Znaleziono 1535 wyników
Wyszukiwanie zaawansowane
autor: Misae
dzisiaj, o 22:06
Forum: Osada Shigashi no Kibu
Temat: Fugu
Odpowiedzi: 171
Odsłony: 8345
Uśmiechnęła się delikatnie przytrzymując jego spojrzenie. Taka czułość od Kyoushi’ego była niezmiernie rzadka i sprawiła, że sytuacja zyskiwała dodatkową wyjątkowość. Serce jej rosło zwłaszcza na słowa o przywróceniu do życia. Sama by zrobiła to samo jeśli tylko by potrafiła. Jeżeli miałaby możliwość oddania życia za niego nie zawahałaby się
-Uznajmy w takim razie, że ten kto umrze pierwszy urządzi na cześć drugiego wielką imprezę - obiecała dochodząc do porozumienia, które wierzyła, że będzie w stanie zaakceptować.
Kiedy tylko przerzucił ją spod pachy na plechy zaśmiała się cicho. Dokładnie tego się po niej spodziewała.
-Idealnie - przewróciła oczami rozbawiona. Koniec końców nie wiedziała czy była w lepszej czy w gorszej pozycji, ale już nie zamierzała narzekać. Skoro miała darmowy transport to mogła zaakceptować jakąś niewygodę.
Kyoushi gdy przeszli do rozmowy o tym co się działo w miedzyczasie i przeszło na rozmowę o gadach. białowłosy znowu nie zawiódł. Jego ognisty temperament i zachwyt jaszczurami nie przeszedł niezauważony przez jaszczury, które pokiwały sobie nawzajem łepkami
-Kyoushi, zostajesz przyjęty na próbnego kadeta - ogłosił jednego dnia Bosu, co pozostała trójka zaakceptowała. Skoro szef uznał, że zapaleniec się nadawał to oni musieli to zaakceptować. Bardziej Misae zastanawiała się czy i ona została przyjęta i w jakiej roli, ale wolała się o to nie pytać. Jeszcze by się okazało, że tylko kot wkupił się w ich łaski.
Szczęśliwie kiedy dotarli kot znowu nie zwiódł i zgodził się na posiłek. Z resztą niczego innego się po nim nie spodziewała. Wparowali do Fugu zwracając na siebie uwagę wszystkich. Misae uśmiechnęła sie pogodnie. Nie zamierzała się wstydzić tym faktem. Przywykła, że gdy Kjosz był obok, wszystkie oczy były zwrócone na niego i jego towarzyszy.
-Mój ulubiony dobrodziej! - Tomoe pisnął zachwycony wyrywając się z objęć swojej pani i pędząc do Souei’a. Relacja między Matsudą a fenkiem była dla Misae niespodzianką, ale nie zamierzała wchodzić między ich miłość.
-Dzień dobry, Souei-san - przywitała się unosząc kąciki ust jeszcze wyżej. Zajęła miejsce i z wdzięcznością podziękowała za posiłek, który jak się jeszcze okazało był za darmo.
-Bardzo dziękuję - to była miła niespodzianka, a kiszki wołały głośno o coś dobrego do zjedzenia, a to, że jedzenie w `Fugu było pyszne Misae doskonale już wiedziała. Wzięła pierwszy łyk zupy pozwalając aby przyjemne ciepło rozlało się po jej wnętrzu.
-Cały świat stoi na głowie… w Sogen dzieje się jeszcze gorzej.. - odparła wzdychając kiedy powiedział o zmianach w Shigashi. W porównaniu do tego co działo się w Kotei, Shigashi wydawało się trwać niezmienione.
autor: Misae
wczoraj, o 16:51
Forum: Osada Shigashi no Kibu
Temat: Fugu
Odpowiedzi: 171
Odsłony: 8345
Z przyjemnością delektowała się jego obecnością. Żywego. Kiedy trzeciego dnia zebrali się i wyruszyli nie ociągali się w drodze. Każdy z nich miał jeszcze wiele swoich obowiązków i celów, więc i szybciej przejdą do realizacji kolejnych kroków. Cieszyła się, że mogła spełniać swoje plany, będąc otoczoną ludźmi, których kochała, którzy dawali jej moc i energie aby się nie poddawać i nie zatrzymywać.
Pokręciła głową, gdy stwierdził, że umrze pierwszy. O nie. Ona już się na takie numery nie zamierzała wiecej pisać. Już raz zrobił jej ten numer i teraz była jego kolej aby posmakował swojego lekarstwa. Tak długo, póki ona była lekarzem, nie zamierzała dopuścić go znowu do takiego stanu w jakim się znalazł.
-Oczywiście, że ja umrę jako pierwsza… ja już płakałam nad twoi prawie grobem, teraz twoja kolej - spojrzała na niego ze swego rodzaju wyzwaniem. Jeśli jeszcze raz miałaby opłakiwać jego odejście to chyba powypadałyby jej wszystkie kłaki z głowy ze względu na niemożność stania się bardziej siwymi. W sumie ciekawiło ją, czy płakałby gdyby odeszła. Był typem osoby, która dawała się ponieść silnym emocjom - radości, złości, ekscytacji… ale smutek? Czy poza gniewiem na osobę, która pozbawiła ją życia, odczułby pustkę po jej stracie?
Spojrzała na niego zagubiona we własnych myślach, gdy niespodziewanie jej nogi oderwały się od ziemi… a może właśnie spodziewanie? to nie był pierwszy, ani nawet drugi raz gdy Kjosz potraktował ją jak swój bagaż podręczny co skwitowała drobnym rozbawieniem.
-Jak już chcesz mnie nosić, to mógłbyś nie tachać mnie jak worek ziemniaków? - zapytała przytrzymując Tomoe w takiej pozycji, aby jemu było wygodnie. Nie zamierzała negocjować, że jak się zmęczy to może ją odstawić, albo co gorsza zakładać się czy da radę donieść ją do Shigashi. Gdyby tyko zasugerowała mu taki pomysł ten bez odstawiania jej na moment dla samego zakładu zatachał by ją aż pod drzwi Fugu. Kyousji był tą osobą, o którą nawet nie podejrzewała a wręcz była pewna, że przyjąłby takie wyzwanie.
Droga minęła im spokojnie. Bez zbędnych komplikacji. z resztką gdyby nawet jacyś rabusie postanowili napaść biedną parę w lesie to nawet nie zdążyliby poczuć jak padają bezwładnie na ziemię. Jak takie kurczaki co biegają jeszcze jakiś czas po odcięciu głowy, jakby nie docierało do nich, że ich czas już się skończył.
Zdążyła opowiedzieć Kyoushowi o nowych przyjaciołach pod postacią jaszczurzych towarzyszy, którzy nawet na moment dołączyli do nich w drodze - Delta Szwadron Super Cool Komando Jaszczurów Alfa musiał wiedzieć z kim takim plącze się Misae… i oczywiście jego temperament osoby, która miała zdiagnozowaną nadpobudliwość ruchową od razu przypadł do gustu. Mogła się tego w sumie spodziewać…
Gdy tylko przekroczyli próg Shigashi, przyjęła znajome widoki z drobnym uśmiechem.
-Szybki obiad w Fugu? - zapytała z szerokim uśmiechem, na co Tomoe uniosł głowę i strzelił z uszu, słysząc znajomą nazwę i czując znajomy zapach. Misae nie wiedziała dlaczego, ale to Tomoe wydawał się być ze wszystkich najbardziej zakumplowany z Soueiem.
autor: Misae
25 kwie 2024, o 22:07
Forum: Ogłoszenia Administracyjne
Temat: 9. rocznica powstania Shinobi War
Odpowiedzi: 30
Odsłony: 591
Kurczaki... to już zaraz będzie 10 lat
oby trwało jak najdłużej!
Najbardziej zapamiętane sceny, w większości jednak tyczące się postaci bo to te fabułki najbardziej zapadają w pamięć, ale nie tylko one
Śmierć basenowa - czyli jak Ichirou zabił swoją chakrą dwójkę doko i wywołał u Misae na kolejne kilka lat PTSD
Latajaca Maname - pierwsze poznanie Kjosza, Kuroia, omdlenie Omiego i pewien Sabaku lubujący się w małych chłopcach
Pojedynek z Naokim - jedynie mając klanówkę C i ninjutsu E... fantastyczna zabawa
Bijuu robaczkowe
Bilokacja z Ichirou - forever w serduszku
Śmierć i zmarwychwstanie Kjosza
Wspaniała wyprawa i Delta Szwadronu Super Cool Komando Jaszczurów Alfa
Pojawienie się najważniejszej postaci w życiu Misae - dziękuję za Tomoe siostro
Odbieram skrócone treningi i PH
autor: Misae
24 kwie 2024, o 21:10
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 153
Odsłony: 4049
To co mówił Kyoushi było interesujące i zastanawiające. Może miało to związek z tym czymś dziwnym co zrobiła Kamino sprawiając, że pojawili się na polu bitwy? A może było to jakieś zagranie lisa? Było tak wiele pytań, ale pewne było jedno.
