Znaleziono 651 wyników
Wyszukiwanie zaawansowane
- autor: BeeBee-Hachi
- 8 kwie 2024, o 20:53
- Forum: Osada Shigashi no Kibu
- Temat: Siedziba władzy
- Odpowiedzi: 66
- Odsłony: 7055
- autor: BeeBee-Hachi
- 8 kwie 2024, o 00:31
- Forum: Osada Shigashi no Kibu
- Temat: Siedziba władzy
- Odpowiedzi: 66
- Odsłony: 7055
- autor: BeeBee-Hachi
- 7 kwie 2024, o 11:19
- Forum: Osada Shigashi no Kibu
- Temat: Siedziba władzy
- Odpowiedzi: 66
- Odsłony: 7055
- autor: BeeBee-Hachi
- 6 kwie 2024, o 22:15
- Forum: Tereny mieszkalne
- Temat: Skromny domek na tyłach posiadłości Rokudo
- Odpowiedzi: 176
- Odsłony: 9276
- autor: BeeBee-Hachi
- 13 mar 2024, o 20:59
- Forum: Misje i Fabuły
- Temat: Zlecenia Specjalne
- Odpowiedzi: 6
- Odsłony: 5924
- autor: BeeBee-Hachi
- 13 mar 2024, o 20:59
- Forum: Ogłoszenia i Kontakt z Administracją
- Temat: Ogłoszenia fabularne - Wieści ze świata
- Odpowiedzi: 19
- Odsłony: 47371
- autor: BeeBee-Hachi
- 21 gru 2023, o 04:16
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [EVENT] - Grupa Szturmowa
- Odpowiedzi: 163
- Odsłony: 5301
Grupa Szturmowa
W szpitalu wewnątrz twierdzy działo się dosyć sporo. Dla niektórych zapewne więcej niż na polu bitwy. Jak na każdy zapleczu wielkiego widowiska, było tutaj wiele rzeczy, o których się nie mówi. W końcu nikt nigdy nie opowiada o rannych, o kalekach do końca życia czy też martwych. Liczyło się zwycięstwo i to wynik tej bitwy będzie najbardziej zapamiętany, a nie jej przebieg, czy to jak wielu zginęło walcząc o osiągniecie celu.
W jednej z sekcji medycznych, oddzielonych białymi tkaninami od reszty świata, doszło do dosyć poważnego zgromadzenia. Mijikuma, Minoru, Takashi oraz Osamu, no i jeszcze ranna Miuro i tajemniczy lekarz z ptasią maską na głowie. Każdy był zajęty swoim sprawami, więc zbyt długo nie popatrzyli na siebie i po chwili rozeszli się w swoje strony.
Takashi toczył wewnętrzny monolog ze swoim pasażerem na gapę. Ślimak awanturował się, nie chcąc pozwolić mu pójść na śmierć na pole bitwy. Młody Nara za to próbował go przekonać, że to przecież dobry pomysł, oraz, że nie bardzo mają wybór. Ewidentnie ślimakowi się to nie podobało. Jednakże zaczął się uspokajać. Tylko, że wbrew temu na co liczył Takashi, demon nie odpowiedział. On po prostu zniknął. Cała ta złość i strach, który przebiegał przez Takashiego nagle zniknęła, a w raz z nią obecność demona. Czyżby poszedł spać? A może się obraził? W każdym razie, na pewno nie chciał on rozmawiać o pomyśle Nary. Niestety dla glutowatego, zbyt wiele nie mógł zrobić, zrobienie awantury tutaj nie pomoże w ucieczce przed lisem, który z każdą chwilą był coraz bliżej murów twierdzy.
Osamu powoli miał dość całej tej atmosfery. Niby profesjonalny szpital, niby odpowiednio przygotowane struktury, a dowiedzieć się czegokolwiek tutaj to jakaś katorga. Lekarz zamiast zajmować się ranną, majstrował coś przy już zmarłym pacjencie. Dopiero dosyć głośna uwaga Osamu spowodowała, że wrócił do dziewczyny a z jego dłoni buchnęła zielona chakra, która zaczęła regenerować jej rany. W trakcie leczenia rzucił on opryskliwe spojrzenia na reprezentanta pustyni, niczym szczur, którego przegoniono ze śmietniska. Nawet zasyczał pod nosem, choć przez ten jego dziub nie było to najlepiej słyszalne. Niestety, nikt nie mógł odpowiedzieć na jego pytanie, gdyż sanitariusz, tak jak powiedział, wyszedł załatwić im transport.
