Znaleziono 52 wyniki
Wyszukiwanie zaawansowane
autor: Daidoji Akira
20 kwie 2020, o 14:17
Forum: Ryuzaku no Taki
Temat: Polana z jeziorem
Odpowiedzi: 290
Odsłony: 33175
NSFW Content Chłodna bryza zaszumiała cicho wśród traw, podkreślając ciszę, jaka zapadła po wypowiedzianych piskliwym tonem słowach złodziejaszka. Akira wysłuchał ich z uwagą, tkwiąc nieruchomo. Jak jakiś bóg, śmierci lub może sprawiedliwości, rozmyślający nad wyrokiem, który powinien spotkać krnąbrnego śmiertelnika. Jeśli ktoś chciałby wciąż bawić się w te mitologiczno-rzeźbiarskie porównania, oczywiście. Blask księżyca odbijał się w wykutym rękoma jakiegoś biegłego kowala ostrzu wyciągniętego miecza. Jedynie lekko powiewające elementy tej rzeźby, jak choćby wciąż wilgotne włosy, psuły cały efekt tej pozy. A potem ciche pociągnięcie nosem. Zielonowłosy czuł już, że zaczyna mu się zbierać na katar od tego zimna. – Zajebiście. Jeszcze się przeziębię – pomyślał, odbiegając na chwilę uwagą od kającego się przed nim mężczyzny. Wzrokiem jednak wciąż pozostawał skupiony na ofierze swojego gniewu – i co ja z tym frajerem teraz zrobię? Przecież go nie zarżnę jak jakiegoś psa, wtedy musiałbym się znowu wykąpać… Zaraz, czemu on tak się gapi na moje klejnoty?
– Hę? Pieprzysz od rzeczy, sukinkocie. To ty nie wiesz, że Tsukuyomi nie gada, więc za tobą nie poświadczy? Mógłbyś sobie wybrać jakiegoś lepszego świadka. To po pierwsze. A po drugie… – ronin przesunął nieco rękę, jakby od niechcenia naciskając lekko na bok szyi kajającego się przed nim nieszczęśnika. Miał zamiar zostawić drobne nacięcie, niezbyt niegroźne, ale wystarczająco nieprzyjemne, żeby pokazać raz jeszcze swoją przewagę – przez swoją głupotę znajdujesz się właśnie na granicy życia i śmierci. I to ja, wkurwiony dzisiejszym dniem facet z Yinzin, zadecyduję zaraz, w którą stronę pójdziesz, wiesz? A ty tracisz skupienie. Gapisz się bezczelnie na jeden z moich bezcennych mieczy. W tym mieście jest cenniejszy, niż wszystko, co zarobisz ty i wszyscy twoi potomkowie dziesięć pokoleń wprzód. Zakładając tylko optymistycznie, że przeżyjesz to spotkanie. Jeśli zamierzasz je przeżyć, to nie patrz się z takim zdziwieniem na moje shakuhachi. Ciesz się, że jest teraz takie zmarznięte, inaczej byłoby ci jeszcze trudniej zgubić je z pola widzenia, chłopski psie. A teraz wyskakuj ze wszystkiego co masz. Powoli i ostrożnie, gapiąc mi się prosto w oczy, jasne? Zamieniamy się rolami, teraz to ty zostajesz obrabowany. Spróbuj jakiejkolwiek sztuczki, a urżnę ci łeb, jak świni. Ale nie chciałbym tego robić. Jeszcze bym się pobrudził i musiałbym znowu brać kąpiel. W moim i twoim interesie jest, żebyś przeżył to spotkanie.
autor: Daidoji Akira
20 kwie 2020, o 13:37
Forum: Administracyjne
Temat: Wielkanoc 2020
Odpowiedzi: 116
Odsłony: 5677
Dziękuję serdecznie, wracam na foro po krótkiej przerwie i zgarniam wszystkie bonusy, będę miał w końcu kasę do wydawania na misjach u Tohaku kappa
autor: Daidoji Akira
12 kwie 2020, o 17:16
Forum: Ryuzaku no Taki
Temat: Polana z jeziorem
Odpowiedzi: 290
Odsłony: 33175
Głuchy łoskot upadającego ciała potwierdził, że plan zielonowłosego został zakończony sukcesem. Gdyby Akira nie kipiał cały złością, może nawet by się uśmiechnął, usatysfakcjonowany faktem, że uciekinier podzielił jego los. Nie było tutaj jednak miejsca na żadne uśmiechy. Dla postronnego obserwatora sytuacja mogłaby wydać się wręcz komediowa. Dla jej uczestników – pewnie nie, sądząc po strachu, jakiego wcześniej doświadczał złodziej. Zielonowłosy miał pewien problem z powalonym mężczyzną: nie został jeszcze pochwycony. Należało to jak najszybciej zmienić, korzystając ze swojej chwilowej przewagi. Dlatego właśnie, gdy tylko skradzione przedmioty wyleciały z rąk uciekiniera, Akira rzucił się po swój miecz, celem natychmiastowego wyciągnięcia z saya i zwrócenia w pobliże gardła przeciwnika. Ronin nie zamierzał się w żaden sposób cackać. Z wykrzywionym gniewem obliczem i pełną ekspozycją swego proporcjonalnego ciała przywodził na myśl starożytną rzeźbę, której autor pierwotnie miał zamiar przedstawić wizerunek anioła, jednak dotarłszy do głowy rozmyślił się i zamiast obdarzyć swe dzieło pogodnym uśmiechem, wykuł lice jakiegoś parszywego yokai.
