Dzielnica mieszkalna
- Miwako
- Gracz nieobecny
- Posty: 160
- Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
- Wiek postaci: 14
- Ranga: Doko
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=6501
- Multikonta: Suzu
- Miwako
- Gracz nieobecny
- Posty: 160
- Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
- Wiek postaci: 14
- Ranga: Doko
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=6501
- Multikonta: Suzu
- Maname
- Postać porzucona
- Posty: 466
- Rejestracja: 12 sty 2019, o 12:42
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: - Ma na oko około 1.55 wzrostu
- Duże niebieskie oczy
- Jak się uśmiecha widać ostre zęby
- Granatowe włosy
- Strój w granatowych barwach - Widoczny ekwipunek: Torba, plecak, wyrzutnia shuriken, kabura na nóż.
- Link do KP: viewtopic.php?p=108888#p108888
- GG/Discord: Tario#3987/64789656
- Multikonta: Kabuki | Kayo
- Lokalizacja: Hanamura
Re: Dzielnica mieszkalna
Niezbyt wiele się to miejsce różniło od portu. Brakowało tylko szyldów, bar tu, jadłodajnia tam, o a tutaj mamy ogródek, o a tutaj pralnię. Tak naprawdę to chyba pasowałam tutaj, ludzie nie wyglądali za bogato, nie żebym patrzyła jakoś szczególnie na ich szaty czy domy bo... Sama nie wiem. Trudno mi mówić o czymś co mnie nie interesuje, o, widziałam jak jakaś babka wyrywa pomarańczowe kabanosy z ziemi a jeszcze inna zielone łby kapusty. Nie zaglądałam im do talerzy więc nie mogłam stwierdzić czy to jedli, pewnie tak było. Zastanawiała mnie jedna rzecz, były warzywa, były sadzonki a gdzie zwierzaczki hodowlane? Ta Sachiko ma psa, to znaczy, że chce zjeść Krakersa? Kurcze, nawet mnie to zainteresowało jak bardziej o tym pomyśle. Znaczy, nie chcę go jeść, tylko ta okolica. Nie zjadłabym psa!
No dobra, a to co? Jakaś banda psubratów? Ile ich tutaj jest... Jeden... Dwa... Cztery... Trzy... Pięć... Kurcze, dużo ich.
- Może oni mi powiedzą gdzie mieszka Sachiko i Krakers. - To była dobra myśl, myślałam, żeby ich zaraz zapytać, nie chciałam tylko oberwać piłką którą tutaj rzucali. Właśnie jeden z nich oberwał. Sama zaczęłam się z tego śmiać, gdybyście widzieli jego wykręconą twarz. Najśmieszniejsze było to, że piłka wpadła im do ogródka, pewnie teraz będą bali się ją zabrać z powrotem bo tam mieszka jakaś gruba stara jędza która tylko się wydziera. Wejdę, oddam im ją i po krzyku, będą mi winni przysługę, dług życia!
Rzuciłam okiem na te ogrodzenie, zwykłe drewniane, powinnam sobie poradzić. Podeszłam do tego płotu, już miałam się szykować do abordażu ogródka gdy zobaczyłam co czyhało po drugiej stronie! To był jakiś wielki pies... No to nieźle Maname się wpakowałaś, już miałaś zdobywać dłużników i co? Nowe problemy! Jak zwykle. Cofnęłam się jak usłyszałam piski tych pannic. I właśnie wtedy usłyszałam...
- Odbić piłkę do Krakena? - Usta same mi się otworzyły jak patrzyłam co ten wielki bydlak robi z tą piłką. Znacie to uczucie w którym chcecie zrobić chodu ale się boicie, że zostaniecie uznani za tchórza? Tak się właśnie czułam...
- NIECH TO DUNDER ŚWIŚNIE, TO JEST KRAKERSIK? - Powiedziałam głośno patrząc w stronę tej dziecięcej hołoty, wskazałam na niego palcem, chyba nie miał nic przeciwko temu. A nawet jakby miał to co mi zrobi, he? Jestem na tyle cwana by nie przechodzić przez ogrodzenie a on wygląda na zajętego zabawą z tą skórzaną szmatą którą mu te dzieciary podarowały.
- WY! - Wskazałam na nich palcem, a jak, muszą znać mój autorytet, muszą wiedzieć kto od dzisiaj tutaj rządzi.
- Teraz bawimy się w piracki okręt! Ja jestem kapitanem a wy moją załogą. Jako nowo wybrana przez wszystkich pani Kapitan bez żadnych sprzeciwów organizujemy misję odzyskania piłki! - Musiałam brzmieć charyzmatycznie gdy tak dumnie stanęłam, zbliżyłam się do nich z wypiętą piersią, wyprostowana. Kroki też stawiałam porządnie, z dyscypliną... Tak naprawdę udawałam to jak chodził mój tata jak chciał wzbudzić szacunek innych.
- Musimy jakoś odwrócić uwagę tego Krakersa nim odzyskamy co nasze i być może zdobędziemy kolejne skarby! - Odchrząknęłam na początku, już wydawałam rozkazy, nie mieli tak naprawdę wyjścia, mogli zostać moją załogą albo spacerować po desce, o!
- Wielki tuńczyk Sachiko mieszkająca w tym domu nam w tym pomoże, najpierw muszę się dostać do tego domu, widzicie? - Wskazałam palcem na budynek dołączony do ogródka w którym był ten wielki pies. Jak tak patrzyłam w jego stronę to nawet zaczynałam się bać, miał coś w sobie, te jego wielkie łapy i warczenie... Nie przypuszczałam, że tak szybko stanę przed wyzwaniem w postaci Krakersa, to potwory z prawdziwych legend... Dobrze, że ja też niedługo zostanę dzięki temu zwycięstwu legendarną kapitan!