Mijikuma oraz Minoru weszli głębiej do przestrzeni medycznej, mijając przy okazji wychodzących Osamu oraz Takashiego. Minoru był zdruzgotany, czuł jak jest roztrzęsiony a jego ręce drżą ze strachu. To co się dzieje na polu bitwy, te wielkie siły, które tam się mierzą. To jest nieludzkie, na pewno dobrze się to nie skończy. Lekarz wskazał im dwa wolne łóżka, naprzeciwko tego na którym leżała jego aktualna pacjentka - młoda dziewczyna o charakterystycznych dla pustyni rysach twarzy.
- Skończę tylko z nią i już się za was biorę. Momencik. Napijcie się w tym czasie naparu, pomoże wam zregenerować siły. - wskazał ręką na stjące na prowizorycznym biurku gliniane naczynie nad palnikiem, oraz stojące obok niewielkie czarki. Zapach nie zachęcał do picia, ale musiało to oznaczać, że to jest dobre lekarstwo.
- Dziewczyna musi tu chwilę u mnie zostać. - rzucił na odchodne Osamu i Takashiemu, którzy właśnie wychodzili. Wpadli wprost na sanitariusza, który biegł w ich kierunku. Kiedy ich dostrzegł, zatrzymał się i gdy tylko wziął ze dwa wdechy, rozpoczął przekazywanie informacji.
- Proszę za mną. Jeden z shinobi z grupy szturmowej będzie ruszał w stronę pola bitwy. Wasz dowódca nakazał wsparcie niebieskiego Kota, wszyscy członkowie grupy szturmowej, którzy są zdolni do walki, mają się tam udać. - wskazał ręką na horyzont, skąd dochodziły odgłosy szarpiących się demonów. Te przy każdym ruchu przewalały tony ziemii, co na pewno nie pozostawało niezauważone. Sanitariusz podprowadził ich do tylnego wejścia, gdzie na placu przed szpitalem stał wysoki, dobrze zbudowany mężczyzna około trzydziestki. miał długie, czerwone włosy związane w kok a na sobie lekką zbroję i wiszący przy pasie miecz. Panowie rozpoznali go, był jednym z członków grupy szturmowej, razem ruszali w stronę polany z demonami, choć tam już w chaosie bitwy zniknął im z oczu.
- Jestem Koseki Hisui. Słyszałem, że razem ruszamy na pole bitwy. - uścisnął każdemu z nich dłoń, a następnie złożył serię pieczęci. Po chwili, tuż obok niego pojawił się długi smok wykonany z Ciemnoniebieskiego kryształu. Wskazał on dłonią aby wsiedli wraz z nim, a on sam stanął na jego głowie, skąd zapewne będzie kierował ich lotem.
Dokumaru dosyć szybko skończył z dziewczyną i wrócił do ciała leżącego na jednym z łóżek. Panowie zapewne byli zajęci rozmową, bądź też piciem tego smakowitego naparu, która w cale smakowity nie był, jednakże po chwili spostrzegli, że coś jest nie tak. Doktorek zdecydowanie spędzał tam zbyt wiele czasu. Dopiero po chwili podszedł do nich i zaczął oglądać ich rany. Najpierw Minoru, potem Mijikumę.
- Co wam się dokładnie stało. Wróg ma jakieś niebezpieczne umiejętności, których powinienem być świadomy? - Zadał pytanie, przy okazji rozpoczynając wstępną diagnozę obu panów. - Braliście już pigułki żywnościowe? Chcecie wracać do walki, czy już się nawalczyliście i chcecie przeczekać do końca? - jego głos był zimny, niczym wymawiany przez robota, bez emocji.
