Znaleziono 160 wyników

autor: Miwako
24 sty 2019, o 23:40
Forum: Daishi
Temat: Osada Totsukawa
Odpowiedzi: 144
Odsłony: 10088

Re: Osada Totsukawa

Zacznijmy od tego, że karty nie wróżyły żadnych problemów. Rycerz Mieczy, Szóstka Buław i Królowa Mieczy to dość zaskakujący układ, i choć stanowił dobrą wróżbę, dziewczyna nie mogła oprzeć się pewnemu niepokojowi. Rycerz nakazywał postępowanie zgodne z umysłem i sercem, a jej ta współpraca bardzo rzadko wychodziła. No i ta Królowa, która nawet na obrazku trzymała za włosy odciętą twarz jako zrzuconą maskę… Buławy wskazywały na sukces, taki prawdziwy, z którego wynikała wielka satysfakcja i same korzyści, bez dalszych konsekwencji. Nie dziwne więc, że była niespokojna po odczytaniu tych kart. Cały jej pobyt w Totsukawie to jedna wielka maskarada i wyparcie się tego, kim była. Wielkimi oczami spoglądała przez pręty złotej klatki, nie marząc nawet o tym, że mogłaby popchnąć ręką delikatne drzwiczki i wyjść chociaż na chwilę. Kiedy spoglądała na tablicę, w rzeczywistości przecież nie myślała o podjęciu się pracy.
Eskorta do sąsiedniej prowincji? Zamyśliła się i doszła do wniosku, że nawet gdyby nie była uwiązana na miejscu, stanowiłoby to dla niej zbyt duże ryzyko. Niebezpieczne misje to złe misje. Idealne więc wydawało się spędzenie popołudnia w biurze transportowym - pewnie posadziliby ją przed stertą zwojów i miałaby za zadanie odzyskać to, co kurier przetransportował z drugiego końca kontynentu. Właściwie, gdyby miała czas, mogłaby nawet się tam wybrać, bo inaczej gotowa jest zapomnieć, jak się w ogóle używa chakry. Zanim jednak przemyślała to solidniej, swoją obecność zaznaczył stojący obok dziadek. Spokojnie obróciła głowę w jego stronę, bez ciekawości, ale przecież mogła wysłuchać.
- Coś się panu wyraźnie pomyliło - tym pytaniem to poczuła się wręcz urażona, nie wyglądała na osobę potrzebującą pieniędzy, na najemnika też nie.
Nie oddaliła się od razu, bo przecież to nie ona popełniła błąd i nie jej powinno być głupio. Spodziewała się raczej jakiegoś przepraszam, dziadek czy nie, wyglądał na osobę, po której można się spodziewać elementarnej kultury. Nawet, jeżeli chodził po osadzie i zaczepiał młode dziewczyny z niepokojącym pytaniem. No cóż, nawet jeśli odbiło mu na starość, wokół było dostatecznie dużo ludzi, by nie musiała się niczego obawiać. Poza tym jakiś trening jednak przeszła. Wszystko to zebrane razem sprawiało, że po prostu patrzyła na niego bez jakiegokolwiek strachu, oczekując przeprosin za niegrzeczne słowa.
autor: Miwako
24 sty 2019, o 00:58
Forum: Daishi
Temat: Osada Totsukawa
Odpowiedzi: 144
Odsłony: 10088

Re: Osada Totsukawa

Wiosna w Totsukawie była inna od tego, do czego Miwako zdążyła już przywyknąć w położonym na uboczu Nawabari. Wszyscy się tu wydawali straszliwie spieszyć, każdy chodził nadęty i ważny, mało kto też interesował się przemianą, jakiej poddawała się natura. Nagie drzewa obrosły szarymi pączkami, z których pewnego dnia eksplodowała soczysta, miła oczom zieleń, wraz z trawą tu i tam pojawiły się kwiaty. Nikogo to nie obchodziło, ważniejsze było uzupełnienie garderoby w związku ze zmieniającymi się potrzebami. Nie, żeby kunoichi zupełnie tego nie rozumiała, strój ważna rzecz, trzeba wyglądać odpowiednio. W Totsukawie po prostu brakowało jej duszy.
Jej obowiązki po powrocie do domu nie były skomplikowane - otrzymała długą listę córek możnych rodzin z okolicy, które należało ugościć na herbacie lub wybrać się do nich w odwiedziny. Nic specjalnego, nic, czego nie robiłaby już w przeszłości, ale po prostu nie miała na to ochoty. Poszła więc na sposób. Na pierwsze spotkanie zaprosiła spokojną, nieśmiałą dziewczynę z rodziny o bardzo podobnym statusie, od niej zaś uprzejmością i komplementami wyciągnęła wszystkie najważniejsze plotki, dramaty i historyjki z ostatnich dwóch lat. Dzięki temu dowiedziała się też, jakie zmiany zaszły w towarzystwie i kto zadawał się z kim. Dzięki temu poszło już łatwiej, bo zapraszała na herbatki odpowiednio dobrane grupy, załatwiając po kilka osób jednocześnie. I jakoś to szło.
Nastrój bardzo poprawiło jej zaproszenie przesłane z Saiyamy. Wesele Asaki i Shikaruia stawało się faktem, poznała termin i adres, pozostało już tylko zorganizować rodzinę. Wiedziała, że wuj wybierze się na pewno, obiecał zresztą dzień wcześniej zatrzymać się na noc w Totsukawie. Rodzice jednak byli zagadką, nie dając jeszcze ostatecznej odpowiedzi na jej pytania, zamiast tego wciąż schodząc z tematu na kwestię tego, jak mało w rzeczywistości wiedzą o tajemniczym podopiecznym Saki i jak bardzo kwestionowalna jest jego przynależność do rodziny. Miwako nie wiedziała natomiast, że przeciągali ten temat tylko w rozmowie z nią, w rzeczywistości bowiem wysłali grzeczne przeprosiny, nie mogą przybyć lecz życzą nowożeńcom wszystkiego najlepszego. Cała czwórka nie może przybyć. Dołączyli oczywiście do tego prezent weselny. Nie wiedzieli natomiast, że Shuichi również wysłał do Shikaruia swój list, z obietnicą, że przybędzie na pewno. Razem z Miwako.
Jasnowłosa zaplanowała sobie więc na ten dzień zakupy, z nadzieją znalezienia czegoś godnego zostania prezentem weselnym. Ubrana w lekką yukatę o kolorze kwiatu wiśni przemierzała uliczki, z łokcia na ozdobnym sznurku wisiała jej zgrabna torebka, w niej trzymała sakiewkę z pieniędzmi i zwój do pieczętowania. Chyba tylko ta papierowa rolka przypominała jej jeszcze, że zaledwie kilka tygodni temu była jeszcze ninja. Od tamtej pory niemal wcale nie ćwiczyła, nie mając z kim, nie było też okazji do podjęcia się jakiejkolwiek misji. Z ciekawością podeszła nawet do tablicy ogłoszeń, ciekawa, czy w ogóle zleca się tutaj jakieś prace dla shinobi. Plany na popołudnie miała zupełnie inne, nie zamierzała też porzucić ich dla zamiatania magazynów czy noszenia ciężkich worków. Dopóki była w Totsukawie, planowała zachowywać się jak dama. Byle do wesela.
autor: Miwako
23 sty 2019, o 20:22
Forum: Rozliczenia PH
Temat: Miwako
Odpowiedzi: 15
Odsłony: 808