- Jestem kapitan Maname! Słuchajcie kamraty, musicie mi przynieść coś dużego co pozwoli mi doskoczyć na drugą stronę. Jakom wasza kapitan oferuje udział w skarbach i zyskach! Ten kto się sprzeciwi będzie spacerował po desce! - Wyszczerzyłam swoje zęby w ich stronę i warknęłam, chciałam zrobić takie " Arrr " jak robią marynarze, nie wychodziło mi to dobrze, wolałam warknąć raz i porządnie, tak jak tatko na swoją załogę. Moje ostre kły powinny im dać do myślenia, że nie żartuję z tą deską!- Myślę - - Mówię-
0 x
- Miwako
- Gracz nieobecny
- Posty: 160
- Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
- Wiek postaci: 14
- Ranga: Doko
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=6501
- Multikonta: Suzu
Re: Dzielnica mieszkalna
Sashimi, brzdęk i krokodyle łzy
[ Maname - misja D ]
11Rzeczywiście, Krakuś nie mógł wiele. Dopóki mali ludzie trzymali się po drugiej stronie ogrodzenia, pozostawało mu tylko toczyć grube strąki śliny z wielkiego pyska, szczerzyć groźnie potężne zębiska, jeżyć sierść i szarpiąc zezwłok skórzanej piłki pokazać dzieciaczkom, co takiego by najchętniej uczynił z każdym z nich. Przyjemniaczek. Ten pies wydawał się wręcz pomyłką, jakby trafił w niewłaściwe miejsce - znacznie bardziej pasowałoby do niego mroczne otoczenie historii z dreszczykiem, takiej co marynarze opowiadają sobie czasami dla rozrywki. Takiej, gdzie bestia nie ma najmniejszego problemu z przekroczeniem śmiesznego płotku. Takiej, po której kładziesz się spać z wdzięcznością, że to tylko fikcja, zwykłe strachy na lachy.
Ta dziewczynka, która wcześniej uderzyła w pisk, teraz zaczęła po prostu głośno płakać. Najstarsza z grupy niepewnie kołysała w ramionach małego braciszka, lada moment mógł uruchomić własną syrenę. Morale potencjalnej załogi były zatrważająco niskie, zawisła też nad nimi wielka groźba - lada moment z otchłani okolicznych domostw mogły wynurzyć się głowy matek by wykonać kończący wszystko, ostateczny okrzyk - DO DOMU ALE JUŻ! Na razie jednak jeszcze do najgorszego nie doszło, a grupka, choć trochę przerażona, trzymała się razem i na miejscu.
- T-to Kraken jest - odezwał się wreszcie jeden z chłopców, nie bardzo wiedząc, skąd w ogóle to pytanie - I zżera naszą piłę! A Krakersika nie znam.
Dzieciaki trochę zszokowane przyjęły nowe porządki. Nie to, że Maname nie nadawała się do zabawy, z pewnością nie była dorosła, tutaj wszystko się zgadzało. Ale tak od razu zawłaszczyć sobie tytuł kapitana, gdy oni regularnie się o to spierali? Po minach znać było, że każdy z chłopców, a nawet niektóre dziewczynki, widząc w tym kluczowy problem. Coś jednak udało się osiągnąć - ta mała, co wcześniej się mazała, nareszcie zamilkła i teraz tylko stała, pociągając nieszczęśliwie nosem. Nie byli jednak w ciemię bici...
- Czyli kapitan skacze do środka? No dobra. Załogoooo - zakrzyknął znów ten chłopiec, mały cwaniak - jako zastępca kapitana wydaję rozkaz - poszukać czegoś, by zrobić super przeskocznię ponad morskim potworem. Ruszajcieee!
- Aaaye! - zakrzyknęły razem dzieciaczki, unosząc w górę zamknięte piąstki.
Rozbiegły się wszystkie, poza tą najstarszą z berbeciem w plecaczku. Rozłożyła bezradnie ręce, wychodząc z założenia, że sprawa jest oczywista i chyba Maname nie wyśle jej za to na deskę? Ostatecznie gotowa była pozostawić chłopczyka pod opieką niebieskowłosej kunoichi by dołączyć do kolegów w poszukiwaniach. Tak czy siak, maluch spał smacznie z kciukiem wciśniętym do buzi.
Po kwadransie wszystkie dzieci w komplecie znalazły się przed swoją kapitan. Ich zdobyczny ekwipunek przedstawiał się następująco:
- jedna deska, szeroka na jakieś trzydzieści centymetrów, długa na cztery metry
- jeden stołek na wysokich nogach, solidny ale mało stabilny na nierównej powierzchni;
- jedna pusta beczka średnich rozmiarów, sięgała Maname do pępka, ze środka dochodził nieprzyjemny zapach kiszonek,
- osiem metrów solidnie plecionego sznurka, bo przecież sznurek to zawsze dobry pomysł;
- garść maślanych ciasteczek - bo smarkająca dziewczynka nie umiała niczego znaleźć i przerażona, że zrzucą ją z deski, postanowiła choć w ten sposób okazać swoje zaangażowanie we wspólną sprawę.
Niektóre rzeczy przyniesione zostały zostały dwójkami, dzieci zaznaczyły też, że powinny je po wszystkim oddać na miejsca - oczywiście poza łakociami. Wszystkie spojrzały niepewnie na swoją kapitan. Co z ich misją? Czyżby musieli na zawsze pożegnać się z piłą?
Odległościowo sytuacja wyglądała następująco - od frontu do ściany domu było zdecydowaaaaanie zbyt daleko. Po obu bokach i z tyłu sytuacja przedstawiała się inaczej - dwa metry w linii prostej, trzy, jakby chcieć sięgnąć otwartego okna na piętrze, niecałe cztery do krawędzi dachu. Cokolwiek jednak planowali, nadal pozostawał problem z Krakenem, bo choć ogrodzenia (raczej) przeskoczyć nie mógł, to tworzonej na płocie konstrukcji dosięgnąłby bez trudu.
0 x
- Maname
- Postać porzucona
- Posty: 466
- Rejestracja: 12 sty 2019, o 12:42
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: - Ma na oko około 1.55 wzrostu
- Duże niebieskie oczy
- Jak się uśmiecha widać ostre zęby
- Granatowe włosy
- Strój w granatowych barwach - Widoczny ekwipunek: Torba, plecak, wyrzutnia shuriken, kabura na nóż.
