując jakiegoś zacienionego elementu, gdzie nie będzie się rzucać w oczy jak psie jajca. W planach miał obserwowanie posiadłości oraz rzucaniem wzrokiem na zrekrutowanego żołdaka, którego entuzjazm, w chronieniu tych wszystkich tłustych kotów, zaczynał mu powoli działać na nerwy. Może faktycznie trzeba było coś wysadzić w innej części tej dzielnicy, aby skupić tam uwagę? W końcu mieli podpalaczkę na wolności. Kto wie, czy jej zakres zainteresowań się nie rozwinął o wysadzanie rzeczy w powietrze? Na tak konkurencyjnym rynku trzeba było sobie znaleźć dobrą niszę i jak już szło do wyrabianiu marki, to nie można było wszystkich spalić. Zawsze zostawiało się jednego szczęściarza, który opowie o tym innym. Tak się przynajmniej zdawało niechcianemu dziedzicowi rodu Rokudo. On rozpalał jedynie emocje.
autor: Rokudo Gaika
11 kwie 2024, o 19:02
Forum: Osada Shigashi no Kibu
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 66
Odsłony: 7055
Gaika był prostym chłopakiem. Szedł, bił, wracał i odbierał pieniążki za wzorowo wykonane zadanie. Tak przynajmniej wyglądało to do tej pory. Stety niestety nie był już zwykłym Doko, tylko poważnym sentokim. Czy zdawał sobie sprawę z konsekwencji swoich czynów?
Jak się oddalił, zupełnie wyleciało mu z głowy, by dopytać o dokładny adres. Szukanie wrogów nie miało być w jego definicji zatrudnienia, ale najwyraźniej koleżka Tarao miał na ten temat nieco inne zdanie. Chyba będą musieli sobie o tym pogadać. Już miał się odwracać na pięcie i zasuwać z powrotem do siedziby władzy, aby wyciągnąć potrzebne dokumenty z adresem typiarza, ale widząc jednego z przechodzących strażników, wpadł na lepszy pomysł. Nie taki mięśniak bezmyślny, jak go malują.
Szybkim krokiem udał się w kierunku jakiegoś ciemnego zaułka, który nie przyciągał niepotrzebnych oczu i korzystając z całkiem znanej sekwencji pieczęci, użył jednej z najbardziej podstawowych technik shinobi. Nie znaczyło to jednak, że była bezużyteczna, o nie! Przemiana, jaką powodowała była właśnie czymś takim, czego potrzebował. Przybrał postać jednego ze znajomych mu miejskich krawężników. Najważniejsze było znać jego imię, resztę się skleci w praniu. W końcu ostatnio chodził na zajęcia z improwizacji w spalonym teatrze, który miał to nieszczęście natrafić na pewną podpalaczkę. A może nie chodził? Bo w sumie kiedy.
Wzrokiem wyszukał jakiegoś innego obrońcę pokoju i uciśnionych mieszkańców tej osady, do którego mógł podbić w swoim stroju. - Szybko, gdzie znajdę posiadłość Mikoro-sama?! - Nadał swojemu głosu odpowiedniego dramatyzmu dzięki certyfikatowi jakości, który uzyskał na korespondencyjnym kursie pieprzenia od rzeczy. - Mam cynk, że jego budynek jest celem tej podpalaczki, Hikage! - Rozbiegane oczy, lekko podniesiony ton głosu i rozbiegane oczka. Tak chyba wyglądali ci wszyscy, którzy widzieli żółtookiego w akcji i stracili wszelką nadzieję na to, że uda się go pokonać. Teraz tylko odtworzyć to na własnej twarzy.
Jakby typek wykazał proaktywność w postaci chęci poprowadzenia go na miejsce docelowe, to miał jeszcze jedną linijkę tekstu. - Nie ma czasu! Wskaż mi drogę, a sam się udaj do Siedziby Rady. Tam odszukaj Kyatsuki Hamtaro i poproś o wsparcie w gaszeniu! - Szpiegowski majstersztyk prawdziwego Hachimonowca można było tylko przypieczętować jakimś nieistniejącym nazwiskiem i wysłaniem typka na misje życia. No raczej expa z tego nie będzie, bo zadanie niewykonalne.