-Odkryjemy tą tajemnicę - zapewniła go bez cienia zwątpienia. Choćby miało minąć to nieważne jak długo i tak uda im się dowiedzieć co wydarzyło się wtedy na polu bitwy.
Na komentarz o tyłku Tomoe uszczypnę go w policzek jeszcze raz rozbawiona. Nie zamierzała się zagłębiać ilu krotnie zdarzyło jej się obudzić z Tomoe śpiącym na jej poduszce, rozpychającym się jakby był co najmniej tygrysem. Tyle razy ile kopnął ją, szturchnął albo przywalił łapką w twarz. Nagle zyskiwał jakąś niebotyczną moc.
Gdy powiedział czym ma się zająć na jego wyprawie pokazała swoje białe ząbki w szerokim uśmiechu. Była gotowa spełnić każdą rolę i jak zawsze rozbawiło ją jak bardzo wierzył w jej umiejętności. Zawsze jej rumieńce płonęły drobnym ogniem, gdy wychwalał jak groźna była. Nawet jeżeli wiedziała, że jedno jego skinienie palcem i by ją pokonał nigdy nie pozwolił aby poczuła się słabsza. Nigdy nie sprawił, że czuła się gorsza czy by odstawała. Akceptował jaka była i sprawiał, że jej czuła się wspierana. Wiedziała, że czego by nie wymyśliła, on by stał z nią ramie w ramię i ją wspierał. Nic więc dziwnego, że teraz kiedy trzymała go w ramionach nie chciała go puścić.
-Zawsze. Choćby nie wiem co, zawsze się piszę - uśmiechnęła się jeszcze szerzej gdy jej kolorowe oczy nie opuszczały jej.
-Dobrze, że jesteś cały - stwierdziła w końcu, a jej pełne pewności spojrzenie oznaczało obietnicę, że Lis zapłaci kiedyś za krzywdy, których się dopuścił.
Do końca nocy późna rozmawiała z Kjoszem, ciesząc się, że żyje i do niej wrócił. Opowiedziała mu o części rzeczy, które wydarzyły się w jej życiu by nadrobić stracony czas. Potem wróciła do pokoju, który Masahiro im zapewnił.
Kolejne dwa dni spędziła rozmawiając z rodzicami, starając się pomagać komu mogła i spędzając czas z bliskimi. Na pogrzebie
-Na moim pogrzebie też tak ładnie będziesz przemawiał? - zapytała z przekąsem gdy skończył się pogrzeb. Uśmiechnęła się do niego delikatnie. Był to ostatni przystanek przed resztą podróży. Choć na moment zamierzała spotkać się z jej przyjaciółmi nim będzie musiała wrócić do domu. Jej życie gdy rozpędzilo się kilka lat temu nie chciało zwolnić aby dać jej złapać oddech. Po rozmowie z bliskimi spakowała manatki, Tomoe i wzięta pod pachę przez Kjosza wyruszyła wraz z nim
ZT + Kyoushi
autor: Misae
20 kwie 2024, o 10:39
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 153
Odsłony: 4049
Nie docierało do niej przez jaki tłum musiała się przebić aby dostać się do Kjosza. Jedno zmartwychwstanie i nagle stawał się człowiek otoczony przez najważniejszych ludzie w klanie (tych, którzy jeszcze zipali), jakieś kobiety, które miały się do niego dobrać i jeszcze psisko. Żadne z nich jednak nie stanowiło prawdziwej przeszkody jeśli chodziło o walkę aby dostać się do kota.
Serce waliło jej jak młot. Gdy rozłożył ręce w oczekując jej uścisku już nie miała wątpliwości co zrobi. Wpadła na niego niczym rozpędzony powóz, z taką siłą, że aż cofnął się o krok aby oboje nie runęli na ziemie. Nie przeszkadzałoby jej to. Jedyne co się liczyło to to, że odwzajemnił uścisk i oplótł swoje ramiona w jej pasie. Przyciskała jego ciało tak mocno do swojego, że miała wrażenie, że w tym momencie zmienili się w jedność.
-Gdzie byłeś? Szukałam jakiegokolwiek śladu chakry… przepadłeś - pytała z policzkiem przyciśniętym do boku jego szyi. Nie przeszkadzało jej, że zapewne zaraz będzie tyle z jej czystych ubrań. Liczyło się, że Kyoushi żył. Że ten szalony, nadpobudliwy, o niskim stężeniu krwi w alkoholu, wiecznie uśmiechnięty kot żył i miała go w swoich ramionach, czując go przy sobie
-Śmierdzisz jak tyłek Tomoe… - stwierdziła w pewnym momencie z drobnym parsknięciem śmiechu. Zdecydowanie przyda mu się kąpiel, ale to potem. Teraz nawet na moment jej uścisk nie zelżał. Zupełnie jakby za moment miało się okazać, że to wszystko była iluzja i wcale go nie było przy niej. Chyba serce by jej pękło.
Nabrała pewności, że to on, gdy zobaczyła jego uśmiech. Czuła się jakby pierwszy raz od momentu gdy zniknął na polu bitwy mogła odetchnąć pełną piersią. Po trzech dniach kiedy jej wnętrze było martwe, pojawił się on, by swoim szaleństwem wypełnić pustkę.
Objęła go ponownie jedną ręką za szyję aby utrzymać równowagę z nogami dalej splecionymi wokół jego tali. Uszczypnęła go w policzek.
-Zawsze się będę martwić, kołku - stwierdziła natychmiast, wyswobadzając jego skórę spomiędzy swoich palców, nie mniej nie zamierzała się rozczulać. Był jedną z najważniejszych osób w jej życiu, za niego sama by umarła, więc jak mogłaby się nie martwić. Ale zamierzała zamiast pogłębiać się w smutku wykorzystać energię i motywację, którą zdobyła.-Po prostu następnym razem cię nie posłucham i uratuję ci skórę - powiedziała dziarsko z szelmowskim uśmiechem. Nie zamierzała hamować go swoją troską. Co to to nie. Po prostu będzie stała przy jego boku i siała chaos razem z nim. Przy jej kocie.
-Powiedz mi tylko co mam zrobić - dodała gdy powiedział że ma plan na pokonanie lisa. Dobrze założył, że bedzie obok by walczyć u jego boku. Teraz tylko musiała się dowiedzieć jakie zadanie jej znalazł.
-Czy ta krew jest twoja? - zapytała na koniec, dalej trzymając go w uścisku. Wolała wiedzieć czy pitrzebna mu była pomoc medyczna. Niby nie wyglądał na kogoś kto potrzebuje być zawinięty w bandaż, ale dla samego spokoju ducha wolała zapytać.
autor: Misae
16 kwie 2024, o 22:22
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 153
Odsłony: 4049
Gdy dotarli na miejsce z drobnym uśmiechem przyjęła pomoc Masahiro w zejściu z konia. Nie to, że jej potrzebowała, ale był to miły gest, a teraz, gdy serce zaczynało podchodzić jej do gardła potrzebowała jego obecności. Miała się po raz ostatni pożegnać z Kyoushim. Serce rozrywało się na tysiące kawałków niesione tą myślą, ale starała się zachować spokój.
Przysłuchiwała się słowom Masahiro, bo pozwalały jej oderwać myśli od nieuniknionego. Powiodła wzrokiem w stronę wielkiego psiska... które miało w sobie coś niezwykłego. Chociaż Misae nie zwykła bać się wielkich bestii i zdarzyło jej się z nimi zmierzyć było coś charyzmatycznego w psisku, co sprawiło, że nie była wobec niego aż tak wylewna, zdrowy rozsądek kazał zachować resztkę ostrożności, nawet jeśli wiedziała, że nic jej nie grozi. Ufała, że przyszły Shirei-kan nie da jej skrzywdzić. Widząc wylewność pieszczot psiak zyskał w jej oczach więcej z potulnego pluszaka a to pozwoliło się bardziej rozluźnić.
-Jesteś dużym chłopcem, co Inugami? - uśmiechnęła się w kierunku psa, ale nie przeszkadzała w wylewnym przywitaniu. Mimo wszystko miał coś w sobie coś, co kazało traktować go z większym szacunkiem i roztropnością niż typowego domowego pupila. Już sam rozmiar robił wrażenie.
Nie żeby miała zbyt dużo możliwości na to by go do siebie przekonać, bo niemal po chwili ruszył ponownie w kierunku domu. Powlokła powoli za idącym z nim Masahiro. Serce zaczęło jej bić ciężej. Jeśli wszystko poszło dobrze, to może Sugiyama już wezwał ciało Kyoushi'ego. Poczuła jak żołądek plącze jej się w ciasny supeł. Czy ona naprawdę chciała go widzieć? Zobaczenie jego ciała byłoby jak przyznanie się, że odszedł... ale widziała jak znika. Wiedziała, że nie powinna mieć nadziei. Pamiętała tą przytłaczającą pustkę gdy jego chakra zniknęła.