Re: Miwako

autor: Miwako
23 sty 2019, o 20:06
Forum: Daishi
Temat: Osada Totsukawa
Odpowiedzi: 144
Odsłony: 10088

Osada Totsukawa

autor: Miwako
23 sty 2019, o 19:10
Forum: Misje i Fabuły
Temat: Wycena Fabuły
Odpowiedzi: 546
Odsłony: 31242

Re: Prośby o Wycenę Fabuły

autor: Miwako
23 sty 2019, o 18:36
Forum: Lokacje
Temat: Dom rodziny Nijima
Odpowiedzi: 56
Odsłony: 5052

Re: Dom rodziny Nijima

Bez Saki dom zdawał się utracić duszę. Cichy i zimny, pogrążony w żałobie pożegnał ostatnich gości. Zawsze był zbyt wielki dla tej rodziny, stworzony po to, by długi korytarz przemierzało każdego dnia wiele par stóp. Miał tętnić życiem i energią przynajmniej dwóch pokoleń, cierpliwie znosić ich lepsze i gorsze chwile. Wypełnić się ich marzeniami. Tymczasem większość pomieszczeń straszyła pustką, a liczba domowników zredukowała się do niebezpiecznej liczby dwóch. I nic nie zapowiadało, by stan ten miał się poprawić, przeciwnie.
Po zakończeniu pogrzebu Miwako zabrana została przez matkę do swego pokoju, gdzie kobieta planowała uświadomić jej, jak wielce rozczarowana jest zachowaniem dziewczyny. Nie zdążyła jednak zebrać odpowiednich słów, bo spojrzenie jej padło na kosz z ryjówkami, które ciekawie wystawiały w powietrze ruchome noski, chwytając nowy zapach. Czasami drobiazgi decydują o tym, że szala goryczy zostanie przelana.
- Schamiałaś - stwierdziła chłodno, cofając się do drzwi, jakby ta skądinąd czysta podłoga niegodna była jej nowobogackich stóp - Pakuj się. Jutro wracasz z nami do Totsukawy. Dosyć już tych głupot.
Miwako nie powiedziała nic, świadoma, jak bardzo nie miało to żadnego sensu. Nie wydarzyło się nic niespodziewanego - świat wracał na swoje miejsce i oczywiście musiał upomnieć się też o nią, naturalna kolej rzeczy. Każdy sen kończy się przebudzeniem. Ale kunoichi śniła długo, za długo, by zmyć to wspomnienie z powiek i zapomnieć. Cały problem polegał na tym, że nie znosiła hazardu, a tym właśnie wydawało się opieranie przyszłości na wątpliwym talencie do sztuk ninja. Byłoby prościej, gdyby Miwako rzeczywiście dysponowała wyjątkowymi zdolnościami, tymczasem uczyła się powoli, wręcz opornie, a jej jedynym wyróżnikiem była niekontrolowana senninka. Nie wyglądało to dobrze.
Wieczorem zaprosiła wuja na spacer, bo chciała mieć możliwość przedyskutowania z nim wszystkiego na osobności. Nie odeszli daleko, zatrzymali się w pobliżu domu, tak, że ze wzniesienia mogli spoglądać na pogrążające się w mroku Nawabari. Mróz szczypał ich w odsłonięte policzki, żadne jednak nie spieszyło się z rozpoczęciem rozmowy. Miwako cieszyła oczy widokiem śniegu, świadoma, że to już ostatnie dni zimy. Przed nimi sezon błota i deszczu.
- - Wrócę tutaj - jak małe dziecko kucnęła w śniegu i zgarniając go nagimi dłońmi, próbowała ulepić niewielkiego bałwana - Jeśli nie masz nic przeciwko. Asaka-san i Shikarui-san zaproponowali mi wspólną podróż do Cesarstwa po swoim ślubie. Do tej pory spędzę czas z rodzicami, ale potem chciałabym wrócić tutaj, do Nawabari. Czy to w porządku?
Uśmiechnął się chyba po raz pierwszy od wielu dni i bardzo nieelegancko przyciągnął ją do swego boku, obejmując jednym ramieniem. Oboje wiedzieli, że sztorm nadejdzie w momencie, gdy dziewczyna poinformuje o wszystkim rodziców, paradoksalnie jednak, po coś Miwako przechodziła wszystkie te treningi charakteru i silnej woli. Wierzyła, że da sobie z tym radę.
Dzień po pogrzebie rodzina Hasegawa opuściła Nawabari, zabierając ze sobą córkę. Kunoichi wierzyła, że nie żegna się z osadą na stałe, poinformowała też w siedzibie lidera, pod jakim adresem można ją złapać, gdyby z jakiegoś powodu musieli wezwać swoich shinobi. Wątpliwe jednak, by potrzebowali jednej niedoświadczonej doko.
[zt]
autor: Miwako
21 sty 2019, o 21:45
Forum: Lokacje
Temat: Kurhany
Odpowiedzi: 23
Odsłony: 998