Ryuujin oraz jego towarzysz ruszyli w stronę twierdzy. Mieli do pokonania kawałek, na szczęście ptaki Gazo byłī dosyć szybkie. Jedyne na co trzeba było uważać, to latające w koło techniki i broń, która była miotana przez obie strony. Istny chaos nad którym chyba nikt już nie panował. Każdy tylko walczył o życie swoje, oraz swoich towarzyszy. Kuroichi leciał tak szybko jak tylko mógł, w pewnej chwili, na sekundę jego twarz spoważniała, tak jakby coś go zaczepiło. Trwało to sekundę, może dwie, po czym uśmiechnął się.
- Rozmawiałem z kimś z klanu Yamanaka, wiedzą, że lecimy. Wpuszczą nas od razu do szpitala. - jak powiedział, tak też się stało. Bez problemu przelecieli nad walczącymi i mogli wylądować na placu za szpitalem, gdzie na początku bitwy mieli zbiórkę. Tam Kuroichi pozostał, a Ryuujin został przejęty przez jednego z sanitariuszy, który po przeprowadzeni szybkiej diagnozy i potwierdzeniu przynależności do elitarnego oddziału, poprowadził go do jednej z sekcji medycznych, gdzie miał czekać na niego lekarz.
Oględziny Minoru oraz Mijikumy zostały przerwane przez wejście Ryuujina. Został on wprowadzony przez jednego z sanitariuszy, który wskazał mu wolne łóżko, a następnie podszedł do Dokumaru.
- Dokumaru-san, priorytetowy pacjent, z grupy szturmowej. Proszę pozostawić aktualnie leczonych pacjentów i skupić się tym elitarnym wojowniku. - sanitariusz wręcz specjalnie akcentował niektóre słowa, chcąc w ten sposób przekonać Duet Mi, że niestety, muszą poczekać. Dokumaru westchnął, spojrzał na swoich pacjentów i podszedł do Ryuujina.
- Przepraszam Panowie, takie zasady. Proszę chwilę poczekać i dopić napar. - rzucił im na odchodne, a następnie rozpoczął oględziny Ryuujina. - Proszę mi powiedzieć, co się dokładnie stało i na co mam zwrócić szczególną uwagę. - zaczął on oglądać rany, przy okazji wysłuchując tego, co ma Ryuujin do powiedzenia.
Kjudini kontynuował swoją walkę. Nie był w najlepszej sytuacji, gdyż to lis górował nad nim, przeważając swoją siłą. Jednakże Kjudasz miało coś, czego wielu bohaterów pożądało - był kurwasprytny. Dlatego też postanowił wykonać ruch niczym z treningu Taijutsu i najpierw wcisnąć swój ogonek do pyska lisa, a następnie wykonać rzut. Lis nie spodziewał się takiego zajścia, dzięki czemu nasz bohater dosyć brawurowo oswobodził się z kleszczy przeciwnika, przy okazji rzucając nim kilkadziesiąt metrów do tyłu. Była to okazja do wyprowadzenia kontrataku. Kyoushi zaczął kumulować chakrę w swoich ustach, szykując potężną bijudamę, jednakże wtedy też poczuł, że grunt pod jego nogami się osuwa. Kiedy spojrzał w dół, dostrzegł, że stoi on w głębokiej na kilka metrów kałuży błota, która cały czas się powiększała. Musiał być to efekt techniki jednego z dzikich. Co więcej, w stronę jego głowy poleciało kilka ognistych technik. Kule nie były tak mocne, aby zaszkodzić naszemu bohaterowi, jednakże rozproszyły jego celowanie, dając lisowi chwilę na wstanie. Tylko, co mu po równych nogach, jak nasz bohater miał już prawie gotowy promień zniszczenia?