-Co się dzieje? - zapytała marszcząc brwi, kiedy Masahiro zaczął się dziwnie zachowywać. Czyżby ciało Kyoushi'ego było w tak złym stanie, że nie chciał aby je widziała? Możliwe... ale w jego oczach... w jego oczach mignęła mu nadzieja. Na dłuższy moment zapomniała jak powinno się oddychać. W ustach jej zaschło gdy powoli podążyła za przywołującym gestem Masahiro. Zajrzała do wnętrza budynku.
Czas się na moment zatrzymał. Widziała tylko jego. Tylko te odstające siwe kłaki. Te dwukolorowe oczy. Nikt inny się nie liczył i nikt inny w tym momencie nie istniał. Przyglądała mu się tempo przez moment.
-Kyou.. shi - szepnęła niemal niesłyszalnie, po czym pomknęła przez pokój nie zważając kto się w nim obecny. Pomknęła niczym pocisk. Ramiona oplotła wokół jego szyi a nogi w talii w ciasnym uścisku. Schowała głowę w zagłębieniu jego szyi. Nawet nie wiedziała, że płacze. Była pewna, że po trzech dniach żałoby wszystkie łzy wyschły, lecz teraz płynęły jeszcze bardziej wartkim potokiem.
-Zabiję cię... - szepnęła w końcu, ściskając go mocniej. Był ciepły. Ba. Ogniście gorący. Znała to ciepło i kochała całym sercem. Żył. Musiał być żywy, trupy nie były takie ciepłe.
-Jeszcze jeden taki numer, a sama cię kurwa zabiję... - łkała tylko jemu słyszalnym głosem. Jeśli właśnie była pod wpływem jakiejś iluzji to chrzanić to, umrze to umrze.
Po chwili odsunęła się nieco dalej z nogami oplecionymi wokół jego tali chwyciła jego twarz w dłonie i przyjrzała mu się uważnie. Każdej zmarszczce, bruździe. Każdej ranie i siniakowi.
-Ten sam i niepowtarzalny - stwierdziła w końcu, a na jej usta wypłynął szczęśliwy uśmiech, gdy z oczu dalej płynęły łzy.
Oficjalnie był to najszczęśliwszy dzień jej życia. Kuroia wyjmie z więzienia, a było to jedyne zmartwienie jakie miała, choć i tak wydawało się być ono prozaicznie nieistotne biorąc pod uwagę, że udało jej się dojść do porozumienia z Masahiro i jej Kyoushi żył. ŻYŁ.
autor: Misae
14 kwie 2024, o 14:08
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 153
Odsłony: 4049
Takeru zdecydowanie należał do osób, które cierpiały na syndrom krótkiego lontu. Cholernie krótkiego. Widać było, że to taki, który jak już się odpalił to kończył dopiero kiedy wypalił żar do cna. Wbrew pozorom nie przeszkadzał jej potok wyrzucanych przez niego słów. Każde z nich wykupywało jej więcej czasu aby iluzja zaczęła działać i uśpiła Kuroi’a aby zażegnać tą scenę, której biedni ludzie nie musieli oglądać. To też nie znaczyło, że ignorowała Takeru. Jej pełne skupienia oczy były w niego wbite by choć na moment nie uznał, że go lekceważy. Szkoda tylo, że zamieszanie przyciągało coraz większą ilość gapiów i atmosfera robiła się coraz gęstsza.
Szczęśliwie Taisho również stawiał na złagodzenie konfliktu, aby nie było nieporozumień między klanami. Podawał spokojne, rzeczowe argumenty, które niestety nie mogły się przebić przez kipiącą wściekłość Takeru. Atmosfera była tak gęsta, że mogło zaczynać brakować sił do wzięcia pełnego oddechu. Było to niczym test charakterów. Takeru wyrzucający pełne wkurwienia słowa, Taisho i Misae, którzy sensownymi spostrzeżeniami starali się wszystko załagodzić… Kuroi, który zdecydował się wypuścić trochę piasku. Minoru sięgający do rękojeści miecza. Nana, która nieznacznie się napięła gotowa do reakcji.
Brakowało jednej małej iskierki, która mogłaby sprawić, że doszłoby do wybuchu i rozlewu krwi. Do kolejnej nikomu niepotrzebnej jatki. Misae zacisnęła mocniej dłoń na ramieniu Kuroi’a, odliczając w głowie cholernie dłużące się sekundy. Jeszcze tylko odrobina.
Nie drgnęła nawet gdy Takeru rzucił swoje groźne „jakaś Yamanaka”. Zdecydowanie nie znajdowało się to na liście najgorszych obelg, które popłynęły w jej kierunku, więc pozwoliła słowom spłynąć po sobie. Inaczej natomiast zachowali się panowie dookoła i czuć było, że natężenie testosteronu w powietrzu się wysyciło. Co prawda głównie za sprawą jej ojca, który nie wiadomo było czy bardziej planował wydrapać oczy Takeru za obrażanie klanu czy jego pierworodnej. Pewnie zauważyłaby to, gdyby choć na moment oderwała wzrok od Takeru, to się jednak nie wydarzyło. Nie zamierzała okazać nawet chwili zawahania. W porównaniu do tego co przeszła w ciągu kilku ostatnich dni, jakiś choleryk nie był wyzwaniem, przed którym zamierzała się pokłonić.
Wtedy za plecami usłyszała jak Masahiro odchrząknął, a po twarzy blondyna przetoczyła się masa emocji świadcząca o niemej walce, zakończonej jego porażką. Walczyła ze sobą aby nie uśmiechnąć się z małym triumfem.
Zwłaszcza, gdy już po chwili wraz z pomocą Taisho łapała ciało upadające ciało Kuroi’a. Udało się. Zdążyła nim się pozabijali mierząc czyj penis był dłuższy w tej kłótni. Posłała uśmiech pełen wdzięczności do Wuja Kaguya za pomoc w utrzymaniu Piaskowego Dziadka. Co prawda nie miałaby żadnego problemu by przerzucić go sobie przez ramię jak szmacianą lalkę, ale skoro większość obecnych i tak miała ją za słabą niewiastę, to chyba mogła pozwolić im żyć w takim przekonaniu. Wszak gdyby Takeru nie kupił jej czasu wydzierajac się na nią, zapewne sytuacja potoczyłaby się dużo gorzej.
-Blisko, Kuroi - nie mogła się powstrzymać i poprawiła Takeru, gdy ten zaklął pod nosem zaskoczony przebiegiem sytuacji. Może gdyby jego oczy zamiast na ciskaniu gromów były skupione na ocenie sytuacji nie uszłoby jego uwadze co się działo.
-Jeśli będzie potrzebna jakakolwiek pomoc Taisho-dono, proszę dać znać - odparła, skłaniając głowę w pełnym szacunku ukłonie do Wuja Kaguya. Na ten moment zdecydowała się zostawić Kuroi’a w ich rękach. Będzie na nią wkurwiony jak się obudzi, ale miał teraz kilka godzin drzemki… nie mówiąc o tym, że sen to było najlepsze co mogło mu się teraz przydarzyć. Jedna urażona duma. Jedno spanko. Zero ran. Bilans wyjątkowo satysfakcjonujący.
Gdy poczuła dłoń Masahiro na ramieniu odwzajemniła jego uśmiech. Wiedziała, że jego niemy pojedynek z Takeru pozwolił go trochę utemperować, jednakże i tak bardzo miło było usłyszeć słowa pochwały. Odkłoniła się nisko Takeru. Mógł jej nie szanować, ale w porównaniu do niego, jej nikt zasad dobrego wychowania przypominać nie musiał.
Kiedy odszedł mogła wrócić do przyjemniejszego towarzystwa i rozmów. Na kolejne słowa Masahiro skierowane do jej rodziców twarz kunoichi zalał gorący rumieniec. Miał o niej zdecydowanie zbyt wysokie zdanie. Serce zabiło jej mocniej z poczuciem winy. Trudna rozmowa wisiała nad nią niczym sznur kata, który zaciskał się mocniej.
Zwróciła oczy na Nanę, i pogłaskała fenka, który wystawał zza szaty Masahiro.
-Bardzo dziękuję za przyprowadzenie Tomoe, Nana-san. I za przekazanie wieści od Keiona. - uśmiechnęła się do brunetki i ukłoniła się jej -Liczę, że kiedyś uda nam się na siebie trafić w spokojniejszych warunkach. Chętnie bym się razem napiła - tak, kilka kieliszków sake byłoby teraz niczym lek na całe zszargane nerwy. Uznała, że zignoruje obecność rodziców, którzy mogliby skomentować to w różny sposób. Nie miała na to teraz głowy.
-Jeszcze raz dziękuję Shigemi - jego obecność pomogła i wykupiła kolejne cenne sekundy -Zarówno za pomoc w szpitalu jak i teraz - ukłoniła się do niego
Kolejnym adresatem jej słów, był Tetsuro, który niewiadomo skąd również pojawił się w tym całym zamieszaniu.
-Do zobaczeniu Tetsuro, wierzę, że jeszcze się spotkamy. Tobie również dziekuję za pomoc - skłoniła się do drugiego ze swoich podkomendnych.