Re: Kurhany

Twarz jej przesłonili białą chustką. Kimono obrócili na lewą stronę, tę, która nie miała służyć żywym. Też białą. Niewiele zabierała do swojej trumny - parę skromnych sandałów i kilka monet na przekroczenie Rzeki. Na jej piersi ktoś ułożył sztylet, mający odpędzać złe duchy.
Obrazek Ceremonia rozpoczęła się w domu, gdzie po przybyciu wszystkich żałobników kapłan wyrecytował słowa modlitwy, a każdy z obecnych zapalił dla ochodzącej po trzy kadzidła. Najbliżej trumny stanęli Shuichi i Kokoro. On - blady, cichy, ale z gorączką w oczach. Ona - blada i elegancka, z twarzą pomalowaną smutkiem i doskonałym makijażem. W dłoniach trzymała białe kwiaty, sprowadzone w środku zimy za niemałą cenę. Za nią stanął jej mąż, wyprostowany i poważny, a po obu jego stronach dzieci, Miwako i Tsutomu. Chłopak miał około 16 lat, też blondwłosy, w przeciwieństwie do siostry okazał się jednak całkiem wysoki i mięsisty, nosząc pod drogim kimonem zapowiedź przyszłej nadwagi. Wszystkiemu wokół przyglądał się ze znudzonym lekceważeniem i można było odnieść wrażenie, że nawet rodzice napawają go niesmakiem.
Przyszli też ludzie spoza rodziny, głównie w wieku zbliżonym do nieboszczki. Sąsiedzi, znajomi. Saki była mądrą kobietą, u której w chwili kryzysu wielu znajdywało pomoc, radę albo chociaż dobre słowo. Nie wszyscy się za to odpowiednio odwdzięczyli, ale niewielu zapomniało. Przyszli więc, by podziękować i towarzyszyć jej podczas ostatniej drogi. Miwako nie rozpoznała nawet połowy z tych twarzy, które szeptały jej wyrazy współczucia, zapewniając o głębokim smutku po odejściu babci.
Mówili, że przeżyła dobre życie. Takie zwyczajne, ludzkie, z pewnością nie wolne od trosk i smutku, ale było w nim sporo miejsca na słońce. Poszczęściło jej się przy wydawaniu córki za mąż, dla równowagi syn okazał się rozczarowaniem. Sama znacznie przeżyła swojego męża, który niegdyś służył osadzie jako oddany shinobi. Była kochającą żoną, matką i babką, wspaniałą sąsiadką, oddaną przyjaciółką. U kresu życia towarzyszyła jej wnuczka, anioł nie dziecko, bez słowa skargi spędziła dwa lata u boku babci, podczas gdy mogła przeznaczyć ten czas na bardziej typowe dla dorastających panienek zajęcia.
Nie wszystko z tego, co mówili między sobą, było prawdą. Niesprawiedliwie surowo oceniali na przykład Shuichiego, dopatrując się osobistego sukcesu głównie w tym, by założyć rodzinę i być w stanie o nią zadbać. Ignorowano fakt, że Miwako przybyła do Nawabari przede wszystkim dla treningu. Tłumaczyli fakty po swojemu.
Gdy kapłan zakończył modlitwę, dwóch przyjaciół Shuichiego poniosło na ramionach trumnę, ustawiając się po obu jej stronach. Żałobnicy ruszyli w pochodzie ku kurhanom, jak ogromna gąsienica, pogrążona w zadumie i smutku. Na tym etapie rozmów było bardzo niewiele, przyłączyło się też kilka dodatkowych osób, które przypadkowo natrafiły na pogrzebowy karawan. Nocą spadł śnieg, ale cała droga była dokładnie odśnieżona. Tsutomu skarżył się cicho, bo jego modne sandały, kupione specjalnie na tę uroczystość, uciskały mu stopy przez grube, zimowe skarpety. Nieszczęśliwa mina była jednak na miejscu. Wpasował się.
Miwako sądziła, że będzie w stanie odprowadzić babcię ze spokojem. Minął jej pierwszy i drugi szok, swoje przepłakała, a nawet wygadała się przy Asace i Shikaruiu, choć nie miała w zwyczaju szukać wsparcia u innych osób. Była nieszczęśliwa, bolało ją serce, ale powoli zaczynała godzić się z myślą, że już nigdy nie zobaczy tego ciepłego, wypełnionego nieskończoną cierpliwością uśmiechu. Emocje jednak zbudziły się w niej z nową mocą, gdy otwarta trumna opuszczona została w dół, a kolejni ludzie podchodzili, by pożegnać się ze zmarłą. Niektórzy nie mówili nic, stawali nad grobem i w myślach kierowali ku Saki swoje ukryte słowa. Inni się po prostu kłaniali i odchodzili. Wiele osób jednak żegnało się otwarcie, głośno. Dziękowali, wspominali, dzielili się z innymi przeżyciami i historiami.
Krucha staruszka o białych jak śnieg włosach z łzami w oczach opowiadała, jak były z Saki małymi dziewczynkami i zakradały się odważnie do pańskich ogrodów, by ze zrabowanych kwiatków pleść najpiękniejsze wianuszki na włosy. Wpadły potem w niezłe tarapaty i od tej pory poprzysięgły ograniczyć się do stokrotek. W pomarszczonych, drżących dłoniach kobiecina trzymała złożoną chusteczkę - po rozwinięciu wyciągnęła z niej kilka zasuszonych stokrotek, które ze łzami w oczach upuściła do trumny.
Podszedł też mężczyzna, kuśtykając o lasce, jedna z jego nóg zakończona była drewnianym kołkiem. W wieku nastu lat miał nieszczęście znaleźć się w miejscu, gdzie rozpętała się walka między dwoma shinobi. Z narażeniem własnego życia wydostał go stamtąd mąż Saki, a ona sama potem odwiedzała go często i pomagała przetrwać najtrudniejsze chwile.
Shuichi nie był dobrym mówcą, kilka razy zgubił się w chaosie myśli, kilka razy urwał w połowie słowa, zapewne kończąc po cichu, zwracając się tylko do matki. Przepiękną mowę wygłosiła natomiast Kokoro, długo i wzruszająco opowiadając o matce, która otworzyła przed nią świat i nauczyła ją wszystkiego. Z szacunkiem pożegnał się jej mąż, Hisao. Podobne przemówienie wygłosił także Tsutomu, dziękując babci za naukę wartości, jej cierpliwość i czas. Dla Miwako też przywieźli odpowiedni tekst - spisany na arkuszu papieru przez anonimowego autora, przygotowany z myślą o wnuczce żegnającej ukochaną babcię. Matka wcisnęła to w dłonie dziewczyny jeszcze przy powitaniu, gdzieś pomiędzy zwyczajową uprzejmością i marudzeniem, jak bezmyślnie córka zaniedbała sen, skoro pod oczami ma tak wyraźne sińce.
W końcu i Miwako stanęła przed trumną, z bezradnym smutkiem patrząc na drobne, zimne ciało w bieli. W dłoniach kunoichi znalazł się otrzymany od matki kwiat, ale choć posłusznie zapamiętała całość otrzymanej przemowy, żadne słowo nie wydostało się z jej gardła. To nie były popisy w recytacji ani konkurs na wierszyk, a ona miała przecież coś, co szczerze chciała babci przekazać. To jedyna taka chwila, prawda? Za chwilę trumna zostanie zamknięta, a potem przykryta grubą warstwą ziemi. To ostatni moment, by wyrazić cokolwiek, spoglądając na ukochaną postać. Później przyjdzie już tylko szukać jej w sobie. Ostatecznie Miwako niczego nie powiedziała głośno, zachowując swe ostatnie słowa jako intymną, choć jednostronną rozmowę. Obiecała czuwać nad tym, co dla babci było ważne. I chociaż dookoła panował wypełniony smutkiem, żałobny nastrój, choć każdy żegnał się we łzach albo z głębokim przejęciem, upuszczając kwiat do trumny, kunoichi zdobyła się na drżący, jakby wymuszony wbrew złamanemu sercu, uśmiech. Żałowała, że nie robiła tego częściej za życia Saki. Babcia zasługiwała na każdy uśmiech tego świata.
Czuła gotujące się oburzenie matki, ale na razie postanowiła je zignorować. Wiedziała, że nie będzie żadnej konfrontacji, dopóki wokół przebywało tak wiele obcych par oczu. Planowała powrócić na swoje miejsce obok ojca, widząc jednak bezmiar rozpaczy wypisanej na twarzy wuja, niewiele myśląc zmieniła zdanie. Skręciła przed ojcem, minęła brata i matkę, po czym zatrzymała się po drugiej stronie Shuichiego, szepcząc ciche jak łopot skrzydeł motyla "nie jesteś sam". Zdradzić mogły ją tylko obłoczki pary, wymalowane przy ustach przez każde wypowiedziane słowo.
W końcu pożegnania dobiegły końca. Mężczyźni, którzy wcześniej nieśli trumnę, chwycili teraz za dwie łopaty i zaczęli zakopywać grób. Pierwsza porcja ziemi z głuchym łoskotem uderzyła o wieko zamkniętej już trumny, a Miwako poczuła dłoń wuja, zaciskającą się na jej ramieniu. Pewnie nawet nie zdawał sobie sprawy, ale będą z tego siniaki. Jasnowłosa przełknęła ślinę i w milczeniu obserwowała ten ostatni moment, po którym żałobnicy powoli zaczęli rozchodzić się w swoje strony. Uroczystość dobiegła końca. Nijima Saki spoczęła w miejscu swego wiecznego snu. Obrazek zt
autor: Miwako
20 sty 2019, o 17:15
Forum: Lokacje
Temat: Dom rodziny Nijima
Odpowiedzi: 56
Odsłony: 5052