- Link do KP: viewtopic.php?p=108888#p108888
- GG/Discord: Tario#3987/64789656
- Multikonta: Kabuki | Kayo
- Lokalizacja: Hanamura
Re: Dzielnica mieszkalna
Łatwo poszło, nie przypuszczałam, że objęcie władzy będzie takie proste. To po prostu coś we mnie, to... To... To coś po tacie. Urodziłam się by być kapitanem największego okrętu po tej stronie świata i dzisiaj będę mogła dowodzić swoją pierwszą załogą, o tak. Wszystko przebiegało wedle mojego planu, tego pierwszego bo drugiego, dalszego który zakładał jak przejdziemy na drugą stronę jeszcze nie wymyśliłam, ale to z czasem!
Wszyscy się rozbiegli, mam już nawet starszego oficera który będzie moim głosem pośród tej bandy, świetnie. Teraz tylko poczekać i zobaczyć co przyniosą. Tylko ta jedna... Eh, ona się nie ruszyła bo ma dzieciaka, pierwszy materiał na spacer po desce... Nie ważne, później będę się tym martwiła. Teraz kurcze jak się tam przedostać i nie zostać zjedzoną. Musiałam się dokładnie rozejrzeć w koło całego domu i ogródka by znaleźć miejsce jak najmniej oddale od tego płota. Ten płot był końcem i początkiem naszej przeprawy i musiała być ona jak najkrótsza i jak najbardziej stabilna. Rozglądałam się i zobaczyłam, że front nie będzie opcją. Musiałam znaleźć inne wejście, alternatywne. Odległość do okna z boku nie wydawała się za duża... Wyglądało jak najlepsze rozwiązanie.
Dotarli, moja załoga wróciła z łupami, przez chwilę chciałam być dumna z moich nowych kamratów, przynieśli całkiem niezłe sprzęty. Wtedy zaczęłam się po nich rozglądać, dotknęłam tej deski, wydawała się wystarczająco solidna by się pode mną nie złamać. Tylko czy jej wystarczy? Kolejny przynieśli stołek, na pewno będzie przydatny. Za chwilę osobliwie pachnącą beczkę z którą też nie wiem co zrobić... Sznurek? A na co mi tutaj sznurek? Przecież to się zaraz przerwie... A może... Nie wygląda to za dobrze albo nie mam planu, ale powiedziałam A to muszę powiedzieć i B.
- Dobrze, załogo, spisaliście się. - Musiałam podbudować ich morale. Wiedziałam jednak, że z wyskoczni nici, zbyt dużo niewiadomych. Potrzebowałam teraz czegoś innego, siły tej grupy.
- Z jednej strony powinniśmy sięgnąć tą deską do okna - Powiedziałam wskazując na nią. Wciąż jednak pozostawał problem utrzymania jej, to była dosyć długa dźwignia z którą mogli sobie nie poradzić co mogłoby doprowadzić do kłopotów.
- Dobra załogo! Mam plan. Musimy przełożyć te deskę przez ogrodzenie do okna, jest dłuższa więc powinna się zaprzeć pod kątem i nie spaść... Jeśli coś pójdzie nie tak to biorę to na siebie jako wasza kapitan! - Musiałam ich upewnić, że to ja tutaj rządzę i zejdę ze statku ostatnia jeśli coś się stanie. Ale mój plan przecież nie może się nie powieść.
- Wtedy musicie przywiązać tym sznurkiem tą deskę do płota, jak najmocniej, kilka okrążeń sznurem. Ktoś musi przy płocie ją trzymać by nie spadła, próbować utrzymać ją w takiej pozycji. Może nawet ustać na jej krańcu. Stołek i beczka przyda się wam do tego zadania. Jeszcze są ciastka. - Wtedy obróciłam wzrok na swojego pierwszego oficera. Spojrzałam na niego poważnie, uśmiechnęłam się i pokazałam ostre ząbki. On wiedział, że był w tej chwili tym drugim najbardziej odpowiedzialnym i to na własne życzenie.
- Powierzam ci bezpieczeństwo załogi jak mnie nie będzie. Weźmiesz też ciasteczka i póki będę na desce będziesz nimi odciągał uwagę Krakena. Rzuć mu kilka, byle był dalej od deski! - Tak brzmiały moje rozkazy, mogliśmy więc przystąpić do realizacji planu. Chciałam wierzyć w nową załogę, plan był dziurawy, mógł się jednak udać, kapitan zawsze schodzi ze statku ostatni i tak też będzie tym razem.
Jak już wszystko było mniej więcej przygotowane, to jest deska zaczepiona o budynek a pies zaczął zajadać się ciastkami mogłam próbować przejść na drugą stronę. Spodziewałam się, że prędzej czy później deska się przechyli... To była kwestia czasu. Wspięłam się na ogrodzenie i powoli stawiałam kroki na desce rozkładając ręce na boki, powinni byli ją w tej chwili przywiązać do szczebelków, wiecie, jak najmocniej, by im nie uciekła na boki, muszą zrobić kilka weżłów, może chwilę to wytrzyma... Jak tylko widziałam, że pies jest daleko to szłam spokojnie, nie kusząc losu, jeśli jednak coś poszło nie tak to ruszyłam szybciej, z chęcią przeskoczenia tej pozostałej odległości w razie najgorszej możliwej opcji, czyli ataku Krakersika albo spadającej deski. Liczyłam, że dosięgnę rękami okna a potem przy pomocy techniki uda mi się wspiąć dalej i znaleźć się w środku. Inny wariant zakładał zostanie kotem i dotarcia do ściany na cztery łapy.