– Nie próbuj jakichś nędznych sztuczek, miernoto. Wkurwiłeś mnie – tym razem nie leciał z jakimś długim monologiem. Postawił sprawę klarownie i jasno, tak, żeby jego oponent zrozumiał, w jakiej się właśnie znalazł sytuacji. Zielonowłosy trzymał go na długości wyciągniętej ręki z mieczem tak, żeby wywierać na nim presję i jednocześnie sobie samemu zapewnić bezpieczeństwo. Teraz, gdy jego ciało pozostawało niechronione, wolał nie podejmować zbędnego ryzyka. – Lepiej, żebyś mnie dokładnie wysłuchał koleś. Zabiłem dzisiaj już dwóch złodziei i nie mam ochoty babrać się w krwi kolejnego. Właśnie skończyłem kąpiel, której celem było oczyszczenie się z brudów tamtej walki, wiesz? Więc teraz po pierwsze: na ciul zalazłeś do mnie w trakcie mojej kąpieli? Po drugie: masz coś na swoje usprawiedliwienie? Bardzo chętnie wysłucham, ale lepiej, żeby twoje odpowiedzi były dobre.
autor: Daidoji Akira
12 kwie 2020, o 15:01
Forum: Ryuzaku no Taki
Temat: Polana z jeziorem
Odpowiedzi: 290
Odsłony: 33175
– Chotto matte! – ronin poczuł, jak traci równowagę, a chwilę potem ujrzał gwałtownie zbliżającą się ziemię. Uśmiech satysfakcji wykwitły na jego twarzy szybko zwiądł, zmieniając się w grymas zaskoczenia, a potem wręcz irytacji. W końcu gruchnął o podłoże nieprzyjemnie. Mógł jedynie cieszyć się z faktu, że miał czym, przynajmniej częściowo, ochronić przed impetem uderzenia swój najcenniejszy skarb przywieziony znad Lazurowego Wybrzeża. „Miał” było widocznie dobrym określeniem. Nim Akira zdążył się otrząsnąć, ręcznik zniknął. Nie zdawał sobie z tego sprawy, dopóki nie podniósł głowy, żeby znów zlokalizować uciekiniera i przy okazji zalać go nową falą wyzwisk. – Ej! Teraz to już przesadziłeś, kono yaro! – widok różowego kawałka materiału napełnił ronina nowymi pokładami złości i energii do dalszego pościgu. Niczym profesjonalny biegacz, przed powrotem do pozycji biegu ugiął nieco kolana i wybił się, chcąc natychmiast odzyskać utracony wcześniej pęd. Ten dziewczęcej barwy ręcznik był świadectwem jego samozwańczego zwycięstwa nad chłodem duszy Nakagome. W zagraconym, nieuporządkowanym umyśle zielonowłosego dary tego pokroju, niezależnie od przyczyn ich otrzymania, stanowiły powód do dumy. Jak trofea myśliwego.
– Jak cię już dorwę, zboczeńcu, to nogi, zakkennayo, z dupy powyrywam, po czym nasram do gardła, rozumiesz?! Jesteś martwy, gnoju, martwy! A oby cię Jigoku pochłonęło, śmieciu przebrzydły, diable atsuiski, przeklętego oni bracie i towarzyszu, samych yokai pasterzu! Jeśli myślałeś, że Kami no Hikage spotkał sromotny koniec, to jeszcze się przekonasz, jak grubo się myliłeś! Nawet, gejszo bez makijażu, nie wiesz, jak nisko może upaść człowiek! Babom w onsenie bieliznę podbieraj, jak normalny zboczeniec, a nie po polnych jeziorach się szlajasz i przyzwoitych ludzi okradasz z ich majątku! Jesteś jak bambus zgruchotany przy podstawie, ale gorszy, bo zamiast grzecznie siedzieć szkodzisz innym, jak soból zdrowo i gęsto lejący po ryżowych polach! – i ta litania trwała tak długo, jak Akirze oddechu starczało, a ścigany wróg nie był jeszcze capnięty, być może nawet dłużej. Imponująca liczba inwektyw wylewała się z ust ronina, gdy ten, wyzwolony od problematycznego ręcznika, mknął za uciekinierem, tym razem nie zamierzając się cackać. Pilnował tylko, żeby nie potknąć się, ani w nic nie wlecieć, co po raz kolejny mogłoby go wystawić na pośmiewisko. Zamierzał po prostu zbliżyć się do złodzieja na wystarczający dystans, a potem ściąć go ślizgiem, tak, żeby ten się wywrócił. Ważne w tym całym manewrze było zadbanie o to, żeby przez przypadek nie ucierpiało to, co wcześniej ronin tak pieczołowicie ukrywał pod ręcznikiem.
autor: Daidoji Akira
12 kwie 2020, o 01:39
Forum: Administracyjne
Temat: Wielkanoc 2020
Odpowiedzi: 116
Odsłony: 5677
Wszystkiego najlepszego i wgl dobrego jajka, byle bez nielegalnych zgromadzeń w tym trudnym czasie.
autor: Daidoji Akira
11 kwie 2020, o 15:46
Forum: Ryuzaku no Taki
Temat: Polana z jeziorem
Odpowiedzi: 290
Odsłony: 33175
Zielonowłosy od momentu swojego zrywu nie myślał już zbyt wiele o swoich działaniach. Jego manewry były intuicyjne, podyktowane instynktem. Nie chodziło jednak o instynkt przetrwania w dziczy, a instynkt nie dania się zrobić w frajera. Umiejętność, jak widać, niezbędna do przeżycia w tej prowincji. Samotna kąpiel w jeziorze była ryzykowna, zdawał sobie z tego sprawę. Dlatego właśnie musiał być przygotowany na wszystko: sumy, węgorze, rekiny, podglądaczki. O podglądaczach nawet nie myślał. O złodziejach tym bardziej. Jego ręce rozsunęły skupisko przybrzeżnych roślin, a oczy od razu zarejestrowały dwie nieścisłości. Jeden, pustka tam, gdzie powinien znajdować się jego dobytek. Co najwyżej uzupełniona o migające w powietrzu kontury brakujących przedmiotów. Dwa, oddalające się plecy naprawdę solidnej kobiety. Wróć. Akira musiał zmrużyć swe szmaragdowe oczy i przez chwilę się skupić. Jakimś cudem wychodziło na to, że spokój jego pobytu nad jeziorem zaburzył mężczyzna, a nie kobieta.