Re: Dom rodziny Nijima

Miwako nigdy nie należała do osób rozkochanych w plotkach i intrygach, ale doceniała wiedzę. Im lepiej rozumiesz sytuację, tym świadomiej możesz podejmować związane z nią decyzje, precyzyjniej dostrzeżesz wachlarz potencjalnych konsekwencji, zysków i strat. Przeliczyła je i teraz, ale Shikarui mógł być spokojny - bilans wypadał jednoznacznie na jego korzyść. Jasnowłosa nie widziała absolutnie żadnego powodu, dla które miałaby komukolwiek opowiedzieć tę historię. Rodzicom? Nie potrzebowali takiej wiedzy. Władzy? A po co? Jej praworządność opierała się na sympatii dla porządku w społeczeństwie, tutaj zaś odgrzebywanie starej sprawy byłoby mąceniem spokojnej wody. Może duchy zamordowanych domagały się sprawiedliwości, ale od Miwako jej nie uzyskają. Poza tym dalsza część opowieści pozwalała sądzić, że sprawiedliwością było to, co spotkało ich za to okrutne traktowanie chłopca.
Ale też nie do końca. Miwako wbiła wzrok w swe kolana, wciąż po cichu zamyślona. Jak wielu ludzi musiało przebywać we dworze by świętować urodziny przyszłego dziedzica? Nie tylko rodzina, nie tylko służba. Także goście, powiązani z tym domem więzami sympatii, interesu lub wzajemnej uprzejmości. Pewnie nawet nie wiedzieli, za co przyszło im zginąć. Nie można było też zgonić tego na szał Jugo, skoro czarnowłosy przyszedł na świat bez niej, a przynajmniej była uśpiona przez okres jego dorastania... I teraz dotarło do niej, że gdyby chciała podzielić się z kimś usłyszaną opowieścią, byłaby po prostu głupia.
- Bądź spokojny, nie należę do rozmownych osób. Nie zrobię niczego, co mogłoby was narazić. - ciekawa była, czy wuj Shuichi również usłyszał tę opowieść, nie widziała jednak sensu pytać, bo i tak nie było w tym niczego, co wymagałoby dalszego omawiania.
Podziękowała za zaproszenie, obiecując, że przy okazji na pewno się pojawi. Powinna właściwie zaprosić ich do Totsukawy, ale jakoś niespecjalnie widziała w tym sens - miała przeczucie, że niespecjalnie przypadną sobie do gustu z jej matką. Hasegawa Kokoro i tak nie omieszka zaprosić ich do siebie, choćby po to, by zanudzać opowieściami o cenach jedwabi i puszyć się kolekcją drzeworytów, Miwako jednak nie chciała mieć z tym nic wspólnego. Szanowała matkę i doceniała jej głowę do interesów, ale czasami odnosiła przykre wrażenie, że kobieta nigdy nie zdołała do końca pozbyć się resztek skorupy prostej prowincjuszki. Nie rzucało się to na szczęście bardzo w oczy. Bogaci ludzie bardzo chętnie rozprawiali o swoich bogactwach.
Zrozumiała jednak, dlaczego Shikarui tak bronił ich krwi. Rzeczywiście, różnili się jak ogień i woda. Nie, inaczej. Jak nów i pełnia. Jedno pogrąża noc w głębokiej ciemności, drugie rozświetla ją swą srebrzystą tarczą, ale esencjonalnie, księżyc to księżyc. W tym wszystkim najbardziej ironiczne było to, że gdyby Miwako nie nauczyła się tłumienia emocji, gdyby senninka wymykała się spod jej kontroli, ona także zostałaby przez rodziców porzucona. No, nie dosłownie. Pod pretekstem choroby zostałaby oddana krewnym w Nawabari, a potem zapomniana. Może przysyłaliby jej prezenty na urodziny. W zamyśleniu nad tym słuchała rozmowy między przyszłymi małżonkami. Nie podzieliła się tą myślą, bo jednak dała sobie radę, nie było co się porównywać ani pracować na tytuł małego dramatu, gdybając.
- Jeśli rzeczywiście można ją opanować... Głupotą byłoby odrzucić twoją propozycję - co nie zmieniało faktu, że obawiała się chwili, gdy ciemne plamy wykwitną na jej skórze, jeśli jednak i tak istniała szansa, że wydarzy się to kiedyś w sposób niekontrolowany... - Tylko... ja jej jeszcze nigdy nie. Jak to zrobię to nie wiem, czy w ogóle coś do mnie będzie docierać, jestem na samym początku drogi. To w porządku?
Pewnie po prostu się na niego rzuci. Z drugiej strony nie sprawiał wrażenia, jakby mogła mu zagrozić. Skoro nawet wujowi zgodził się pomóc, a on przecież jest znacznie silniejszy i lepiej wyszkolony niż Miwako, zapewne martwiła się zupełnie niepotrzebnie.
- Nijima Shuichi jest moim wujem, a teraz właścicielem domu, w którym przebywamy. Wyszedł, by wszystko zorganizować. - dodała spokojnie, choć ból nadal był obecny - Pogrzeb będzie jutro, nad ranem powinni dotrzeć moi rodzice. - nie wspomniała, że już poprzedniego dnia mogliby się tu znaleźć, Totsukawa leżała znacznie bliżej niż Seiyama - Myślę, że już czas, bym przygotowała jakiś posiłek. Już to mówiłam, ale czujcie się jak u siebie. I dziękuję. Naprawdę.
Wstała, zabierając swoją filiżankę. Dzbanek wciąż był do połowy wypełniony ciepłym naparem, pozostawiła im więc - jeśli zechcą nowego, znajdą ją w kuchni. Cichutko stawiając stopy dotarła do drzwi, ukłoniła się grzecznie i zasunęła je za sobą, odchodząc korytarzem. Mistrzynią gotowania co prawda nie była, nie miała jednak powodu by się swoich potraw wstydzić - takie zwyczajne, by nikt nigdy nie powiedział, że podstawowych umiejętności z domu nie wyniosła. Rozmyślając o wszystkim, czego usłyszała, zabrała się za obieranie i krojenie warzyw.
autor: Miwako
20 sty 2019, o 00:44
Forum: Lokacje
Temat: Dom rodziny Nijima
Odpowiedzi: 56
Odsłony: 5052