- Musi się udać... - W końcu jestem najlepszą panią kapitan po tej stronie Hanamury, co nie?- Myślę - - Mówię-
0 x
- Miwako
- Gracz nieobecny
- Posty: 160
- Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
- Wiek postaci: 14
- Ranga: Doko
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=6501
- Multikonta: Suzu
Re: Dzielnica mieszkalna
Sashimi, brzdęk i krokodyle łzy
[ Maname - misja D ]
13No nie ma głupich. Jeżeli kapitan miał ryzykować życie przez potencjalną konfrontację z Krakenem, dzieciaki były zgodne oddać ten zaszczytny tytuł nowej, chyba trochę niemądrej znajomej. Kto by się tam pchał z własnej woli w zębiska tego potwora? Już mniejsza o piłkę, szkoda jej, mogą mieć problem ze zdobyciem nowej, ale trudniej o nową rękę, jeśli bestia ją odgryzie. Zabawkę się w końcu jakoś kupi.
Cała załoga zebrała się w linii, kraśniejąc od otrzymanej pochwały. Szczególnie wyraźnie można było dostrzec ulgę na twarzy dziewczynki od ciastek, bo przez chwilę wyglądało na to, że z niepewności i stresu gotowa jest znowu się rozryczeć. Najstarsza z ważną miną kołysała braciszka, skoro Maname nie chciała podjąć się chwilowej opieki nad nim, mogła tylko stać w miejscu i obserwować. Maluch posiadał zdecydowanie wyższy priorytet niż piłka.
Dalej jednak sprawy się trochę skomplikowały. Po pierwsze, Maname nie mogła ograniczyć się do wydawania poleceń, musiała im pomóc. Gdy tylko przenieśli się ze swoimi zdobyczami na boczną stronę domu, Kraken porzucił resztki poszarpanej piłki i dopadł do nich, ujadając groźnie. Gdy stawał na tylnych łapach, pyskiem niemal sięgał krawędzi płotu - przy wyskoku mógł zapewne chapnąć sobie dłoń podtrzymującą deskę, przełożenie sznurka pomiędzy sztachetami także okazało się wielkim hazardem. Maname musiała zrobić to sama, i to w chwili, gdy psiak zajęty będzie ciastkami.
Starszy oficer, sam siebie mianujący zastępcą kapitana, przełknął ślinę pełen złowrogich przeczuć. Nie cofnął się jednak, choć wyraźnie miał na to ochotę. Nie mógł speniać przy swoich kolegach, tym bardziej, że chodziło o karmienie bestii przez płot, nie bieganie z nią wewnątrz ogrodzenia. Brzmiało jak coś wykonalnego.
- N-no dobra - wydusił z siebie, próbując odzyskać pewny siebie wyraz twarzy.
Pierwszym problemem okazało się odciągnięcie uwagi Krakena od budowanej konstrukcji. Starszy oficer rzucił ciastko, potem drugie, krzyczał w kierunku psa, ten jednak kompletnie go ignorował. Ciągnęło go ku większemu zbiorowisku, tam, gdzie czuł strach i nerwy. Ciasteczkowa dziewczynka w końcu rzeczywiście się rozpłakała.
Wtedy jednak oficer zrobił coś, co odwróciło ich złą passę. Chłopiec, nie mogąc jedzeniem ani krzykami ściągnąć ku sobie bestii, zdecydował się wejść na płot, wyraźnie stawiając wszystko na ostatnią kartę. Przełożył nawet jedną nogę ponad ogrodzeniem i zachwiał się lekko. Wszyscy na chwilę wstrzymali oddechy. A Kraken, wielkie psisko ze sterczącą od jawnej agresji sierścią, przywarł na chwilę do ziemi, po czym zgrabnie odbił się od ziemi (pazurami przorał trawnik, kilka źdźbeł i grudek uniosło się aż w powietrze) i runął w kierunku starszego oficera. Wrzask wydarł się z kilku przerażonych gardeł, już nie tylko dziewczynki krzyczały. Kraken zamknął szczęki na bucie chłopca, ten jednak leciał już bezwładnie w tył, impet dosłownie wyłuskał jego stopę z niezbyt dobrze zawiązanego trzewika. Na skórze pozostało nabiegające krwią zadrapanie, ale to było głupstwo, nic w porównaniu z tym, co mogło się stać. Kraken z pasją zabrał się za prezentowanie wszystkim, jak dużo dzieciak miał szczęścia. Skórzany bucik darł się, wydając bardzo nieprzyjemny dźwięk.
To był czas na działanie! Deska na płot, udało się ją przywiązać tak, by nie jeździła im na boki. Postawiona w pionie beczka stanowiła podparcie od tyłu, trzeba jednak było ją trochę odsunąć od płotu, inaczej dzieci za bardzo się bały. Cała piątka zabrała się za trzymanie dechy, włącznie z tą małą, co teraz wyła cicho. Maname mogła wejść i postawić pierwszy krok. Do linii płotu w ogóle nie było najmniejszego problemu. Im dalej jednak, tym gorzej - przeciwwaga działała na jej niekorzyść, a maluchy nie były zdolne do odpowiedniego przytrzymania swego końca. Tyle dobrego, że przynajmniej oficer zdołał zająć Krakena ciastkami, po rozszarpaniu buta chętnie przerzucił się na słodkie prezenty. W połowie drogi Maname zmuszona była odbić się i wyskoczyć... ale przecież była shinobi, a to tylko metr z okładem. Palcami zdołała zaczepić się o framugę otwartego okna, a potem w swoim tempie była w stanie wspiąć się i przeleźć do środka. Okrzyk zwycięstwa rozległ się za jej plecami, załoga po kilku wypełnionych zgrozą chwilach tym mocniej świętowała swój tryumf. Bo przecież się udało. Pani kapitan znalazła się w środku.
W pokoju stał regał zastawiony muszlami, które ktoś najwyraźniej kolekcjonował. Znajdywał się tutaj też niski stolik, półka z kilkoma książkami i jakieś papiery. Czy Maname potrafiła czytać? Nie? No to nic nie wydało jej się tutaj interesujące.