W tym całym zamieszaniu dookoła bijuu brało udział wielu wojowników, w tym Nana, która obrała sobie za cel jednego z Oni, który chciał zagrozić Kjousziemu. Posłała ona potężną ognistą kulę, która rozbiła się na głowie olbrzyma, zamieniając ją w węgielek. Martwy demon runął na ziemię a po chwili rozmył się w powietrzu. Niestety dla Nany, nie był to koniec jej problemów. Stała na samym środku pola bitwy, więc dosyć szybko stała się celem dzikich, Początkowo szło jej dobrze, pokonała ona bez problemu kilka płotek, zwyczajnych, szeregowych żołnierzy - jednakże po chwili znalazł się ktoś, kto rzucił jej wyzwanie. Wysoki, lekko umięśniony mężczyzna o długich, prostych czarnych włosach i lekkiej grzywce opadającej na oko. Cięciem ogromnego miecza ściął on właśnie głowę jednemu z żołnierzy Uchiha, po czym przeniósł wzrok na Nanę. Ich spojrzenia się spotkały, co jasno oznaczało, że w tym tłumie los wybrał ich sobie na przeciwników. Mężczyzna uśmiechnął się i zarzucił swój wielki miecz na ramię, po czym rozpoczął bieg w stronę dziewczyny. Miał do niej kilkanaście metrów, po drodze ściął mieczem jednego nic nie znaczącego obrońcę Sogen, także odrywając głowę od reszty ciała. Zbliżał się z każdą chwilą, choć w tym zamieszaniu i toczących się dookoła walkach nie trudno mu będzie uciec. Tylko, czy Nana tego chciała? A może była gotowa odbyć pojedynek z kimś, który już pozbawił życia kilku jej towarzyszy.
Nana:
Ryuujin :
Osamu :
Takashi :
Ayumu :
Kyoushi :
Wszyscy:
- autor: BeeBee-Hachi
- 21 gru 2023, o 03:16
- Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
- Temat: [EVENT] - Regularna Grupa Dystansowa
- Odpowiedzi: 158
- Odsłony: 4684
Regularna Grupa Dystansowa
To były ostatnie chwile przed zejściem do niższego kręgu piekła, chwilę przed pojawieniem się demonów, ludzie rozmawiali ze sobą, delektując się wręcz tą chwilą odpoczynku, która była im dana. Mimo szalejącego wiatru, ciągłych błyskawic i lejącego deszczu, ten moment bez walki był czymś, co bardzo pomogło wszystkim zebranym. W końcu byli ludźmi, a nie maszynami, choć nawet kukiełki potrzebowały chwili na wystudzenie rozgrzanych mechanizmów czy przesmarowane stawów. Zdecydowanie tym tworom rodem z pustyni ciągły deszcz nie służył i Kubomi będzie musiała znaleźć coś do walki ze rdzą, oczywiście, kiedy bitwa się już skończy.
Goketsu uśmiechnął się do swojej rodaczki. Sam nie spodziewał się, że będą tutaj inni członkowie jego klanu. Nawet kiedy usłyszał o przybyłem delegacji z Unii Samotnych Wydm, nie zakładał, że przybyło wielu shinobi, w końcu są daleko, mają inne, bardziej swoje problemy do rozwiązywania.
- Bardzo chętnie. Jak już wygramy tę bitwę, to pewnie będę w swoim warsztacie, albo na którymś z placów budowy. W każdym razie, na pewno przez następne miesiące się nie ruszam z tego miejsca. - skinął jej głową i ruszył zajmować się swoimi rzeczami, było ich sporo do załatwienia, a czasu mało, więc nie mógł niestety ciągnąć tej rozmowy dalej.
Nieopodal toczyła się inna rozmowa. Hokori, która dopiero co wróciła z lasu, odetchnęła z ulgą słysząc, że z Isu wszystko w porządku. Wyglądała na taką, która chciała pogadać chwilę z Shinichim, zapewne opowiedzieć mu o tym co się działo w lesie, przy okazji odpoczywając, jednakże ten był zbytnio skupiony na młodzieńcu z pustyni, dlatego też odpuściła, udając się do kogoś innego z oddziału i to jemu opowiadając o tym jak przez cały czas samotnie wykonywała partyzanckie ataki na patrole dzikich.
- To... nie będzie możliwe.... - odpowiedział Shinichiemu. Widać było, że jego słowa go poruszyły, że zagrał na ważnych dla młodzieńca nutach, na jego twarzy wymalował się grymas niezadowolenia. - Wrócimy do tematu jak bitwa się skończy... - odpowiedział, licząc, że chociaż na tyle będzie w stanie odłożyć tę rozmowę w czasie, a następnie wyminął młodzieńca i ruszył w stronę Goketsu, z którym tutaj przyszedł. Dowodzący obroną wieży zapewne miał jakieś specjalne zadanie dla niego.