Re: Dom rodziny Nijima

- Ojej... w takim razie wszystko jasne, bo ja cukierków nie jem w ogóle. - uśmiechnęła się blondynka, nie zamierzała dyskutować z tą logiką - I tak, dobrze sądzicie. Choruję. - zakończyła dramatycznym tonem.
Chorował też jej brat, który łakoci nie odmawiał nigdy, tego jednak już nie dodała by nie zepsuć efektu. Rodzina, dom... To przecież bardzo proste. Dom jej leżał w Totsukawie, tam się wychowała i kształciła, a rodzina to po prostu wszyscy ci, z którymi łączyła ją krew. Nie zastanawiała się nigdy nad tymi zagadnieniami, bo po prostu nie widziała w tym żadnego celu. Gdyby ktoś jednak zapytał, czy tęskni za Totsukawą, zaprzeczyłaby. Kiedyś, owszem. Gdy był tam ktoś, kto z ogniem w oczach snuł marzenia o wielkich podróżach, a ona wydymała swe dziecięce policzki i prosiła, by lepiej zszedł na ziemię. No i zszedł. Ziemia objęła go zimnego i sztywnego. A teraz, gdy zaczynała stawać na nogi w Nawabari, to samo spotkało Saki. Miwako nie była taką egocentryczką by sądzić, że nieszczęścia kroczą za nią i odbierają tych, którzy są jej bliscy. Gdyby tak było, w tej chwili zamartwiałaby się, dlaczego wuj tak długo nie wraca do domu. Nie pomyślałaby jednak o rodzicach ani obecnych z nimi bracie.
Genialny plan na niekończący się napływ ślubnych prezentów pozostał w głowie czarnowłosego, jego towarzyszki dostrzegły jedynie aprobatę. Słodycze nie leżały raczej na liście najlepiej widzianych podarków i jasnowłosa w rzeczywistości będzie musiała jeszcze bardzo poważnie przemyśleć ten plan, przecież wręcza się to podczas wesela, przy wszystkich. Niezbyt wypadało... Może jakby odpowiednio je zakamuflować? Na szczęście miała jeszcze czas na przygotowania.
Zaraz jednak poczuła się, jakby ktoś wylał jej na głowę wiadro zimnej wody. Rzeczywiście... Omal nie spłonęła rumieńcem, jak mogła wyrazić się w sposób tak niezręczny? Wszak nie ona jednak posiadała tutaj tę przerażającą krew, no po prostu pięknie. Tyle lat intensywnej nauki etykiety, wysławiania się, taktu i prowadzenia stosownych rozmów, a poległa na czymś tak bardzo podstawowym.
- Przepraszam. Sam wiesz, że nie mamy dobrej reputacji wśród sąsiadów. Nie, mniejsza o reputację. - poprawiła się, bo zauważyła już, że Shikarui nie przejmował się takimi sprawami, nadal jednak kompletnie nie rozumiała jego postawy - Mało to przypadków, gdy nasi krewniacy podczas misji ciężko ranili albo zabijali swoich kompanów, nawet tych bliskich sercu? Jeśli uwolnię ten tajfun, który we mnie szaleje... po co mi coś, co da mi złudne poczucie kontroli, by potem zamienić mnie w, powiedzmy to wprost, potwora? Wolałabym urodzić się zupełnie zwyczajna, nie widzę w tym żadnego wstydu.
To aż zaskakujące, jak bardzo różnili się we wszystkim. On tęsknił do tego, co ona wolałaby odrzucić. Ona rozsmakowała się w tym, co dla niego było trudne do przełknięcia. Ale też to on powiedział, rodzina Saki jest jego rodziną. Więc... ostatecznie pasował do roli starszego brata. W końcu rodzeństwo nie musi się ze sobą zgadzać, by mimo wszystko sobie pomagać.
A jak w tym wszystkim jeszcze zatroszczyć się o to, by pozostać człowiekiem? Pal licho to pierwsze zabójstwo podczas misji, piąte czy liczone w setkach. Miwako nie była nawet pewna, czy członkowie jej szczepu rzeczywiście byli ludźmi, określanie ich demonami miało o wiele więcej sensu. Oprzytomnij z krwią przyjaciela w ustach, ale nie zmień się po tym i się po tym nie zatrać. Naprawdę się tego bała.
Zamilkła, gdy Shikarui rozpoczął opowieść. Dziwne to było, gdy zaznaczył, że jest to historia Saki - jakby próbował odseparować od tego swoją osobę, a przecież to była tak samo jego przeszłość. Uchylił przed nimi drzwi do swojego świata, nawet jeśli tylko na milimetry i ostrożnie, tak, by przypadkiem nie wpadło w oczy nic, czego im nie przeznaczył. Ale Miwako, sama z rozkoszą kryjąca się w labiryncie niedomówień i prawd wypowiadanych obok, zwróciła na te niedopowiedzenia uwagę.
Siedziała z nieprzeniknionym wyrazem twarzy i nie drgnęła, gdy wspomniał o zamordowaniu swoich bliskich. Nie dała po sobie poznać, że jest tym poruszona, choć odruchowo powróciła do swojej maniery krycia się za maską bez wyrazu. Milczała. Nie znajdywała odpowiednich słów, to, co przychodziło jej do głowy, brzmiało banalnie i nieszczerze. Zresztą, sama nie była pewna, co chce mu odpowiedzieć. Według tego, co wyniosła z rodzinnego domu, powinna z uprzejmością zapewnić go, że nie zrobił niczego złego... i jak najszybciej znaleźć się od niego możliwie najdalej. Ale to nie takie proste. Rodzina Saki była jego rodziną. Cóż... mogła powiedzieć to samo.