– Ej, zboczeńcu, wracaj tutaj! – wykrzyknął ronin, zanim wystrzelił jak z procy w pogoni za złodziejem. Bieg w samym ręczniku nie należał do najbardziej komfortowych doznań, ale nie była to dla niego pora na przejmowanie się takimi szczegółami. Musiał jedynie skontrolować co jakiś czas, czy różowy kawałek materiału nie zaczyna się niebezpiecznie osuwać. Po swoje ubrania wróci później – one już raczej nie uciekną, w przeciwieństwie do uciekiniera i wykradzionego przez niego, brzękliwego biletu do wszystkich dobrych karczm w osadzie. – I lepszej przyszłości Azumi i… Kogeru, oczywiście – kolejna korekcja myśli nastąpiła w momencie, gdy zielonowłosego od celu dzieliły już centymetry. Nie zamierzał od razu przystępować do ataku. Należało działać szybko, ale z rozwagą – niewłaściwe posunięcie mogło jeszcze spartolić cały pościg.
– Mam cię! – krzyknął z pewną satysfkacją w głosie. Nie był to jednak moment bezpośredniego ataku. Liczył, że nagły krzyk doprowadzi uciekiniera do jeszcze większej paniki i zmusi do obejrzenia się znowu do tyłu. W tym momencie ronin miał zamiar sprzedać mu fangę prosto w nos, korzystając ze swojej siły rozpędu. Jeśli jedyną reakcją byłoby większe przyspieszenie, natomiast, zamiast tego próbowałby po prostu podciąć oponenta, najlepiej wyrywając mu z rąk saya razem ze spoczywającą w środku kataną.
autor: Daidoji Akira
10 kwie 2020, o 10:54
Forum: Ryuzaku no Taki
Temat: Polana z jeziorem
Odpowiedzi: 290
Odsłony: 33175
Odpoczynek w świetle Tsukuyomi i kąpiel przyniosły chyba zamierzony efekt. Akira czuł się w końcu odświeżony i wypoczęty, tkwiąc w błogiej nieświadomości opinii, jaką miał na jego temat milczący, nocny obserwator. Oczyścił ze śladów niedawnej walki tak swoje ubranie, ciało, jak i umysł, przy okazji konfrontując się z przemyśleniami na temat przeszłości i tego, co teraz. Przynajmniej na jakiś czas mógł mieć święty spokój. Pozostało mu już tylko wrócić do osady i pójść spać, żeby wydarzenia tej nocy mogły w całości pójść w zapomnienie. Nakagome chyba prosiła go o to, żeby zwrócił pożyczone od niej przybory kąpielowe, ale… powinna zrozumieć, jeśli wrócą do niej później. Każdy człowiek ma jakieś priorytety. Priorytetem ronina był obecnie sen, w drugiej kolejności przyjemności, na które spożyje zdobyte dzisiaj pieniądze, a w trzeciej zajęcie się sprawą dwóch bachorów, którym obiecał pomóc. Granatowowłosa musiała zrozumieć, że świat się wokół niej nie kręci. Zadowolony z tych przemyśleń wracał już na brzeg, gdy nagle do jego uszu dotarł jakiś dziwny odgłos.
– Hę? – zielonowłosy zamarł na chwilę w miejscu, przyglądając się miejscu, z którego nadbiegł niepokojący szelest. – Jakiś zboczeniec mnie podgląda? – to była pierwsza myśl, jaka zaiskrzyła w głowie mężczyzny, gdy dostrzegł poruszenie pośród trzciny. Zaraz jednak w jego mózgu zaskoczyło. To było przecież to miejsce, w którym zostawił swoją katanę i, co ważniejsze, pieniądze na poprawienie komfortu życia jakiejś uprzejmej damy o statusie społecznym niedocenianym przez większość mieszkańców osady. – I oczywiście na Shigeru i Azumi, jak zostanie – zdążył jeszcze skorygować narrację swoich myśli na korzyść własnego wizerunku, nim przyspieszył kroku, na tyle, na ile pozwalała mu woda, w której jeszcze brodził. Gdy tylko był już w stanie, zerwał się do biegu, po drodze schylając się tylko po pozostawiony na brzegu ręcznik. Jeszcze przez chwilę księżyc mógł podziwiać jego księżyc, aż ten zniknął, zakryty różowym kawałkiem materiału, którym zielonowłosy przepasał się, dalej mknąc przed siebie. Miał zamiar najpierw rozchylić trzcinę, celem sprawdzenia, czy jego bezcenne ruchomości wciąż tam pozostały. Jeśli nie, należało czym prędzej ruszyć za odgłosem, jak się mu przynajmniej wydawało, oddalającego się tupotu stóp.
autor: Daidoji Akira
7 kwie 2020, o 14:43
Forum: Ryuzaku no Taki
Temat: Polana z jeziorem
Odpowiedzi: 290
Odsłony: 33175
Pora na odrobinę relaksu
(just for you, Tohaku)
Od opuszczenia zaniedbanego ogrodu Nakagome do dotarcia nad upatrzone przez ronina jezioro nie minęło dużo czasu. Raptem dwadzieścia, góra dwadzieścia pięć minut spokojnego spaceru. O tej porze upływ czasu nie miał już zresztą tak wielkiego znaczenia, jak za dnia. Godzina, dwie, trzy, w tą stronę, czy też tamtą – nie robiło to wielkiej różnicy. Tak czy siak, zielonowłosy był już skazany na nieuchronny ochrzan za szlajanie się, który spadnie na niego z gwałtownością tsunami w momencie powrotu do „Ptasiego Gniazda”. W przeciwieństwie jednak do sprzeczki, jaka nastąpiła dzień wcześniej, tym razem mężczyzna był dobrze przygotowany na konfrontację ze starą panią Oshiro. W jego torbie przy każdym kroku wesoło pobrzękiwały świeżo zdobyte monety, gotowe do opłacenia ostatniego czynszu. Mógł mieć szczerą nadzieję, że, gdy tylko część z tych pieniędzy trafi w ręce właścicielki jego lokum, sam ronin zyska sobie spokój na przynajmniej kilka następnych dni.