Zaczynało już przytłaczać ją to zamieszanie. Nie zdążyła jeszcze zebrać myśli do kupy, ani zregenerować się po walce. Nawet jeśli jej ciało było w pełni sprawne to umysł błagał o odrobinę spokoju i ciszy. Z ratunkiem przyszedł Masahiro. Nawet nie wiedział jak bardzo jej pomaga w tym momencie. Skinęła mu głową i zwróciła wzrok na pozostałą grupę
-Niedługo wrócę - spojrzała na Minoru oraz rodziców. Musiała stoczyć tę rozmowę i przestać odkładać ją do nigdy nadchodzącego jutro. Delikatnie przyjęła ramię Masahiro posyłając mu drobny uśmiech - Gdzie idziemy? - zagadnęła chcąc uspokoić myśli. Ostatnio działo się dużo i intensywnie, więc wolała poruszać na początek wydawać by się mogło lżejsze tematy
- Po mojego konia i pojedziemy do posiadłości Takedy-sama - wyjaśnił mężczyzna, delikatnie zakrywając dłoń Misae, kiedy ta chwyciła jego ramię. - Oczywiście, możesz dostać swojego, ale mogę cię przewieść... byłbym zaszczycony, gdybym mógł. Trzymam się po prawdzie tylko dzięki tobie i przyjaciołom... a jest jeszcze wiele spraw do załatwienia. Przede wszystkim, Sugiyama-san zdecydował się spróbować przyzwać ciało Kyuoshiego-sana. żebyśmy mogli pochować go zgodnie z tradycjami klanu Uchiha. To jedyne ciało, które możemy... jest szansa, że możemy odzyskać. Pomyślałam, że chciałabyś się pożegnać.
- Nie musisz być formalny kiedy rozmawiamy we dwoje - spojrzała na niego łagodnie - możemy wziąć jednego konia - dodała. Chciała zażartować coś o spadaniu, ale w głębi serca wiedziała, że nie pozwoliłby, aby spadła. Odetchnęła głęboko i ścisnęła jego ramie - Strasznie mi przykro… to wszystko co Was spotkało… nawet nie mogę sobie wyobrazić jak musi Ci być teraz ciężko - ściszyła głos, czując jak gula rośnie jej w gardle. Ogrom cierpienia, który wylał się na ten klan w ciągu ostatnich miesięcy był wręcz dewastujący.
-Dziękuję.. - szepnęła ze smutnym uśmiechem. Jeśli byłaby szansa pożegnać się z Kyoushi’m, za nic nie zamierzała jej odpuścić
Masahiro odetchnął głęboko i podrapał się po karku, zakłopotany.
- Strasznie się już przyzwyczaiłem. Ostatnio ciągle spędzałem czas ze Starym na planowaniu. Jak bardzo go szanuję i jak bardzo jest mi jak ojciec... tak ten kij w dupie... - westchnął, próbując się uśmiechnąć. - Wiem, że tobie też jest ciężko, dlatego nie chcę za dużo na ciebie nakładać. Chociaż samo przychodzi - dodał, odwracając się lekko w stronę miejsca, gdzie było uprzednio zamieszanie. - W każdym razie... nie miało cie tu być, prawda? Zabronili ci? Wnioskuję tak po reakcji twojego ojca.
Posłała mu lekko rozbawiony uśmiech
-No dobrze… rozumiem, że to trudno przeskoczyć - stwierdziła spokojnie. Gdy tylko powiódł wzrokiem za miejscem poprzedniego zamieszania, pokręciła tylko głową przecząco - Nie przejmuj się… mam wrażenie, że przyciągam takie wydarzenia - stwierdziła muskając wolną ręką łepek Tomoe, który wystawał z jego szaty.
Kolejne jego słowa były niczym kubeł zimnej wody, przypominający o głównym temaciem który ciągle jej umykał. Wzięła głęboki oddech
-To… to trudny temat… ale tak… lekko mówiąc, miało mnie tu nie być - wbiła wzrok w ścieżkę przed nimi. Nie wiedziała jak w głowie ułożyć sobie wszystko co miała mu powiedzieć -…to dosyć… skomplikowana historia
- Z tego, co mi opowiadałaś i z tego, co widziałem... - westchnął głęboko. - Ja nie spodziewałem się po Tobie niczego innego, Misae... - powiedział miękko, używając jej imienia. - Skoczyłaś na arenę, żeby mi pomóc. Czego innego miałbym się spodziewać. Jeżeli chcesz, wezmę twojego ojca na siebie i... Minoru-san... powiedz, czy on tutaj przyszedł za tobą? Bo twój ojciec mówił, że Minoru-san miał cię chronić.
Ścisnęła lekko jego ramię, gdy zwrócił się do niej po imieniu, lubiła gdy je wypowiadał bez zbędnych tytułów grzecznościowych.
- Sama członkini rady klanu przyszła i mimo moich próśb oficjalnie zakazała mi przyjazdu. Minoru został wyznaczony na… -uśmiechnęła się krzywo - na strażnika, który nie dopuści abym opuściła Soso… mówiłam mu, że pójdę sama, że dopilnuję aby wyglądało to, że to ja uciekłam i nie dałam mu szansy na reakcję… ale Minoru - tym razem jej twarzy wyrażała wdzięczność i nostalgię - Minoru nie tylko pozwolił mi tu wyruszuć, ale również towarzyszył mi przez ten cały czas, ryzykując własnym życiem aby mogła posłuchać jak zawsze zrywu serca. Moim ojcem nie musisz się przejmować. Martwili się z matką, choć miałam nadzieję, że przywykli do moich wyskoków - czuła się niczym nastolatek, który wziął sobie za cel honoru zirytować rodziców swoją niesubordynacją
Masahiro zastanowił się przez chwilę, a oboje w międzyczasie dotarli do skraju obozu, gdzie zastali niebieskowłosą kobietę, szczekającą rozkazy na ludzi i jej żołnierzy, który bez zawahania robili to, co im mówiła.
Kobieta odwróciła się na widok Masahiro, skinęła mu głową i odezwała się od razu.
- Mam cię pilnować, żebyś nie narobił głupot, bo jest ci smutno - rzuciła bez ogródek. - Narobisz głupot?
- Misae-san, to jest Kiyomi, przyjaciółka oraz dowódca osobistej straży Sugiyama-sana. Starego - dodał szeptem. - Nie planuję narobić głupot, na razie nie musisz za mną chodzić.
- No i dobrze - odparła i spojrzała na Misae.
Kiyomi była wysoką - smukłą, ale wygladającą na bardzo silną. Jej długie, niebieskie włosy były związane na czubku głowy w ciasny warkocz, strój od razu przywodził na myśl straż.
- No, pierwszy raz księżniczkę widzę z bliska. Ładniutka. I tak samo głupia, jak ty - dodała, przenosząc wzrok na Masahiro - wiesz, że dotarła do szturmowej na sam koniec?
- Wiem - odparł mężczyzna. - Bardzo przepraszam, Misae-san, że mnie tam nie było. Uparli się, żebym był na środku pola.
Jego głos w tej chwili był nieco ostrzejszy, ale - w przeciwieństwie do Takeru, kobieta nie wydawała się przejmować.
- Oboje jesteście idiotami. Ten znowu został, aż wszyscy się ewakuują i miał zamiar sam powstrzymać Lisa, jeżeli ten by poszedł na miasto przed tym, jak wszyscy się ewakuowali. Jesteście siebie warci, a ja się zamartwię na śmierć, przez taką głupotę.
- Bardzo miło mi poznać Kiyomi-san - przyznała szczerze, po czym skłoniła nisko głową. Uniosła tylko na moment brew w zdziwieniu na „księżniczkę”, ale zostały poruszone ważniejsze tematy, więc uznała, że odpuści zadawanie pytań.
Gdy Masahiro przyznał, że wiedział, że dotarła na pole bitwy na koniec prawie się nie zakrztusiła własnym oddechem
-Wiedziałeś? - zapytała zaskoczona, po czym pokręciła głową - Nawet nie próbuj przepraszać - zganiła go z niedowierzaniem. Sam miał pracy po kokardę i więcej. - Nie oczekiwałam, że przybędziesz z pomocą, wiedziałam, że i tak masz na pewno obowiązków z nawiązką. - gdy Kiyomi utwierdziła ją swoimi słowami, Misae pokręciła głową z dezaprobatą, a jej mina wyrażała „dokładnie o tym mówiłam”, po czym koniec końców uśmiechnęła się lekko. Było w tej całej sytuacji coś komicznego
-Chyba jesteśmy - przyznała racje słowom Kiyomi, starając się zdławić cisnący się na usta uśmiech. Z jednej strony powinna go zganić, że pomysł podjęcia walki z Bijuu, zwalszcza z takim, który pozbawił życie trójkę elitarnych wojowników w jednej chwili było nieodpowiedzialne, ale nawet jej taka hipokryzja nie przeszłaby przez usta
- No przecież przed chwilą mówiłaś, jak mówiłaś o Kuroiu... - odpowiedział Masahiro i westchnął. - Nawet bym się nie ośmielił przybywać ci z pomocą, jeszcze bym poważnie oberwał. Niemniej, jedziemy do Starego. Przygotowuje pogrzeb.