- Nie powiem, że rozumiem, bo nie rozumiem. - powiedziała cicho po tym, jak już uszy całej trójki przyzwyczaiły się do zalegającego między nimi milczenia - Ale szanuję decyzje babci - wyprostowała się i dodała zdecydowanym tonem, powtarzając po nim - Rodzina Saki to moja rodzina. Wuj Shuichi powinien to powiedzieć, nie ja, ale zawsze znajdziecie w Nawabari otwarty dom. - zapewniła, zwracając się także do Asaki jaki jego przyszłej małżonki.
Czy dobrze uczyniła? Nie miała wątpliwości. Pamiętała szczęśliwy uśmiech babci gdy opowiadała jej, że Shikarui ją odnalazł. Zamienił jej życie w koszmar? Chyba jej nie doceniał. Babcia Saki była najsilniejszą osobą, jaką Miwako znała, choć zamkniętą w kruchym i chorowitym ciele. Skoro po wszystkim nadal pragnęła go zobaczyć, to ta historia wcale nie była taka czarnobiała. No i... przecież był Jugo, na dobrą sprawę mógł nawet nad sobą nie panować. I jak tu nie bać się tej przeklętej krwi?
autor: Miwako
19 sty 2019, o 15:42
Forum: Lokacje
Temat: Dom rodziny Nijima
Odpowiedzi: 56
Odsłony: 5052

Re: Dom rodziny Nijima

A jaki był wybór? Honor i godność były w tym, żeby poddać się decyzjom rodziny, uszanować je i za nimi podążyć, odsuwając na bok własne pragnienia. Tylko w tym. Będziesz posłuszna, albo nakarmią cię pogardą, trującą i gorzką, solidnie zaprawioną uwiędłymi marzeniami, z których sami niegdyś zrezygnowali. Ta maszyna napędzała się sama, choć nie zawsze było aż tak źle. Wiele było rodzin, w których głos córki miał znaczenie. Wtedy owszem, wszystko odbywało się zgodnie z przyjętymi zasadami, ale oblubieniec był tym jedynym i tym wybranym wcześniej. A Miwako... wyhodowana została w tym celu właśnie, by dobrze wyjść za mąż i wzmocnić pozycję rodziny. Krew shinobi była czynnikiem, którego nikt nie brał w tym wszystkim pod uwagę, i choć udało jej się uzyskać rangę doko, nadal odpowiadała najpierw przed swoimi rodzicami, dopiero potem przed liderem szczepu. Czy to aż tak dziwne, że musiała zapytać o pozwolenie na daleką wyprawę? Może zaskakiwało to w rodzinach ninja. Ale jej rodzice shinobi nie byli, gorzej, to kupcy. Potrafili liczyć jak sam diabeł. Coś jednak nawet oni przeoczyli - Kokoro nie zdawała sobie sprawy z istnienia Shikaruia. Gdyby wiedzieli, zapewne przyspieszyliby swoją podróż, by odseparować od niego swą doskonale ułożoną córkę. Choćby przyszło im zamęczyć konie.
- To fakt - musiała się niechętnie zgodzić z Asaką, szkoda jej było po obaleniu pięknej teorii.
Cóż, dla niej Shikarui był bezpośredni. Niekoniecznie wylewny i otwarty, nie czytała z niego jak z otwartej księgi, ale kiedy o czymś mówił, robił to prosto z mostu, a nieraz też siłą i precyzją rozpędzonego bicza. Słowa Asaki przypominały drapanie wilczej łapy - niby miękka i przyjemna, ale czujesz końce skrytych pazurów i wiesz, że w każdej chwili mogą się wysunąć by przelać krew.
- W takim razie będę czekać na wiadomość. Z wielką przyjemnością przybędę na wasz ślub - spokojne, formalne słowa, ale wypowiedziane szczerze i z wdzięcznością za to, że postrzegano ją za kogoś bliskiego - Jako prezent dla pana młodego oczywiście cukierki.
Zerknęła na Asakę. Dziwnie trochę, że nie są uprzedzeni. Do tej pory nie spotkała się z dobrymi opiniami na temat członków swego szczepu, a i sama była raczej dość przerażona tym, że pewnego dnia może przeobrazić się w jakieś monstrum, niezdolne do podejmowania racjonalnych decyzji. Skupione na rozlewaniu krwi. Skrzywiła się.
- Wybacz, że chciałam to ukryć. Nie jest to dla mnie powód do dumy - skłoniła lekko głowę przed białowłosą, na wypadek, gdyby poczuła się trochę urażona jej postawą.
Najtrudniej jest zabić pierwszą osobę... i jak tu powiedzieć, że Shikarui nie jest bezpośredni? Tym razem też poparła go Asaka, więc chyba nie było miejsca na złudzenia. Zabić kogoś... mówili o tym podczas treningu shinobi, ale Miwako nigdy nie myślała na poważnie, że przyjdzie jej odebrać komuś życie. Także sztuki ninja, których się uczyła, nie były jakieś ostateczne i mordercze. Niezbyt też eleganckie, no ale trudno. Chciała umieć na tyle, by zapewnić sobie bezpieczeństwo w podróży. Nie, żeby posiadała jakieś wyjątkowo szlachetne czy czułe serce, z natury jednak unikała niepotrzebnych problemów. No i... właściwie nigdy jeszcze nie widziała zabójstwa. Trudno powiedzieć, jakie uczucia będą jej przy tym towarzyszyć. Zerknęła na swoje odbicie w tafli herbaty, zastanawiając się, czy nieświadomie nie postawiła stopy na drodze bez powrotu. Wątpliwe jednak. Była przecież dobra w odcinaniu się od swojego serca.
- Opowiesz swoją historię, Shikarui-san? - zaproponowała, nie chcąc dalej rozwijać tematu zabijania.
autor: Miwako
19 sty 2019, o 01:01
Forum: Lokacje
Temat: Dom rodziny Nijima
Odpowiedzi: 56
Odsłony: 5052