Teraz jednak trzeba było zejść z oczu przypadkowej ofierze szaleństw srebrnowłosego, by szybko przejść w tryb pełnoprawnego shinobiego i wskoczyć na jakiś wysoki budynek czy mur i popatrzeć, czy czasem chce się zastosować do jego instrukcji, czy też zrobi coś zupełnie innego. Jakby okazało się, że nie wykonuje jego poleceń, to mogłaby mu się stać jakaś krzywda w ciemnej alejce, która pozbawi go przytomności. Shigashi to w końcu takie niebezpieczne miejsce!
autor: Rokudo Gaika
9 kwie 2024, o 21:49
Forum: Osada Shigashi no Kibu
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 66
Odsłony: 7055
Niesamowita sprawa. Mówią, że jak robisz to, co kochasz, to nie przepracujesz nawet jednego dnia. Tak właśnie było ze zleceniami dla srebrnowłosego. Możliwość uszkodzenia bliźniego była dla niego nadrzędnym elementem każdego zlecenia, którego się dobrowolnie podejmował. Czasem się trafiały jednak takie „upsiki”, że musiał iść coś znaleźć lub – co gorsza – posłużyć się głową. Ostatnio jak to zrobił, to ogryzł typowi tętnicę szyjną, ale to opowieść na inny czas. Czy przyszły bohater pieśni ludowych robił dobrą robotę? Pewnie tak, bo w końcu na nudę nie musiał długo narzekać. Tutaj zleconko od Shimoyi, tam od Tarao. Czasem się trafił nawet jakiś dziwny dziadyga, co na fletni wygrywał skoczne kawałki. Łączyło ich jednak zamiłowanie do wykorzystania żółtookiego, jako broni. Nikt mu nie kazał rozwiązywać trudnych zadań z matmy, czy zmieniać granicy całkowania. Proste zadania, dla prostego chłopaka. No z pozoru. Miłośnik zwierząt szukał prawdziwego wyzwania. Takiego, które pozwoli wykorzystać cały drzemiący w nim potencjał. Przemoc w końcu nie była odpowiedzią. Nie. Była pytaniem, a odpowiedź brzmiała „Tak”.
- Wspólnikami Tygrysów w tym przedsięwzięciu była jakaś grupa oprychów nazywająca się Uroboros, czy Ouroboros. - Zaczął od najważniejszego. - Tak jak nasze, miejscowe oprychy lubuje się w tatuowaniu sobie na ciałach pewnego symbolu. Węże połykające własny ogon. Współpracowałem z miejscowymi służbami, aby zdobyć nieco więcej informacji o ich kontakcie u nas, ale nie był skłonny do gadania. - Rozłożył ręce. - Gdyby to było na naszym poletku, to pewnie bym wyciągnął z niego jakieś zeznania, ale nie nasz jeniec. To zlecenie było głównym powodem mojej przedłużającej się nieobecności. A co do mojej towarzyszki? Rozstaliśmy się na w stolicy Sabishi, gdzie słuch po niej zaginął. - Skończył monolog, wyraźnie się przy tym męcząc. Może Arino ruszyła w kierunku Prastarego Lasu wiedziona chęcią zmienienia go w morze ognia, czy jakie inne mogła mieć plany? Jak spaliła się (hehe) jej przykrywka przy bramie wyjściowej z miasta, to wiedział, że ruda jest co najmniej podejrzana. Słowa o tym, że niby sławna podpalaczka pomogły mu otworzyć wspomnienia w głowie, jak ktoś mu chyba o niej opowiadał, przy okazji spalonych drzew w pobliżu osady.