Gdy dotarł nad samo jezioro, przystanął nad nim na chwilę, celem zastanowienia się, w którą stronę dokładnie skręcić, żeby dotrzeć dokładnie tam, gdzie sobie postanowił. W końcu odbił w prawo, wciąż trzymając się linii brzegu. Świetliki leniwie unosiły się w powietrzu, tworząc tańczące nad wodą, świetliste zgromadzenia. Przez przepełniony mistycyzmem, nocny klimat, przywodziły one na myśl dobroduszne kami albo jakie psotliwe duszki, mogące tak wesprzeć samotnego wędrowca, jak i zwieść go na manowce. Mężczyzna nie sięgał jednak po zakusy tych ulotnych istot, będąc pewien tego, gdzie powinien kierować swe kroki. W końcu tam dotarł. Mała zatoczka, z wygodnym zejściem do wody, odgrodzona od wzroku postronnych przez wysoką trzcinę i liczne chaszcze. Gdzieś w pobliżu wyrastało mocno pochylone drzewo, w ciepłe dni oferujące bezpieczne schronienie przed słońcem. Jeśli ciepło nie było albo po prostu Amaterasu nie wznosiła się już wysoko na niebie, roślina mogła służyć przynajmniej rozwieszeniu ubrań, żeby te nie skończyły brudne, czy też oblezione przez robactwo.
Zielonowłosy położył w końcu na ziemi pożyczone od Nakagome przybory, po czym zdjął z siebie swoją czarną bluzę i przyjrzał się jej uważniej, niż wcześniej. Musiał w tym celu wyjść z cienia rzucanego przez nadbrzeżne drzewo, by ubranie zostało oblane zimnym blaskiem Tsukuyomi. Plamy zaschłej krwi okazały się pokrywać znacznie większą powierzchnię czarnego materiału, niż ronin początkowo przypuszczał. Nie pozostało mu w związku z tym nic innego, jak tylko szybko się tym zająć. Powiesił odzienie na jednej z gałęzi rozłożystego drzewa, po czym zrzucił buty, w które moment później zostały niedbale wciśnięte skarpety. Wkrótce obok obuwia znalazły się też niedbale rzucone spodnie. Swoją torbę i miecz wraz z saya schował w porastającej brzeg trzcinie, chcąc zapewnić im odrobinę większe bezpieczeństwo. Gdy już w końcu skończył, pozostając w samej bieliźnie i koszuli zabrał mydło, tarkę oraz zakrwawioną bluzę, po czym wkroczył z nimi do wody. Była chłodna, podobnie zresztą jak rześkie, nocne powietrze, chociaż to nie przeszkadzało roninowi w żaden sposób. Życie na Yinzin przyzwyczaiło go do niskich temperatur. Niejednokrotnie miewał też wtedy okazje do kąpieli w gorszych warunkach. Krótkich, ale wystarczających, żeby nieco się zahartować.
Zanurzył się gdzieś do kolan, w pełni ufając lepkiemu mułowi, jaki czuł podeszwami swoich stóp. Nie była to jego pierwsza wizyta w tym miejscu, czuł się więc w miarę swobodnie. Widok tego, co zadziało się w następnej kolejności, mógłby naprawdę zdziwić każdego, kto znał blisko Akirę. Mężczyzna schylił się, zmoczył trzymaną w rękach bluzę, po czym, oparłszy tarkę o swoją nogę, zabrał się do prania nieszczęsnego kawałka ubrania. Jego ręce, silne, choć nieprzywykłe do tej prostej, przyziemnej czynności, wykonywały gwałtowne, szarpane ruchy. Odgłosy tarcia lekko wybijały się na tle pozostałych dźwięków, jakie dało się słyszeć pośród dziczy – szumu delikatnego wiatru grającego w trzcinie, cykania świerszczy, od czasu do czasu pohukiwania sowy… po jakimś czasie w końcu jednak ustały. Odrobina chlupotu dała wyraźnie znać, że zielonowłosy wrócił z powrotem na brzeg. Rozwiesił znowu bluzę, tym razem, żeby woda nieco z niej ściekła, po czym usiadł pod drzewem, wzrok swój kierując gdzieś ku środkowej części akwenu. Tam wypatrzył to, czego szukał – odbicie prawie idealnie okrągłej tarczy księżyca.
– Tsukuyomi… znowu mi towarzyszysz w moich nocnych włóczęgach… – odezwał się w końcu cicho, głosem wypełnionym szacunkiem i nawet… odrobiną wdzięczności? Był to wręcz szept, melodyjny, jak ten szum wiatru w trzcinie, znacznie milszy dla ucha, niż krzyki, jakimi noc wcześniej Akira obdarzył slumsy Ryuzaku no Taki. – Naprawdę ci się to jeszcze nie znudziło? Budzisz się prawie codziennie ze snu i śledzisz mnie, niczym nieproszony adorator wyjątkowo ponętną pannę. Tylko jeden dzień w miesiącu sobie odpuszczasz, jakbyś miał coś ważniejszego na głowie… – tutaj urwał na chwilę, popadając w wyraźne zamyślenie. – Jestem naprawdę ciekaw: czy, gdybyś tylko zrezygnował z tego uporczywego milczenia, byłbyś skory powiedzieć, gdzie się wtedy wybierasz? Trudno mi uwierzyć, by taki natręt jak ty miał jakiekolwiek własne sprawy do załatwienia w wolnym czasie. Kogo w takim razie obserwujesz wtedy swoim srebrnym okiem? Podglądasz kobiety w onsenie? Zerkasz znad ramienia jakiegoś artysty na jego wijące się w powijakach dzieło? A może… – kolejna przerwa. Kąciki ust zielonowłosego nieznacznie opadły. Wzrok również powędrował gdzieś w dół. W tej krótkiej chwili to, na co patrzyły jego oczy nie miało jednak większego znaczenia. One widziały krystaliczną taflę wody, zieloną trawę, pomiędzy nimi wąski pas mułu. Umysł ronina zwracał chyba uwagę na coś innego. Coś, co istniało jedynie we wspomnieniach. Akira westchnął i wstał, po czym, kierując się w stronę jeziora, zdjął z siebie resztę ubrań, cicho przy tym intonując:
Oby temu,
Który tej nocy przynosi kwiaty,
Świecił księżyc.