- No tak... dobra, ciebie też miło poznać, Misae-san. Mało kto... pasuje do Uchiha, jak ty - dodała z lekkim uśmiechem. - Cieszę się, że tutaj jesteś. Może na początku będzie trudno, ale wierzymy w tego matoła.
- Jestem Shirei-kanem - fuknął Masahiro.
- A od kiedy klan podejmuje dobre decyzje?
- Auć... zabolało. Ale masz rację. Mój koń? - zapytał Kiyomi, która gwzidnęła na jednego ze swoich ludzi, który natychmiast pobiegł po konia. Nie minęły dwie minuty a był z powrotem z uroczym, smukłym kasztankiem.
- Jedźcie bezpiecznie - rzuciła Kiyomi, kiedy Masahiro do niech machnął dłonią i podsadził Misae, aby wsiadła na konia, następnie wskoczył na niego za nią. Jego ramiona ją otoczyły, kiedy chwycił za lejce, upewniając się, że była bezpieczna.
- Wiesz, i tak bym cię chronił. Mogę sobie żartować, że tego nie potrzebujesz, ale... jednocześnie wiem, że ty też byś mnie ochroniła, jeżeli trzeba - powiedział cicho, kiedy rozpoczął jazdę.
Nie jechał szybko, pozwalając im na chwilę prawdziwej samotności.
- Wiesz, Minoru-san. Będzie miał kłopoty pewnie. Myślałem... żeby go poprosić, aby został tutaj, jako Sakki. I był twoim ochroniarzem, ale wiesz, bez nacisku. Tak byśmy powiedzieli, a po prostu miałabyś tutaj najbliższego przyjaciela i kogoś, kto, jeżeli będzie trzeba, wykona twoją wolę.
Misae oparła się plecami o jego klatkę piersiową pozwalając sobie rozluźnić mięśnie, oparła dłonie o przedni łęk. W cieple było coś kojącego, a w objęciach obietnica poczucie bezpieczeństwa. Przymknęła na moment oczy delektując się chwilą. Zastanowiła się nad jego słowami. Przypomniała sobie jego radość, gdy wypatrzył ją w tłumie gdy zbierała się grupa szpitalna. Pamiętała swoje zaskoczenie jego reakcją. Było zupełnie odmienne od tego co najczęściej otrzymywała. Zazwyczaj była traktowana niczym ze szkła i jedynie Minoru oraz Klepowicze widzieli w niej coś więcej.
- Czy gdybym zamiast do oddziału medycznego, przyłączyła się do grupy szturmowej, zareagowałbyś równie entuzjastycznie co wtedy? - zapytała układając sobie wszystko co musiała wiedzieć do kontynuowania rozmowy.
-Wiem… i wiem, że będzie miał kłopoty przeze mnie… - zacisnęła mocniej palce na łęku. Jego słowa sprawiły, że poczuła ucisk w sercu, okazywał jej ogrom wsparcia -Dziękuję… jeszcze z nim nie rozmawiałam o przyszłości, ale naprawdę doceniam twoją propozycję… zwłaszcza, że znasz go tylko z moich opowieści
Znów sie chwilę zastanowił.
- Cóż... nie mam pojęcia. Bałbym się cholernie i nie wiem, czy Kuroiowi łba bym wtedy faktycznie nie urwał za ten atak... dostałem dokładne raporty od kilku osób. Sytuacja wyglądała tak, że nasz negocjator był człowiekiem zza Muru, który tutaj do nas uciekł. Bardzo chciał rozmówić się z Dzikimi i na to pozwoliliśmy. Miałem cień nadziei, że zaakceptują to. W międzyczasie kupiliśmy sobie trochę czasu, żeby ewakuować ostatnich ludzi z miasta. Yaseichi-san wiedział, na co się pisze, wiedział, że za zdradę może zostać ukarany. A grupa miała sie wycofać i przegrupować, nie atakować. Myślę, że byłbym o wiele bardziej zły niż jestem teraz, jakbyś tam była. A była tam osoba, którą obiecałem chronić dla kogoś, kto obiecał chronić Hiromi . - Jego głos był stanowczy, było słychać, że był zły i chciał sie wygadać, a za bardzo nie miał jak i komu. - Niemniej... nie spodziewałem się po dorosłym, zaprawionym żołnierzu, że tak się da ponieść. Został popełniony błąd. Zresztą, chyba nie chciałbym cię pod dowództwem Takeru. On też będzie miał rozmowę na temat jego przywództwa.
Westchnął.
- No ale nie sądzę, że mógłbym cię powstrzymać. Wiesz... ja też się narażam na niebezpieczeństwo. I ja nie chcę, żebyśmy... nie chcę, żebyś była... siedziała na tyłku i ładnie wyglądała. Znaczy, owszem, wychodzi ci to nieźle, ale, Misae, nie potrzebuję kogoś, kto będzie siedział w domu i czekał na to, aż wrócę. Potrzebuję partnerki. Kogoś, komu mogę zaufać, kto jak ja pójdzie jak idiota to po, żeby ratować ludzi.
- Wybacz, chyba za dużo na ciebie zrzucam...
Słuchała go w milczeniu. Nie chciała go martwić, lecz z drugiej strony jego słowa obudziły pewne przemyślenia. Zależało mu na niej i nawet jeśli okazywał jedynie wsparcie w środku kryła się troska. Poczuła łzy cisnące się do oczu, gdy zdała sobie z tego sprawę.
- Nie wiedziałam co się stało… wiedziałam tylko, że coś zrobił. Zawsze zachowywał zimną krew i wydawał mi się być tym rozsądnym. - wyznała szczerze - Mam nadzieję, że osoba, którą miałeś chronić… że nie ucierpiała na lekkomyślności Kuroi’a - przełknęła ciężko ślinkę
- Masahiro… im dłużej siedziałam w Soso, gdy podejmowałam decyzję o ucieczce poczułam, że będę fatalną żoną. Śmiałam się kiedyś z Kyoushi’ego, że miał mrówki w majtkach.. ale ja jestem taka sama. Nie będę umiała siedzieć na miejscu, kiedy coś będzie się działo, czy kiedy przyjaciele będą potrzebowali pomocy… - czuła jak gardło zaciska jej się coraz mocniej przez żal -…teraz ci to nie przeszkadza, ale co kiedy będziesz potrzebował kogoś kto będzie wsparciem, kto dojrzeje, da ci kiedyś potomka i przestanie gonić za wiatrem w polu? Co kiedy zmęczę cię czekaniem..?
- Odesłałam swoją odznakę klanową do klanu, tuż przed rozpoczęciem walk - wyznała w końcu - Przekazałam, że wrócę po nią gdy walka się skończy. Musiałam się odciąć. Pokazać, że jestem tutaj jako ja, a nie klan… klan, który widzi we mnie kruchą kobietę, której głównym wyznacznikiem wartości jest to, za kogo można ją wydać. Jeśli nie zaakceptowaliby ciebie jako męża, wiedziałam, że mieli również już kogoś innego na oku nie zastanawiając się, czy ja bym go przyjęła. Niczym towar na ladzie u handlarza, za którego chcesz ugrać jak najwięcej zysków - zacisnęła mocniej palce na łęku, aż jego skórzane obicie zaskrzypiało groźbą uszkodzenia. Zacisnęła powieki. Wylewała się tama, która wzbierała w niej przez tyle lat.
Masahiro zatrzymał konia. Nie była to rozmowa, którą powinnien prowadzić siedząc na koniu, nie patrząc jej w oczy. Nie powiedział nic przez dłuższą chwilę, ale zsiadł z wierzchowca - delikatnie, żeby nie zrobić jej krzywdy. Odetchnął głęboko i zaczął chodzić. Myślał. Przygryzł wargi, raz czy drugi raz otworzył usta, żeby coś powiedzieć, następnie znów je zamknął. Przez jego twarz przemknęło dużo emocji, ale panował nad sobą.
- No dobra... chrzanić twój klan. W sensie nie oficjalnie, bo z całym szacunkiem, ale tak naprawdę, chrzanić go. Nie obchodzi mnie to, co tam sobie te wasze wiedźmy planują, zależy mi na tobie. Odwalimy te wszytkie formalności i... uwolnisz się od nich. I kto ci w ogóle powiedział, że oczekuję kogoś, kto będzie siedział w domu i mi rodził dzieci? Może będziesz chciała, może nie. Nie o to mi chodziło. Naprawdę myślisz, że chciałem się zniewolić? Że nie wiem, kim jesteś? Że nie wiem, że jesteś kobietą, która troszczy się o obcych ludzi i chce każdemu pomóc? Że nie wiem, że na łeb na szyję biegniesz w bój, jeżeli ktoś, na kim ci zależy tam jest? Że nie złamiesz wszelkich zasad, żeby być tam, gdzie czujesz, żeby być? Ja nie chcę kogoś, kto będzie na mnie czekał w domu. Ja chcę ciebie...