Co innego w pokoju obok. Choć równie nieciekawie urządzony, na rozłożonym fuutonie kunoichi znalazła śpiącą osobę. Była to kobieta, młoda, o włosach jasnych jak piach na słonecznej plaży. I tak, była gruba. Nie tak bardzo jak Owaru, który bez zażenowania wypominał jej tuszę, ale ciało ukryte pod pościelą z pewnością nie należało do najpiękniejszych widoków. Co innego jednak powinno teraz zainteresować Maname. Nieprzytomna kobieta rozpalona była przez gorączkę, a z powodu kataru ciężko oddychała przez rozchylone, przesuszone wargi. Na stoliczku przy jej fuutonie stał koszyczek z różnymi woreczkami i kubek z resztką wody, najwyraźniej jakieś leki zdążyła już przyjąć. Spała teraz, próbując dać organizmowi siłę do walki z chorobą.
Zagadka została wyjaśniona. I co dalej, Maname?
0 x
- Maname
- Postać porzucona
- Posty: 466
- Rejestracja: 12 sty 2019, o 12:42
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: - Ma na oko około 1.55 wzrostu
- Duże niebieskie oczy
- Jak się uśmiecha widać ostre zęby
- Granatowe włosy
- Strój w granatowych barwach - Widoczny ekwipunek: Torba, plecak, wyrzutnia shuriken, kabura na nóż.
- Link do KP: viewtopic.php?p=108888#p108888
- GG/Discord: Tario#3987/64789656
- Multikonta: Kabuki | Kayo
- Lokalizacja: Hanamura
Re: Dzielnica mieszkalna
Patrzcie no, trzeba im jeszcze pomagać, myślałam, że będą mieli więcej doświadczenia i jak to każde z nich chciało niby być kapitanem a nie potrafią sobie samemu poradzić z zadaniem jak dla zwyczajnego majtka, he? Uh... Nie ważne, nie mam lepszej załogi, musi mi wystarczyć ta. Nie byli zbyt poradni, ja też nie miewam zbyt jasnych pomysłów. Chciałabym tylko by żadne z nich się nie rozryczało jak plan zacznie brać w łeb.
Plan, jak to plan okazał się wadliwy już od początku. Deska nie chciała pasować, pies przeszkadzał nam od samiuśkiego początku. Mieliśmy szczęście, że Krakersik był tylko psem i niezbyt ostrożnie wybierał swoje cele. Gdyby był mądrzejszy mógłby poodgryzać trochę łapek tym dzieciakom. Uff, jak to dobrze, że mi to nie grozi. Ale co jakby mnie wypił? Ugh, to dopiero okropna myśl... Wróć, wyrzuć to ze swojej głowy, no już, Maname! Klepnęłam się po twarzy i zabrałam się do dalszej roboty z układaniem i zawiązywaniem deski. Jak dobrze, że mieliśmy tą beczkę i stołek. Grupa oblężnicza jakoś sobie radziła, nie była to ocena na pięć z plusem ale zawsze. Oddział jednoosobowy dywersyjny natomiast nie osiągał zbyt wielkich sukcesów. Szlag by to wziął, pies powinien pokochać ciastka od razu, on jednak wolał męczyć nas w oddziale oblężniczym.
Pierwszy oficer to był dopiero amator kwaśnych jabłek, wiecie co? Miał w sobie coś... Nie wiem jak to określić... To uczucie gdy ktoś działa wedle planu a jednak... Coś jest nie tak i zamiast zrezygnować i się poddać to on ryzykuje bardziej, byle tylko osiągnąć sukces i zrealizować plan, by nie zawieść mnie. Ale teraz bredzę co? Wiecie, że gdy wszedł na to ogrodzenie to naprawdę się o niego zaczęłam martwić? Wstrzymanie oddechu to mało powiedziane, niemal zastygłam na chwilę gdy majtał się na tym ogrodzeniu. Sama nie krzyczałam jak inni, zasłoniłam usta myśląc o najgorszym... I co oni powiedzą jego mamie? Ja jej nie znam to mi nic do tego. Uff... Poradził sobie... Czekaj, czy to jego but? Zmrużyłam oczy przyglądając się temu co Krakenik mielił w swoim pyszczku, ha, to był but! No nieźle, ale przynajmniej nie straciłam swojego pierwszego kapitana ani nie trzeba go nazywać kuternogą. Naprawdę ulżyło mi ale to nie czas na ckliwe rozkminki, ruszam!
Ciasteczka okazały się na tyle skutecznym zajęciem uwagi potwora, że mogłam zacząć przechodzić na drugą stronę. Krok po kroku, moje obliczenia okazały się daremne, trzeba było odsunąć deskę, nie dziwię im się, bali się tego bydlaka w środku, cholerny Krakers i mi napędził stracha. A ta jedna płacząca tylko obniża morale bardziej, obyśmy mieli to zaraz za sobą. No to raz się żyje, stanęłam na tej desce obserwując dokładnie co robi pies, no i tak chciałam przejść do samego końca, nie było mi to jednak dane. Tak jak przeczuwałam, ci z tyłu nie wytrzymali i deska zaczęła lecieć w dół. Nie pozostało mi nic innego jak odbić się i doskoczyć... Miałam szczęście, że udało się pokonać tak duży kawałek drogi, złapałam się framugi, tak na styk. Ale ile to planów działało " na styk ". Liczy się ostateczny efekt a tutaj mamy sukces. Wczołgałam się do pomieszczenia przez okno i padłam na podłogę. Musiałam odetchnąć łapiąc jeden albo dwa oddechy. Przetarłam dłonią czoło, było gorąco a mogło być jeszcze goręcej.
Musiałam wstać i kontynuować swoją misję w jamie potwora samotnie. Załoga została tam, na bezpiecznym brzegu, bez wiedzy czy to przeżyje czy nie. Mimo to, wiwatowali zwiastując sukces i mojej, drugiej części zadania. Podniosłam się i wychyliłam lekko z okna. Pomachałam im by pokazać, że ze mną wszystko w porządku. Przyszła pora na rozglądanie się tutaj, po tej jaskini krakena i tuńczyka. Zbliżyłam się do regału zastawionego muszlami.