Re: Dom rodziny Nijima

Spojrzenie, którym Miwako obdarzyła Shikaruia, można by pokroić słodycze w kształcie kwiatów na pojedyncze płatki, gdyby czarnowłosy nie zdążył już wszystkich pochłonąć. Zachowywał się jak... jak starszy brat, który przyłapał ją na czymś niewłaściwym i teraz skarży z zadowoleniem do mamy. Choć tak naprawdę Sanada po prostu nie dawał jej się schować w niedopowiedzeniach, odkrywał ją w taki sposób, w jaki sama nigdy by się nie pokazała. Z drugiej strony jednak, w odpowiedzi nie wydarzyło się nic strasznego, Asaka podchodziła do tego zupełnie naturalnie, nawet z żartem. Wcale nie bolało...
- Herbata jest lekarstwem na wszystko - zaprotestowała, zdobywając się na lekki uśmiech, jej dłonie z uczuciem objęły ciepłą filiżankę.
Daleko jej było do tej ekscytacji, z jaką Shikarui rzucił się na słodycze, ale właściwie nie miała prawa go oceniać... I w rzeczywistości nie miała mu za złe, że tak dopowiadał otwarcie wszystko to, czego ona nie chciała powiedzieć wprost. Wydawał się bardzo otwartą i bezpośrednią osobą, która źle znosi kluczenie dookoła jakiegoś tematu. Z pewnością też wiedział, że Asaka nie miała problemu z klanem Jugo, zresztą, chyba sam też do niego należał?
Skinęła głową, gdy Asaka pochwaliła jej plany. Nie chciała rozwijać tego tematu, bo to był temat do osobnej historii, znów ponurej i znów nadającej się do tego, by raczyć się przy niej bardzo gorzką herbatą. A tutaj nie miało być gorzko, Shikarui sam obiecywał. Odłożyła to więc, niekoniecznie na zawsze. Po prostu nie dzisiaj.
- Do Cesarstwa? - najtrudniejszy punkt na jej liście, położone właściwie po drugiej stronie świata, oddzielone wodą, podzielone na wysepki, naprawdę stanowiły dla niej trudny do zgryzienia problem - Ojejku, chcę, bardzo. Postaram się wszystko z nimi ustalić. Kiedy się pobieracie? - zapytała z przekonaniem, że to wszystko już ustalone.
Nie mogła się nadziwić tej przedziwnej parze. Byli pewni siebie, bardzo pewni, ale jednocześnie w zadziwiająco naturalny sposób przyjmowali wszystko to, czym była. Razem z jej niedoskonałościami i słabościami. Za to bezlitośnie odrzucali wszelkie, nawet najładniejsze maski, które ona tak lubiła. Czemu tak? Być może wyjaśnienie tkwiło w historii, którą miała usłyszeć od Shikaruia.
- To tak jak ja - ze zdziwieniem spojrzała na Asakę, rzeczywiście zawiązywała się między nimi pewna nić zrozumienia, i to nie tylko dlatego, że obie były kobietami z Karmazynowych Szczytów - Mam nadzieję, że później jest już łatwiej?
Ciężko jest wierzyć w siebie, gdy dla porównania masz wszystkie te dzieciaki shinobi, trzymające shurikeny chyba od kołyski. Miwkao nie poddawała się, bo to była jedyna droga dla osiągnięcia jej celu. Czasami tylko przychodziło jej do głowy, że rodzice specjalnie zgodzili się na ten trening z przeświadczeniem, że dziewczyna po prostu nie da rady i odpuści uznając, że zrobiła już wszystko, co tylko mogła. Tyle tylko, że jasnowłosa nie godziła się nigdy z własnymi porażkami i zakładała, że jeśli coś nie wychodzi, to włożyła w to za mało pracy. Tak przecież została wychowana - by dążyć ku doskonałości. Więc zaciskała zęby i próbowała dalej.
autor: Miwako
18 sty 2019, o 22:52
Forum: Rozliczenia PH
Temat: Miwako
Odpowiedzi: 15
Odsłony: 808

Re: Miwako

autor: Miwako
18 sty 2019, o 17:45
Forum: Lokacje
Temat: Dom rodziny Nijima
Odpowiedzi: 56
Odsłony: 5052