- Jeżeli ty chcesz mnie - dodał cicho.
Gdy zatrzymał konia spięła się, nie wiedząc jaka będzie jego reakcja. Gdy zsiadł z konia, zrobiła to samo. Starała się przełknąć wielką gulę, która rosła w jej gardle z każdą kolejną chwilą jego milczenia. Widziała targające jego twarz emocje i pragnęła dowiedzieć się co działo się teraz w jego głowie. Czuła, że jeśli zaraz się nie odezwie, jej serce zaraz wyskoczy z piersi.
Gdy Masahiro zabrał głos, słuchała go, przejęta każdym kolejnym wypowiadanym przez niego słowem bardziej. Jej oczy otworzyły się szeroko nie kryjąc zaskoczenia. Widział kim była. Zdawał sobie sprawę, że będzie wyjeżdżać. Że będzie słuchać zrywów serca. Że nie będzie idealną panią domu ani żoną. A jednak ją chciał. Taką, jaką była. Miała wrażenie jakby podwaliny całego świata, które ułożyła sobie w głowie nagle zostały zrównane z ziemią i stawiane na nowo.
Zrobiła niepewne dwa kroki w jego stronę.
- Mimo, że widzisz jaka jestem… chcesz mnie? - zapytała niepewnie przez zaciśnięte gardło, jej oczy wpatrywały się w jego złote tęczówki, szukając potwierdzenia
- Mimo tego? - zapytał Masahiro, patrząc na nią z lekkim niedowierzaniem. - To przecież jest jeden z powodów, dla których ja...
Nabrał powietrza w płuca i wyglądał jakby chciał zamknąć dystans między nimi, ale przez chwilę jeszcze stał, dając Misae przestrzeń. Miliony myśli przechodziły przez jego głowę. Nie do końca wiedział, co miałby powiedzieć.
- Oczywiście że chcę cię taką, jaka jesteś. Nawet, jeżeli przez jakiś czas będziesz daleko. Byłbym kompletnym idiotą, gdybym chciał, żebym chciał, żeby idealna kobieta się dla mnie zmieniała.
Zaskoczenie w jej oczach miękko z każdą kolejną chwilą, a na usta wypłynął uśmiech pełen ulgi.
- Nie wiem czy ktoś ci to już mówił, ale masz fatalny gust do kobiet - stwierdziła przez zaciśnięte od wzruszenia gardło ale jej oczy lśniły rozbawieniem i ugla. Kąciki ust uniosły się w drobnym, szczerym uśmiechu. Serce dalej waliło od mieszaniny dziesiątek emocji, przez które najmocniej przebijała nadzieja i radość.
- Z całym szacunkiem, ale się nie zgodz ę - odpowiedział i w końcu przestąpił krok, żeby móc ją objąć i przyciągnąć do siebie, zamykając w mocnym uścisku, przyciskając jej ciało do swojego. - Mam doskonały gust co do kobiet.
Jedna z jego dłoni przycisnęła się do jej pleców, druga po chwili powędrowała do jej policzka i przechyliła jej twarz w górę, żeby spojrzała w jego twarz. Przez chwilę się do niej delikatnie uśmiechał, następnie pochylił i pocałował mocno, niemal forsownie - z całą pewnością było czuć w tym pocałunku, że to, co powiedział, było prawdą.
Gdy zamknął między nimi dystans, serce zabiło jej szybciej, by w momencie złączenia ich warg przyspieszyło jeszcze mocniej. Uśpione przez tak długo motyle, zerwały się w jednej chwili trzepocząc skrzydłami w jej brzuchu jak oszalałe. Drobne dłonie zacisnęły się na jego szacie, gdy przyciągnęła go bliżej, oddając pocałunek. Nie pamiętała kiedy ostatni raz czuła się tak na swoim miejscu jak w jego objęciach.
Na krótki moment przerwała pocałunek, nie odsuwając warg od jego na dalej niż kilka centymetrów.
-Brakowało mi tego… - szepnęła, a ciepły oddech omiótł jego usta -…Tęskniłam - dodała ciszej patrząc na niego, z drobnym, pełnym ciepła i wzruszenia uśmiechem. Dopiero gdy wypowiedziała to, do czego bała się przyznać poczuła jak bardzo uderzyła ją ta prawda. Jak wezbrał w niej żal i tęsknota.
Misae poczuła, że mężczyzna zadrżał, kiedy usłyszał jej ciche słowa i pogłaskał ją po policzku.
- Ja też tęskniłem. Strasznie tęskniłem - mruknął, trzymając ją w ramionach, ciesząc się, że ona też go trzyma i mógł sobie pozwolić na tę chwilę z nią, chociaż wokół nich był chaos i jeszcze tyle spraw wymagało jego - ich - uwagi,
Trzymał ją w swoich ramionach dłuższy czas, przytulając mocno, głaszcząc po włosach, po prostu ciesząc się obecnością Misae, jej ciepłem, bliskością, zapachem. Nie chciał jej puścić.
Puściła jego szatę, by zaraz potem opleść go ramionami w uścisku. Potrzebowała go bardziej niż mogło mu się wydawać. Uparła policzek o jego pierś. Zamknęła oczy, oddając się jego kojącemu dotykowi. Opatulał ją jak ciepły koc, dając jej ciepło i poczucie bezpieczeństwa. Przytuliła go mocniej chłonąc wszystko, trzymała się go jakby za chwilę miał odejść, uciec gdzieś daleko.
- Myślisz, że zauważą jeśli tutaj zgubimy? - zapytała i choć w jej głosie słychać było, że nie mówi poważnie, wcale nie obraziłaby się na wizję kilku dni spokoju, spędzonymi z nim. We dwójkę. W ciszy, bez świata, który co chwilę stawał na głowie.
Poczuła jak westchnął, jak bardzo chciał jej posłuchać i zgodzić się na to, aby faktycznie, oboje gdzieś się schowali, a może...
- Moglibyśmy też uciec razem. I ukryć się daleko, daleko, może gdzieś w lasach, może na jakiś bagniskach... albo nie, w jakimś pięknym sadzie wiśni, w górach. Byśmy żyli prosto, z dala od tego wszystkiego - powiedział niemal marzycielsko. - Ja bym gotował, ty byś zdobywała pożywienie, czy odwrotnie - teraz już było słychać, że mówi z humorem, próbując zamaskować, jak bardzo ten pomysł mu się podobał. - Zostań ze mną na noc. W posiadłości Takedów, użyczyli mi pokoju. Ukradnijmy chociaż tę noc i pozwólmy sobie na chwilę odpoczynku.
Słuchała go, wyobrażając sobie jak przyjemne mogłoby być posiadanie takiego miejsca z dala od wszystkiego i wszystkich, gdzie można po prostu odpocząć gdy wszystko przytłacza. Chłonęła jego słowa.
- Ty będziesz gotował - odparła od razu ze śmiechem w głosie - Azyl, gdzieś gdzie bylibyśmy tylko my. By zebrać siły… - coraz bardziej podobała jej się ta wizja. Nie miala nic przeciwko, aby wsiąść na konia i zniknąć razem.
Odsunęła się nieco aby spojrzeć mu w oczy.
- Uchiha Masahiro, czy ty właśnie zapraszasz mnie bo spędzenia nocy w jednym pokojum kiedy moi rodzice są niedaleko i namierzą nas z kilometra? - zapytała żartobliwie unosząc brew, a w jej oczach lśniły wesołe ogniki. Choć znała już odpowiedź na jego propozycję chciała się podroczyć, poczuć się jak zwykła para.
- Możliwe... - lekko się wyszczerzył. - Ale nie wiedziałem, że twoich rodzice chcieliby podglądać córkę w takich sytuacjach... niemniej, czy nie tego właśnie chcą? Chociaż odniosłem wrażenie, że twój ojciec nie zostanie moim fanem... - wzruszył lekko ramionami. - Poza tym... czuję się, że dość już tego słuchania innych, trzeba trochę się postawić. Jak im się coś nie podoba, mogą to zachować dla siebie. Najważniejsi, kiedy jesteśmy razem, jesteśmy my. Co ty na to? Chrzanić innych.
Spłonęła rumieńcem. Nie spodziewała się tak pewnego siebie odbicia piłeczki, ale sama zaczęła, więc nie mogła się burzyć. Nie zamierzała sobie wyobrażać jej rodziców w.. o nie. I w tym momencie wiedziała, że to obraz, który jej nie opuści na długi czas. To sobie piwa nawarzyła.
- Nie sądzę aby jakikolwiek ojciec pałał sympatią do mężczyzny, który ma poślubić jego jedyną córkę - przyznała - bez względu na to kim jest.