- Wooow, jakie one ładne - Zaczęłam przyglądać się każdej muszli z osobna. Wzięłam je w ręce i oglądałam, byłam delikatna, wiedziałam, że potrafią pękać. Nie mogłam ich jej zabrać, skoro miały własną wystawkę musiały być ważne, nie jestem tutaj po to by niszczyć czyjeś wspomnienia albo marzenia. Jak już sobie pooglądałam to zaczęłam dalej rozglądać się po tym pomieszczeniu który wyglądał na nie wiem... Przypominał trochę kajutę kapitana. Wiem jedno, zwoje! Eh, przydałoby się na to spojrzeć ale... Holender, ugryzłam się w wargę, nie chciałam zabierać wszystkiego, złapałam więc za kilka lezących kartek i jedną książkę i wpakowałam do swojej torby. Zapytam potem o czym to jest. Wyjście z pokoju musiało mnie uraczyć jakimś korytarzem po którym zechciałabym się rozejrzeć. Byłam teraz dłużna załodze zapłatę za służbę i straty. Dobra kapitan pamięta o dobru swoich ludzi, to też wparowałam spokojnie do pokoju ze śpiącym tuńczykiem. Zobaczyłam coś czego nie da się już odzobaczyć. Była wielka tak jak mówił szczerbaty! To strasznie komplikowało sprawę wiecie? No nic, ja swoje zadanie wykonałam. Wiem co z tą tłustą rybą się dzieje. Wciąż pozostaje kwestia powrotu i mojej załogi. Wzięłam więc kubek na wodę i poszłam się rozglądać po domu dalej, chciałam napełnić go do pełna by tuńczyk nie wysechł bez wody jak się obudzi. Przerwanie snu wiosennego tej rybci na dobre nie wyjdzie a i pewnie wiele nie pomoże. Zostaliśmy sami z problemem psa, piłki i zjedzonego buta a niech to!
Rozglądałam się dalej po domu, zarówno po kuchni jak i jakimś salonie. Może i zachowywałam się jak typowy szabrownik ale... Czym innym to było? Paradowałam po jej domu jak po swoim szukając jakiejś skrytki z ryo, portmonetki, albo jakiejś świnki czy czegoś. To nie tak, że chciałam zabrać chorej kobiecie oszczędności... Po prostu musiałam zapłacić załodze za służbę i wynagrodzić im straty, swoje własne też. Wiecie co najlepiej jest dostać? Złoto i inne kosztowności. Pewnie tuńczyk nie chowa tego za dużo a i biżuteria potrafi być bliska sercu, dlatego ograniczyłabym się do czegoś kompletnie niepozornego, może nawet i nie wartego zbyt wiele, wiecie, jakiś kandelabr albo inny świecznik ze srebra albo posrebrzany... Cokolwiek co wydawało się przynajmniej częściowo wartościowe. Nawet jeśli nie zmieściło się do torby to trudno, wzięłabym i tak. Byle na oko było to coś co zwróci nam koszta tej wyprawy. Na pewno w domu jest jakiś obrus w który mogłabym to wsadzić, prawie jak w worek mikołaja! Oby mnie tylko nikt nie złapał, bo jak niby wyjaśnię to nasze małe włamanie?
No dobra, co dalej? Teraz muszę się stąd jakoś wydostać. Trochę boje się wracać tą samą drogą, cholera wie co mnie spotka na tej desce znowu! Ale hej, jest inna możliwość. Zaczęłam wtedy rozglądać się za oknem albo drzwiami, po drugiej stronie ogródka. Tam gdzie nie było psa, albo był ode mnie wystarczająco daleko. Cztery czy pięć metrów raczej przebiegnę bez problemu nim mnie dopadnie. W końcu jest zajęty ciastkami i nie może pilnować wszystkiego w koło w tym samym czasie, prawda? Mam nadzieję, że moja załoga jeszcze mnie nie opuściła!- Myślę - - Mówię-
0 x
- Miwako
- Gracz nieobecny
- Posty: 160
- Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
- Wiek postaci: 14
- Ranga: Doko
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=6501
- Multikonta: Suzu
Re: Dzielnica mieszkalna
Sashimi, brzdęk i krokodyle łzy
[ Maname - misja D ]
15Udało się? Udało. Nie wyszło może idealnie, Maname zmuszona też była udzielić wsparcia swej załodze, ale ostatecznie znalazła się we wnętrzu domu Sachiko. Oby to był dom Sachiko. Chłopiec twierdził jednak, że nie zna żadnego Krakersika, a od czego jeszcze zdrobnieniem mogło być Krakuś? No... w zasadzie parę imion by się znalazło. Nie po to jednak pokonali tak trudnego przeciwnika, by teraz wątpić. Trzeba było wyjaśnić zagadkę nieobecności Sachiko, a przy tym nie zaszkodziło się może troszeczkę, tak tylko nieznacznie, wzbogacić...
Nie, to nie tak, że chciała zabrać chorej kobiecie oszczędności. Skąd. Czym jednak byłaby wyprawa bez skarbów? Pirackie serce domagało się łupu, a dom stał przed kunoichi otwarty - właścicielka spała, pogrążona w głębokim śnie, przerażający strażnik pozostał na zewnątrz. Maname postanowiła, że tak z pustymi rękami do swej załogi powrócić nie może, choć raczej nikt się po niej czego tak naprawdę nie spodziewał, a i dzieciom w domach trudno będzie wyjaśnić, jak weszli w posiadanie obcych przedmiotów. Czy przypadkiem nie przyniesie to więcej szkody niż pożytku?
Niebieskowłosa odnalazła kuchnię, gdzie z wysokiego dzbana mogła uzupełnić wodę w szklance. Przy wielkim piecu, nad którym wisiał rząd garnków i rondli, stał regał obłożony misami i talerzami. W koszyczku spoczywało kilka par naprawdę ładnie wykonanych pałeczek, ich tył posiadał wymalowane morskie motywy. Na wyszorowanym stole nie było obrusu, cóż, mieszkanie prezentowało się dość biednie. W koszyku znalazło się kilka jabłek i jedna trochę poczerniała gruszka. Poza kuchnią na parterze znajdywała się jeszcze toaleta, tam jednak naprawdę nie było sensu zaglądać.