Zanurzył się cały w wodzie. Zniknął z zasięgu wzroku na minutę, dwie. Przez ten czas już tylko pozostawione na brzegu rzeczy świadczyły o czyjejś obecności w tym miejscu. Gdy głowa zielonowłosego znowu pojawiła się nad powierzchnią, mężczyzna znajdował się znacznie dalej od brzegu, niż wcześniej, choć wciąż od boków towarzyszyła mu sięgająca w głąb jeziora trzcina. Głęboki oddech i ruszył dalej, płynnymi ruchami rąk ułatwiając sobie przebijanie się przez wodną masę. W końcu dopłynął do przebijającej się nieco ponad pół metra nad powierzchnię skały, o którą oparł się rękoma i podbródkiem, tak, żeby móc odpocząć chwilę, znowu delektując się widokiem księżyca, tym razem w pełni wystawiając się na jego blask. – Nad Yinzin też świecisz tak pięknie? Umilasz nocą wytchnienie memu ojcu i oferujesz swoją inspirację Toshi’emu? Mam nadzieję, że mój brat zaczął w końcu w pełni doceniać sztukę. Mężczyzna potrzebuje przecież artystycznej wrażliwości, żeby móc doceniać piękno swojej żony… prawda? Jeśli nie jest w stanie tego dla niej zrobić, to… wiadomo już, jak się to kończy. Chociaż ja nie jestem najlepszą osobą do krytykowania takich niedoskonałości. A… czy równie czujnym spojrzeniem, jak to, które na mnie zawieszasz, obdarzasz też moją Azumi?
„Moja Azumi” ? Co to właściwie w tym momencie mogło oznaczać? Gdy do zielonowłosego dotarło już, jaką głupotę wypowiedział na głos, znowu się zawiesił i znowu na jego obliczu zakwitł smutek. Tak samo, jak przy wcześniejszej przerwie w cichym monologu do Tsukuyomi. Czy tamtą Azumi, którą zostawił w prowincji samurajów, wciąż mógł nazywać swoją? Nie po raz pierwszy się nad tym zastanawiał. Nie był w stanie określić, co miało w tej sytuacji większe znaczenie – więzy narzucone przez prawdziwą miłość, czy też te narzucone przez ludzi. – Jakim prawem nazywam kobietę, którą opuściłem, swoją? – zapytał w myślach sam siebie, nie chcąc dać poznać księżycowi, co takiego go strapiło. – A może moja Azumi to od teraz ta, którą poprzysiągłem ochronić przed nędzą i brudem? Bo zasłużyłem jedynie na taką, a nie inną, przynoszącą jedynie nowe zobowiązania? Rozgościłem się w tej osadzie bardziej, niż w rodzinnych stronach, tak więc otrzymuję dokładnie to, na co zasługuję – to były zagwozdki, które gnębiły duszę zielonowłosego już od dawna. Z jednej strony wydawało mu się, że Ryuzaku no Taki to miejsce wprost przeznaczone dla jego osoby. Z drugiej co każdą chwilę odpoczynku, moment refleksji, umysł szybował do miejsc, o których powinien już zapomnieć. I w ten sposób to trwało, zostawiając ronina w wiecznej spirali radości i smutku.
– Marmurowa rzeźba chyba odnajduje się tutaj całkiem nieźle – przed oczami stanął mu obraz granatowowłosej strażniczki, z jej zimnymi, czerwonymi oczami i beznamiętnym wyrazem twarzy. Naprawdę była osobą, która, choć dopiero co poznana, solidnie go zastanowiła… – Czy żeby odnaleźć się w tej osadzie w pełni, trzeba mieć takie nastawienie, jak ona? Może nie do końca w tej jej… beznamiętności, ale absolutnej wierze w słuszność swoich decyzji i postępowania? Dziwny ten świat. Wydawało mi się dotychczas, że Ryuzaku to miejsce dla takich jak ja. Pozbawionych celu, płynących po prostu na fali życia. A może jej po prostu nie da się traktować, jak innych ludzi korzystających z tego, co osada ma do zaoferowania? Może ona jest po prostu niezbędnym przedmiotem o pewnej określonej funkcji – tak, jak mur ma chronić przed niechcianymi gośćmi z zewnątrz, tak chroni to, co wewnątrz. I z tej „przedmiotowości” jest po prostu zadowolona. Coś o tym sądzisz, Tsukuyomi? Ma w sumie całkiem podobne imię do ciebie. Nią też mógłbyś się zainteresować – w końcu skończył swoją jednostronną wypowiedź i odbił się z cichym chlupotem od skały, po czym skierował się z powrotem na brzeg. Nie śpieszyło mu się specjalnie. Wiedział, że pewnie po raz kolejny prędko tutaj nie zawita. Minęła naprawdę długa chwila do momentu, kiedy zniknął gdzieś za wysoką trzciną swojej zatoczki.
autor: Daidoji Akira
5 kwie 2020, o 15:30
Forum: Lokacje
Temat: Mieszkanie Nakagome
Odpowiedzi: 5
Odsłony: 545
Zielonowłosy patrzył jeszcze, jak dziewczyna odchodzi, po czym westchnął i schylił się po pozostawione przez nią przedmioty. Do wiadra obok otrzymanego różowego ręcznika zapakował swoją nową bluzę. Jedną ręką złapał za sznurek, służący jako uchwyt naczynia, drugą tarkę do prania i w końcu odszedł, tak jak stanowczym tonem zażyczyła sobie tego granatowowłosa.