Rozgadał się nasz Gaika niemało. Praktycznie inny człowiek. Czy umiejętność prowadzenia dłuższych konwersacji przychodzi z rangą sentokiego? A może dalej był pod wpływem tego, co ten dziadyga zrobił, choć na zewnątrz nosił maskę chłodnego luzu. Drugiej części, dotyczącej samego zlecenia wysłuchał powoli, kiwając głową, że wszystko rozumie i jest gotowy do działania. Wszystko było dość proste, tak jak lubił. Wejść. Zabrać zawartość biurka i wyjść. Właściciela tego mebla również mógł przesłuchać, ale to już by była z jego strony niezwykła staranność o szczegóły. Miał tylko pytanie o te niedopowiedzenia, dotyczące samych szczegółów. W końcu ktoś o tak wysokiej pozycji musiał mieć stosowną ochronę, jakichś mięśniaków wartych obicia i jednoczesnego poprawienia sobie nastroju. - Jacyś znani ochroniarze, czy spodziewać się niespodziewanego? - Najważniejsze kwestie trzeba było ustalić na początku. Dyskusja o tym, czy samo działanie wydawało się moralnie właściwe, czy też nie leżały bardzo, bardzo daleko poza sposobem pojmowania niechcianego dziedzica rodu Rokudo. On był narzędziem w rękach swoich panów. Psem na posyłki, który nie widzi całościowego obrazu i nie kwestionuje swoich przełożonych. Pośród tej grupy i tak mógłby uchodzić za całkiem pozytywną postać, bo raczej nie zabijał swoich wrogów, jeśli absolutnie nie musiał. Jeśli łysawy brodacz i spółka planetarian z jego dziadkiem na czele uznali, że tak można, to po co myśleć o tym. Więcej nawet. Po co myśleć, skoro można tłuc?
Jak już usłyszał odpowiedzi na zadane pytania, to pożegnał kryształowca skinięciem głowy, ruszając ku kolejnej dzielnej przygodzie, o której w przyszłości ludowcy będą śpiewali pieśni. No bo trudno o bardziej pozytywnego bohatera w tym mieście pełnym negatywnych smutasów!
autor: Rokudo Gaika
9 kwie 2024, o 19:11
Forum: Osada Shigashi no Kibu
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 66
Odsłony: 7055
„Stary i dobry znajomy”, którego znał zaledwie od dwóch zleceń, był tym typkiem, co szpiegował go z dachu. Dziwna sprawa, bo tego typu zachowania przypisywane są użytkownikom Hachimonu, a nie kryształowych chłopaków, jakim był Tarao. Jego obecność jednak była jak najbardziej pożądana, bo żółtooki mógł w końcu pozbyć się zebranej dokumentacji i zapomnieć o całej sprawie. No, jeszcze był raport słowny, dotyczący Mito Himori AKA Hikage Arino, ale to też właściwie była bzdura i szef najpewniej już wszystko o niej wiedział. W końcu jej przykrywkę przejrzał nawet żółtooki, a bądźmy szczerzy, on do najbardziej spostrzegawczych nie należał.
Spotkanie go też cieszyło z nieco innego powodu. Jego głównego motywatora, jakim był sparing z nieznajomym, który wydawał się całkiem sprawnym wojownikiem. Dobrych to zawsze mu brakowało. Wszyscy tak szybko się męczyli, próbując go ugryźć w dupę, zapominając, że przyszły bohater pieśni ludowych miał pośladki ze stali. Miał poruszyć ten temat zaraz po zdaniu informacji, jednak typek go uprzedził, zadając własny zestaw pytań.
Nie były one zbyt proste dla chłopaka. Oczywiście, najprościej byłoby przedstawić sytuację krok po kroku, tak jak się całe zajście odbyło, jednakże spotkanie to było nie tylko z przełożonymi niechcianego dziedzica rodu Rokudo, ale i również Tarao. Umniejszanie majestatowi Rady Kupieckiej nie było czymś, za co chciał beknąć. Było tyle innych, dużo przyjemniejszych powodów. - Myślałem, że idę tam zdać raport, a dostałem awans. - Wzruszył ramionami. - Słyszałem, że z twojego polecenia. - Odpowiedział najbardziej neutralnym głosem, jakim mógł. Jeszcze nie wiedział, czy miał powody do wdzięczności. Co prawda wcześniej granie na nosie dziadygi było jak najbardziej atrakcyjną wizją w głowie, ale wkrótce mięśniak doszedł do dodatkowych wniosków, takich jak możliwość wyrzucenia go ze swojej posesji. Co zrobi wtedy ze zwierzaczkami?! No właśnie. - Ciekawi mnie w sumie, dlaczego mnie zarekomendowałeś. A ze spotkania mogę powiedzieć, że nie wszyscy byli zadowoleni z mojej obecności. - Rozłożył ręce. Czy to wystarczyło, by zaspokoić ciekawość? Jak będzie naciskał na szczegóły, to przecież puści parę z pyska. Nie dostał rozkazu zachowania pełnej poufności. Była to w końcu bardziej ceremonia, niż spotkanie na szczycie, gdzie wymienia się najściślejsze sekrety i zdradza największe tajemnice. Aby na takie się udać, to miłośnik zwierząt musiał rozwinąć się w sztuce Bramowania tak, aby być tym najlepszym, superszpiegiem, jakiego shigashińska ziemia nosiła.