Stanęła na palcach i delikatnie go pocałowała
- Chrzanić - przyznała z rozbawieniem. Właśnie tego chciała i o to tak zawzięcie walczyła. Nie spodziewała się, że to w Kotei przyjdzie jej znaleźć kogoś kto będzie jej odpowiedzią na wszystkie pytania. Z każdym momentem czuła się bardziej na swoim miejscu, a serce waliło jej z uczuciem, którego nie czuła od dawnych, nastoletnich czasów - Czyli śpimy razem - stwierdziła z uśmiechem. Skoro chrzanić innych to chrzanić.
- Jeżeli mnie nie będzie lubił, jego strata. Najważniejsze, żeby ciebie traktował dobrze. Ale no, śpimy razem - dodał, pocierając swój kark, sam trochę zawstydzony. Widać było, że fakt, że będą ze sobą blisko, go pocieszał i pozwolił na chwilę zapomnieć.
Jednak dość szybko sobie przypomniał i spojrzał na konia.
- Więc... do zmroku jeszcze trochę czasu. Załatwmy co się da, żebyśmy z czystym sumieniem mogli w nocy odpocząć.
Trochę popsuł tym nastrój, ale było jeszcze wiele rzeczy do zrobienia przed nimi, ale też wiele czasu, który mieli spędzić razem. I osobno. Mimo wszystko, ponownie się do niej nachylił i pocałował tak, jakby składał jej obietnicę, że jeszcze z nią nie skończył. Pozwolił sobie na głębszy pocałunek, na smakowanie jej przez kilka chwil, na zaciśnięcie swoich dłoni na jej ciele, niemalże szukając jej pośladków, ale tylko dotykając jej biodra i plecy.
- Polubi cię - zapewniła łagodnie - ja tam lubię - dodała z figlarnym uśmiechem. Na moment pozwolił jej zapomnieć o tym wszystkim co działo się dookoła nich. O cierpieniu i obowiązkach. To było coś nowego. Coś czego nie zamierzała tracić, albo z czego rezygnować bez walki.
- Poradzimy sobie - obiecała, gdy powiodła za nim wzrokiem na konia, który był niczym kotwica trzymająca ich w rzeczywistoci i przypominająca, że poza nimi był jeszcze świat, który ich potrzebował - nie jesteś sam - zapewniła wracając wzrokiem do niego.
Poczuła przyjemny prąd przebiegając wzdłuż jej kręgosłupa, rozpływający się po niemal wszystkich zakończeniach nerwowych, gdy tylko ją pocałował, mruknęła cicho, z aprobatą na śmielszą bliskość. Jej dłonie delikatnie objęły jego policzki, muskając opuszkami skórę na szczęce i szyi. Kusiło ją by jeszcze bardziej pogłębić pieszczotę i dać upust całej tęsknocie. Niestety to nie był odpowiedni moment.
Po chwili odsunęła się lekko, przerywając pocałunek. Z jednej strony, bo ktoś musiał przerwać ten moment, a z drugiej… było w tym coś z słodkiej zemsty. Zawsze on był głosem rozsądku - czy w szpitalu, czy gdy trenowali u niego; zawsze to on potrafił przerwać, zostawiając ją z frustrującym uczuciem niedosytu. Tym razem on miał posmakować swojego lekarstwa.
- Ruszajmy - powiedziała, ruszając w stronę konia. Wsiadła pierwsza, czekając, aż do niej dołączy i będą mogli kontynuować podróż.
Odstąpiła od niego dokładnie w momencie, kiedy chciał ją obrócić i przycisnąć do drzewa, naprzeć mocniej i... teraz jednak stał oddychając głęboko, zamykając oczy i próbując się uspokoić - wiedząc, że Misae miała rację, że i tak nic nie było straconego. Po prostu jeszcze trochę musieli poczekać. Było to rozsądne.
Ech, nie chciał być rozsądny.
Westchnął, opanował się i szeroko się do Misae uśmiechnął. Mimo całego zła i bólu, który był wokół niego, ona była prawdziwym promykiem słońca i dawała mu siłę, żeby iść dalej.
Wsiadł na konia za nią, tym razem łapiąc lejce tylko jedną ręką, drugą obejmując kobietę i przyciskając jej plecy do swojej klatki piersiowej. Pochylił się nieco i kilkoma pocałunkami obsypał jej szyję, a nosem trącił jej ucho, wtulając się w nią.
- Ruszajmy - potwierdził i pozwolił koniowi ruszyć. Mieli przed sobą jeszcze tylko kilka minut drogi przez las, zanim mieli dotrzeć do posiadłości Takedy. Jeszcze przez chwilę mogli być blisko.
autor: Misae
13 kwie 2024, o 18:58
Forum: Ogłoszenia Administracyjne
Temat: Wielkanoc 2024
Odpowiedzi: 73
Odsłony: 1390
Yamanakofon - kiedy w świecie ninja nie ma prawdziwych telefonów przyda się by nie chodzić po kilka razy na zakupy gdy właśnie komu się przypomniało, że przysłowiowe masło się skończyło co by nie dreptać po pięć razy
Nazwa Terepashī Sanchū
Ranga C
Pieczęci Baran
Zasięg Zasięg umiejętności sensorycznej
Koszt E: 24% | D: 18% | C: 15% | B: 12% | A: 9% | S: 6% | S+: 3% (1/2 za turę mówienia/odbioru) Dodatkowe Brak dodatkowych wymagań
Opis Niezwykle pomocna technika, która pozwala członkom klanu Yamanaka na niewerbalną komunikację. Dzięki temu użytkownik techniki potrafi porozumieć się z inną osobą nawet, gdy znajdują się od siebie w znacznej odległości. Jedynym warunkiem jest wyczucie chakry osoby, z którą chcemy się skontaktować, czy to dzięki własnym zdolnościom sensorycznym, czy też specjalnym wzmocnieniom pokroju Kanchi Suikyū. Technika zawiera w sobie zdolność sensoryczną (nie trzeba przy niej trzymać połowy pieczęci Szczura, aby móc wyczuwać chakrę). Uwaga: Dzięki specjalnym mechanizmom, członek klanu Yamanaka jest w stanie połączyć się ze znaczną liczbą osób. Nawet całą armią. Wiąże się to jednak z ciężkim obciążeniem organizmu, co może skutkować krwotokiem z nosa, a nawet utratą przytomności na dłuższą chwilę (w przypadku gdy już byliśmy w nie najlepszej kondycji).
autor: Misae
13 kwie 2024, o 11:53
Forum: Piszemy o wszystkim!
Temat: Zlot 2024
Odpowiedzi: 14
Odsłony: 347
Na ten moment nie mam planów na poza maju (i poza pyrkonem) więc spokojnie może być dowolny termin w sierpniu. Podany przez Minako jak najbardziej pasuje
autor: Misae
2 kwie 2024, o 22:43
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 153
Odsłony: 4049
Gdy dostrzegła piasek, który unosi się lekko z jego gurdy, nawet jeżeli nic nie robił zaklęła w duszy. Kurwa. Uważała Kuroia za przyjaciela i zrobiłaby dla niego wszystko. Gdyby trzeba było rozpętałaby tutaj dla niego piekło… ale musiała myśleć logicznie. We dwójkę nie daliby rady się przebić, nie zdążyłaby nawet wezwać summonów do pomocy. Musili rozwiązać to w inny sposób. Z głową. Bardziej jak polityk, nie jak wojownik.
Skorzystała z ich połączenia.
Nie marnowała czasu. Od razu wykonała kolejną technikę. Skorzystała, że cały czas go dotyka dzięki czemu nie musiała się martwić, że ktoś inny będzie celem jej techniki. Wiedziała jak cholernie Kuroi nienawidzi iluzji, ale teraz nie mieli zbyt wiele wyjścia. Musiała go na moment wyłączyć nim powie coś głupiego. Sytuacja była napięta i w każdej chwili mogło dojść do wybuchu. Byli otoczeni przez cywilów, którzy zasługiwali na odpoczynek i spokój, nie na kolejną wojnę. Nie na kolejne rzucanie jak dzieciaki technikami. Tak samo kłótnie i krzyki. To cywile cierpieli najbardziej w czasie tej kolejnej wojny i Misae musiała mieć na względzie ich dobro.
Odetchnęła lekko, a gdy pojawił się obok Shigemi, który wstawił się na Kuroi’em okazał się niesamowicie pozytywną niespodzianką. Misae obdarzyła go ciepłym, pełnym wdzięczności uśmiechem. Mimo początkowej niechęci i negatywnego nastawienia do Sabaku, teraz zaufał intuicji swojej byłej dowódcy i postanowił wesprzeć jej ryzykowne zagranie. Dodatkowo nie wiedząc nawet, że to robił kupował jej potrzebny do pełnego działania techniki.
-Dziękuję Shigemi - powiedziała ze spokojem, starając się dalej grać na czas by zaobserwować, czy technika zacznie działać.