– Chwila, coś mi się tutaj nie zgadza… – pomyślał i zajrzał jeszcze raz do wiadra, celem upewnienia się co do jednego. Jego zdziwienie okazało się słuszne. Na dnie leżał różowy ręcznik. Ronin uśmiechnął się tylko do siebie, rozbawiony lekko tym słodkim kolorystycznym akcentem, i nie przerywał już dalszej drogi do z góry upatrzonego miejsca.
autor: Daidoji Akira
5 kwie 2020, o 12:27
Forum: Lokacje
Temat: Mieszkanie Nakagome
Odpowiedzi: 5
Odsłony: 545
– Hm? – wyrwany z zamyślenia ronin spojrzał się na swoją towarzyszkę, jakby zdziwiony jej obecnością. Ostatnią godzinę, zgodnie ze swoimi założeniami, spędził w milczeniu, wyciszając się całkowicie i pozwalając umysłowi w pełni chłonąć mijane obrazy i odgłosy. W pewnym momencie bruk głównej ulicy osady zmienił się chrzęszczący pod nogami żwir, a typowy nawet o tej porze gwar centralnej części osady został zastąpiony przez znacznie dziksze odgłosy – pohukiwania sów i cykanie świerszczy. Zielonowłosy przyjął te zmiany bez większych problemów. Nie spodziewał się, że będzie musiał przebyć z Nakagome taki kawał drogi, ale skoro raz postanowił dopilnować bezpieczeństwa granatowowłosej, to postanowienie trzeba było bezwarunkowo spełnić. Jego sposób obycia z kobietami pozostawiał zwykle wiele do życzenia, ale w chwilach tego wymagających wszelkie panny i panie mogły liczyć na honorowe traktowanie ze strony schowanej gdzieś głęboko samurajskiej duszy.
Gdy tylko strażniczka ruszyła już w stronę swojego małego, jak się domyślał ronin, domku, Akira oderwał szmaragd swoich oczu od jej drobnej sylwetki, po czym zaczął lustrować budynek wraz z otaczającą go roślinnością. Miejsce wydawało się chyba… dość przytulne? Już obserwując z zewnątrz był w stanie określić, że lokum musiało być przynajmniej nieco bardziej przestronne od jego samczej jaskini w „Ptasim Gnieździe”. Oczywiście pozostawała jeszcze kwestia tego, ile lokatorów mieściło małe mieszkanie, ale jej nie miał już zamiaru roztrząsać. Udało mu się odprowadzić dziewczynę bezpiecznie do miejsca jej spoczynku, pozostawała jedynie kwestia…
– Nie potrzebujesz pomocy w czymś jeszcze? Od czasu tamtego spotkania z oprychami nie wydajesz się być w pełni sił. Nie wiem, jak ta cała… chakra… – to słowo wypowiedział po chwili wahania, jakby wpierw musiał sobie przypomnieć, czy na pewno o nie chodzi – działa, ale twoje zmęczenie nie wydaje się naturalne. Poza tym w międzyczasie chyba dość mocno oberwałaś w tył głowy. Takie rany chyba wymagają dokładnych oględzin. Zajrzyj jutro z rana do szpitala, zamiast zajmować się od razu pracą. – tutaj przerwał wypowiedź już na dłużej, dając Nakagome czas na przetrawienie swoich słów i ewentualną odpowiedź. Nie miał zresztą wiele więcej do dodania. Jako osoba pozbawiona wiedzy na temat działania chakry, a tym bardziej podstawowych umiejętności medycznych, nie mógł zaoferować jej wiele ponad wyrażenie chęci wsparcia i trywialną poradę. Poza tym zakładał z góry, że jego słowa zostaną zbyte oschłym „Poradzę sobie. Idź już” .
Dlatego miał zamiar już się odwrócić i odejść w swoim kierunku, gdy nagle przypomniał sobie o jeszcze jednej sprawie. Złapał się za krawędź swojej bluzy i naciągnął ją, tak, żeby w blasku księżyca móc się lepiej jej przyjrzeć. Choć ledwo widoczne, ciemny materiał ubrania wciąż kalały ciemne plamy krwi. Westchnął cicho, po czym odwrócił się z powrotem w kierunku strażniczki. – W sumie to mi też przydałaby się drobna pomoc. Pożyczyłabyś ręcznik, tarkę do prania i najlepiej jakieś wiadro? Muszę się oczyścić w jakimś jeziorze, zanim wrócę do miasta, wolę nie zostawiać tego na później. Później zostawię to do przekazania tobie w karczmie, w której się spotkaliśmy, ewentualnie odniosę tutaj, jeśli będę miał czas.
autor: Daidoji Akira
5 kwie 2020, o 11:11
Forum: Wprowadzone
Temat: Samurajowie i style walki
Odpowiedzi: 18
Odsłony: 767
Ja również popieram inicjatywę. Wczoraj, czy też przedwczoraj również zastanawiałem się nad kwestią i doszedłem do dość podobnego wniosku w kwestii bonusów oferowanych przez usprawnione style walki, ale założyłem, że po prostu czegoś nie dostrzegam. Poza tym zdążyłem już zauważyć, że jak Kakit gada o samurajach to gada z sensem, więc wypada się go słuchać.