No i wtedy zaczęło się. Pojawiły się demony, co od razu pobudziło wszystkich na wieży, ale także i na murach oraz na przedpolu. Walki jeszcze bardziej się zintensyfikowały z racji tego, że bitwa weszła we właściwą fazę. Ludzie podnieśli się z pozycji siedzących i zabrali się za przygotowania do bitwy, a chwilę później na niebie pojawiła się kolejna fala wrogów. No przecież nie mogło być zbyt łatwo, dzikich było chyba więcej niż mrówek w okolicy.
Ai kiedy tylko usłyszała rozkaz od dowódcy, uśmiechnęła się i pobiegła w odpowiednie miejsce. Mimo swojego wieku, nie była tak przerażona jak otaczający ją starsi żołnierze. No ale co się dziwić, to nie jest jej pierwsze spotkanie z demonem. Ruszyła do tajemniczej skrzyni, którą z lekkim trudem otworzyła. Była to pokaźna, wykonana ze stali i grubego drewna skrzynia o potężnym wieku. Dziewczynka musiała użyć dwóch rąk aby podnieść wieko, na szczęście udało jej się i mogła wyciągnąć z niej ogromny zwój, w którym zapewne było zapieczętowane mordercze narzędzie. Kiedy już miała co trzeba, mogła pognać na górę, na swoje miejsce.
W tym czasie wszyscy szykowali się do walki. Żołnierze oddawali kolejne salwy w stronę nadlatującego wroga, a shinobi wypatrywali przeciwników na zbliżających się ptakach. WIele technik także zostało posłanych w ich kierunku, głównie ognistych, gdyż to był główny asortyment lokalnych shinobi. Ptaki zbliżały się, było ich mrowie, tak że zasłoniły niebo, były ich różne rodzaje, mniejsze, szybsze, mające na swoich grzbietach zaledwie dwie osoby, ale także większe, które transportowały kilku, albo nawet kilkunastu dzikich wojowników. Mimo ostrzału, jaki był prowadzony, desant zbliżał się coraz bardziej, zapewne za chwilę pierwsi dzicy znajdą się na murach wieży, po raz kolejny...
Kiedy tylko Ai pojawiła się znowu na wieży, Goketsu pobiegł w jej stronę, przy okazji łapiąc pod ramię Kubomi. Spotkali się w tylnej części wieży, w miejscu, gdzie jeszcze chwilę temu była ich balista. Dowódca odebrał od dziewczyny zwój, a następnie rozwinął go na wolnej przestrzeni, uprzednio usprzątniętej przez żołnierzy na jego rozkaz.
- W zwoju jest zapieczętowana specjalna machina do miotania antydemonowymi pociskami. Ai, Kubomi, przygotujcie ją do strzału. Powinna być sprawna, tak ją pieczętowałem, ale musicie dokonać przeglądu zanim oddamy strzał. Podejrzewam, że możemy mieć tylko jedną okazję do posłania pocisku w stronę demona, więc musimy być pewni, że wszystko działa. Ai wie na co zwrócić uwagę, a ty Kubomi masz swoje wieloletnie doświadczenie, wierzę, że dacie radę we dwójkę. - uśmiechnął się do nich, a następnie odpieczętował ten ogromny zwój. Po chwili w chmurze dymu pojawiła się przy nich ogromna balista przystosowana do strzelania wielkimi, kilkumetrowymi bełtami. Goketsu nie zabawił wraz z nimi zbyt długo, gdyż już chwilę później poszedł do szykujących się na przedzie wieży. On także chciał dołączyć do walki.
A gdzie w tym wszystkim był Shinichi? Otóż kiedy tylko rozpoczęła się walka, niewielu zwracało na niego uwagę. Jedynie Hokori, która stała tuż obok i podziwiała walczące demony, zerkała co jakiś czas na niego. Oczywiście nie trwało to długo, gdyż kiedy tylko wróg się zbliżył, zaczęła wypuszczać w ich kierunku ogniste pociski, chcąc w ten sposób strącić jak najwięcej atramentowych ptaków.
Kubomi :
Mijikuma :
Minoru :
Shinichi :
Kitashi :
Ai :
Tajne Notatki prowadzącego :