Re: Dom rodziny Nijima

Na liście wyznawanych w Karmazynowych Szczytach wartości miłość nigdy nie figurowała wysoko. Wielkie namiętności były wspaniałym tematem dla książek, w których z zapałem i rumieńcami na twarzach zaczytywały się młode panienki, ale w prawdziwym życiu? To sprawa zbyt nieprzewidywalna, zbyt ślepa, zbyt cierpliwa jest, łaskawa jest, by wyjść naprzeciw potrzebom tej bardzo krytycznej i surowej w osądach społeczności. Można nawet powiedzieć, że cały ten system miał ochronić panienki przed wychodzeniem za mąż z powodu zaślepienia, które bezwarunkowo akceptuje wszystkie wady i braki drugiej osoby. Przypadek Miwako nie był w żaden sposób wyjątkowy i była ona tego świadoma. Miała też pewność, że pewnego dnia przyjdzie jej połączyć dwie kupieckie rodziny, a szczytem wyrozumiałości rodziców będzie zapytanie jej, który z przedstawionych kandydatów przypadł jej do gustu najbardziej - choć i tak odpowiedź wcale nie będzie posiadać mocy decyzyjnej.
W poukładanym świecie blondynki coś jednak zaczęło się zmieniać. Już samo mieszkanie w Nawabari miało na nią swój wpływ, choć brakowało jej zdolności by to dostrzec. Sam ciepły uśmiech babci i słowa "dobra robota, postarałaś się" wówczas, gdy odnosiła porażki, był jak strumień, który nie poddawał się w starciu ze skałą. Smutek nie jest niczym złym. W okazywaniu słabości nie ma niczego złego. Asaka i Shikarui pewnie nie zdawali sobie sprawy, że użyli bardzo podobnych zwrotów, tak jak nie mogli wiedzieć, jak głęboko te słowa zapiszą się w głowie dziewczyny nauczonej ślepego dążenia do doskonałości. Więc niedoskonałość nie jest zła? Czy tego właśnie przez cały czas próbowała ją nauczyć Saki?
Pasja do słodyczy, jaką wykazał się Shikarui, była naprawdę niesamowita. Miwako odruchowo zaczęła zastanawiać się, jak wiele był on w stanie uczynić po prostu dla cukierków, wyobraziła też sobie jego przyszłe wesele... zerknęła ukradkiem na Asakę, być może powinna zadbać, by opchał się słodyczami jakoś przed podejściem do stołu, albo ograniczyć ich obecność tam. Słuchała, patrzyła i wartościowała, bo tego była nauczona. Na szczęście jednak nie znajdywali się w miejscu publicznym, można więc było przymknąć oko na to zachowanie, jakby w swym życiu czarnowłosy nigdy cukierków nie widział. Skąd mogła wiedzieć, z jak głębokiej ciemności wyczołgał się przed czterema laty?
- Moja herbata miała defekt zamierzony. Wykalkulowany - odruchowo broniła się, używając mądrych słów - niby to takie luźne przytyki, ale pierwszy raz w życiu usłyszała, że coś, co zrobiła, było o k r o p n e, i naprawdę wywarło to na niej wrażenie - chociaż możliwe, że gdyby połączyć jedno z drugim, efekt byłby całkiem znośny. Ale herbata naprawdę nie była taka zła - dodała z usprawiedliwieniem, zwracając się do Asaki - A ta już będzie zupełnie w porządku.
Rzeczywiście, nie wprowadzili białowłosej towarzyszki w temat, ale mogła już chyba zorientować się, że dzielili ten napój wcześniej. Teraz mieli przed sobą nowy czajniczek i nowy, świeższy, łagodniejszy smak. Nie była to ceremonialna herbata, którą należało delikatnie roztrzepać pędzelkiem w czarkach i podać gościom do wypicia przy zachowaniu szeregu rytuałów. Zwyczajny napar, rozdzielony już z mieszanką aromatycznych listków i owocowych skórek, by pozostać przy optymalnym nasączeniu smakiem. Rozlała ją do okrągłych filiżanek i podała każdemu do rąk.
- Chcę - przyznała w odpowiedzi na pytanie Shikaruia, bo w tej swojej niewiedzy czuła się trochę, jakby spacerowała po szkle.
Sama jednak też stanowiła zagadkę, dla każdego z nich różną, nadal jednak zagadkę. W odpowiedzi na niedokończone pytanie Asaki skinęła głową, nie widząc powodu, by cokolwiek tutaj ukrywać. Tym bardziej, że właściwie nie rozwiewała żadnych wątpliwości, uzupełniała po prostu detale, których w tym wszystkim brakowało. Zszywała córkę kupców i wnuczkę shinobi w jedną osobę.
- Mój dziadek był shinobi, mój wuj też nim jest. Matka urodziła się słaba fizycznie i chorowita, a nasza krew jest... to znaczy... - nie wiedziała, jak dużo Asaka słyszała na temat Jugo, ale ciężko było tak wprost przyznać się do szkarady senninki, która zamieniała ludzi w potwory - nie nadawała się do walki i nie chciała. A ponieważ była piękna i mądra, to wyszła za mąż za kupca, mojego tatę. Ja właściwie też nie chciałam nigdy zostać kunoichi, ale muszę zobaczyć świat, zanim wybiorą mi męża. Chociaż ja też jestem raczej słaba... - zawiesiła się i spojrzała na Shikaruia z otwartą buzią.
Czy te jej fizyczne ograniczenia mogły wskazywać na obecność choroby, z którą przez te wszystkie lata walczyła jej babcia? Oznaczałoby to, że może wcale nie była takim beztalenciem, jak się po cichu spodziewała. Może nawet była dla niej jakaś nadzieja teraz, gdy zażyła tę miksturę, ostatni dar od Saki. Dopiero teraz tak naprawdę poczuła wdzięczność za lekarstwo, które przyniósł jej Shikarui, tak obcesowo podając gdy topiła się w żalu.
- Ale i ty wspominałaś, że uczyłaś się na garbarza, Asaka-san. To znaczy, że też późno zostałaś kunoichi? - zapytała, chcąc podtrzymać w miarę neutralną rozmowę.
autor: Miwako
18 sty 2019, o 13:32
Forum: FAQ
Temat: Mój superowy build ♥
Odpowiedzi: 2
Odsłony: 428

Re: Mój superowy build ♥

Pamiętam, wytrzymka mi się już po nocach śni ): Ale super, że to wszystko działa, dzięki za rozwianie wątpliwości ♥
autor: Miwako
17 sty 2019, o 17:31
Forum: Misje i Fabuły
Temat: Wynagrodzenie za misje
Odpowiedzi: 3820
Odsłony: 372992

Re: Wynagrodzenie za misje

Wyszukiwanie zaawansowane