Co tu przedstawiało jakąkolwiek wartość? Może książki, ale trzeba było kogoś czytającego żeby jakoś świadomie z nich wybrać. Przy powrocie do pokoju Sachiko z wodą Maname dostrzegła też kościany grzebień, w który zaplątany był pojedynczy jasny włos. Na pierwszy rzut oka wyglądał dość prosto, ale na jego powierzchni ktoś wyrzeźbił finezyjnie wygiętą kobietę z rybim ogonem - syrenę. Wyglądało to naprawdę ładnie. Poza tym na regale spoczywało kilka monet. I... w sumie tyle. Niespecjalny dom w niespecjalnej okolicy.
Sachiko wydała z siebie ciężkie westchnienie, ale się nie przebudziła. Dziewczyna mogła skupić się na ewakuacji - jej zadanie przecież nie dobiegło jeszcze końca, po wydostaniu się z mieszkania musiała jeszcze wrócić do Prazentu i poinformować o wszystkim oczekującą na wieści właścicielkę knajpy. A wcześniej jeszcze czekała jej własna załoga.
Bo czekali, owszem. Przejęci swym zadaniem nie ruszyli się z miejsc, choć starszy oficer z niepokojem meldował zbliżający się koniec ciastek. Spoglądali po sobie nawzajem, przerażeni tym, że ich nowa koleżanka mogła spotkać w środku coś jeszcze gorszego niż kłapiący wielką szczęką Kraken.
Pospieszne oględziny pozwoliły przekonać się, że tylnych drzwi nie było. Tak samo z oknami. Cały tył budynku był ślepy, każda boczna ściana posiadała jednak dwa okna - zarówno na górze, jak i na dole. Mogła więc skakać z góry - na ziemię lub na deskę, choć w ten sposób ryzykowała tragedią, bo dzieci wciąż tkwiły uczepione drugiego końca. Mogła też wymknąć się z poziomu parteru, wszystkie okna bez problemu poddawały się otwarciu. Wystarczyło pokonać dwa metry do ogrodzenia i przeskoczyć ponad nim, robiąc to szybciej niż pies - kaszka z mleczkiem, prawda? Cóż, był skupiony na kimś innym, Maname mogła z okna dostrzec jego tył, zakończony kosmatym ogonem. To musiało się udać!
0 x
- Maname
- Postać porzucona
- Posty: 466
- Rejestracja: 12 sty 2019, o 12:42
- Wiek postaci: 17
- Ranga: Akoraito
- Krótki wygląd: - Ma na oko około 1.55 wzrostu
- Duże niebieskie oczy
- Jak się uśmiecha widać ostre zęby
- Granatowe włosy
- Strój w granatowych barwach - Widoczny ekwipunek: Torba, plecak, wyrzutnia shuriken, kabura na nóż.
- Link do KP: viewtopic.php?p=108888#p108888
- GG/Discord: Tario#3987/64789656
- Multikonta: Kabuki | Kayo
- Lokalizacja: Hanamura
Re: Dzielnica mieszkalna
Nigdy nie przypuszczałam, że wybieranie łupu będzie takie kłopotliwe... Zawsze ładownia była wystarczająco duża by pomieścić wszystko! Szlag, mam tylko swoją torbę i muszę wybrać całkiem mądrze bo jeszcze nici z łupu! Papiery zabrałam, nie wiem co na nich jest ale zawsze coś ważnego. Może właścicielka królika sobie poczyta. Wyprawa była kosztowna więc muszą być i zyski, nie ma innej możliwości. Kuchnia, tutaj zawsze trzyma się fajne zastawy i inne rzeczy, szkoda, że nie mam miejsca w swojej torbie na zabieranie tak delikatnych przedmiotów. Wszystko się komplikuje, powinnam wcześniej wziąć torbę by w razie czego móc wziąć więcej. Wiecie co? Zapamiętam sobie, torba na łup to podstawa. Te wszystkie misy... Rondle, nic się nie zmieści... O a to co? Pałeczki? Całkiem fajne, ale czy powinnam? Złapałam je wtedy w ręce przyglądając im się dosyć dokładnie. Poczułam wtedy taki dreszcz przechodzący mi po plecach, jakby nie byłam pewna czy chce je zabrać.
Ścisnęłam je lekko w dłoniach i mimo tego uczucia wsadziłam do torby, miałam nadzieję, że mi przejdzie, kurcze... Jak tatko kazał pakować łup to było jakoś... Łatwiej, wiecie? Nie towarzyszyło mi to dziwne uczucie. To nie było wszystko co skrywał w sobie wiklinowy kosz, albo zrobiony z czegoś innego... Był pełen owoców, to jest łup jaki ucieszy wszystkich, chociaż... Nie zwróci mojemu kapitanowi butów, ugh... Mama go pewnie zabije, muszę coś wymyślić. Wróciłam na górę z koszykiem oraz wodą, postawiłam kubek pełny na miejscu gdzie stał. Niech nie umrze z pragnienia. Wtedy dostrzegłam grzebień, niby zwyczajny ale jak go dotknęłam to wydawał się inni i zaraz... Czy to syrena? Musiałam go ze sobą wziąć, takie grawery zawsze są sporo warte. Na chwilę zapomniałam o tym uczuciu które pojawiło się ponownie, wtyknęłam go do torby, tak samo jak pałeczki. Trochę się denerwuje, czy to dlatego, że teraz ja jestem kapitanem i dzielę łupy? Zdobywam łupy?
Monety, tak, monety też musiałam zabrać, jak tylko je zobaczyłam to wiedziałam, że to będzie najlepsza droga dla mojego pierwszego oficera. Może na coś wystarczy, nie znam się za bardzo na cenach... Ile tego jest? Raz... Dwa... Trzy... osie... pięć... Nie ważne, policzymy dokładnie na dole, siup do torby. Tuńczyk zasapał, tak jakby wyzionęła ducha, na całe szczęście jeszcze żyła i nikt nie posądzi mnie o morderstwo albo zabójstwo na tle rabunkowym, nie dałabym im się tak łatwo! No dobrze, czas się stąd wydostać. Zeszłam na parter do jednego z okien jakie widziałam, prowadziły do bocznej strony tej niezbyt bogatej posesji. Otworzyłam okno i wybiegłam licząc, że piesio mnie po drodze nie dorwie, był zajęty ciastkami... Chyba?