autor: Rokudo Gaika
8 kwie 2024, o 21:41
Forum: Osada Shigashi no Kibu
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 66
Odsłony: 7055
Po tym, jak się odezwał, zrobiło się całkiem nieprzyjemnie. Tak jak lubił. Dziadyga spiorunował go spojrzeniem, tym razem nawet nie przejmując się trzymaniem fasonu. Na dodatek pokazał mu, że pomimo zaawansowanej starości, to wciąż miał dość krzepy, aby podnieść krzesło i cisnąć w przyszłego bohatera pieśni ludowych. Co więcej, zrobił to jedną ręką! Jeśli Gaika miał geny dziadka, to na starość też będzie w stanie dokonywać własnoręcznych przemeblowań, bez uwzględniania postronnych obserwatorów. Nadlatujący pocisk, o dość nietypowych właściwościach aerodynamicznych, zamierzał po prostu złapać, ale wtedy nadszedł ten drugi ułamek sekundy, że mogłoby być to potraktowane jako sprzeciwienie się swoim przełożonym, czyli źle widziane. Pozwolił mu zatem na zderzenie się z jego ciałkiem, które w tym momencie już nie było takie same, jak dobrą dekadę temu, gdy twarda ręka i ciężka dyscyplina mogły pisać na jego skórze. Uderzyło o niego i upadło na ziemię. Może nawet się uszkodziło, w końcu Seichirou chyba, zamiast iść na emeryturę, podnosił ciężary. Młodzik jednak był nienaruszony. Nie zrobił też kroku do tyłu. Prawdziwy heros przecież łatwo się nie ugnie. Wściekłego staruszka odprowadził wzrokiem, a jego kąciki ust niebezpiecznie drżały, próbując powstrzymać uśmiech, a za nim głośny śmiech. Trzeba było zachować się profesjonalnie. To była ważna cecha charakteru, bez której chyba niewiele by go różniło od bestii, za jaką miał go geriatryk.
Gdy pierwszy szok zebranych minął, to srebrnowłosy wykonał pierwszy ruch, jakim był krok do przodu, aby zbliżyć się do tronu jego patriarchy i postawić go na równe nogi. Następnie wykonał krok wstecz i popatrzył na Żółtego Rangera, który miał przednią rozrywkę, oglądając całą scenę. - Przyjąłem. - Odpowiedział krótko, jak to miał w zwyczaju. Kryształowiec miał z nim umówioną napierdalankę i to taką, gdzie rzucone krzesła będą się zmieniały w wykałaczki. Na poważne, bez taryfy ulgowej. W końcu to był główny motywator miłośnika zwierząt do wykonywania takich długich wycieczek w podejrzanym towarzystwie.
Brodacz podsumował wszystko i nakazał im się rozejść. Mięśniak nie potrzebował dodatkowej zachęty, aby opuścić budynek, który dzielił z krewniakiem. Nie zrobił tego też pierwszy raz. Papierkologia, jaką miał odebrać przy wyjściu, średnio go interesowała. To, co było zaś intrygujące, to możliwość nastąpienia na odcisk dziadkowi. Teraz miał pełnoprawnego sentokiego w rodzinie. Duma musiała go rozpierać, a niechciany dziedzic rodu Rokudo pozwolił sobie na szeroki, szeroki uśmiech wyobrażając sobie, jak zepsuł mu resztę dnia. Chyba pierwszy raz w jego życiu piłeczka była po jego stronie boiska. Należało kuć żelazo, póki gorące więc następne kroki skierował do zleceniodawcy dla sentokich. Wkrótce miasto się dowie, że wrócił do domu. Wtedy dopiero się zacznie prawdziwa zabawa.
autor: Rokudo Gaika
8 kwie 2024, o 19:16
Forum: Osada Shigashi no Kibu
Temat: Siedziba władzy
Odpowiedzi: 66
Odsłony: 7055
Mało rzeczy tak wkurwiało srebrnowłosego, jak ukradkowe szepty. Zazwyczaj podejrzewał, że on był tematem, a tym razem miał niemal namacalny dowód. Jego wyostrzone zmysły jednak nie były w stanie usłyszeć, co to za uwagi ze sobą wymieniali, na temat żółtookiego. Zamiast tego zacisnął dłoń w pięść kilka razy, ją uwalniając. Zapamięta sobie te twarze i jak tylko opuszczą budynek pożytku publicznego znajdzie ich. Myśli o potencjalnej zemście została jednak przerwana, gdy jego uwaga skupiła się na nadchodzącym strażniku, który nakazał im iść do kolejnego pomieszczenia.