Jeśli uda jej się ululać Kumę, zamierzała nie pozwolic mu upaść, ale delikatnie podtrzymać go swoimi ramionami. Sytuacja była napięta i w tym momencie jego ostry język nie był konieczny. Wiedziała, że będzie na nią wściekły, ale robiła to po to, aby nie włączył się ktoś trzeci. Jeśli nie ona go na moment wyłączy, aż emocje opadną, było tu wystarczająco dużo osób, które wybrałyby dużo mniej subtelny sposób. Stojąc z nim mogła osobiście dopilnować, aby nikt go nie skrzywdził. Przy wyborze między drzemką do czasu aż przegadają wszystko, a rozlewem krwi i narażaniem bliskich na niebezpieczeństwo wybrała drzemkę. Byli tu też jej rodzice, Minoru, Tomoe… nie chciała aby któremukolwiek z nich stała się krzywda. Jeśli chodziło o Masahiro, to był przyszłym liderem, nie sądziła, aby stała mu się krzywda, umiał sam o siebie zadbać.
autor: Misae
31 mar 2024, o 14:08
Forum: [Event] Ostatnia Bitwa o Kōtei
Temat: [Event} - Miasteczko Sarufutsu
Odpowiedzi: 153
Odsłony: 4049
Gdy poczuła jak Masahiro splata palce ich dłoni razem uśmiechnęła się delikatnie. Bardzo doceniała ten gest i zrobiło jej się miło w sercu. Odwzajemniła gest lekko ściskając jego dłoń w drobnym impulsie. Doceniała fakt, że zignorował temat zarzucony przez jej ojca… choć może nie zignorował bo pojawił się ważniejszy wątek. Usłyszała zamieszanie i dotarło do niej, że Kuroi odłączył się i dookoła niego zrobiło się spore zamieszanie. Poczuła jak krew w niej zawrzała. Dopiero co straciła jednego przyjaciela i teraz nie zamierzała pozwalać, aby ktoś odnosił się w ten sposób do Kumy. W jej oczach zapłonął gniew, a krew zawrzała. Nie doszła jeszcze do siebie po wszystkim co przeżyła w ciągu kilku ostatnich dni, przez co cierpliwość nie była jej największą cnotą.
Już miała ruszyć i wyjaśnić co poniektórych gdy wyłonił jej się uszaty łepek Tomoe, który był cały i zdrowy, a przynajmniej na takiego wyglądał w ramionach Nany. Zalała ją fala ulgi. Co prawda liskiem powinien być pod opieką Meduki, ale nie zamierzała dociekać. Najważniejsze, że najważniejszy był cały.
Misae posłała Nanie uśmiech pełen wdzięczności, nim ta dopchała się do zamieszania.
Wtedy też usłyszała ciche słowa Masahiro niedaleko swojego ucha, które wywołało ciepły dreszcz na skórze. Wzięła głęboki oddech aby uspokoić rozszalałe emocje. Złość nie rozwiąże problemu, zwłaszcza kiedy jedna ze stron aż kipiała nienawiścią - jak nieznany jej Uchiha o blond włosach szarpiący Kumę
-Spróbuję - szepnęła posyłając Masahiro niepewne spojrzenie -Zajmij się proszę Tomoe - dodała wiedząc, że w tym momencie nie może się rozpraszać fenkiem. Po kolejnym głębokim wdechu wyswobodziła swoją dłoń z uścisku i ruszyła w kierunku zamieszania.
Jej drobne smukłe palce spoczęły na trzymającej Kumę dłoni Takeru. Pozwoliła sobie przesłać do niego odrobinę swojego spokoju, który zdobyła dzięki pojawieniu się Tomoe i wierze Masahiro. Liczyła, że odrobina kojących emocji pozwolił ostudzić iście ognisty temperament Takeru. Przesył był krótki, nie kontaktowała się z nim mentalnie.
Druga z dłoni powędrowała na ramię Kumy, wślizgując jej drobne palce pod materiał szalika, aby miały kontakt z jego skórą.
-Dzień dobry, Yamanaka Misae, proponuję aby wszyscy wzięli głęboki oddech i porozmawiali na spokojnie. Wszyscy są zestresowani, lecz ludność cywilna zasługuje na chwilę oddechu i unikania kolejnych „widowisk” - przedstawiła się ze spokojem oraz lekką dozą stanowczości. Spojrzała Takeru prosto w oczy nie wahając się ani na moment. Nie wiedziała z kim dokładnie przyszło jej się mierzyć, jednakże czuła się pewnie. Klan Yamanaka okazał się ogromną pomocą dla Uchiha w czasie konfliktu, wiec nie zakładała aby ktoś postanowił podnieść na nią rękę, a obecność Masahiro obok, dawała jej może i naiwne, lecz przeświadczenie, że w razie konieczności zostałaby przez niego ochroniona.
W międzyczasie gdy posłała wszystkim obecnym niskie skłonienie głowy w pełnym szacunku przywitaniu - zarówno wysłannikowi Uni, którego pamiętała z turnieju pokoju, jeszcze jednemu charakterystycznemu mężczyźnie, Takeru oraz żołnierzom stojącym dookoła. Był to dodatkowo idealny moment by skontaktować się z Kumą.
Liczyła, że jej pojawienie nieco wybije wszystkich z walecznego rytmu. Zamierzała teraz robić to, czego wymagałby od niej ojciec i czym sam parał się przez niemal całe swoje życie - pora pobawić się w polityka i adwokata diabła…
-Mogę się dowiedzieć przedmiotem jakiego postępowania jest Kuroi Kuma? Byłam jego bezpośrednim przełożonym w szpitalu polowym w czasie oblężenia. Wyleczył wielu rannych, którzy wrócili na front wspomóc walkę, asystował mi czynnie przy najważniejszym zabiegu dla klanu Uchiha - mówiąc to spojrzała znacząco w oczy Takeru. Nie było miejsca i mowy o tym, aby wchodzić w szczegóły o jaką operację chodziło, jednakże jeśli faktycznie był osobą o wysokiej randze co można było wnioskować po zamieszaniu, któremu przewodził, powinien zdawać sobie sprawę o co dokładnie chodziło Misae -Dodatkowo po zakończeniu zabiegu, dołączył wraz ze mną i jeszcze jednym wysłannikiem z Unii osłaniać ewakuację grupy szturmowej, walcząc z dzikimi i ryzykując swoje życie. Wykonywał każde zlecone polecenie i ani razu wyłamał się z rozkazu - dodała ostatnie zdanie z pewnością. Nawet gdy kazała mu odstąpić od leczenia kobiety tym samym skazując ją na śmierć, aby mógł zużyć swoją chakrę na tych, którym będzie mógł pomóc i którzy wrócą na front. Wykazywała się pewnością siebie, lecz żadne jej słowo nie było okraszone pychą czy zuchwałością. Nie okazywała rozmówcą braku szacunku, lecz chciała pokazać profesjonalizm.
-Ze względu na wszystkie okoliczności, najlepszym wyjściem, będzie podążenie za słowami Kaguya Taisho-dono. Kuroi Kuma powinien odpowiedzieć przed Unią i to ona powinna zadecydować o wymierzeniu kary. Klan Uchiha ma obecnie dużo większe priorytety, nie mówiąc o tym, że sądzenie przedstawiciela Unii, o pozycji i sprzymierzeńcu z klanu jakiego posiada Kuroi, może doprowadzić do kolejnych konfliktów, na które teraz klan Uchiha nie może sobie pozwolić. Kuroi Kuma jako najemnik Unii poniesie konsekwencje swoich win wymierzony przez swoje władze i jestem pewna, że Kaguya-san może za to poręczyć - mówiąc to spojrzała spokojnym, pełnym szacunku wzrokiem na Taisho. Liczyła bardzo na jego wsparcie w lawinie słów, którą z siebie wylała - bo tego słowotoku nie można było nazwać już potokiem słów.
Misae wzięła głęboki wdech i spojrzała na Takeru silnym, nieustępliwym wzrokiem. Odkąd nabrała pewności w swoje umiejętności i talenty, nie bała się stać z uniesioną do góry głową. Nie zamierzała więcej przepraszać za to, że żyje. Nie wtedy, kiedy jej przyjaciel miał kłopoty, a ona mogła mu jakoś pomóc.
-Jeżeli pomoże to rozładować napięcie między klanami, mogę również uczestniczyć w eskorcie na tereny Unii na czas toczącego się postępowania - dodała. Na ten moment nie zamierzała się zastanawiać jak wściekli będą jej rodzicie, którzy najchętniej zaciągnęliby ją teraz do domu, w którym teoretycznie zgodnie z wolą klanu powinna siedzieć i pozwalać ludziom umierać kiedy ona bezczynnie siedziałaby na swojej zgrabnej dupie. Koniec. Zakończył się okres kiedy Misae chowała głowę w piasek i ignorowała potrzeby świata zewnętrznego. Nastał moment, kiedy z uniesioną głową zamierzała walczyć o to w co wierzyła. Nad tym czy Masahiro będzie za bądź przeciw nie zamierzała się rozwodzić - tyle razy zaskoczył ją ze swoją reakcją gdy spodziewała się zupełnie odmiennego zachowania, że nie zamierzała tracić energii na czcze dywagacje.