Po wyjściu darowałam sobie zamykanie okna, zwyczajnie podbiegłam do płotu i starałam się przejść na drugą stronę. Powinno się udać, prawda? Tak czy inaczej, jeśli pies był blisko to musiałam coś zrobić, wtedy też przerzuciłam koszyk na drugą stronę i sama docisnęłam się do przerw między ogrodzeniem, zrobiłam to całkiem mocno inaczej zmiana mogła by nie zadziałać... Skropliłam się na tyle by przeniknąć drewniany płotek. Powinno wystarczyć a ja... Musiałam być już po drugiej stronie.
Będąc po drugiej stronie musiałabym się pozbierać, bez znaczenia czy byłam przez chwilę kałużą czy nie. Podreptałam do swojej nowej załogi, nie byłam zbyt szczęśliwa z tych łupów. Nie wiem czy oni by byli. Dlatego jak tylko do nich dotarłam to rozejrzałam się po wszystkich sprawdzając czy wszystko z nimi w porządku. Wydawało się, że tak, a oni chyba się cieszyli z udanej misji.Ukryty tekst
- No więc, kamraci! Dobra robota! Stanęliśmy dziś na wysokości zadania i pierwsza nasza wyprawa okazała się sukcesem, misja wykonana, są łupy. Kapitan o was nie zapomniała i dla was też coś ma! - Pierwsze słowa które skierowałam w ich kierunku podnosząc w górę koszyk z dumą. Nie byłam naprawdę dumna z tego co zdobyłam, liczyłam na więcej, dużo więcej. Podałam koszyk tej najstarszej z dzieckiem, może ona powinna rozdzielić łupy sprawiedliwie.
- Sprawiedliwy podział łupów koleżanko, to twoje zadanie! - Wtedy też sięgnęłam do swojej torby wyciągając kilkadziesiąt monet. Tych z domku tuńczyka, nieco brzęczały mi w dłoniach jak je wyjmowałam, zastanawiałam się przez chwilę co powinnam powiedzieć. Nie udało nam się uratować ani piłki ani buta, to była częściowa katastrofa wypełniona strachem. Przyglądałam się przez chwilę mojemu oficerowi, tak się zastanawiałam... I wiecie co? Zasłużył na przytulasa. Nim dostał ode mnie pieniądze to rzuciłam mu się na szyję, mówiąc w tej chwili całkiem cicho w jego kierunku - Gdyby nie twój heroizm to Krakers rzuciłby się na nas wszystkich, nie bałeś się - On naprawdę był odważny, trochę szalony... Takiego pierwszego oficera mi trzeba w mojej załodze. Dobre morale załogi to jedna z kilku podstaw sukcesu na morzu, musiałam sprawić by czyli się dobrze z tym co zrobiliśmy i jak to zrobiliśmy.
Po krótkiej chwili mogłam mu już dać spokój, kilka monet, kilka monet więcej powędrowało do niego, liczyłam, że wystarczy na nowe buty i częściowy podział łupów, jeśli starczyło to chciałam by każdy dostał chociaż odrobinę za swoje wysiłki. Za wyjątkiem tego małego czegoś w plecaku.
- Dobra załogo! Oddajcie co zabraliście by nie było potem kłopotów! - Mówiłam z podniesioną piąstką do góry, tak jakbym chciała ich zagrzać do posprzątania. Jasne, że zamierzałam im pomóc z deską. Wiecie, odwiązać i wciągnąć z powrotem za ogrodzenie. To już była jednak chwila w której ja musiałam się zbierać do tamtej gospody.
- Ja... No... Muszę już się zbierać, ale wpadnę jeszcze! - Powiedziałam i jeśli nie zatrzymywali mnie zbyt długo to poleciałam drobnym chodem przez miasto w kierunku lokalu z którego mnie tutaj przywiało.
Powoli opuszczałam tą dzielnicę i kierowałam się znowu w kierunku portu, nie wierzę, że trwało to tak długo, ile czasu faktycznie minęło? Może to ten stres i odpowiedzialność za załogę tak na mnie działa.
- Czuje się... Czuje się trochę zmęczona - Zastanawiałam się ile razy mój tatko tak się czuł, jak można do tego przywyknąć? Nie zrobiłam przecież nic takiego a już siły mnie opuszczają... Może to ten grzebień i te pałeczki? Zagryzłam lekko nerwowo wargę bo nie opuszczało mnie to dziwne uczucie przez całą drogę do lokalu. Jak byłam już na miejscu to wzrokiem poszukałam bezzębnego Owaru. Chciałam wiedzieć gdzie jest, potem poszłam do lady i miałam gdzieś kolejkę jeśli tutaj była. Znowu odezwałam się pierwsza do właścicielki.
- Te, dlaczego mi nie powiedzieliście, że ten pies to potwór, co? Moja załoga i ja mieliśmy nie małe kłopoty na miejscu! A Sachiko... Sachiko jest chora, nie wiem kiedy wyzdrowieje, może powinnaś ją odwiedzić dzisiaj. Nie wiem czy to coś ważnego ale leżało na biurku, odda jej to pani - Wtedy wyciągnęłam te kilka papierów które zwinęłam ze stołu, pokazałam je starowince. Najlepiej by było jakby je ode mnie wzięła i tamtej oddała, chociaż ciekawa byłam co tam jest nabazgrane. To miał być dowód, że widziałam tuńczyka i nie kłamałam.- Myślę - - Mówię-
0 x
- Miwako
- Gracz nieobecny
- Posty: 160
- Rejestracja: 15 paź 2018, o 18:20
- Wiek postaci: 14
- Ranga: Doko
- Link do KP: http://shinobiwar.pl/viewtopic.php?f=32&t=6501
- Multikonta: Suzu
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 6 gości