A tak naprawdę to piszę tutaj przede wszystkim po to, żeby wyrazić wsparcie dla zmiany nazwy "Chanbara" na "Kenjutsu". Pierwsze trzy linijki były po to, żeby post jakoś wyglądał
autor: Daidoji Akira
4 kwie 2020, o 17:42
Forum: Lokacje
Temat: Główna droga
Odpowiedzi: 526
Odsłony: 49666
Zielonowłosy przypatrywał się, jak jego towarzyszka opuszcza swój kunai celem dobicia ostatniego z oprychów, samemu będąc widocznie zbyt daleko, żeby jakkolwiek zareagować. Po jego komentarzu w alejce zapadła chwila ciszy, przerwana jedynie łoskotem kolejnego upadającego ciała. Na moment ronin podążył wzrokiem za zwalającym się na ziemię trupem, po czym spojrzał wymownie na Nakagome. Przekonany, że nie doczeka się już żadnej odpowiedzi na swoje słowa, schował w milczeniu miecz. Oby tym razem przynajmniej do kolejnego dnia. Jako leniwy lekkoduch nie przepadał za sytuacjami, w których musiał zachowywać powagę. Za bardzo przypominał sobie wtedy o dawnych czasach. W ten dziwny, smutny sposób. Momenty powagi, czy też, można by wręcz rzec, trzeźwości, dawały zawsze zielonowłosemu perspektywę na to, jak bardzo się zmienił przez ten ostatni rok. Jak wiele cnót i sztywnej dyscypliny musiało umrzeć, żeby zapomnieć o bushido i zadomowić się w końcu w tym mieście.
Wbrew oczekiwaniom jednak, granatowowłosa się odezwała, tym swoim monotonnym, pozbawionym emocji tonem. Akira w końcu zaczynał rozumieć, skąd u niej taka przypadłość. Widział, że na samym początku tej znajomości mocno nie docenił dziewczyny, uznając ją za zwyczajną traktującą siebie za poważnie płotkę. Teraz dostrzegał już szerszy obraz całej sprawy. To, jak postrzegała swoją pracę, ludzkie życie, sprawiedliwość… To wszystko nie mogło się brać z niczego. Musiała stać za tym jakaś historia. Historia, której, mając dość własnych problemów, nie miał zamiaru zgłębiać. Wysłuchał cierpliwie tego co miała do powiedzenia. Znowu powoływała się na swój autorytet, wytyczając sztywną, nieprzekraczalną granicę między sobą, a roninem. – Może dla niej jest to jakiś sposób na stworzenie własnej, bezpiecznej strefy? – pomyślał tylko, świadomy, że dzielenie się tym spostrzeżeniem nie przyniosłoby żadnych dobrych skutków. Nie było zresztą po co. Wiedział, że ktoś taki jak on nie nadawał się do pomocy dziewczynie. Ona zresztą nie chciałaby przyjmować raczej żadnego wsparcia. Pozostawało mu tylko liczyć, że miała kogoś, kto byłby w stanie ją zrozumieć.
– Martwisz się niepotrzebnie, ślicznotko. Toczymy nasze boje z innych przyczyn. Raczej nie będzie kolejnej okazji do mojej niechcianej ingerencji – powiedział, patrząc tylko, jak szkarłat jej zimnych oczu znikł z jego pola widzenia, kiedy dziewczyna odwróciła się w stronę wyjścia z uliczki. On również nie miał już tutaj nic więcej do roboty. Pozostało mu się tylko zastanowić co dalej… ponowna próba nakłaniania Nakagome do udzielenia pomocy w kwestii Shigeru byłaby nie na miejscu. Poza tym robiło się już późno. Tsukuyomi wisiał już wysoko na niebie, jak co noc obserwując bez słowa poczynania Akiry. Ten potrzebował już dwóch rzeczy – odpoczynku i kąpieli. Przede wszystkim tego drugiego, po tym, jak miał styczność z krwią. Po każdej walce należało się oczyścić i… zrelaksować. Dlatego szybki powrót do „Cichego Gniazda”, bezpiecznej przystani zielonowłosego, wydawał się wyjątkowo kuszącą opcją. Zregenerowałby siły, a potem odwiedził w końcu swoich podopiecznych, celem ponownego nakarmienia ich i wstępnego ogarnięcia.
Z zamyślenia wyrwały go kolejne słowa granatowowłosej. Zerknął tylko na pozostawioną na ziemi sakwę. Normalnie nie zniżyłby się do okradania trupów, ale zdawał sobie sprawę z tego, że mały zastrzyk gotówki może przysłużyć się dobru Shigeru i Azumi. Lekko tylko westchnął, po czym podniósł brzęczący zachęcająco mieszek i zważył go w dłoni. – Rōzugōrudo dzięki temu z powrotem nie odwiedzę, ale może będzie przynajmniej wystarczyć na lokum dla bachorów, kąpiel i wizytę u jakiejś znajomej anielicy z mojej dzielnicy – pomyślał, chowając zdobycz w torbie, po czym ruszył już śladem Nakagome w stronę głównej ulicy. Gdy już się tam znalazł, spojrzał jeszcze raz za oddalającą się dziewczyną. Wciąż widział oznaki zmęczenia w jej ruchach. Dziewczyna może była silniejsza, niż się wydawało na pierwszy rzut oka, tylko pytanie, czy w takim stanie byłaby w stanie obronić się przed kolejnym potencjalnym napadem. Ronin znał dobrze warunki tego miasta, nie łudził się, że jakikolwiek zbir odpuściłby osłabionej ofierze i wiążącej się z nią szansą na łatwy zarobek. Mężczyzna westchnął cicho, po czym z dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni ruszył za strażniczką, wkrótce się z nią zrównując.