W środeczku było dość swojsko. Długi stół i parę krzeseł, każdy w innym kolorze. Zapewne jak się wszyscy zebrali, to mogli przyzwać Kapitana Planetę, czy coś w ten deseń. Niestety niedane było mu zobaczyć wszystkich planetarian, bo niektóre miejsca stały wolne. Niczyje dostojne pośladki nie odkształcały ich poduszeczki. Z obecnych jednak było kilka ciekawych egzemplarzy. Na miejscu czerwonym, jak październik siedział sobie dżentelmen o dość charakterystycznej sylwetce. Niski, łysiejący z wielką brodą. Przybysz z Ardy, zapewnie chciał zaręczyć, że mamy jego topór. Specjalista od bezpieczeństwa miasta, który jak pewnie wiadomo, nie wykonywał swoich obowiązków zbyt dobrze. Wiele można było powiedzieć o mieście kupieckim, ale na pewno nie było tu specjalnie sielsko. Dla niechcianego dziedzica rodu Rokudo był to oczywiście duży plus, ale zwykli cywile mogli mieć nieco inne zdanie na ten temat. A, skoro właśnie o rodzie przyszłego bohatera pieśni ludowych mowa, to na czarnym jak węgiel krześle siedział dość dobrze znany mu członek tej znamienitej rodziny. Ba! Był to sam patriarcha, Rokudo Seichirou. Kochany dziadzio chciałoby się rzec, gdyby nie to, że był skurwielem, jakich mało. Gdyby nie to, że wszystko się na nim goiło jak na psie, to dalej miałby ślady na plecach po razach, jakie dostawał, gdy coś źle powiedział na lekcjach etykiety. Gaika ledwie opanował swój kpiący uśmieszek, gdy ten go spiorunował wzrokiem. Zachowywał jednak fason, więc nie spodziewał się, by ktoś inny mógł to łatwo dostrzec. Skoro inni salutowali, to i on to zrobił. Chcąc nie chcąc to byli najważniejsi urzędnicy w mieście. No, przynajmniej od tej legalnej strony. Do dwóch ważniaków wkrótce dołączył trzeci, który wyglądał na największego niedojdę, a potem pan krasnolud odezwał się swoim schrypniętym głosem.
Po dość krótkim przemówieniu w jego głowie zrodziło się więcej pytań, niż przypuszczał. Awans? On?! Przecież dziadyga nigdy by na to nie pozwolił. Po co swojego ulubionego wnuczka stawiać na świeczniku, skoro przez tyle lat skrzętnie go trzymano na długości łańcucha? Miasto miało mieć wobec niego jakieś oczekiwania? Ma teraz chodzić po targowiskach i wystawiać mandaty za złe parkowanie bryczki? Co tu się wydarzyło, do jasnej, ciasnej?! Szalejące tygrysy i smoki nieco więcej wyjaśniły mu krajobraz, który mijał w drodze do Siedziby Rady.
Nieśmieszny psikus Seichorou zdecydował się odezwać jako pierwszy. Jeśli nestora rodu to dodatkowo podkurwi, to tym lepiej dla niego. - Ja mam pytanie. Mam raport do przekazania niejakiemu… - Zastanowił się chwilę, próbując wrócić pamięcią do momentu, w którym kryształowiec mu się przedstawiał. - … Tarao. Gdzie go mogę znaleźć? - Awanse? Obowiązki? Raczej mało prawdopodobne z takim cierniem w dupie, jakim był Seichirou. Już się nastawił na to, że będzie zwykłym doko do końca życia. Życia jego dziadka, oczywiście. Miłośnik zwierząt był nie do zdarcia. Po wypowiedzeniu tych słów jego wzrok powoli się przeniósł z twarzy specjalisty od spokoju na resztę radnych. Dowcip był to pierwszej klasy, ale kto taki mógł mu go zrobić?