– Odprowadzę cię, gdziekolwiek idziesz. W tym stanie możesz nie być w stanie wykaraskać się z kolejnej walki – rzucił tylko słowem wyjaśnienia, licząc na to, że granatowowłosa nie zacznie kolejnej rozmowy. Nie… o to raczej nie musiał się martwić. Nie w przypadku tej konkretnej, antyspołecznej osoby. Było mu to naprawdę na rękę. Teraz wolał oddać się rozmyślaniom i obserwacji nocnego życia. Tak jak podróżujący po nieboskłonie Tsukuyomi, ronin lubił obserwować tę osadę. Czuł się dobrze jako jej integralna część i liczył na to, pozostanie tak jeszcze przez długi czas. Po drodze oddalił się tylko na moment od swojej towarzyszki, celem zagadania do znajomego krawca i szybkiego zakupienia od niego nowej bluzy, jako że ta, którą nosił obecnie, była poplamiona zasychającą już krwią. I w ten sposób życie toczyło się dalej swoim własnym tempem, porzucając w tyle czwórkę szarych łotrów, którzy okazali się niezdolni za nim nadążyć.
z/t
(Daidoji Akira, Nakagome Tsukuyo)
autor: Daidoji Akira
3 kwie 2020, o 14:18
Forum: Lokacje
Temat: Główna droga
Odpowiedzi: 526
Odsłony: 49666
– Ej, spokojnie… – Akira próbował ciągnąć tę maskaradę jeszcze przez chwilę po tym, jak mu przerwano. Irytacja oprycha sprawiła jednak, że się spiął na chwilę. W tym momencie wiedział już, że nie będzie w stanie długo kontynuować swojej gry na zwłokę. Związana z tym chwila stresu sprawiła, że, w swoich oczach przynajmniej, popełnił błąd. Zrobił coś, czego nie chciał robić. W zmartwieniu zerknął w stronę swojej towarzyszki, a gdy zdał sobie z tego sprawę, zaklął szybko w myślach. Planował się tego wystrzegać, nie chcąc, żeby napastnicy sobie o niej przypomnieli. Na szczęście Bishamon wziął chyba tej nocy niedoskonałość zielonowłosego pod swoją opiekę, bo w tej samej chwili rozległ się głośny grom, jakby sam Raijin uderzył w jeden ze swoich bębnów taiko, a uliczkę rozświetliła błyskawica.
Od napięcia elektrycznego, które chwilowo przebiegło przez powietrze, Akirze podniosły się lekko włosy, po to, żeby znowu opaść. A może tak się tylko zdawało, gdy młodzieniec w końcu z zaciekłością lwa, którym miał się właśnie mianować, wyskoczył przed siebie, na krótki moment znowu stając się jednością ze swoim orężem. Potrzebował jednego cięcia. Cięcia wystarczająco doskonałego, żeby natychmiast zakończyć ten element niechcianej konfrontacji. Ostrze błysnęło, dzięki przychylnemu spojrzeniu oblicza Tsukuyomi. Nie był to błysk intensywny w swej jasności niczym wcześniejsze światło Raijina, lecz niczym mu nie ustępował, jeśli chodzi o nieuchwytne piękno. Rozległ się świst, ciche stęknięcie, na ziemi zakwitły krwistoczerwone kwiaty, a potem obok nich upadło kolejne, bezwładne ciało. Zielonowłosy nawet na nie nie spojrzał. Machnął jedynie kataną raz jeszcze, tworząc na ziemi kolejne krwiste płatki. Następnie ruszył do przodu – w kierunku podnoszącej się powoli granatowowłosej. Po drodze musiał jednak upewnić się jeszcze co do jednego zagrożenia.
– Nie ruszaj się, a zachowasz życie – rzucił głośno do próbującego odczołgać się ostatniego mężczyzny, zanim jeszcze Nakagome stanęła o własnych siłach. Mimo głośności, dostosowanej do odległości, jaka ich dzieliła, głos ronina był spokojny. Nie wybrzmiewała w nim irytacja, gniew, czy też prześmiewczość lub ironia. Mówił z dumą i pewnością siebie. Krótkie ostrzeżenie zdawało się pochodzić wręcz z ust innego człowieka, tego, który odezwał się w Akirze, gdy ten zaprzeczał identyfikowaniu go jako shinobi. Szedł szybkim krokiem do lidera pozbawionego swojej szajki, z zamiarem kopnięcia go w nogę tak, żeby trafiony się przewrócił, w razie gdyby strażniczka sama jeszcze nie zdążyła się nim zająć. Słowa Nakagome o swojej paplaninie puścił mimo uszu. Dopiero potem będzie jej wypominać wszelkie komplementy i swoją przydatność. Na razie musiał zamknąć już ten rozdział.
– Co z nim zamierzasz zrobić? Przekazać jakiemuś patrolowi, czy bezpośrednio do straży? – zapytał, ciekaw, co zamierza dalej czynić dziewczyna. Widział wyraźne oznaki jej wyczerpania. Sam nie czuł się po tej krótkiej potyczce szczególnie zmęczony. Wykonał jedynie cztery manewry przy użyciu miecza i przebiegł w międzyczasie kawałek drogi. Jednak z tamtą coś wyraźnie było nie tak… musiał założyć, że były to skutki wykorzystania tych dwóch technik. Widocznie istniała jakaś cena za korzystanie z ich mocy. Liczył na to, że granatowowłosa postąpi racjonalnie i zostawi resztę roboty w rękach innych strażników. Sama mogła potrzebować pomocy medycznej, może dłuższej chwili odpoczynku. Nie za bardzo wiedział, jak postępuje się w sytuacjach zużycia własnych sił przez… ten sposób. Był natomiast pewien, że odsunięcie na chwilę Nakagome od jej pracoholicznych zapędów pozostawało dobrym posunięciem.
W tym wszystkim nie mógł przewidzieć jednego – nagłego przypływu żądzy mordu ze strony towarzyszki. Jeśli zielonowłosy był w stanie zareagować na niespodziewaną próbę dobicia ostatniego zakapiora, spróbował po prostu zablokować nadchodzący cios dziewczyny, szybko przyjmując uderzenie kunaia na wciąż trzymany w rękach miecz i pozwolając ześlizgnąć się broni w bok, tak, żeby strażniczka straciła nieco równowagę. – Myślę, że przelaliśmy dzisiaj już dość krwi, Nakagome-san. Nie było już potrzeby znowu angażować naszych broni – skomentował cicho, niezależnie od tego, czy zdążył ochronić oprycha przed pewną śmiercią.